Podobnie jak w przypadku większości, a może nawet wszystkich tomów poety, cykl 10 wierszy na wszelki wypadek Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego ? dołączony do książki Krzysztofa Hoffmanna Dubitatio[1] ? rozpoczyna wiersz autotematyczny. Wskazuje na to już sam tytuł, I. Piosenka czarnoleska, a wszelkie wątpliwości rozwiewa jego treść:

rozmowa o przeszłości (o czym
dobrze wiemy) jest przede wszystkim
rozmową o poezji której nikt
nie chce (?odkąd możemy zmienić

płeć lub przynajmniej powiększyć
członka?) i w której nikt nie rozpoznaje
ani nie odnajduje swoich bliskich
mimo wybitnych osiągnięć Kochanowskiego

u nas we wsi oprócz Papiernickich
nie było wielu oczytanych

(s. 120)

Wiersz ten można potraktować jako zwięzły, poetycki ? a więc mimo zwięzłości treściowo bogaty, wielowymiarowy ? wykład z psychologii poezji.

Dlaczego ?rozmowa o przeszłości jest przede wszystkim rozmową o poezji?? Bo (?jak dobrze wiemy?) przeszłość w ludzkiej świadomości nie ma formy wiernego i trwałego ? niezmiennego w czasie ? zapisu przeszłych faktów, stanów rzeczy, postrzeżeń czy emocji. Przeciwnie, jest ona na bieżąco konstruowana przez teraźniejszość, a więc przez aktualny stan świadomości pamiętającego/wspominającego podmiotu ? a więc także przez cały egzystencjalny kontekst, w którym ta świadomość jest w danej chwili zanurzona. ?Pamięć działa rekonstruktywnie. Nie przechowuje przeszłości jako takiej. Przeszłość jest ciągle reorganizowana przez zmienne ramy odniesień teraźniejszości? [2], jak stwierdza niemiecki badacz pamięci Jan Assmann.

Co więcej, konstruowanie to jest nie tylko stronnicze, uwarunkowane właśnie teraźniejszym kontekstem egzystencjalnym, ale też odbywa się za pomocą fabularyzacji, a więc w sposób literacki, z wykorzystaniem stricte literackich konwencji. Słowem, pamięć jest opowieścią, jaką sobie tworzymy ? i na bieżąco reorganizujemy ? na temat przeszłości. I jak każda opowieść musi mieć ona logiczną strukturę: jakiś początek, środek i ? choćby wieloznaczne ? zakończenie. Inaczej nie dałoby się o niej opowiedzieć, nie byłaby ona społecznie komunikowalna, a co za tym idzie ? nie dałoby się w ogóle pamiętać. Maurice Halbwachs nazwał to społecznymi ramami pamięci: ?Nie ma pamięci, która byłaby możliwa na zewnątrz ram służących ludziom żyjącym w społeczeństwie do ustalania i odnajdywania wspomnień?[3]. Tymi ramami od początków ludzkiej kultury są przede wszystkim rozmaite konwencje opowiadania. Opowiadamy sobie naszą własną przeszłość w taki sposób, jak innym opowiadamy fabuły książek, filmów czy autentycznych zdarzeń, w których braliśmy (albo nie) udział. Ale zawsze jest to tylko ?opowiadanie? o tych zdarzeniach, a nie ich faktyczne przywoływanie czy odwzorowanie (to jest po prostu niemożliwe).

Dlatego przeszłość ? jak pisze Dycki ? to poezja ?w której nikt nie rozpoznaje / ani nie odnajduje swoich bliskich / mimo wybitnych osiągnięć Kochanowskiego?. I w następnym wierszu:

otóż zawsze pociągała mnie
perspektywa rozmowy o poezji:
o Hryniawskich i Ilnickich
(niniejszym pozdrawiam Stasia

Ilnickiego) z której wszakże
nie da się wysnuć żadnej prawdy o nas
samych i o innych (?)

(II., s. 121)

Nie rozpoznaje swoich bliskich ? ani siebie samego, dodajmy ? ponieważ ich obraz jest konstruktywistycznie, literacko, poetycko przetworzony, a przetwarzanie to trwa nieustannie, zależnie od uwarunkowań wewnętrznych jednostki ? jej aktualnego stanu psychicznego ? jak i społecznych ram pamięci, jakie dyktowane są przez obowiązujące akurat konwencje społeczne. Nawiązanie do Kochanowskiego jest być może aluzją do podejrzeń niektórych literaturoznawców, jakoby czarnoleski poeta wcale nie wyrażał w Trenach autentycznego żalu po śmierci swojej ukochanej córki, lecz próbował po prostu swoich sił w klasycznym gatunku poezji żałobnej. Nawiasem albo i nie nawiasem mówiąc, jedno nie wyklucza drugiego, co odnosi się także do twórczości Dyckiego, który w wielu wierszach ? także w omawianym cyklu ? poetycko tę kwestię problematyzuje.

Dlaczego jednak opowiadanie o przeszłości przyjmuje czasami postać poezji, a nie prozy, która na pierwszy rzut oka o wiele bardziej się do tego celu nadaje? Otóż poezji lepiej udaje się odzwierciedlać meandry ludzkiej psychiki, zderzając ze sobą jej aspekt racjonalny z irracjonalnym, świadomy z nieświadomym, obnażając w ten sposób luki w języku dyskursywnym, jego ? zupełnie nieprzypadkowe ? uwikłanie w myślowe paradoksy i aporie. Język racjonalnego dyskursu, o ile ma ? a ma ? ambicje być dyskursem konsekwentnym logicznie, nie jest w stanie oddać wieloaspektowości ludzkiej psyche, która nie jest przecież (?o czym dobrze wiemy?) ani wyłącznie racjonalna, ani w pełna świadoma siebie (?intelekt nie jest skonstruowany po to, aby rozumieć atomy czy nawet samego siebie, lecz aby sprzyjać przetrwaniu ludzkich genów?[4]).

Za wyższością poezji nad prozą ? że tak to cokolwiek ironicznie ujmę ? przemawia także fakt, że ?pamięć ludzka jest systemem przetwarzania informacji, który pracuje konstruktywnie w celu kodowania, przechowywania i wydobywania informacji?[5]. A skoro dochodzi do kodowania ? a co za tym idzie także dekodowania ? pamięci, to jesteśmy blisko zarówno freudowskich mechanizmów pracy marzenia sennego, jak i poetyckich tropów, które strukturalnie zdają się być niemal ze sobą tożsame. Jak wiemy, w Objaśnianiu marzeń sennych Freud uznał przesunięcie i kondensację za ?mistrzów?, którzy w największym stopniu odpowiadają za aktywność i ukształtowanie marzenia sennego. Cokolwiek rzecz upraszczając, są to mechanizmy kodujące treści wypływające z naszej nieświadomości na język na poły racjonalnego dyskursu. Treści te to głównie nasze ukryte pragnienia i lęki, które w ten sposób ? przełożone na język snu ? z jednej strony pozwalają się w ogóle wyartykułować, z drugiej omijają osłabioną w czasie snu cenzurę racjonalnej strony naszej psychiki. Słowem, język snu jest mową, która pośredniczy pomiędzy tym, co nieświadome i niewysławialne, a tym, co świadome i dające się racjonalnie wypowiedzieć. Czyż to nie wspaniała ? choć tylko jedna z możliwych ? definicja poezji?

Jakie można z tego wyciągnąć dalsze konsekwencje dla interpretacji 10 wierszy na wszelki wypadek? Weźmy wiersze IV. i V:

w izbie mniejszej o glinianej
polepie w której zawsze było mi
najcieplej z uwagi na piec
chlebowy (na piecu zaś miałem

schowek) a która przylegała
do dwóch mrocznych komórek
nie wchodźmy jednak do izdebek
bez światła bo wyskoczy

z nich Bybek lub szczurek

(s. 123)

z głębi każdej zapomnianej
komórki wyskoczy na nas
szczurek lub Bybek (mój ongiś
serdeczny przyjaciel)

wprawdzie Bybka nie widziałem
od wielu lat choć w Wólce
Krowickiej byliśmy nierozłączni
więc jeśli się zestarzał

i zestraszniał to tym gorzej
dla Wólki Krowickiej

(s. 124)

Spróbujmy odczytać to tak: ?szczurek lub Bybek? to niejednoznaczne symbole-figury, czyli ? w języku psychoanalizy ? efekty przesunięcia i kondensacji (tudzież innych mechanizmów psychicznych, działających na granicy świadomości i nieświadomego). Ich znaczenie może być negatywne lub pozytywne (nie dajmy się zwieść określeniu ?serdeczny przyjaciel? ? może być ono ironiczne), w zależności od tego, jak zostaną one skonstruowane w narracji opowiadającego i/lub jak będą odczytane przez konkretnego odbiorcę.

?Mroczne komórki?, ?izdebki? to ?ciemna? przeszłość. Ciemna w dwojakim znaczeniu: niejasna, niedostępna, nieznana ? oraz mroczna, traumatyczna, groźna także dziś, jeśli do niej zaglądać ?bez światła?.

?Światło? zaś to oświetlająca tę ciemną przeszłość ?reparacyjna? opowieść o niej, efekt osiągnięcia ?fazy zrozumienia i konstytucji sensu?[6], zarówno w egzystencjalnym, jak i poetyckim sensie (a może raczej: zasadniczo w sensie egzystencjalnym, ale dzięki sensom poetyckim).

Bybek ?jeśli się zestarzał / i zestraszniał to tym gorzej / dla Wólki Krowickiej? (uściślijmy: tym gorzej dla pamięciowego obrazu Wólki Krowickiej). Dlaczego Bybek miałby ?zestrasznieć? z biegiem czasu? Z jednej strony ? jako efekt traumy, z drugiej ? jako tzw. ?pamięciowy efekt zgodności nastroju?. Ten ostatni termin oznacza ?proces pamięciowy powodujący selektywne wydobywanie wspomnień, które pasują (są zgodne z) do nastroju jednostki?[7]. Wobec subtelnych analiz nie tylko współczesnej, ale i dawnej psychoanalizy, taka definicja wydaje się wprawdzie dość toporna, ale w przybliżeniu oddaje chyba istotę sprawy. Wypada może wprowadzić do niej jedną znaczącą korektę: to nie tylko teraźniejszy ?nastrój? konstruuje przeszłość, ale i vice versa ? przeszłość modeluje teraźniejsze ?nastroje? jednostki. I wydaje się, że Tkaczyszyn-Dycki, w pełni świadomy tych wzajemnych uwarunkowań, podejmuje z nimi wyrafinowaną, a jednocześnie niebezpieczną poetycko-egzystencjalną grę, wdając się w swoistą ?rozmowę z przeszłością?. Po co? Odpowiedź wydaje się oczywista (choć wcale być taka nie musi): skoro wszyscy zmagamy się z naszą przeszłością, a zarazem ją konstruujemy, poeta ? jako twórca par excellence ? jest zdolny czynić to skuteczniej: ?poeta współczesny bowiem to ktoś // kto nie da się moja gżegżółeczko / wyruchać? (X, s. 129), ?kto wszystkim zrobi kuku? (IX, s. 128). Kto ? nade wszystko ? chce ?zrobić kuku? swoim ?mrocznym komórkom? pamięci, zamieniając je w bezpieczny ?schowek?. A przynajmniej próbuje za pomocą poezji cokolwiek je choćby rozjaśnić. W radykalnym przypadku: aby pozostać przy zdrowych zmysłach.

Powracając zaś do Piosenki czarnoleskiej ? ?nikt nie chce? poezji czy ?rozmowy o przeszłości?? Czy poezja jest dziś wykluczana z przestrzeni publicznej tak jak wypierane z jednostkowej pamięci są złe wspomnienia? Czy też: poezja jako ?rozmowa o przeszłości? jest wypierana, ponieważ ? słusznie albo i niesłusznie ? ?nikt nie chce? grzebać się w złych wspomnieniach? ?Jak dobrze wiemy?, tzw. przepracowywanie traumy nie zawsze przynosi zamierzone ? terapeutyczne ? skutki. Nie zawsze jest ?leczeniem słowami?. Czasem bywa wręcz przeciwnie. Na tym polega ryzyko, jakie podejmuje poeta.

Grzegorz Tomicki

(fragment książki Po obu stronach lustra. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, która ukaże się niebawem nakładem Wydawnictwa Forma)

[1] E. Tkaczyszyn-Dycki, 10 wierszy na wszelki wypadek, w: K. Hoffmann, Dubitatio. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Wydawnictwo Forma, Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin, Bezrzecze 2012.

[2] J. Assmann, Kultura pamięci, przeł. A. Kryczyńska-Pham, w: Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, red. M. Saryusz-Wolska, Universitas, Kraków 2009, s. 73.

[3] M. Halbwachs, Społeczne ramy pamięci, przeł. M. Król, PWN, Warszawa 1969, s. 123. Por. także: ?Społeczeństwo, zależnie od okoliczności i zależnie od czasu, rozmaicie przedstawia sobie przeszłość: zmienia bowiem swoje konwencje. Skoro każdy z jego członków dostosowuje się do tych konwencji, nagina on swe wspomnienia w tym samym kierunku, w którym posuwa się pamięć zbiorowa?. Tamże, s. 407.

[4] E. O. Wilson, O naturze ludzkiej, przeł. B. Szacka, PIW, Warszawa 1988, s. 29.

[5] F. G. Zimbardo, R. L. Johnson, V. McCann, Psychologia. Kluczowe koncepcje, t. 2, Motywacja i uczenie się, przeł. M. Guzowska-Dąbrowska, J. Radzicki, E. Czerniawska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010, s. 187.

[6] Zob. A. Bielik-Robson, ?Na pustyni?. Kryptoteologie późnej nowoczesności, Universitas, Kraków 2008, s. 216.

[7] F. G. Zimbardo, R. L. Johnson, V. McCann, Psychologia. Kluczowe koncepcje, t. 2, Motywacja i uczenie się, przeł. M. Guzowska-Dąbrowska, J. Radzicki, E. Czerniawska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010, s. 222.