Prezentacja finalistów tegorocznej strzelińskiej Granitowej Strzały
Śmierć Debbie Harry
oczywiście, tobie
E.A. Poe Beczka Amontillado
Za oknem grudzień, bramy domów stoją w ogniu.
Gęsi wyrżnięte (wyrok wykonała jesień).
Na miłość boską, Montresorze, lęk się kolebie
na rozstajnych drogach. A w śmietniku leży
strzaskane pudełko płyty
? w nim fotografia blondynki o twarzy anioła.
Można mieć szklane wnętrze i wahadło zamiast uczuć,
w żyłach gaz, który nie porusza pompy.
Życie to tylko przejęzyczenie, trujący podtytuł wiersza
napisanego z okazji Bożego Narodzenia.
Odwróć z odrazą kartkę, Montresorze
– głos blondynki utkwił niżej, wśród odpadków.
Mocna jest cisza i rozchodzi się jak pleśń.
Nasze ulice wciąż za głębokie,
nogi za krótkie – więc utoniemy osobno.
Śmierć nie ma wzwodu, Montresorze,
kiedy zatrzaskuje drzwi do śmietnika
? a w nim resztki anioła o twarzy blondynki.
Parmenidie 2 [zmarzliny]
całe tyle miłości zeppelin z ołowiu
a ona w mojej głowie wierci się i nuci
mówiąc że nawet w wierszach bluzgam w dobrych miejscach
kiedy mnie boli styczeń przecież jeszcze wczoraj
miał nadejść front murmański z zapasami mrozu
pozabijać zarazki i wszelkie robactwo
może kilku bezdomnych na podmiejskich działkach
co zapomnieli czuwać by nie wygasł ogień
w blaszanym brzuchu kozy więc przy ciałach został
skrawek kartki z przepisem na cycki murzynki
częściowo nadpalony kulinarny seksizm
tak się u nas zakończy wejście barbarzyńców
pomiędzy słoneczniki płonące żyrafy
z butelką denatury na murmańskim froncie
lecz w mojej głowie utkwił strącony zeppelin
i nuci cała miłość keep-a-coolin?-baby
bo wtedy pierwszy miesiąc mniej boli o świcie
kiedy jest jeszcze ciemno a ucho przy radiu
albo w jarzmie słuchawek po nagłym przyśnięciu
czeka na komunikat o trasie nalotu
uwaga komnen jeden miast zwykłego bluzgu
na nadpalonej kartce z zamarzniętym wierszem
Psalm o drylowaniu
Tadeuszowi Nowakowi
głupiec niosący osła na swoich ramionach
popatruje z wyższością na innego głupca
co dźwiga belkę krzyża przez spalone pole
a na nim gwiazda piołun i miedziane łuski
po nabojach o rdzeniu z twardego uranu
więc chwalmy imię pańskie i powtórne przyjście
pytałem panią lincoln czy dzisiejsza sztuka
podobała się bardziej od tej sprzed tygodnia
zwłaszcza antrakt z noszami ale nie wydała
z siebie żadnego dźwięku jakby nagle oczy
zakryła jej żółć ostra z pestkowego psalmu
więc chwalmy imię pańskie i powtórne przyjście
głupiec niosący głupca będzie się wyśmiewać
z psa który skamle trwożnie gdy znajoma ręka
wydłubuje go z budy i wrzuca do rzeki
dopóki łaska pańska gna na innym koniu
poprzez pstre pola maków u stóp nagiej góry
więc chwalmy jakieś imię póki mocno trzyma
Sine są niebiosa, obietnice królestw
Oto już jesień i pora umierać
William Shakespeare – Sonet 71
oto już jesień i pora umierać – szepcze Alicja, córka diabła
(ma zsiniałe usta, jakby trzymała w nich wodną farbę,
którą zacierała miejsca, gdzie ptaki modliły się w lecie).
jestem zmierzchem, wiernym cytatem ojca
tkwiącego pod ziemią w labiryncie kretowisk. mieszkam w górze,
a ogrody wciąż do dachów przywiązane dymem.
zapach wędrownych ognisk kłuje ryby tuż nad linią żeber.
za ten tatuaż zapłacę resztkami bajek i kryształem
lapis lazuli. porcja goryczy spływa na mnie każdego ranka
z ramion zbitych na krzyż belek. sine są niebiosa
i puste jak obietnice królestw, a mgła pachnie szlamem,
stertami śliskich liści w parkowych zaroślach.
oto już jesień i pora osłuchiwania pustych ściernisk.
po mojej stronie bije serce uśpionego jeża,
stroszą się łodygi ostów i pordzewiałe kolce
cmentarnych ogrodzeń. za nimi leży coś złudnie ciepłego,
więc rozgrzewam usta szeptem
? ojcze zabierz ode mnie swój gorzki pazur.
Heimat [konwertka dla Pawła Huelle]
to kraj bez win i winnic, dołem idą kierpce,
waciak i gumofilce, cygańska muzyka,
a matka boska w klapie przygląda się temu
z bezpiecznej wysokości pod sumiastym wąsem.
to kraj bez win i grzechów, który wciąż się buja
jak dzwon od okupacji aż do odkupienia,
a gdzieś pomiędzy nimi błąka się przedmurze
i huczy wiatr zdradziecki wprost z nieludzkiej ziemi.
to kraj bez i kremówek z dobrym życiorysem,
brązów lanych bezczelnie koturnowym karłom,
gdzieś na wiejskiej ulicy ? tam pijane kundle
obsikują nogawki bezpańskim poetom.
to kraj i ja w nim jestem, bo to stan umysłu,
a nie miejsce na mapie. tu wciąż się zawiesza
nad drzwiami krucyfiksy, by strzegły od licha,
kiedy cetno spoczywa w niewłaściwej dłoni.
to ja, piołun i miazga, ostry okruch żwiru
wzięty z pobocza drogi, co wiedzie donikąd.
każdy mój krok to taniec z głową pełną słomy,
w której ukryłem hasło: a to cośtam właśnie.
Alien [Droga na połowy]
Stare kobiety w dalekobieżnych autobusach
wyrzucają z siebie śluby i rozwody,
historię wnuczki co się zeszmaciła z bogatym Ruskiem
(dobrze, że nie z Murzynem).
Gdzieś za Ostródą przysiada się śmierć
i zostaje z nimi aż do samego końca ? razem z łamaniem w biodrach,
grypą, nowotworem Halszki i ceną za miejsce odpoczynku
(ksiądz tak dużo bierze).
Przygniata mnie ta wiedza. Kulę się na siedzeniu,
a wraz ze mną Anna, Alicja i ten cały majdan
upchnięty w pszczelich komórkach.
Napierają na mnie formy obcego życia,
głos mojej córki w słuchawce: Żal mi cię człowieku. Spierdalaj.
Za Pasłękiem wsiada cierń.
Paweł Podlipniak (1968) – Radomianin z urodzenia, z wykształcenia bizantynista, z profesji nauczyciel j. angielskiego i dziennikarz. Redaktor periodyku netowego/portalu Salon Literacki. Autor tomików: „Aubade triste” (MBP /ITE Radom 2010,”Karmageddon”(Salon Literacki, Warszawa 2012). Laureat ponad 70 najważniejszych ogólnopolskich konkursów poetyckich w tym: OKP im . Michała Kajki, OKP im. Kazimierza Ratonia, OKP. im. Wojciecha Bąka ?Struna Orficka?, OKP im. Zbigniewa Herberta, OKP ?O Laur Czerwonej Róży? , OKP im. Władysława Broniewskiego, OKP im. Krzysztofa K. Baczyńskiego.
Publikacje w prasie literackiej: „Topos”, „Arterie”, „RED”, „Notatnik Satyryczny”, „Fraza”, „szAFa” , ?FA-art?, „Miesięcznik Prowincjonalny”.