Została sama. Wszystko było posprzątane. Mysz wróciła do siebie a Kret wciąż nie kończył pracy w tunelu. W telewizji leciał program o okrutnych zwierzętach, szympansy organizowały polowania na jakieś mniejsze, bezbronne małpki, otaczały je, zabijały i pożerały ? nie dało się tego oglądać. Calineczka pomyślała, że napisze coś w pamiętniku, ale w głowie tak mocno utkiwła jej ta krwawa wizja, że nie potrafiła sklecić nawet jednego zdania. Kręciła się po wszystkich pomieszczeniach, jak jakaś mucha czy bąk, nie mogła znaleźć sobie miejsca, zdecydować się, gdzie usiąść. Weszła do gabinetu Kreta. Możliwe, że ciekawość pchała ją tam od samego początku, ale przez pewien czas broniła się przed nią, powstrzymywała ją jej przyzwoitość. Nie mogła powiedzieć, żeby Kret zabronił jej tam wchodzić, nic z tych rzeczy. Mimo to, Calineczka czuła się nieswojo, jak jakiś szpieg. Czy jestem wścibska? Czy postępuję źle, niewłaściwie, nie fair? Zadała sobie to pytanie i w myślach przyznała, że tak ? jest okropna. Mimo to nie wycofała się z gabinetu. Usiadła na fotelu Kreta. Coś było z nim nie tak, oparcie poddało się bez najmniejszego oporu plecom Calineczki i wychyliło zdecydowanie za bardzo do tyłu. Poprawiła je ? wróciło do poprzedniej pozycji, ale cały czas pozostawało niepewne, niestabilne. Postanowiła się nie opierać. To był fotel biurowy, na kółkach. Pokręciła się chwilę w lewo i w prawo. Zanuciła piosenkę, którą pamiętała z dzieciństwa.
Głodny tygrys
chciał coś zjeść
lecz nie wiedział,
gdzie jest sklep,
widzi kozła, woła HEJ!
Zjem kolację, będzie lżej!
Powiedz koźle, bracie mój,
gdzie jest zastawiony stół?
Kozioł wziął nogi za pas,
tygrys za nim ruszył w las…
Ciekawość Calineczki powoli zwyciężała nad wyrzutami sumienia. Szuflady biurka były zamknięte, ale kluczyk do nich znalazła bez problemu ? leżał w pojemniku ze spinaczami. Na moment zamarła w bezruchu, nasłuchując odgłosów dochodzących z dołu. Oceniła, że Kret jest wystarczająco daleko. W pierwszej szufladzie znalazła tylko czyste kartki papieru, musiał tam leżeć od dawna, bo były już lekko poszarzałe. W drugiej było o wiele ciekawiej. Sporo kartek pocztowych, przeważnie od rodziny, świadectwa szkole, na których były prawie same szóstki i piątki, tylko raz, w piątej klasie z zachowania Kret dostał ocenę naganną. Pod świadectwami znalazła dyplomy z zawodów pływackich, było ich mnóstwo. Wreszcie, na samym dnie leżało tableau wykonane na zakończenie szkoły podstawowej. Większość twarzy na zdjęciach była zamazana długopisem, okrutnie pokreślona, czyste uchowały się tylko dwa: Kreta i jakiejś dziewczyny. Ciekawe, czy ze sobą chodzili? Albo może Kret tylko się w niej podkochiwał, nieszczęśliwie, bo nigdy nie miał odwagi zaprosić ją do tańca? ? zastanawiała się Calineczka. Nazwisko dziewczyny było starannie zamazane, niestety. Była bardzo ładna.
Kiedy Kret wrócił, od razu udał się do łazienki. Calineczka pomyślała, że jest na nią o coś obrażony, przeraziła ją myśl, że w jakiś sposób dowiedział się, wyczuł, że szperała w jego gabinecie. Uspokoiło ją dopiero jego wołanie, zapraszał ją do siebie bez jakiegokolwiek cienia wrogości. Byłem brudny, jak jakiś górnik wracający z szychty, cały unorany ? powiedział, wypuszczając wodę z wanny i nalewając do niej świeżą. Calineczka przykucnęła obok. Kret na chwilę zanurzył się cały. Jako dziecko pływałem w kreciej drużynie sportowej, nazywaliśmy się Czarne Rekiny. Byłem czempionem, miałem doskonałe wyniki ? powiedział po wynurzeniu. Rodzice chwalili się mną, opowiadali wszystkim o moich sukcesach. Na zawodach zdobywałem medale. W końcu, pewnego razu pojechaliśmy z rodziną nad jezioro. To była rodzina brata mamy. Wtedy pierwszy raz w życiu zobaczyłem jezioro, w klubie pływało się tylko w basenie. Sparaliżował mnie strach. To było potworne uczucie, lęk. Wszyscy czekali, aż błysnę, zademonstruję swoje umiejętności. Brat mamy zaproponował nawet, że będzie się ze mną ścigać, dodał, że zdaje sobie sprawę, że z takim zawodowcem jak ja nie ma szans… Kret znowu zanurzył się. Chcesz wejść do mnie? ? zaproponował Calineczce, wyłaniając się na powrót z wody. Nigdy wcześniej nie złożył jej takiej propozycji. Chciała odmówić, powiedzieć, że już się dzisiaj myła, ale on zachęcił ją zdecydowanym ruchem, spojrzał na nią prosząco, wzrokiem, któremu się nie odmawia. Wiesz, co się okazało? Lęk przed otwartą wodą sparaliżował mnie, nie potrafiłem nawet zamoczyć stopy w jeziorze ? wrócił do swojej opowieści. Przerażał mnie brak linii, które miałem w basenie, tego wytyczonego toru, jezioro było dla mnie jakąś straszliwą, nieokiełznaną masą. Zamiast ścigać się z wujem, uciekłem w krzaki, chciałem zapaść się pod ziemię, zakopać, co to był za wstyd… Calineczka, która zdążyła się już rozebrać i teraz ostrożnie wchodziła do wanny, w pierwszym odruchu chciała zapytać, czy ten lęk mu pozostał, czy jednak się przełamał i teraz Kret potrafi już pływać w jeziorze albo i morzu, ale nie wiedziała, czy ten temat jednak za bardzo go nie gryzie. Zamiast tego postanowiła też do czegoś się przyznać. Usiadła po drugiej stronie wanny, przy czym nie było to zbyt wygodne rozwiązanie, bo za plecami miała kran i przez niego nie mogła się swobodnie oprzeć. Pan Kret zaproponował nawet, że może z nią się zamienić miejscami, ale nie, to było zupełnie bez sensu, zaoponowała. Wiesz, ja z kolei poszłam na egzamin na kartę pływacką, chociaż nie umiałam pływać. Ani trochę ? wyjawiła. Kret zrobił wielkie oczy. Serio, nie umiałam ani trochę, nawet nigdy się nie uczyłam, ale obie moje przyjaciółki, dwie najbliższe, szły na egzamin, więc też poszłam, głupio mi było się przyznać, że nie pływam. I co? Kret patrzył na nią z niedowierzaniem. Ale nie myśl o mnie jak o wariatce ? poprosiła. Kiwnął głową, dając do zrozumienia, że wiadomo, nie będzie. One obie zdały, pływały jak foki, a kiedy przyszła kolej na mnie, wskoczyłam do wody, nie wiem, co sobie wyobrażałam, nigdy wcześniej nie wskakiwałam do basenu, ani na chwilę, rzuciłam się, bo nie widziałam innego wyjścia. Poszamotałam się, nałykałam wody, w końcu, stanęłam i się pobeczałam. Na szczęście w tym miejscu było wystarczająco płytko. Kret zaczął chichotać, więc jeszcze raz zastrzegła: nie myśl o mnie, jak o wariatce, obiecałeś ? przypomniała. Jej prośba nie przyniosła rezultatu. Do końca kąpieli wyczuwała w spojrzeniu Edgara ironię. Tłumaczył, że to ogólna wesołość, radość z tego, że siedzą sobie razem w wannie, ale ona wiedziała swoje. (W pewnym momencie chciała już nawet wypalić: wcale nie wiem, co jest dziwniejsze, nie umieć pływać i mieć odwagę rzucić się do basenu czy być doskonałym pływakiem i bać się wody ? ale ugryzła się w język.) Tymczasem on zapytał ją, czy nie potrzebuje do wanny kapoka, albo, może lepiej będzie, jeśli kupią jej takie nadmuchiwane, dziecięce koło ratunkowe. W kształcie kaczuszki, żabki… albo jeszcze lepiej, krokodylka. Calineczce zrobiło się przykro, pożałowała, że zdradziła mu swoją tajemnicę. Obiecała sobie, że więcej już nie powtórzy tego błędu. Jeszcze podczas kolacji czuła na sobie rozbawiony wzrok Edgara. Zjedli tuńczyka z puszki i poszli spać.
Adam Kaczanowski