Niepełnosprawni rybacy, którzy pracowali dla Babiszonowej, zniknęli z Zawistowa, jak kobiety, dzieci, ptaki, psy i zwierzęta leśne. Byli przyuczeni do zawodu i wykonywali swoją pracę z gorliwością i uczciwością, na jaką stać tylko psychicznie chorych, otrzymując w za-mian wypłatę, za którą mogli sobie pozwolić jedynie na kupno papierosów i słodkich batoników. Oni, pensjonariusze kliniki dla nerwowo i psychicznie chorych w Cieciorce, zostali starannie wyselekcjonowani z grupy najzdrowszych, to znaczy nielękających się wody, (poza tym bali się wszystkiego) przez doktora Altbackenbrota, i skierowani do pracy w ra-mach resocjalizacji zdrowotnej.
Szef kliniki o obco brzmiącym nazwisku, to nikt inny, a sam magister farmacji Babiszon, brat Babiszonowej, właścicielki przedsiębiorstwa rybackiego, który prowadził kiedyś prywatny Salon Odchudzania Metodą Stresu w Cieciorce. Jego postać jest niezwykle barwna i może odegrać ważną rolę w rozwiązaniu zagadki oddzielenia od świata Zawistowa, więc warto przytoczyć tu kilka faktów z jego życia. Po klęsce interesu, z powodu śmierci jego ukochanego, spasionego psa, który spadł ze schodów i swoim dramatycznym zejściem wystraszył pacjentki, mimo dobrych wyników w terapii odchudzania, polegającej na utrzymywaniu w otyłych kobietach stresu za pomocą alkoholu i pistoletu, zajął się astrofizyką, a szczególnie upodobał sobie komety. Jako amator w tej dziedzinie, nie obciążony wiedzą (przeczytał jedną książkę), twierdził, że warkocz minerałów krzemianowych w atmosferze ulega ,,obróbce? tlenowej i jako drobny pył nie ulega spaleniu, a dociera jednak do Ziemi. Wysnuł z tego teorię, że krzemian ma bezpośredni wpływ na organizmy żywe, a w szczególności na organizm ludzki. Głosił, że u człowieka, który go wchłonął występuje wzmożony pociąg do alkoholu. Pierwsze tego typu objawy Babiszon zauważył u siebie dziesięć lat temu. Został mianowicie zbombardowany pyłem krzemianowym (na stacji benzynowej w Okonku) w takim stopniu, że był bliski omdlenia. Dopiero półtora litra wina wprowadzonego do organizmu osłabiło działanie owej lotnej substancji. Od tego czasu systematycznie neutralizuje w sobie pozostałości komety, co skutkuje doskonałym samopoczuciem. Jego pasja i samozaparcie zawiodły go do samego Wiednia, na sympozjum kometologów, gdzie jako jedyny astrofizyk-amator został dopuszczony do wygłoszenia referatu na temat wpływu pyłu krzemianowego na mieszkańców Zawistowa. Z oratorskim rozmachem udowodnił, że najbardziej na kuli ziemskiej cierpi z powodu przelotów komet, właśnie owa niewielka miejscowość. Ludzie tu najwięcej piją, a ci co nie używają trunków alkoholowych, jako lekarstwa, są na marginesie i odznaczają się niezwykłą złośliwością i charakterologiczną patologią. Z Austrii wrócił w specjalnym wagonie sypialnym, wykupionym mu przez rozentuzjazmowanych naukowców, którzy zrobili zrzutkę na jego cześć, na bankiecie kończącym owo zebranie specjalistów. Dostał także od nich dyplom i kartę wstępu honorowego członka Klubu Astrofizyków mieszczącego się w Londynie. Kilka lat czekał naiwny na zaproszenie (i na bilet na samolot) z zagranicy, gdyż nie miał pieniędzy na wyjazd. Nie wiedział, że zainteresowanie jego osobą było jednorazowe, lecz pamięć o jego teorii nie zgasła i jest do dziś tematem licznych anegdot na bankietach posympozjalnych w różnych miejscach na świecie, a także pomogła narodzić się nowemu oryginalnemu toastowi, wznoszonemu whisky, winem i szampanem: ,,Na krzemian!?, a także zapoczątkowała zwyczaj zapraszania astrofizyków-amatorów z różnych krajów, mających w swym dorobku umysłowym oryginalne, a nawet szalone teorie z dziedziny astrofizyki.
Magister farmacji Babiszon, vel doktor Altbackenbrot, zmienił zainteresowania i zajął się w klinice leczeniem alkoholików, neurotyków i schizofreników, a także, pod nazwiskiem Gururu, założył w Okonku Ośrodek Terapii Miłosnej Multisex.
Właśnie tam, Babiszonowa, postanowiła zorganizować wyprawę, gdyż ryby zaczęły śmierdzieć. Z powodu braku niepełnosprawnych rybaków, dogadała się z Karbidzielem i Gwizdonem. Załadowali swoje warzywa i soki pomidorowe do trzech łodzi i odepchnęli się od pomostu wiosłami.
? Stójcie! ? krzyknął nagle Karbidziel. ? Trzeba nam wziąć trochę koniaku i wódki, bo coś mi się wydaje, że z Multiseksu odcięło knajpę. Alkohol teraz może być w wielkiej cenie.
Babiszonowa go poparła i wręczając klucz od magazynu, zwanego szumnie ,,hangarem?, rozkazała:
? Weź wózek i załaduj do pełna.
Wyskoczyli z łódki i pognali do hangaru. Wyciągnęli stamtąd wózek na gumowych kołach i ruszyli pod górę, w stronę willi Eudajmonia.
Adalski widział ich z tarasu, gdzie siedział z Manciatarolą.
? Świat się skurczył, jednak dni i noce są takie same. Wszystko co dobre stąd uciekło; oby światło pozostało z nami do końca ? rzucił kolejną myśl.
Spojrzała mu głęboko w oczy, kładąc powłóczyście na swojej piersi wysmukłą dłoń.
? Nasz świat się ciągle rozszerza i niesie nas ku nowemu, więc nie zginiemy.
Wymiana myśli między nimi trwała już kilka godzin i z upływem czasu stawali się sobie coraz bliżsi.
Na dziedziniec wpadli mężczyźni z wózkiem.
? Panie Adalski, płyniemy do Okonka zahandlować. Potrzebujemy trochę alkoholu ? poprosił Gwizdon.
? Bierzcie ile chcecie i tak rozwaliliście kłódkę, a miało być pod kontrolą ? rzekł z pretensją.
Karbidziel ukłonił się Manciataroli.
? Niech magazyn będzie nadal tutaj, bo pan zawsze jest w domu.
Adalski zawołał Globka i Pijajkę, którzy spali w ogrodzie. Karbidziel z Gwizdonem zdziwili się widząc mordercę Wójcicy. Powstał w ich głowach zamiar, aby go skrępować i zamknąć w piwnicy, przytrzymać do czasu otwarcia na świat Zawistowa i przyjazdu policji. Lecz widząc za jego pasem siekierę, dali za wygraną.
? Nic nie kombinujcie, bo wam to źle wyjdzie na zdrowie ? warknął Globek, kładąc dłoń na obuchu siekiery.
Załadowali cały wózek koniakiem i wódką. Karbidziel wspiął się po schodach na taras i całując w rękę Manciatarolę spytał:
? Płyniemy do Okonka także w celach badawczych, czy nie ciekawi, panią i pana, co tam się stało?
? Tam jest podobnie jak u nas ? odparła Manciatarola.
? Niekoniecznie. W Multiseksie bywają tęgie głowy i może oni już znaleźli wyjście.
Adalski wstał, wpatrzył się w cypel na jeziorze.
? Jadę ? powiedział niespodziewanie, spoglądając na Manciatarolę prosząco.
? Jeżeli bardzo pragniesz, to jedź ? odpowiedziała.
Pijajko, Globek i Adalski pomogli Gwizdonowi i Karbidzielowi przy zjeżdżaniu z góry obciążonym ponad miarę wózkiem. Nawet siła pięciu mężczyzn niewiele pomogła w wyhamowaniu pojazdu, pędzącego w dół asfaltową szosą. Można było tylko go spychać silnym kopniakiem, gdy zbaczał z wytyczonego kursu. Mężczyźni asekurowali wózek nawet przy hałaśliwym wjeździe na most i przy spektakularnej wywrotce na plaży przy jeziorze. Kilka butelek się stłukło, lecz reszta miękko wylądowała w gorącym piasku. Oni także się wywalili, zanosząc się śmiechem. W Zawistowie od wielu, wielu lat nie słyszano i nie widziano takiej wesołości. Nawet Babiszonowa zaniosła się rechotem.
Wypłynęli w dobrych nastrojach. Pijajko szumnie oznajmił, że obejmuje komendę nad drugą łodzią, co mężczyźni skwitowali kpiną, ale on się tym nie przejmując, wszedł na dziób i wy-ciągając ręce w stronę Babiszonowej, zanucił marynarską pieśń:
? Po morza fali młoda żeglarka,
Po morza fali samotnie mknie,
A za nią, za nią druga łódź płynie,
Z niej młody żeglarz wychyla się.
Czemuś tak z dala, młoda żeglarko,
Czemuś tak z dala od łodzi mej?
Miłość jest naszym wielkim marzeniem
Kto ją odtrąca, ten robi źle.
Babiszonowa uśmiechnęła się i mrugnęła do swoich towarzyszy.
? Szkoda, że nie jesteś żeglarzem, bo gdybyś nim był, poznałbyś, co to miłość żeglarki!
Na środku jeziora zdjęli buty, gdyż słońce paliło tam bardziej niż w Zawistowie.
? Co wy robicie? ? wykrzyknęła zdegustowana wonią. Zatkała nos. ? Natychmiast zakładajcie te swoje człapaki, bo zemdleję!
? Ja od dziada pradziada mam ,,sery? ? wyjawił Pijajko, wdziewając jednak buty.
? Ja też ? przyznał się Gwizdon. ? Mój dziadek podjadał skórę ze stóp, bo podobno dobra na zęby i na wywołanie ruchu jelit.
Babiszonowa przewróciła oczami, uniosła ręce w błagalnej prośbie.
? To przez waszą grzybicę odizolowano nas od świata! ? krzyknęła z udawanym patosem.
Adalski, siedząc w drugiej łodzi spytał z odwagą:
? A pani szanowna tego nie ma?
? Ja?! ? oburzyła się. ? Ja mam stópki palce lizać, czyściutkie i zadbane.
? No bo pomyślałem sobie, że jak wszyscy śmierdzą, to nikt nie czuje ? nie ustępował Adalski, puszczają oko do Gwizdona.
? No właśnie ? poparł go Karbidziak.
Babiszonowa wstała i wspierając się dziarsko pięściami pod boki, ryknęła:
? A ja czuję wasze smrody, to znaczy, że nie mam!
Pijajko odepchnął się wiosłem od burty Babiszonowej łodzi i pochylił się nad Gwi-zdonem, który włożył stopy do ciepłej wody zalegającej dno.
? Może i ona grzybicy nie ma, ale za to posiada mniejszy mózg i wątrobę, jak każda baba.
Gwizdon rozejrzał się. Babiszonowa z mężczyznami byli daleko, więc zarechotał złośliwie.
? To prawda. Mają słabe głowy do picia i nic nie wymyśliły na tym świecie. Faceci nawet skonstruowali im biustonosz.
? Dlatego tak jest, bo im nic nie przychodzi do głowy. Gdy często używasz mózgownicę, to ona nieraz sama ci coś podsunie genialnego ? podsumował Pijajko.
Babiszonowa miała jednak dobry słuch a woda, jak wiadomo, niesie, i dzięki temu wszystko słyszała co o niej mówili.
? Ty, Pijajko stul dziób, bo mogę ci przypomnieć jak współżyłeś z muchą.
? Cooo?! ? zdziwili się mężczyźni na obu łódkach.
Kobieta spojrzała na nich z pogardą.
? Chcecie wiedzieć, jak to się robi z muchą? ? spytała, rozglądając się wokoło z miną triumfatorki. ?Tuczy się ją cukrem, obrywa skrzydełka, następnie wchodzi się do wanny i sadza się ją na męskim grzybku. I to biedne, okaleczone zwierzątko, otoczone zewsząd wodą, nie mogąc zejść ani odfrunąć doprowadza, ciągłym chodzeniem, chcąc nie chcąc, ten diabelski organ płciowy do rozkoszy. Tak samo jest z nami, kobietami, którym tuż po ślubie obrywacie skrzydła, to znaczy, zabieracie marzenia.
Wszyscy zamilkli. To ci dopiero wyuzdanie! Babiszonowa zarechotała ubawiona.
? Sam Pijajko mi to opowiedział po pijanemu, a wyczyniał te rzeczy, gdy siedział w więzieniu za kradzież wina.
? To jakiś bajer ? odezwał się Twardzisz. ? W więzieniach nie ma wanien.
Poczerwieniały ze wstydu Pijajko plasnął wiosłem w taflę jeziora.
? Ja tego nie robiłem, to mój kolega z celi się chwalił.
Babiszonowa wróciła na dziób łodzi.
? Z muchą współżyć… ? mruknęła z pogardą, mając za plecami wszystkich mężczyzn.
Dopłynęli do cypla, zacumowali łodzie przy brzegu, zaplątując liny o głazy. Na łące stał błyszczący śmigłowiec, pomalowany w różowo-białe paski przypominający spodnie od piżamy. Drzwi były otwarte, na pulpicie sufitu pulsowała czerwona lampka.
? Czyżby ktoś stamtąd przyleciał? ? zastanawiała się głośno Babiszonowa.
Mężczyźni rozeszli się w poszukiwaniu oznak życia. Adalski wszedł do obszernego, dwupiętrowego domu i zatrzymał się przed drzwiami, na których wisiała tabliczka z napisem ,,Retro-sex?. Wśliznął się niepostrzeżenie do sali wypełnionej ludźmi ubranymi na biało, siedzącymi w wygodnych fotelach i patrzącymi w stronę sceny, gdzie w scenerii hiszpańskiego ogrodu znajdowały się dwie postacie ? kobiety i mężczyzny, ubranych w siedemnastowieczne stroje.
Wymknął się cicho z budynku i zwołał wszystkich.
? Tam są. Oglądają jakiś spektakl, jakby nic się nie stało.
Przemknęli się chyłkiem przez drzwi i na palcach podeszli do sceny. Zgromadzeni ludzie zauważyli ich przybycie, obdarzając ich łagodnymi spojrzeniami. W powietrzu unosił się aromatyczny zapach konwalii.
Zjawił się przy nich, odziany w jedwabną szatę, łysy mężczyzna. Był to Gururu. Podszedł do swojej siostry, wziął ją pod ramię i poprowadził na stronę.
? Co tu robisz? Nie powinnaś tu być, to nie dla ciebie ? wyszeptał.
Babiszonowa tupnęła nogą.
? Nigdy nie traktowałeś mnie jak kobietę. Ja też chcę obejrzeć, co tu wyprawiasz!
Gururu ukłonił się jej, jak obcej damie i wrócił do przybyłych.
? Witam państwa. Jestem Gururu ? skinął głową, lecz nie podał ręki, jak to czynią mężczyźni.
Przedstawili się z nieśmiałością, temu grzecznemu człowiekowi, z którego biła powaga i mądrość. Każdy wyciągnął rękę, a on podał im do uściśnięcia swoje kościste paluszki. Gururu pogardzał tymi człowieczkami, trudniącymi się rolnictwem, rybactwem i handlem. Swoim rozwiniętym intelektem sięgał dalej i głębiej, niż ci mali dorobkiewicze, zatracając przy tym poczucie moralności, które wydało mu się od dawna zbędnym balastem człowieka wyższego umysłu.
? Wiem skąd jesteście. Niektórych z was znam, gdyż widziałem przez okno, gdy dostarczaliście towar do Multiseksu. Niestety, po tym, co się stało, nasz personel zniknął i musimy sobie radzić sami. Brakuje nam żywności, a wiemy, że wy ją macie. Proponujemy wam dobry interes. Możecie korzystać z naszego ośrodka w zamian za ziemniaki i ryby ? to mówiąc wskazał swą wiotką dłonią na wielkoformatowe zdjęcia wiszące na ścianach, przestawiające pozycje seksualne przypisane do znaków zodiaku. ? Od seksu zależy zdrowie człowieka. Gdy zanika chęć do współżycia osoba ludzka gaśnie i wystawia się na wszelkie choroby ? dodał pryncypialnie.
Ze sceny dobiegł dialog toczony między kobietą a mężczyzną, więc Gururu przystawił palec do ust i ściszonym głosem powiedział:
? Zachęcam was do obejrzenia tej romantycznej scenki, ukazującej wielki spryt mężczyzny pragnącego kobiety, która nie może w pełni ulżyć mu w cierpieniu, gdyż jest w trakcie leczenia.
? Pozwól, chociaż trochę, Stopbello! ? poprosił Oteros.
? Nie wolno, Oterosie, bom jeszcze nie zagojona!
Po krótkiej kłótni bohaterów przedstawienia, gdzie kobieta odrzuciła zaloty, a mężczyzna, trzymając się za serce poszedł po rozum do głowy, to znaczy skrył się w kącie i zaczął myśleć, na scenę wszedł chłopiec posuwający się bokiem, noga za nogą, niosący przed sobą planszę z napisem: STUDNIA W REMONCIE.
? O, pani! Czy jest na świecie taka studnia, co by nie ugasiła pragnienia, gdy w niej woda się mieni? Czy jest na świecie taka kobieta, co by nie napoiła spragnionego, gdy w niej miłość istnieje? ? wypowiedział swą kwestię Oteros, zjawiając się niespodziewanie przy boku zatroskanej Stopbelli.
Babiszonową urzekł brzmiący z patosem głos aktora. Znalazła miejsce na widowni, to znaczy cofając się, cofając, klapnęła na zwolniony przed chwilą fotel, który zajmował mężczyzna z załzawionymi oczami. Nieszczęśnik wprowadził się już w romantyczny stan, lecz musiał salwować się ucieczką, gdyż zad Zawistowianki parł bezwzględnie na niego, aby go zmiażdżyć.
? Daj łyczek wody, o pani, spragnionemu mężczyźnie, co na kolanach przed tobą się słania i o ugaszenie pragnienia prosi ? rzekł Oteros, padając na kolana. ? Czy godne jest odmawiać małżonkowi zaślubionemu po sam grób? ? dodał agresywnie, lecz widząc nadąsaną minę żony, zmienił ton. ? O, pani! W tobie jest miłość całego świata, nie skąp jej temu, co nisko chyli przed tobą siwą głowę i prosi ? powiedział słodko, zdejmując ze Stopbelli wierzchnie okrycie.
Ich oczom ukazały się kształtne piersi kobiety. Globek, Adalski i Pijajko usiedli na podłodze i zadarli głowy.
? On, to znaczy ja ? aktor wskazał na siebie palcem ? nie bierze ciebie jak dzikus, a jak szlachetny człowiek, zachowując szacunek wielki i zamiar swój upiększając we wszelkie formy grzecznego wychowania. Czy odmówisz swemu słudze kropli wody, czy nie napoisz małżonka, litość swą okazując? ? ciągnął dalej Oteros, kładąc swą żonę na łóżku i ściągając z niej pantofle i suknię.
Babiszonowa wydała z siebie chrząknięcie, które oznaczało że podoba się jej takie podejście do sprawy, to znaczy najbardziej przypadło jej do gustu kajanie się Oterosa. A stojący opodal Karbidziel i Kamieniak roześmiali się rubasznie, z tego mianowicie, że przypomnieli sobie miny swoich żon branych bez ceregieli.
? Przecież zrobisz dobry uczynek, ratując mą duszę wypełnioną pożądaniem. Oczyścisz moje serce i oczy z grzesznej żądzy do innych kobiet. Chwała ci pani za łaskawość i przyzwolenie ? zaćwierkał aktor, zdejmując z bioder kobiety bieliznę, a następnie błyskawicznie zrzucił z siebie całe odzienie, czym wywołał głośny rechot Kamieniaka.
? Chwała ci za kilka kropel, którymi zwilżysz moje spragnione usta. Niech ci studnia twoja służy jako dowód twej wspaniałomyślności. Będę czerpał z niej do końca mych dni i choć teraz jest w remoncie…. ? aktor przerwał kwestię, lecz po chwili przemówił, zabarwiając swój szept tonem szczególnie miłosnym, co wywołało dreszcz u Babiszonowej. ? Znajdź sposobik, jak to czynią sprytne białogłowy, jak spuścić wiadro, aby nie poobijać ścian i napoić pałającego miłością. Niech ci westchnienie nasyconego będzie nagrodą za twoją dobroć i spryt. Niech ci miłość rozjaśni oblicze, przed którym będą chyliły głowy wścieklice, które nie dają spragnionym, niech porazi je twoja napełniona słońcem twarz! ? wykrzyknął do jej ucha mąż i przesunął rękę z jej brzucha na udo.
Gwizdon trącił łokciem Karbidziela.
? O co mu chodzi? Gdzie ta studnia w remoncie?
? Nie wiesz, co to studnia? ? zdziwił się jego towarzysz. ? Chociaż się nie dziwię, bo twoja stara to ma zamiast studni lej po bombie.
Gwizdon nagle pojął w czym rzecz.
? Skąd wiesz, co ma moja stara? ? zrobił się agresywny.
Oteros, słysząc ich rozmowę, odwrócił się w ich stronę i ze złym okiem wyszeptał:
? A gdybyś, o pani, zechciała przyjąć moje prośby i pozwoliła mi pocałować swe usta jedwabne, a potem dała mi w ręce swoją śnieżnobiałą kibić, ja bym swemu rumakowi pozwolił tylko muskać pyskiem płatki twojej róży u studni. A żebyś się nie bała, że skoczy do niej, podłóż pod niego swą rączkę miłą (abyś mogła w każdej chwili chwycić go, gdy się znarowi), a on się oprze na niej i lekko grzbietem ocierał się będzie o brzeg studni, zbierając jeno krople.
To powiedziawszy poczekał, aż urzeczona jego wykwintnymi słowami małżonka zrobi to, o co prosił, a gdy była gotowa, wykonał wszystko to, co powiedział, na oczach wszystkich i napojony westchnął przeciągle.
? A gdzie wiadro? ? wyrwało się Gwizdoniowi.
Babiszonowa zdjęła buta i zdzieliła go nim w głowę. Mężczyźni i kobiety w białych szatach spojrzeli na nią z naganą.
? Dlaczego jest pani taka agresywna? ? spytała któraś.
Babiszonowa poczerwieniała po same uszy. Wydało jej się, że wszyscy widzą, że czuje pożądanie. Zapragnęła znaleźć się natychmiast w miejscu odosobnionym, najlepiej, żeby to była łazienka. Zerwała się z fotela, chwyciła buta i wybiegła z sali.
Zgubiła się w tym domu, gdzie za każdymi drzwiami znajdowała grupę seksistów uczestniczących w tematycznym seansie.
Kiedy wreszcie znalazła łazienkę, była wyczerpana, jak po wspinaczce pod wysoką górę. Spojrzała w lustro, zobaczyła, strach wyostrzający gładkie policzki, spinający usta, rozszerzający źrenice ? bała się siebie. Usiadła na brzegu wanny, jej wzrok spoczął na prysznicu w kształcie głowy węża. ? Jak mogłam się tak podniecić? ? spytała. ? Nigdy tego nie robiłam, ale przecież moje chłopy mi tak nie mówili, a ja tak bardzo tego pragnęłam.
Obok, na półeczce, stała buteleczka w kształcie penisa, nawet kolor się zgadzał. ? Teraz wiem, gdzie się znalazłam ? wyszeptała i rozejrzała się po łazience baczniej. Zobaczyła mięsiste usta przylepione do ściany na wysokości swoich bioder. Z tych ust wystawało… mydło! Zaintrygowana sięgnęła po nie i wtedy coś się stało: ono zniknęło w tych niesamowitych ustach, a jej palce zaczęły być wciągane do środka. Usłyszała dobywające się stamtąd mlaskanie. Wyrwała natychmiast rękę z zachłannych ust, wytarła ją o spodnie. Gumowy otwór gębowy chwilę jeszcze coś ssał, po czym znów ukazało się mydło. ? Co to za dom? ? westchnęła i usiadła na sedesie ze spodniami opuszczonymi do kolan. Nie miała czasu pomyśleć, kto jej to zrobił, bo nagle poczuła w sobie coś miękkiego i nader ruchliwego. Strach ją opuścił, zwyciężyła przyjemność, taka, jakiej nigdy dotąd nie zaznała. A jednak zerwała się z sedesu, spojrzała w jego czeluść. Ujrzała tam to, co mieli jej poprzedni mężowie, tylko że było to o wiele większe. Wyskakiwało z porcelanowej czeluści i się cofało.
? Tfu! ? splunęła.
Nie znosiła tej rzeczy u mężczyzn, a zwłaszcza rozjuszał ją widok wymierzonej w jej stronę ślepej sztywności, chcącej tylko swego.
Gdy gumowy męski organ płciowy dostrzegł bezsens swoich poczynań, zniknął. Z otworu przed zamknięciem wydobył się obłoczek i po łazience rozszedł się dziwny zapach. Babiszonowa poczuła, że coś dzieje się z nią niedobrego, to znaczy dobrego, ale bez jej kontroli. Była gotowa do miłości nawet z tym monstrum w sedesie. Jednak przełamała się, zatrzasnęła klapę i nacisnęła spust. Woda jednakże nie spadła.
? Oni coś ze mną robią! ? wykrzyknęła i wybiegła z łazienki.
Znalazła się na schodach prowadzących w górę. Tylko w tamtą stronę mogła uciekać, bo korytarz, który pamiętała przed wejściem przepadł bez śladu. Bez wahania otworzyła pierwsze drzwi i wtargnęła do pokoju. Na zaścielonej białym futrem wersalce leżał mężczyzna i wpatrywał się w nią, jakby spodziewając się jej wizyty. Usiadła pod drzwiami i jak mała dziewczynka wtuliła głowę w skrzyżowane ręce.
Mężczyzna wstał i podszedł do niej. Położył dłoń na jej głowie i powiedział:
? Nie bój się, tu jesteś bezpieczna. Ja wiem o tobie dużo. Przywozisz nam wyborne ryby i smaczne ziemniaki.
Zerknęła na niego ukradkiem. Miał dobrotliwy wyraz twarzy. Prześwietlał ją, jak tamci na dole, w jego oczach odnalazła siebie, dotarło do niej, że jest atrakcyjna dla pięknych i silnych mężczyzn. Nie pamiętała, jak znalazła się w jego ramionach i jak to zrobił, że wylądowała na wersalce. Przygarnęła go i w półśnie zamruczała zachęcająco. Mężczyzna okazał się spraw-nym i czułym kochankiem. Zaczął z czułością i delikatnością masować jej ręce, nogi i piersi, wyznając jej miłość. Omijał przy tym jej gniazdko, w którym wylęgła się nieoczekiwanie nieznana siła. Tego nigdy nie robili z nią jej mężowie. Tu pierwszy raz poczuła się doceniona, bezpieczna i gotowa uwolnić niespodziewaną energię. A gdy wreszcie dotknął ją wilgotnymi i ruchliwymi palcami tam, gdzie chciała najbardziej, uświadomiła sobie, że dotąd nie wiedziała, co to rozkosz. Nieznana energia rozpaliła jej wnętrze. Wydało się jej, że drzemała tam od kilku tysięcy lat, tłumiona przez głupich facetów. Ten mężczyzna był nieziemskim kochankiem ? przemienił ją w boginię, która zapragnęła obdarzyć świat całą swą mocą seksualną. Wydostała się spod niego i posiadła go. Zamknęła oczy i pogalopowała. Zapomniała o wszystkim, nawet o tym, że jest wstrętnym Babiszonem gnębiącym mężczyzn. Dotarła w wyobraźni do szemrzącego morza i wyłożyła się na ciepłym piasku, nadpłynęła fala…
Otworzyła oczy, mężczyzny nie znalazła w pokoju. Ubrała się szybko i zbiegła na dół. Nikogo tam nie było, więc otworzyła drzwi z napisem ,,Visionsex?. W niewielkiej izbie zgromadzili się wszyscy jej znajomi, biorący udział w wyprawie i kilku ,,białych?. Na małej scenie para nagich kochanków kopulowała bezwstydnie. Na ich głowach dostrzegła dziwne urządzenia połączone z czarnymi okularami.
Jej brat, Gururu, stał obok i mówił cicho.
? Leczymy seksem wszystkie dolegliwości człowieka, depresję, otyłość, nadciśnienie, choroby serca, zaparcia, bóle głowy i stawów. Trzebimy bezlitośnie nudę, pomagamy pacjentom odnaleźć sens życia. Tylko każdemu musimy dobrać odpowiednią terapię. Oto, mili państwo, widzicie przed sobą parę, która czerpie siły z uprawiania seksu, a szczególnie osiąga satysfakcję z oglądania tego, co niewidoczne. Otóż ta pani i ten pan mają na swoich oczach specjalne okulary, połączone z mikrokamerami, dzięki którym widzą to, co się dzieje w ,,tunelu miłości?.
? Ale co, ale co? ? dopytywał się Gwizdon.
? Zamknij się! Ty w ogóle nie masz wyobraźni ? zganił go Karbidziel.
Gururu uśmiechnął się.
? Niech reszta będzie milczeniem ? rzekł. ? I tak oto widzieliście już państwo dwa rodzaje uprawiania seksu, to znaczy dwa typy terapii. Miłość leczy, miłość daje nadzieję. Proszę także nie zapominać, że miłość i seks wyzwalają największe doznania dzięki tajemniczej energii, jaką mamy w naszych ciałach.
Adalski chrząknął niezadowolony.
? Panie Gururu, to jest zwykłe pieprzenie się znudzonych facetów i bab, z miłością to nie ma nic wspólnego ? powiedział z rozmysłem.
Gururu natychmiast pojawił się przy nim.
? Ależ, proszę pana! Czy wyobraża pan sobie zakochanie bez fascynacji ciałem?
? Nie odpowiem na to pytanie. Nie o to chodzi. Pan leczy ludzi, którzy w szybki sposób się wypalili, gdyż nie zachowali równowagi w dozowaniu swoich pragnień i rozwijaniu ducha. Gdyby byli roztropni zachowaliby siły i chęci do końca. A tak, są tylko poszukiwaczami wrażeń.
Magister farmacji Babiszon, vel doktor Altbackenbrot, vel Gururu spojrzał na niego z niepokojem.
? O, to pan jest pewnie księdzem! ? syknął. ? Czyżby pan nie wiedział, co powiedział Friedrich Nietzsche, że chrześcijaństwo dało erosowi do picia truciznę, a chociaż z jej powodu nie umarł, przerodził się w wadę?
? Nie jestem księdzem, ale wiem, co tu się dzieje; obłudne ubóstwianie erosa czyni go nieludzkim.
Gururu z przesadną dokładnością złożył ręce do modlitwy.
? Nauka bez religii jest kulawa, religia bez nauki ślepa ? zacytował słynnego na cały świat naukowca od teorii względności.
Pewny siebie doktor poprowadził ich do kolejnego pomieszczenia. Zatrzymali się przed kolumnami, na których osadzony był styropianowy tympanon przedstawiający, w formie płaskorzeźby, Zeusa przepoławiającego kulę.
? Oczywiście człowiek kiedyś był kulą, to znaczy był samowystarczalny ? wyjaśnił doktor rozdziawionym gębom.
Weszli do wnętrza świątyni, gdzie odbywała się orgia między mężczyznami ubranymi w białe fałdowane togi, a kobietami przystrojonymi w kwiaty.
? Tutaj eros jest wielbiony w sposób uroczysty z namaszczeniem i powagą, służy do połączenia z bóstwem. Hellenowie widzieli w nim pieściwą boską moc wyrywającą człowieka ze ślepoty jego bytu, pozwalającą rozkoszować się maksymalnym upojeniem.
Karbidziel, Twardzisz i Gwizdon wydali z siebie, niemal jednocześnie, niekontrolowane westchnienie, co Gururu przyjął z satysfakcją. Jednak, gdy ruszyli, jak nieprzytomni, ku łatwym kobietom, zagrodził im wejście.
? Nie opłaciliście turnusu ? przypomniał z uśmiechem i dał znak wszystkim, aby opuścili salę.
? Ale pan obiecał! ? postawił się Karbidziel.
? Tak, obiecałem wam korzystanie z gabinetów, ale tylko nie z boginiami.
Adalski stanął mu na drodze i wyciągając rękę w stronę kapłanek, rzekł:
? One nie były boginiami, lecz kobietami, których się bezczelnie nadużywało do wywołania boskiego wariactwa!
Gururu ominął go lekceważąco i przemówił ciepłym tonem do wycieczki:
? Miłość pomiędzy męskością a żeńskością, która nie powstaje z myśli i pragnienia człowieka, ale mu się narzuca, starożytni Grecy nazwali erosem. A on ma siłę uzdrawiania ? triumfował.
Adalski widząc, że gromadzą się wokół niego ,,biali?, wcale nie nastawieni pokojowo, wymknął się z Multiseksu.
Przysiadł na głazie, gdzie stały ich łodzie. Ryby cuchnęły spod plastikowej plandeki. Jednak nie zamierzał szukać lepszego miejsca. Zdjął buty i opuścił nogi do przeźroczystej wody jeziora Okonek.
Miał stąd dobry widok na swoją willę, dostrzegł nawet sylwetkę Manciataroli. Zapragnął natychmiast do niej wrócić, ale łodzie nie były jeszcze rozładowane. Pogoda była słoneczna, nad jeziorem nie wisiały, jak zwykle, chmury, a cisza była tak wielka, że gwizdało w uszach. Żałował, że niepotrzebnie dał się ponieść ciekawości i wybrał się z nimi na tę wyprawę. Świat ginął, a pensjonariusze Multisexu uprawiali miłość, pławiąc się w rozpuście, dozowaną im, jako lekarstwo, przez szalonego Gururu. Przez te wszystkie minione lata, tu w Okonku, działy się rzeczy niesłychane. Nie podejrzewał, że bogactwo gminy bierze się z podatków płaconych przez rozpustnika. A więc tu może leżeć przyczyna nagłej izolacji Zawistowa od świata, tu jest jądro ciemności, w którym ciągle rodzi się zło pod przykrywką dobra i rozprzestrzenia się po kraju, a może nawet poza jego granice. Adalski przypomniał sobie na biało ubranych ludzi, szanowanych przez tubylców za swoją łagodność i szczodrość. Zapuszczali się nawet do Zawistowa, ciekawi życia pospólstwa, bywali w kościele, gdzie zostawiali na tacy pokaźne sumy pieniędzy.
Nadstawił ucho na gwar dochodzący z domu. Grupa ciekawskich (to znaczy Zawistowiaków) zeszła poniżej parteru i zaczęła zwiedzać kolejne gabinety osobliwości. Nie było wśród nich skołowanego rozbudzonym pożądaniem Pijajki, bo opuścił ich, dyskretnie wymykając się na dziedziniec, i wskoczył w krzewy przekwitłej forsycji. Adalski nie widział nieszczęśnika, lecz po trzęsącym się krzewie można było wywnioskować, że zaspokajał swój popęd w prymitywny sposób. Po kilku minutach Pijajko pojawił się przy budynku i pochylił się przy niewielkim oknie sutereny.
? Pst! Pst! ? pomachał ręką do Adalskiego, przywołując go do siebie.
Adalski z ociąganiem podszedł do niego.
? Niech pan słucha. Facet namawia babę, aby mu się wypięła ? wyszeptał Pijajko.
Adalski wzruszył ramionami.
? Nie chcę tego słuchać, to są zboczeńcy!
? Ale niech pan nie odchodzi, proszę posłuchać, jakie to piękne.
Z sutereny dobiegł do nich głos mężczyzny namawiający kobietę.
? Wypnij się dla mych oczu, abym widział, że mam do zjedzenia dużo, bardzo dużo. I chwytam cię w ręce i jeszcze bardziej czuję, że będę ucztował szukając najsmaczniejszego, które jest zawsze w środku. Łączę się z tobą, jak kasztan z łupiną. Mając tyle w rękach zapominam o zimnej wklęsłości, gdy na wznak się kładłaś.
Pijajko nagle ruszył po raz drugi w stronę forsycji. Wrócił z poczuciem winy i wstydu na twarzy. Opowiedział Adalskiemu, co widział w domu osobliwości.
? Oni zakładają sobie magnetyczne pierścienie miłości, aby nie doszło do zapłodnienia. Podobno dzięki temu plemnikom drętwieją witki, więc to humanitarne, bo nie są zabijane ? tak powiedział Gururu. A inni, zanim posiądą kobietę, schładzają sobie to…
? Co?
? No to ? Pijajko wskazał ręką rozporek.
? Po co to robią?
? Aby lepiej czuć.
? A czym sobie schładzają.
? Zimną wodą z garnka.
Adalski wybuchnął śmiechem.
? Dosyć! ? huknął i ruszył ku łodziom.
Pijajko pobiegł za nim wrzeszcząc:
? Nawaliły im aparaty, bo nie ma prądu ? wyjaśnił.
? Tfu! ? splunął Adalski. ? Całe to towarzystwo należałoby utopić w jeziorze. Ile jeszcze na tym świecie zgnilizny?
Zabrał się z opróżnianie łodzi. Przyszedł mu z pomocą Pijajko. Razem wynieśli na brzeg koniak, wódkę i skrzynki z warzywami. Usadowili się w łodzi z zamiarem odpłynięcia z tego przeklętego miejsca, gdy ciżba ludzi wysypała się z budynku. Podbiegła do nich Babiszonowa.
? Panie Adalski, niech pan jeszcze nie odpływa, gdyż zaraz odbędzie się próba wydostania się stąd śmigłowcem.
Właścicielem maszyny był fabrykant bielizny erotycznej, którego samochód został zniszczony przez opadającą kopułę. Jak wiadomo owa bielizna przydała słodkości ostatnim chwilom życia Palety i Dzierżona. W owym panu można było rozpoznać mężczyznę z tajemniczego pokoju, choć Babiszonowa okazała na jego widok zdumienie, widząc blond głowę osadzoną na mizernym korpusie i krótkich nogach.
Blondyn wsiadł do śmigłowca i uruchomił silnik. Zanim zakołysały się gibkie śmigła do Adalskiego podszedł Gururu.
? Jeżeli mu się nie uda, trzeba będzie budować tratwy ? powiedział tajemniczo.
? Tratwy? A po co?
? Będzie powódź.
? Nie, nie będzie, przecież jest susza, nie widać żadnych oznak na niebie, aby się miało w najbliższym czasie zachmurzyć.
Gururu spojrzał na niego kpiąco, unosząc górną wargę i ukazując swoje wspaniałe implanty barwy kości słoniowej. Zrobił przy tym gest, jakby nie interesowała go już rozmowa ? obrócił się na pięcie i machnął ręką przy policzku, opędzając się od niewidzialnej muchy. Wpatrzył się niespodziewanie w pryzmę butelek z koniakiem i wódką. Adalski chwycił go za rękaw białej szaty.
? Przepraszam. Co pan wie?
Właściciel Multiseksu westchnął i patrząc na śmigła młócące z hukiem powietrze wykrzyczał:
? Kometa Hahaleja, przelatując koło Ziemi, zrzuciła z siebie bardzo dużo lodu, a on wchodząc w atmosferę wyparował!!!
? No i co z tego!!!
? Para zamieniła się w chmury, więc do obiegu zamkniętego Ziemi przybyło miliony ton wody. Jeżeli będą opady, to nas zaleje i potopimy się, jak muchy w szklance. Najgorsze dla nas to istnienie klosza, a o tym niebawem się przekonamy!!!
Śmigłowiec wzniósł się w powietrze i zataczając koła wzbił się ponad najwyższe sosny, a później jeszcze wyżej, stając się dla ich oczu malejącym punktem.
Adalski stanął bokiem do szarlatana.
? Dlaczego pan nadal prowadzi zajęcia?
? A co lepszego mogę robić? Oni bez tego ulegliby panice ? westchnął i podszedł do towaru wyładowanego z łodzi. ? Nie ma wśród was Dzierżona?
? Nie ma. Zginął wraz z Paletą ? odpowiedział Adalski.
? Szkoda, bo ubiłem z nim interes… Wziął ode mnie pieniądze.
Mimo, że śmigłowiec wzbił się bardzo wysoko, słychać go było na ziemi. Wszyscy ludzie rozsiedli się na łące i zadarli głowy. Maszyna dosięgła celu i zawiesiła się bezradnie w powietrzu. Wyżej polecieć nie mogła, jakaś siła jej na to nie pozwalała. Jednak wklęsłość klosza posiadała inne cechy, niż dolna jej część, o którą rozbijały się samochody, dlatego łopaty śmigłowca ciągle były całe. Przeczuwając najgorsze pacjenci doktora Gururu i mieszkańcy Zawistowa opuścili w pośpiechu łąkę i skryli się pod usychającymi drzewami sterczącymi na brzegu jeziora. Ich przeczucia sprawdziły się niebawem. Do miejsca bohaterskiego zmagania się człowieka z niewiadomym nadpłynął biały kłębiasty cumulus o podstawie poziomej, a górnej powierzchni w kształcie wieży i pilot przechylił maszynę do przodu z zamiarem wejścia w niego tyłem. Śmigło sterujące, znajdujące się na ogonie weszło w niego jak w masło, lecz maszyna nagle zawisła kabiną w dół, jakby ktoś złapał ją za ogon. Cumulus także się zatrzymał i zaczął powoli wciągać śmiałka, który natychmiast wyłączył silniki, co niewiele pomogło, gdyż cały śmigłowiec po chwili zniknął.
? Och! ? wyrwało się wszystkim z gardeł.
Przez kilka minut nie wiadomo było czy właściciel fabryki produkującej bieliznę erotyczną przeszedł na drugą stronę czy został unicestwiony. Po tym czasie wypadki potoczyły się tak szybko, że niewielu mogło zobaczyć co się właściwie stało. Gdy zagrzmiało, ludzie padli na ziemię, taki rozległ się huk. Przy cumulusie zgromadziły się bowiem czarne kłębiaste chmury i starły się z nim przenikając go swą barwą. Nie wiadomo skąd pojawił się porywisty wiatr i zrobiło się ciemno. Lunęło z taką gwałtownością, że nikt nie zdążył dobiec do budynku.
Adalski miał to szczęście, że jako kryjówkę wybrał świetlistego dęba, przez którego ażurową koronę mógł obserwować okrutne niebo. Niestety przez kilkanaście minut nie widział nic, to znaczy, stojąc pod wodospadem wody musiał zamknąć oczy, lecz potrafił wyłowić przytomnie uchem dźwięki, z których odtworzył obraz tragedii. Słyszał, pośród nawałnicy, łomot upadającego w pobliżu drzewa i trzask łamanych gałęzi, a gdy to ucichło, grzechot włączanego startera i świst, jaki wydaje uruchomiona na chwilę łopata śmigłowca. Potem dotarł do jego uszu ponury dźwięk, jaki wydaje spadające kilkutonowe żelastwo. Śmigłowiec gruchnął o ziemię, dokładnie w miejscu, gdzie wystartował. Eksplodował zbiornik paliwa oświetlając łąkę i ludzi leżących plackiem, nieróżniących się od błota.
Pod dąb, gdzie leżał Adalski przyczołgał się Gururu.
? A jednak mamy nad sobą klosz, więc będzie potop ? powiedział tonem proroka.