A ty się skąd tu wzięła mileńka? Z zachodu? Ta usiądź i gadaj tu dziadkowi, co cię do naszych Doktorców przygnało. Chrabąszczów szukasz? I taki kawał drogi ty przyjechała za nimi? Chabrów, zajęcy też? Na co ci tego dziecinko szukać, toż to żadne skarby. Popytamsie Jaśka od Bojczuków, kłusownik najpierwszy u nas, może choć zająca gdzie widział. No bieda, bieda. Bocianów, to ile dusza zapragnie, ale chrabąszcze? Ty mi tu nie płacz za nimi. Znikli i już.
Mamuniu, wyjmij to szybko, znowu Karol nawrzucał mi coś za bluzkę i i to coś łazi. Oj, córciu – to tylko chrabąszcze ? patrz, jak się boją. Wyniesiemy je na ogród, są takie śliczne. Ohydne, mamuniu, a z Karolem to się już nie będę bawić , tylko z Olkiem.
Bo widzisz, mileńka – teraz, to teraz. Tamto już było. Ty nie znajdziesz siebie dziewczonki, tak jak ja nie znajdę mojej Natalki w zbożach i wianka jej nie naplotę z chabrów i wina z nich już nie napijemsie. Zbierał jak chabrowych kwiatów, cukrem zasypywał i w butel kład. Ta nie smuć się, widać chrabąszcze i te ziela delikatniejsze od ludzi, że znikli. Może poszli tam, gdzie lepiej; a mnie skąd to wiedzieć, gdzie? Bo życie to walka, mileńka. Ty dziadka słuchaj – pazurów trza, a nie wierszów. Abo ja wiem, czego tak się porobiło? My tu trochu inaczej żyjem – wolniej i w spokojności. Ja taki mądry z telewizji, przecież się z Doktorców nie ruszał już z trzydzieści lat. A na co mi?
Oj mamuniu, a można w domu trzymać biedronki? Bo ja bez nich nie mogę. Ani, ani. Samiutka. Nie pozwól wujkowi skosić zboża, zabije moje kwiatki.
Jaka ty durna, mileńka. Jak dziadek gada, że nie ma, to się znaczy, że nie ma. Siedemset kilometrów ty jechała, no ludzie! Ta wracaj na ten swój zachód, dziadkowi adres zostaw – poszukam może ja czegoś dla ciebie. No się nie ciesz zawczasu, tylko mnie uściskaj i czekaj. Jak będziesz wracać, zajedź jeszcze nad Narew – ja słyszał, że tam maki byli niedawno w życie. No, nie ściskaj tak mocno – kości stare, łatwo połamać. Oj, ty by się u nas nadała, energiczność u ciebie w sam raz. Tu masz jabłek na drogę i leć, bo pekaesy u nas dwa na dzień tylko. Z Bogiem, mileńka.
Mirka Szychowiak