Ci poeci nie są znani z tego, że są znani. Są słynni dlatego, że są świetni. Czyż to nie buńczuczne? Ależ skąd! Drodzy państwo, bo jak Wielka jest Polska, tak i wielu poetów ? ale zaledwie garstka świetnych. A ci, tak się złożyło, akurat są słynni. Czy to ma sens? Ok., zakręciłem się, a miało być tak efektownie. Czy jednak efektowności brakuje antologii poetów Wielkopolski Słynni i świetni? Mam powody przypuszczać, że nie.
Maciejowi Gierszewskiemu i Szczepanowi Kopytowi udało się bowiem skomponować ? ma się rozumieć, z wykorzystaniem zaawansowanej technologicznie wielkopolskiej oficyny pod wezwaniem Mariusza Grzebalskiego ? antologię cieszącą oko w dwójnasób: zupełnie dosłownie, na poziomie zarówno graficznym i typograficznym (dla porównania proponuję sięgnąć po antologię łódzkich debiutantów Na grani), jak i zawartością tego, co najważniejsze ? najlepszego mięsa poezji na rynku. Od razu zaznaczmy: nie jest to żadne the best of Wielkopolska, choć obecność tamtejszych tzw. luminarzy (Dariusz Sośnicki, Edward Pasewicz, Piotr Kępiński czy wspomniany Mariusz Grzebalski) jest dostatecznie podkreślona. Ale poetami ?wielkiej-polis?, jak to zgrabnie ujęła Joanna Orska (autorka posłowia), okazują się w optyce zaproponowanej przez antologistów i Adam Wiedemann, i Joanna Mueller, ba! ? i Marta Podgórnik nawet, pod koniec lat 90. jeszcze zaliczana do śląskiej szkoły poetów. Bezczelnej pikanterii i obcesowości tu, proszę państwa, nie brak.
Trzeba przyznać, że panowie Gierszewski i Kopyt dominującym dyskursom krytyczno- albo raczej historycznoliterackim mówią stanowcze: nie. Redaktorom tomu wystarcza szczątkowa, choćby symboliczna bliskość lub przynależność do, że tak powiem, Ziemi poznańskiej, aby pochwycić delikwenta w swoje sidła. ?Indyki wpadają we wnyki? ? by posłużyć się cytatem z Rozmów kontrolowanych. W poznańskie wnyki, dodajmy. Na dłuższą metę perspektywa lokalna okazuje się kluczowa. Słynni i świetni bowiem, jak zostało już nieraz podkreślone przez recenzentów, ustawiają się na mocnej pozycji w walce o dominację w dyskursie okołopoetyckim dotyczącym twórców młodego i średniego pokolenia (mamy tu do czynienia z poetami debiutującymi w latach1989-2007). Nie oszukujmy się: bieg centrali, głównej rzeki nie zostaje wstrzymany, ale jeżeli antologistom chodziło o zabarwienie lustra wody ? to ich mission należy uznać za completed. Dlaczego?
Ot, dzięki temu, że Wielkopolska prezentuje się w tej narracji jako klamra spinająca najważniejsze tendencje w młodej poezji. Poznanianie rządzą, to oni w tej narracji rulez ? jakby powiedziała młodzież. Więcej, młodzież krzyknęłaby, że poznanianie kick ass!, albowiem antologia obejmuje dostatecznie szerokie spectrum, by nazwać ją reprezentatywną i zdecydowanie wykraczającą poza lokalność Wielkopolski. Mamy tu więc cybernetycznego i konkretnego Bromboszcza, feminizującą Grundwald, polifonicznego i obracającego się w obrębie wielu poetyk Kopyta, post-bruLionowego Kaczanowskiego oraz nieco post-Barańczakowego Junga, a także kilkanaście innych postaci, którym najbardziej nawet efektowny (bo o efektowność przecież idzie!) epitet, najbardziej lepka krytycznoliteracka łatka nie odda sprawiedliwości, i odpadnie w mig po przylepieniu.
Główny mój zarzut zbiera się do istotnej i jaskrawej, choć raczej zrozumiałej z wydawniczego punktu widzenia dysproporcji ? wiadomo, nawet wśród słynnych funkcjonują równi i równiejsi, wobec tego szerzej znani poeci są tu eksplorowani szczodrze, a młodym i aspirującym pozostaje podpieranie ścian. Jasne, pisze Maciej Gierszewski we wstępie: ?Liczba zaprezentowanych w antologii wierszy danego autora odpowiada naszej subiektywnej ocenie jego tekstów. Została ona wypracowana podczas lektury oraz dyskusji z niej wynikłych?. To mnie nie przekonuje. Bo weźmy taki przypadek Mariusza Pisarskiego i Edwarda Pasewicza ? odpowiednio 2 i 27 stron przeznaczonych na wiersze. Rozstrzał jest potężny. Nie kwestionuję autorskiego doboru dokonywanego przez redaktorów tomu na podstawie zaprezentowanej twórczości poszczególnych bohaterów książki (nie odbierajmy im chleba), jednak rozziew bywa groteskowy. Tym bardziej, że każdemu wyborowi tekstów towarzyszy krytyczna wprawka ? szkic wprowadzający w lekturę, który bywa obszerniejszy i, co więcej, napisany z o wiele większym rozmachem, aniżeli przygotowane liryki, których dotyczy.
Szkice krytyczne to jak dla mnie najmocniejszy punkt Słynnych i świetnych. Ich autorami są Anna Mitranka (występująca w nieco schizofrenicznej, podwójnej roli ? jej wiersze również znalazły się w antologii) i Tomasz Szewczyk. Zwłaszcza ten pochodzący z Częstochowy ?prozaik, krytyk, poeta? (jak czytamy w notce biograficznej), okazuje się niekiedy ciekawszy od poetów, których omawia. Metoda pisarska (bo jest to pisarstwo) Szewczyka jest trochę fenomenologiczna, obrazowa, plastycznie miękka, linie papilarne krytyka są odciśnięte niemalże w każdej jego wypowiedzi. Często króluje w nich koncept, a jednocześnie narracje jakimś sposobem są zwarte, przekonujące, niepozbawione rzeczowych argumentów. Wszystko pisane na luzie, choć ze swadą, gdy trzeba, a i notorycznie z przytomnym demaskowaniem ja krytyka. Choćby takie: ?Ogólnego wrażenia po lekturze książek Adama Wiedemanna mieć chyba nie można, pomniejszych jest znowu tyle, że jak ten osioł nie wiem, z którego żłobu wpierw uszczknąć?. Dziarskość über alles. Lubimy takie czubienie.
Słynni i świetni to mimo wszystko jak na antologię zdumiewająco spójna produkcja wydawnicza. Swoje trzy grosze dołożyłem, w końcu tetryk pokrytykować zawsze może, jednak nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z najbardziej ostatnimi czasy interesującą i atrakcyjną pigułą poetycką, po lekturze której nie tylko wrocławian weźmie szlag, epidemia ta może się rozprzestrzeniać ? najprawdopodobniej z zazdrości. Rzekłem.
Grzegorz Czekański
Słynni i świetni. Antologia poetów Wielkopolski, pod red. Macieja Gierszewskiego i Szczepana Kopyta, Wielkopolska Biblioteka Poezji, Poznań 2008.
Pierwodruk w ?Odrze” nr 5/2009.
a ja słyszałem, że to jednak słabsze było, no ale zobaczymy czy przetrwa próbę czasu