Spleen
kocham w niedzielę rano wielkie miasta i brązowy cukier w szybkich barach
wysokie stołki sobotnie ślady szminki na cienkim szkle
klientów zmroczonych gdy opowiadają jak córeczce plastrami przykleją
do nóżek papcie żeby nie ściągała
(jak palą dziecięce piżamki łamią drewniane koniki rozrywają latawce)
kocham główne dworce wrzątek kawy Americano przeciągi na peronach
precle i obwarzanki z makiem wchodzą w zęby jest czym pluć
kocham wielkie miasta bilbordy z Teksasem
i macho z cienkim Marlboro i konie i wielkie cycki blondynki
kocham taksówki przed myjnią w niedzielę o 4.30 rano
kocham kwiaciarki które zasnęły od czerwcowych maciejek w chiken barach
keczup czerwony kocham jak tampony ob napęczniałe od rosy na trawnikach
kocham sos czosnkowy w kolorze ecri
tramwaje pożądania kostki brukowe asfalt przy twarzy
kocham kobiety które całują się na czerwonym świetle
Zamiast bajki
początek bajki:
za górami za lasami mała dziewczynka ma już teraz swoją małą dziewczynkę
w gimnazjum w biodrach jak wierzba rozrosła się szybko
w zerówce przychodziła bez lalek z czarnymi oczkami
z warkoczykami myszka do moich małych dziewczynek
które teraz mają swoje dziewczynki
moczyła się czasem nocami
bawiły się dziewczynki w tatę i mamę nie było chłopczyków żołnierzyków
w barach na skwerach ławkach przy fontannie krwawili ze świeżych tatuaży
z imion dziewczynek matek ojców skurwysynów konkubinów
PSM na sercu na żebrach
co ich obchodziła ta mała dziewczynka
że płacze
dwie czerwone wiśnie na wspólnej gałązce
śnili chłopcy z gimnazjum
koniec bajki:
żyli długo i szczęśliwie w Sztumie
tamte dziewczynki dalej czekają a ich dziewczynki
bawią się chińskimi lalkami
Przepowiednia
nigdy po mnie nie przyjedziesz chodzę spać gdy kury jeszcze grzebią w ziemi
i różowe baranki na niebie jak Rubens żywe mięso cherubinków
amorków ze strzałą w twoje serce sama bawię się jak de Niro
w ?Łowcach jeleni? i strzelam strzelam i zapala się lampa uliczna
przed moim oknem
ty po piątym piwie (na dalszej prowincji niż moja) już nie spuszczasz wody w toalecie
drzewa owocowe zjadają robaki od korzeni za chlewikiem dyszą króliki
(te z historii której nie znasz gdy królika kat podobny do ciebie albo do tamtej kobiety
trzymał przed śmiercią za uszy)
nigdy nie przyjedziesz po mnie nie prowadzisz po piwie i po śmierci królików
ani przed dojrzewaniem czereśni
Genowefa Jakubowska-Fijałkowska ? ur. w 1946 roku w Mikołowie. Autorka pięciu tomów wierszy: Dożywocie (1994), Pan Bóg wyjechał na Florydę (1997), Pochylenie (2002), Czuły nóż (2006), Ostateczny smak truskawek (2009). W roku 2010 wydała wybór wierszy z lat 1994-2009, i wtedy minie twoja gorączka. Wiersze publikowała między innymi w ?Akcencie?, ?Odrze?, ?Frazie?, ?Kwartalniku Artystycznym?, ?Wyspie?, ?Śląsku?, ?Opcjach?, ?Arkuszu?, ?Twórczości?, ?Zeszytach Literackich?, ?Arkadii?, ?Toposie?, ?Red?, ?Migotaniach, przejaśnieniach?. Wiersze autorki są tłumaczone na język czeski, serbski, słoweński, niemiecki, angielski. W roku 2006 była stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
ostatni wiersz wstrzasnal mna najbardziej. No i biograficzna notka, bo nazwisko nie bylo mi znane przed emigracja, i teraz tez nie. Przyznaje sie do ubytkow w podstawowym wyksztalceniu. Ale to nie sa wiersze, ktore poleciloby sie z czystym sumieniem dziewczynce z gimnazjum. Nawet wiersze powinny miec jakas granice wiekowa, jak filmy czy programy. Nie mowi przeze mnie pruderia, tylko troska o dziecinstwo (to cos takiego, jak zagrozony gatunek roslin czy owadow).
Poczytam sobie wiecej wierszow Pani, bo nie chce, zeby moje wrazenie po tych trzech powyzszych utrwalilo sie na zawsze.
Niemniej pozdrawiam serdecznie, i chyle czola za kunszt, gniew, pasje i witalnosc – rayuell