Jerzy Pilch jest prawdziwym mistrzem słowa. Jego książki cechuje swoista ?pilchowość?, którą zdefiniować można jako specyficzny, ironiczny styl pisania, towarzyszący groteskowym ujęciom rzeczywistości. Autor w każdej ze swoich książek (albo prawie każdej) serwuje czytelnikowi prawdziwe akrobacje stylistyczne, wprowadza go do subiektywnego świata alkoholika czy pisarza i z tej perspektywy kreuje obraz przedstawionej rzeczywistości. Oczywiście w ?pilchowość? wpisuje się także luterańska Wisła i naznaczone nią dzieciństwo oraz dorosłość wypełnona zmaganiem się z ideałem.
Prozę autora, w zależności od podejścia do tego, co składa się na ?pilchowość? albo się lubi, albo nie. A chyba ?się lubi?, bo stała się ona swoistą wartością rynkową, która, jak pokazują rankingi sprzedaży książek, ma ogromny popyt na rynku. Ci, których ta proza urzeka, Moim pierwszym samobójstwem (Świat Książki, Warszawa 2006) będą zachwyceni, natomiast czytelnicy, którzy poszukują w literaturze wiarygodności, czy choć częściowej oryginalności, niestety po lekturze nie poczują raczej rozczarowanie czy lekki niesmak.
Jerzy Pilch jest bowiem pisarzem świetnym, prawdziwym władcą pióra i czytelników, mistrzem zgrabnych historii, które bawią i niepokoją zarazem, opowieści osadzonych w rzeczywistości i równocześnie się jej wymykających; Pilch jest królem! Niestety królem, który zasiedział się chyba na swoim tronie i z twórcy przeistoczył się w rzemieślnika, owszem, doskonałego w swoim fachu, przy tym jednak, niestety, tworzącego prozę pozostawiającą czytelnika obojętnym.
Moje pierwsze samobójstwo i dziewięć innych opowiadań jest porządnym zbiorem tekstów. Krótkie formy prozatorskie tworzą przestrzeń świata podstarzałego pisarza, który, pochodząc z luterańskiej rodziny, robi wszystko, by przełamać sztywne zasady składające się na świat jego dzieciństwa. Bohaterem i zarazem narratorem jest podstarzały pisarz, neurotyk i nostalgik zarazem, który poprzez stałą walkę z przeszłością, z dowcipem na ustach i goryczą w sercu, zmaga się z teraźniejszością. Towarzyszą mu w tym piękne młode kobiety, duża ilość alkoholu i totalna samotność, który kształtuje jego spojrzenie na świat.
Opowiadań jest dziesięć i choć każde z nich prezentuje inną historię, składają się razem na coś, co przypominać może powieść. Tworzy bowiem spójną historię ukazaną na wielu płaszczyznach przestrzennych i czasowych. Nielinearny sposób ułożenia tekstów powoduje, że zamiast prostą drogą chronologii, poruszamy się wraz z narratorem krętymi ścieżkami jego wspomnień i emocji. Z tego względu poznajemy narratora w wielu sytuacjach, w otoczeniu różnych ludzi ? wielbicieli, kibiców i rodziny. Obraz głównego bohatera kształtuje się więc stopniowo, powstaje etapowo i w efekcie cechuje go duże bogactwo i skomplikowanie.
Interesujący, niestandardowy bohater budowany na wielu płaszczyznach tekstu; interesujące granie retrospekcją, przypominające w wielu momentach poruszanie się zgodnie z pamięcią; pociągające, niejako ?obce? przestrzenie prezentowane w książce, od luterańskiej społeczności Śląska Cieszyńskiego po świat pisarza, także ten intymny, a to wszystko doprawione tajemniczością przypominających o sobie siłach wyższych, obecną w każdym kącie śmiercią, uszczypliwą ironią i dystansem do świata. Książka ta pociąga, interesuje, momentami bawi, chwilami prowokuje do lekkiej zadumy. Czyta się ją dobrze, stwierdzić można wręcz, że proporcje ?łatwości? i trudności? lektury, żartu i powagi, intymności i ?zewnętrzności? prezentowanych światów są prawie idealnie wyważone. Połączenie to wydaje się więc nad wyraz atrakcyjne, tak też i jest. W tym wszystkim kryje się jednak jedno, małe ?ale?, drobne, ciążące jednak nad całą książką. Owo ?ale? sprecyzować można jako swoisty chłód, mechaniczność, jaka uwidacznia się w sposobie konstruowanie postaci, sytuacji a nawet samego bohatera. Brak tu, sięgając do lamusa romantycznych terminów, ducha.
Moje pierwsze samobójstwo jest więc prawie perfekcyjne. Idealnie zaplanowane, przemyślanie skonstruowane, świetne stylistycznie. W sposobie pisanie widać jednak pracę nie twórcy, a ?odtwarzacza?. Doświadczonego rzemieślnika, który dorobek wcześniejszy w pełni wykorzystuje do pisania nowych tekstów. Dostrzegalne, a raczej wyczuwalne jest to w szczegółach ? sposobie opisu kobiet towarzyszki zaproszonej na rocznicę ślubu rodziców bohatera czy Anny Chau Chau poznanej na meczu Cracovii. Każda z przedstawionych pań wpisuje się w jeden model, charakterystyczny dla całego pisarstwa autora. Schematyczność tych postaci koliduje z deklarowaną przez narratora miłością do każdej z nich. Podobny problem pojawia się w przypadku przyjaciół z dzieciństwa czy najbliższej rodziny. Objętościowo wiele miejsca poświęca narrator na budowanie atmosfery swojego dorastania, jednak osoby wpływające w znaczny sposób na jego osobowość mimo wszystko wydają się traktowane powierzchownie, ich portrety są niepełne, ale pominięcie owo nie wydaje się być efektem zatarcia szczegółów w pamięci, ale naszkicowania w opowiadaniach jedynie schematu babci, matki, ojca czy podziwianego przyjaciela. Każda z ważnych dla narratora postaci ujawnia tylko określony zestaw cech lub skojarzona jest z kilkoma prostymi artefaktami. Babci przypisana jest szafa, ojcu nieudolność i chęć robienia kariery, przyjacielowi wysokie IQ i zmarnowane szanse na wspaniałe życie. Taka prosta schematyczność razi w zderzeniu z kreacją bohatera, który całe życie walczy demonami młodości, z luterańską sztywnością, jasnymi zasadami życia i dążeniem do ideału. W obliczu tak niewyraźnego rysu dziecinnego świata jego zmagania z wychowaniem wydają się mało wiarygodne, brakuje im bowiem uzasadnienia w samym tekście.
W tym, nie oszukujmy się, przyzwoitym tomie prozy, dostrzegalne są rozbieżności pomiędzy deklaracjami składanymi przez bohatera, twierdzeniami o znacznym wpływie dzieciństwa czy kobiet na jego ?portret własny?, a sposobem prezentacji tych postaci, głębokością namalowania ich literackiego portretu. Używając malarskiej metafory, nie ma tu cienia i półcienia, brak głębi i kontrastów. W wielu punktach widoczne są więc wewnętrzne pęknięcia, sprawiające, że Moje pierwsze samobójstwo niejako, pomimo perfekcji pisarskiej, ?rozłazi się w szwach?.
To małe ?ale? które polega na swoistej sztuczności, niepełnym, szkicowym charakterze postaci wpływających silnie na narratora, owe pęknięcia wewnątrz tekstu powodują, że książkę czyta się z dużym dystansem. Dystans ten nie jest jednak przejęciem od narratora dystansu do przedstawianej rzeczywistości, a raczej niemożnością zrozumienia jej, uwierzenia w czynniki kierujące postępowanie bohatera. Brak zrozumienia i brak wiary od czytelnika to zjawiska, które powodują, że książka najprościej w mówiąc nie przemawia, a odbiorca pozostać może wobec niej po prostu obojętny.
Niestety odbiór Mojego ostatniego samobójstwa przypomina lekturę dobrego czytadła, a nie kontakt z dobrym dziełem literackim, do którego zbiorowi opowiadań Pilcha jest mimo wszystko blisko.
Joanna Winsyk
Jerzy Pilch, Moje pierwsze samobójstwo, Świat Książki, Warszawa 2006