„Krásná rána!”[1] ? krzyknął stojący obok mnie czeski kibic, i był to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy dał się ponieść emocjom. Po tej ranie przegrywaliśmy 0:1 z pepikami. A w przededniu meczu czeska prasa pisała, że „zraneny Rosický proti Poliakom nevykuruje”[2]. O rany! Rany, rany i rany! Przecież zdawałoby się, że to nie Czesi, tylko my nieustannie rozdrapujemy rany. Tymczasem nasi południowi sąsiedzi opanowali Wrocław. Tym samym wczesnośredniowieczny gród Vratislav, na krótki czas wrócił do macierzy. Albowiem gród Wrocław został założony w X wieku przez czeskiego księcia Vratislava I, i od jego imienia przybrał swoją nazwę. Kurwa maminka! Toż to istna czeska wendeta! Ani chybi za Anschluss Zaolzia i interwencję WuPe (ramię w ramię z krasnoarmiejcami). I za 7 września 1968 roku. Za żołnierzyka-polaczka, co napruty w trzy dupy pluł ołowiem dookoła, zabijając dwoje czeskich cywili w miasteczku Rumcajsa ? Jičinie. A może nawet za brokolice s těstovinami, hovězí guláš s houskovým knedlíkem, czy smažený sýr s hranolkami, pożarte w przygranicznych knajpach przez naszych biedaturystów, którzy zamiast koron zostawili po sobie pisk opon. Może nawet i za te niespłacone rachunki się ta bohemia-łobuzeria mści. Niemniej czescy pseudochuligani przegięli. Nie dość, że się panoszyli po mieście i wulgarnymi spieszczeniami rzucali gdzie popadnie, to jeszcze ichni kopacze odważyli się nakopać naszym do prdeli[3]. Widział to kto! Wróble orły pożarły! Chociaż może jednak nie orły, a kury jeno. „Koko-koko” ? gdaczą zrozpaczeni kibice biało-czerwoni, i „nic się nie stało” ? gdaczą. A czeski wróbelek, słysząc kolejne polskie gdakania, że „Kurwa, co za historia! Odpadliśmy razem z ruskimi! Znaczy się, odpadli faworyci”, czeski wróbelek śmiało, ćwierka że „Jakże to? Przecież faworyci awansowali z pierwszego miejsca”.


[1] Tłum: piękny strzał.

[2] Tłum: kontuzjowany Rosicki na mecz przeciwko Polakom się nie wyleczy.

[3] Tłum: dupy.


Adrian Hyrsz