Zdarzało się, choć trzeba uczciwie przyznać, iż były to przypadki raczej odosobnione, że podczas jakiejś z pozoru nieistotnej wymiany opinii, oczy Pana Kreta nagle nabierały blasku. Tak było i teraz. Kretowi, prawdopodobnie za sprawą alkoholu, bo sączył już trzeciego poobiedniego drinka, zebrało się na wspominenia poprzedniej Wigilii. Możliwe, że była to jeszcze poprzednia Wigilia, tak czy owak, Calineczki jeszcze wtedy nie było tu, w jego komfortowym tunelu. Sprawa dotyczyła niewielkiego wgniecenia w parkiecie. Otóż, Pan Kret, tamtego wieczoru żonglował butelką wyśmienitej whisky, otrzymaną w prezencie od szwagra, którego ona, Calineczka, nie miała dotąd okazji poznać (Calineczka chciała w tym momencie przytomnie zauważyć, że jak dotąd nie miała okazji poznać nikogo ? nikogo z rodziny czy znajomych Pana Kreta, jednak nie miała sumienia mu przerywać). W pewnym momencie flaszka wymsknęła się mu i uderzyła dnem o podłogę, Pan Kret doskonale pamięta to uczucie: że coś wymyka ci się z rąk i następuje to zapierające dech w piersi oczekiwanie. Ta whisky naprawdę nie kosztowała mało. Wszyscy ci ludzie, którzy przed chwilą dobrze się bawili, śmiali do rozpuku, zamilkli (ciekawe, ilu ich było, chciałaby wiedzieć Calineczka. Policzyła w myślach, ilu gości może pomieścić salon: czworo na kanapie, trzech na fotelach, ośmioro na krzesłach wokół stołu. Ważna kwestia: czy na podłodze bawiły się dzieci?). Wzrok gości wcale nie był skierowany na parkiet, przeciwnie, wszyscy patrzyli w twarz Pana Kreta, tam szukając odpowiedzi, informacji, co zaraz może nastąpić. Butelka odbiła się, jakby była nie ze szkła, lecz z kauczuku, i sama wskoczyła mu z powrotem do rąk ? złapanie jej nie wymagało wielkiej sprawności. Nie stłukła się, nie powstało na niej nawet drobne pęknięcie czy zarysowanie. Mógł polewać dalej, znów otoczony ogólną wesołością znajomych, wychwalających zarówno jego imponujący refleks, jak i zastanawiającą wytrzymałość butelki. Jakość, za którą się płaci. Co do parkietu. Pan Kret zauważył wgniecenie, ale uznał, że nie ma co robić z tego afery, otwierać nowego wątku dyskusji. Mimo to, cały wieczór dyskretnie przyglądał się uszkodzonemu miejscu, zsunął nawet kapeć, udając, że chce się podrapać po stopie, w rzeczywistości zaś po to, by wyczuć palcami, jak głębokie powstało wgniecenie. Nie było to nic poważnego (Calineczka pomyślała, co by było, gdyby butelka rozbiła się a na podłodze obok bawiły się dzieci ? ich matki wpadłyby niewątpliwie w panikę). Pan Kret poprosił Calineczkę, by stanęła w drzwiach i oceniła, czy wchodząc do salonu, widać uszkodzenie. Potem poprosił, by usiadła na kanapie i stamtąd spojrzała. Trzeba się bardzo uważnie przyglądać i wiedzieć z góry, czego szukać, sam sobie odpowiedział. Był już naprawdę mocno nakręcony. Sięgnął po pilota i uruchomił wieżę marki Walter Abish. Pogłośnił. Była to płyta z nagranymi odgłosami amazońskiej dżungli. Calineczka dopiero drugi raz słyszała muzykę w tunelu Kreta. Pierwszy raz widziała, jak Pan Kret tańczy. Podskakiwał z nogi na nogę, trochę tak, jakby biegł w miejscu. Robił uniki, jak w boksie. Wyglądało to trochę, jak jakaś szaleńcza gimnastyka. Złapał ją i przyciągnął do siebie. Calineczka roześmiała się. W pierwszej chwili poddała się jego chaotycznym ruchom, widząc jednak, że to do niczego nie prowadzi, przejęła w tańcu inicjatywę. Przesmyknęła się pod jego ramieniem i obiegła, zrobiła kilka obrotów jak baletnica. Pan Kret przysiadł na kanapie, jakby tego było dla niego już za dużo. Calineczka klasnęła w dłonie, przywołując go do siebie. Pokręcił głową, dał do zrozumienia, że on już skończył. Z kanapy jednak rzuca się w oczy, ocenił, wracając do porzuconego tematu. Położył się na wznak. Głowa mnie boli, nie wiem, czy nie wziąć tabletki, chociaż trochę wypiłem, nie powinienem chyba łączyć. Calineczka przysiadła na poręczy kanapy, przy głowie Kreta. Pogładziła ją. Mruknął zadowolony. Wyrwała mu kilka włosów wystających z wnętrza ucha. To lubił najbardziej. Tego wieczoru, kiedy Kret już zasnął, Calineczka postanowiła, że będzie pisać pamiętnik. Trzymała w szufladzie kilka znalezionych podczas sprzątania kuchni kartek w kratkę, złożyła je wpół. Na pierwszej stronie napisała:

Szczęśliwe dni.

Chciała przelać na papier wszystko, co właśnie czuje, ale była już zmęczona i śpiąca. Napisała jeszcze tylko: Pan Edgar Kret & Calineczka, zakomponowała na kartce ten napis tak, że wydał jej się podobny do tabliczki na drzwiach do domu. Tak mógłby wyglądać, pomyślała. I to by było na tyle. Zasnęła.


||| ||| |||

banksy

banksy

Drąży tunel. Pogłębia. Pani Mysz powtórzyła to kilka razy, na różne sposoby, jakby tych słów próbowała, przeżuwała, jakby je jadła. Drąży tunel. Pogłębia. Raz powiedziała z pełnym podziwem, drugi raz z lekką, ale naprawdę lekką ironią, mającą w podtekście przekonanie, że kiedy on się bawi w jakieś tunele, one w tym czasie naprawdę zasuwają. Potem spróbowała wersji wyzbytej emocji, czysto informacyjnej, wreszcie, prawie zanuciła tę frazę, równocześnie zaczepiając Calineczkę zalotnie, z radością i nadzieją na nie wiadomo co, szczęściem połączonym z kręceniem calineczkowych loków. Kreta nie było już rano, w porze śniadania, musiał zacząć pracę w nocy. Czasami tak miał. Co pewien czas słyszały jego pełne zapału okrzyki, pogwizdywania. Przede wszystkim jednak czuły pod stopami drgania, stąd właśnie wiedziały, że Edgar robi to, co robi. Może coś wygrzebie, może wygmera jakieś świecidełko dla ciebie, podpuszczała dziewczynę pani Mysz. Calineczka nie lubiła takich przytyków, zawsze coś takiego wybijało ją z rytmu. Prasowały rzeczy pana Kreta. Mówiąc dokładniej, Mysz je prasowała, a ona je tylko starannie składała. Teraz złożyła niestarannie. Co jadłaś na śniadanie, zapytała Mysz, pewnie bekon, orzekła, nie czekając na jej odpowiedź, pamiętam, raz, kiedyś poczęstował mnie jajecznicą na bekonie. Za dawnych czasów… Gdy mówiła o jedzeniu, stawała się nadpobudliwa i rozkojarzona, teraz podała Calineczce do złożenia koszulę, której nawet nie musnęła żelazkiem. Z bekonem nie miała racji. Calineczka wypiła tylko kawę i przegryzła kawałkiem trochę już wysuszonej, cytrynowej babki. Kiedy Kret zostawiał ją w mieszkaniu samą, czuła się jakoś nieswojo, traciła apetyt. Nie lubiła siedzieć w kuchni bez towarzystwa. To pan Kret przyrządzał z reguły śniadanie, przygotowywał kanapki z szynką i sałatą i było to bardzo miłe z jego strony. Pani Mysz skończyła prasować koszule i wzięła się za spodnie. Elegancki mężczyzna, mruknęła pod nosem. Calineczka ułożyła osobno trzy stosy koszul: czarnych, błękitnych i najmniejszy, z ekstrawaganckimi, w kolorowe grochy czy kwiaty. Na jego wierzchu położyła najbardziej ekscentryczną, w niedźwiedzie polarne i polujących na nie eskimosów. Nigdy go w niej nie widziałam, pomyślała, muszę poprosić, żeby kiedyś ją dla mnie założył, tę, albo tę drugą, z namalowanym na plecach wielkim zamczyskiem otoczonym fosą, z mostem zwodzonym i piękną księżniczką machającą białą chusteczką. Gdzie on znalazł coś takiego? Calineczka nie mogła uwierzyć, że Kret kupił sobie taką koszulę. Mysz przez chwilę błądziła gdzieś myślami. Wiesz, czego się zawsze boję? Zapytała ni stąd ni zowąd. Calineczka tylko pokręciła przecząco głową, skąd niby miała to wiedzieć? Przemknęło jej przez myśl, że może głodu, ale wolała się nie odzywać i poczekać, aż Mysz sama wyjawi swoją tajemnicę. Pożaru od żelazka, wyznała. Nie od włączonego, o nie, chodzi mi o ten moment, zaraz po tym, jak skończę prasować i wyjmę je z kontaktu. Stoi, niby nie w prądzie, ale cały czas jest gorące. Nie chowam go, broń boże, do szafy, stawiam pośrodku pokoju, na widoku, tak, by niczego nie dotykało i czekam, aż całkiem wystygnie, dopiero wtedy mogę spokojnie odejść, odstawić je do skrytki i zająć innymi rzeczami. Wystarczy, żeby przypadkowo się przewróciło… Taki mam lęk, Mysz wyznała z bardzo poważną miną. To ja boję się tak zasypiać, żeby mi z ręki krew nie odeszła, nie znoszę tego uczucia, że budzisz się i nie czujesz kończyny, i nie wiesz, czy ci wróci ? Calineczka zrewanżowała się podobnym zwierzeniem. Paraliż, amputacja, dopowiedziała Mysz, w tonie jej głosu dało się wyczuć zarówno zrozumienie jak i w pewnym sensie uznanie. Ale to jest nic przy utracie zmysłów, dodała. Że nagle cię coś opęta, jakiś chory pomysł, że zaczniesz robić pod siebie i grzebać w tym, jeść własne odchody, słyszałam o takich przypadkach. Przez chwilę milczały. Calineczka rozłożyła koszulę w niedźwiedzie i poskładała ją ponownie, poprawiła, bo za pierwszym razem wyszło jej jakoś koślawo. Kiedyś jedna piosenka nie dawała mi spokoju, ciągle ją musiałam nucić, myślałam, że oszaleję, wyznała. Co to był za kawałek, chciała wiedzieć Mysz. Przysięgłam, że już nigdy na głos nie wypowiem tego tytułu ani żadnej zwrotki, nie chcę, żeby mi wróciła ta obsesja, zastrzegła Calineczka. Mysz machnęła ręką. To też jest nic! Posłuchaj tego… Jak ja się boję zasypiać, boję się piekielnie, a wiesz dlaczego? Bo diabli wiedzą, co ci się przyśni. I mnie nachodzą takie lęki przed zaśnięciem, nieznośne, żeby tylko nie przyśniło się coś strasznego, jakaś przepowiednia najgorsza, z którą potem będę musiała żyć. Rozumiesz? Śni ci się, że siostra umiera w potwornych męczarniach, albo matka czy jakaś przyjaciółka, dajmy na to ty, że wpadasz pod tramwaj, śnią mi się twoje zmasakrowane zwłoki. A jak się to potem spełni? Raz mi się śniło, że trzymam w dłoniach ucięty łepek kota, to był kot mojej siostry, kot żył, nie wiem, jakim cudem, bo to była tylko sama głowa, na dodatek zakrwawiona, ale głaskałam ją, a on mrużył ślepia. Koszmar. Jaka to odpowiedzialność za czyjś los, jakie brzemię! Powiedzmy, śni ci się, że córka siostry spada z huśtawki i łamie sobie kark, albo sąsiad, że zasypia w wannie czy poślizgnie się pod prysznicem i koniec, dramat ? mówiąc to Mysz aż złapała się za głowę. Dzwonić do ludzi, informować, ostrzegać, czy siedzieć cicho, nie wywoływać wilka z lasu? Ja to nie mam snów, oznajmiła Calineczka. To znaczy, że masz, ale ich nie pamiętasz, wyrzucasz je z pamięci, takie są straszne, Mysz wiedziała lepiej i wyprowadziła ją z błędu. Skończmy już temat, błagam, jęknęła jej młodsza koleżanka. Okej, zmieńmy ? przyznała jej rację Mysz. Powiem ci o mojej siostrze ciotecznej, zaproponowała.


Adam Kaczanowski