Czy krytyk może ?mówić za poetę??
Co znaczy ?mówić za poetę??
Ile razy ? jeśli nie zawsze, zwłaszcza w wypadku szczególnie porywających, fascynujących tekstów ? u czytelnika pojawia się chęć powiedzenia czegoś ?za poetę?, ?zamiast? niego, z jego miejsca lub w jego imieniu? Nad specyfiką tego zjawiska, które często przyjmuje formę żądania czy wręcz roszczenia, a które można tu uchwycić tylko na wysokim poziomie ogólności, pochyla się wielu współczesnych filozofów i krytyków. Przedmiotem ich zainteresowania jest zarówno mechanizm ?zajmowania miejsca? autora, poety czy Innego, jak i konsekwencje takiego działania, jego prawomocność i etyczny wymiar.
Jednak na marginesie tej fascynującej refleksji warto zastanowić się nad innym odczytaniem pierwotnego pytania, które będzie zapewne nadinterpretacją, chociaż zdaje się je podpowiadać odkrywana w języku intuicja. Bowiem czy mówienie za poetę nie jest też mówieniem w określonym kierunku ? w przestrzeń za nim; do kogoś (bądź czegoś, bądź niczego), kto stoi z tyłu? Jakie są konsekwencje nadania temu działaniu określonego wektora, osadzenia go w tak nakreślonej metaforyce przestrzeni?
Liczba ruchów, których późna nowoczesność oczekuje od autora, jest zadziwiająca i przytłaczająca ? dość powiedzieć, że mocny poeta powinien jednocześnie mówić i poruszać się niejako przed siebie, w siebie i poza siebie; pozostając nieco obok siebie, ale zawsze przy sobie i przy Innym, do którego także ma się zwrócić (i od którego ma się jednocześnie odchylać oraz dystansować). W gąszczu wektorów, w obliczu tej wielkiej liczby ruchów, szczególną rolę może odkrywać i odgrywać ten, kto mówi za autora, niejako do tyłu, po trosze – ubezpieczając tyły.
Ale zatrzymanie się na tym stwierdzeniu wniosłoby do tekstu niewiele. Zdaje się, że można drążyć jeszcze nieco głębiej, szukając metafory bardziej obrazowej, bardziej inspirującego tropu.
Jeśli poeta „wyłania się” z czegoś – ze swojej kultury, języka, konkretnej wspólnoty czy nawet całokształtu własnego dzieła, swojego oeuvre – to mówienie za niego jest wiązaniem tego szerokiego tła z pojedynczością wiersza, odkrywaniem ich antytetycznego napięcia, nasłuchiwaniem dialogu. Mówić za poetę to przerzucać spojrzenie za niego, za jego silną figurę; na drugą stronę przestrzeni podzielonej jego obecnością.
W ten sposób można powstrzymać się przed całkowitym wymazaniem jego sylwetki, przed iluzorycznym jedynie zniesieniem podziału, a jednocześnie ujrzeć i ukazać obszar, nad którym twórca już nie panuje. Czytelnik wychodzi więc przed autora i obraca się do niego, staje z nim twarzą w twarz; jednak nie spogląda mu w oczy, patrzy nad ramieniem poety.
To bowiem wtedy i w tym miejscu ostatecznie zostaje zerwany kontakt wzrokowy. Życzliwe i straszne oblicze autora traci ostrość, a czytanie traci – przekraczając ją, wychodząc na zewnątrz – swoją intymność; czy raczej gubi ją, po to tylko, by odtąd ciągle poszukiwać, pozostawać w ruchu. Mówienie za poetów nie jest w tym sensie metodą czy narzędziem, sposobem czytania, ale zdarzeniem „dziejącym się” w lekturze (a także: zdarzeniem, w którym i przez które lektura się dzieje).
Nie ma podstaw, by twierdzić, że musi ono zaistnieć. Czyha jednak ? zarówno na autora, jak i na czytelnika ? tam, gdzie wiersz okazuje się doświadczeniem szczególnie istotnym i pociągającym.
Paweł Kaczmarski
(Powyższy krótki tekst, w prawie identycznej postaci, ukazał się niedawno w ?Ósmym Arkuszu Odry? [Odra, 7-8/2010]. Przy tej okazji polecam cały numer i ?Ósmy Arkusz? w ogóle.)