ffffound.com

ffffound.com

Pejzaże Gabriela Leonarda Kamińskiego? Ciekawy to tomik. Poezja całkiem inna od tej doświadczanej obecnie, czuć w niej jeszcze dawne lata, malowniczą obrazowość, rytmikę, jasność wywodu, dbałość o reguły składniowe. Niecodzienna jest treść książki ? pejzaże. Zdawać by się mogło, że to gatunek przeznaczony na wyłączność dla malarzy, że możliwości poety są na tym polu, delikatnie mówiąc, ograniczone. W pewnym sensie to prawda. Przy całej mojej miłości do liryki ? pisarz nigdy nie odda wrażeń wzrokowych w sposób mogący się równać z malarzem. Jego opisy nie sięgną doskonałości i harmonii, dajmy na to, pejzaży XVII wiecznych holenderskich mistrzów. Posiadają jednak poeci inny atut, który w wierszu objawić się może, jak chyba w żadnej innej formie sztuki ? nieograniczone bogactwo języka. Ich pejzaż nie musi ograniczać do małego wycinka krajobrazu. Może poeta jednym wierszem, a nawet jednym celnym dystychem, zgrabną metaforą sportretować całe państwo, kontynent, może nawet świat, łącząc w swym dziele czas i przestrzeń, doznania wzrokowe, słuchowe, zapachowe, smakowe, nawet dotykowe?  Ma więc poeta coś, w czym możliwości malarza okazują się w jakimś stopniu ograniczone. Artysta farby i pędzla jest tu zdany na symbole, alegorie, brak mu nieskończonego bogactwa możliwości jakie dają słowa.

Z tego właśnie nieprzebranego skarbca pełnymi garściami czerpie Gabriel Kamiński, zabierając swego czytelnika w ujmującą imaginacyjną podróż po Europie, od Hiszpanii, aż po ukraińskie Kresy.  Wędrówka to nie tylko przestrzenna, także czasowa, także artystyczna. Pejaże pełne są kontaminacji, dzięki którym możemy oglądać Rzym zarówno w czasach Caravaggia, jak i Felliniego, Grecję czasów bohaterskich, lecz także współczesną, Paryż, po którym tymi samymi ulicami spacerują dekadenci i Appollinaire. Technika pisarska Kamińskiego przypomina mi płótna Paula Gauguina, jego metodę polegają na przetwarzaniu krajobrazów przez wyobraźnię, własne wewnętrzne wzruszenia, osobiste impresje.

Także nastrój wierszy zgromadzonych w Pejzażach przywołuje w mojej wyobraźni kontrowersyjnego, francuskiego impresjonistę. Czuć z nich spokój, melancholię, która jednak, co jakiś czas burzona jest nagłym grzmotem, potężnym doznaniem.  To jak rejs statkiem przy brzegach Jałty, kiedy siedzi się spokojnie na ławce i rozkoszą delektuje zmysłowy krymski krajobraz, za którego nagle niczym Jaskółcze Gniazdo wyłania się burząca wszelką sielankowość fraza Srebrnica od świtu czekała na autobusy. Albo jak spacer po galerii, gdzie kolejno na ścianach wiszą obrazy Giotta i Duccia i nagle ukojenie ich harmonią obraca w niwecz gwałtowne płótno Caravaggia, wers Panie, ocal we mnie Prowansję. I tak przerwy, chwila melancholii, rozmarzenia, a zaraz po nich nagły zryw, niepozwalający się oderwać, burzący wcześniejszą sielankowość, a jednocześnie, przez kontrast, jeszcze mocniej wtapiający ją pamięć. Warto się wczytać.

By jednak tego doświadczyć, trzeba ten spokój i melancholię Kamińskiego przyjąć, zaakceptować poezję, która chce nas epatować synestezją wrażeń, swoim powolnym rytmem wprowadzać w świat wyobraźni, odległe krainy, słowami skrzętnie budować rozległe pejzaże. Gabriel Kamiński, jeśli mogę tak powiedzieć, pisze obrazy albo maluje wiersze. Nie szczędzi słów, przymiotników, epitetów by nakreślić nostalgiczną atmosferę swych wewnętrznych wędrówek. On nas nie porywa, on wyciąga rękę i zaprasza, kusząc rytmicznie i spokojnie oddychającymi krajami, jakie malował po części swą wyobraźnią, po części przeczytanymi książkami i widzianymi obrazami.  Amatorzy szybkich i gwałtownych wrażeń, brutalnych doznań szybko się więc zbudzą, nie rozsmakują się w daniu, które serwuje im Kamiński, nie odnajdą swojego miejsca w tych długich tekstach, w tej Europie, która rozlewa się meandrami między Pirenejami a przełęczą Godarda?

Pisał wiele lat temu w przepięknej Modlitwie Pana Cogito ? podróżnika Zbigniew Herbert: Dziękuję Ci Panie, że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny/ a jeśli to jest Twoje uwodzenie jestem uwiedziony/ na zawsze i bez wybaczenia. Swoim tomikiem Kamiński powtarza to ujmujące prostotą i szczerością wyznanie. Pochyla głowę nie tyle przed Bogiem, co przed pięknem świata, płacze nad jego tragizmem, nad zniszczonymi pejzażami. Zawsze jednak wraca do tych pięknych i czarujących. I nie musi wcale wsiadać do pociągu czy samolotu. Zamyka oczy i rozpoczyna po raz kolejny swoją nieustającą lekcję wyobraźni. Warto się do niego przyłączyć i uczyć się tej trudnej sztuki ? sztuki podróży z zamkniętymi oczyma. Pejzaże to pierwszy krok na drodze.

Paweł Bernacki

Gabriel Leonard Kamiński, Pejzaże, Atut, Wrocław 2008.

Książka do kupienia w wydawnictwie Atut, Mamiko i dobrych księgarniach.

Pejzaże Gabriela Leonarda Kamińskiego? Ciekawy to tomik. Poezja całkiem inna od tej doświadczanej obecnie, czuć w niej jeszcze dawne lata, malowniczą obrazowość, rytmikę, jasność wywodu, dbałość o reguły składniowe. Niecodzienna jest treść książki ? pejzaże. Zdawać by się mogło, że to gatunek przeznaczony na wyłączność dla malarzy, że możliwości poety są na tym polu delikatnie mówiąc ograniczone. W pewnym sensie to prawda. Przy całej mojej miłości do liryki ? pisarz nigdy nie odda wrażeń wzrokowych w sposób mogący się równać z malarzem. Jego opisy nie sięgną doskonałości i harmonii dajmy na to pejzaży XVII wiecznych holenderskich mistrzów. Posiadają jednak poeci inny atut, który w wierszu objawić się może, jak chyba w żadnej innej formie sztuki ? nieograniczone bogactwo języka. Ich pejzaż nie musi ograniczać do małego wycinka krajobrazu. Może poeta jednym wierszem, a nawet jednym celnym dystychem, zgrabną metaforą sportretować całe państwo, kontynent, może nawet świat, łącząc w swym dziele czas i przestrzeń, doznania wzrokowe, słuchowe, zapachowe, smakowe, nawet dotykowe? Ma więc poeta coś, w czym możliwości malarza okazują się w jakimś stopniu ograniczone. Artysta farby i pędzla jest tu zdany na symbole, alegorie, brak mu nieskończonego bogactwa możliwości jakie dają słowa.

Z tego właśnie nieprzebranego skarbca pełnymi garściami czerpie Gabriel Kamiński, zabierając swego czytelnika w ujmującą imaginacyjną podróż po Europie, od Hiszpanii aż po ukraińskie Kresy. Wędrówka to nie tylko przestrzenna, także czasowa, także artystyczna. Pejaże pełne są kontaminacji, dzięki którym możemy oglądać Rzym zarówno w czasach Caravaggia, jak i Felliniego, Grecję czasów bohaterskich lecz także współczesną, Paryż, po którym tymi samymi ulicami spacerują dekadenci i Appollinaire. Technika pisarska Kamińskiego przypomina mi płótna Paula Gauguina, jego metodę polegają na przetwarzaniu krajobrazów przez wyobraźnię, własne wewnętrzne wzruszenia, osobiste impresje.

Także nastrój wierszy zgromadzonych w Pejzażach przywołuje w mojej wyobraźni kontrowersyjnego, francuskiego impresjonistę. Czuć z nich spokój, melancholię, która jednak, co jakiś czas burzona jest nagłym grzmotem, potężnym doznaniem. To jak rejs statkiem przy brzegach Jałty, kiedy siedzi się spokojnie na ławce i rozkoszą delektuje zmysłowy krymski krajobraz, za którego nagle niczym Jaskółcze Gniazdo wyłania się burząca wszelką sielankowość fraza Srebrnica od świtu czekała na autobusy. Albo jak spacer po galerii, gdzie kolejno na ścianach wiszą obrazy Giotta i Duccia i nagle ukojenie ich harmonią obraca w niwecz gwałtowne płótno Caravaggia, wers Panie, ocal we mnie Prowansję. I tak przerwy, chwila melancholii, rozmarzenia, a zaraz po nich nagły zryw, niepozwalający się oderwać, burzący wcześniejszą sielankowość, a jednocześnie, przez kontrast, jeszcze mocniej wtapiający ją pamięć. Warto się wczytać.

By jednak tego doświadczyć, trzeba ten spokój i melancholię Kamińskiego przyjąć, zaakceptować poezję, która chce nas epatować synestezją wrażeń, swoim powolnym rytmem wprowadzać w świat wyobraźni, odległe krainy, słowami skrzętnie budować rozległe pejzaże. Gabriel Kamiński, jeśli mogę tak powiedzieć, pisze obrazy albo maluje wiersze. Nie szczędzi słów, przymiotników, epitetów by nakreślić nostalgiczną atmosferę swych wewnętrznych wędrówek. On nas nie porywa, on wyciąga rękę i zaprasza, kusząc rytmicznie i spokojnie oddychającymi krajami, jakie malował po części swą wyobraźnią, po części przeczytanymi książkami i widzianymi obrazami. Amatorzy szybkich i gwałtownych wrażeń, brutalnych doznań szybko się więc zbudzą, nie rozsmakują się w daniu, które serwuje im Kamiński, nie odnajdą swojego miejsca w tych długich tekstach, w tej Europie, która rozlewa się meandrami między Pirenejami a przełęczą Godarda?

Pisał wiele lat temu w przepięknej Modlitwie Pana Cogito ? podróżnika Zbigniew Herbert: Dziękuję Ci Panie, że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny/ a jeśli to jest Twoje uwodzenie jestem uwiedziony/ na zawsze i bez wybaczenia. Swoim tomikiem Kamiński powtarza to ujmujące prostotą i szczerością wyznanie. Pochyla głowę nie tyle przed Bogiem, co przed pięknem świata, płacze nad jego tragizmem, nad zniszczonymi pejzażami. Zawsze jednak wraca do tych pięknych i czarujących. I nie musi wcale wsiadać do pociągu czy samolotu. Zamyka oczy i rozpoczyna po raz kolejny swoją nieustającą lekcję wyobraźni. Warto się do niego przyłączyć i uczyć się tej trudnej sztuki ? sztuki podróży z zamkniętymi oczyma. Pejzaże to pierwszy krok na drodze.

Paweł Bernacki