I znów trochę krytycznie. Druga część nowego, czyli jeszcze świeżego cyklu o już nie tak do końca świeżych rzeczach. Krytyk jako pisarz. Pisarz jako krytyk. Jako brzuchomówca. Krytyk jako truposz.
Jak coś, pierwszą część znajdziecie tutaj.
***
W poprzednim epizodzie wspominałem o potrzebie zwrócenia uwagi na filozoficzną podbudowę współczesnej krytyki literackiej. Podbudowę, której obecność wydaje się zasadna przy analizowaniu tego dziwacznego zjawiska, którego się podjęliśmy. Oczywiście, nie wszyscy badacze wybitnego nawet, by tak rzec, autoramentu są podobnego zdania, o czym może świadczyć następujący fragment wypowiedzi Harolda Blooma:
Filozofia to całkowicie martwa dyscyplina, wypchany ptak na półce. Podobnie oczywiście religia ? są tak samo martwe i tak samo wypchane. Czymkolwiek jest krytyka literacka, opieranie jej na jakiejś filozofii ? Heideggerowskiej, Peirce?owskiej czy jakiejkolwiek innej ? miałoby tyle sensu, co opieranie jej na jakiejś konkretnej teologii, choćby najbardziej negatywnej[1].
Pomimo tak daleko idącego ostrzeżenia przed posługiwania się filozofią w kontekście krytyki literackiej, jakie możemy odczytać w tyradzie Blooma ? która koresponduje, rzecz jasna, z wieszczeniem końca innych dyscyplin wiedzy oraz instytucji zarządzających kulturą (od Barthes?a po Foucaulta) ? zaryzykujmy i spróbujmy zogniskować tę kwestię na kilku zagadnieniach: wychodząc od próby zarysowania modeli wartościowania, a także filozoficznych konotacji krytyka (które ukażą nam kwestię przekroczenia granic i problem możliwości wchłonięcia krytyki przez filozofię), skupimy się na podniesieniu jego profesji do rangi sztuki.
Dobrym kontekstem do pierwszego problemu jest krytyczna koncepcja Immanuela Kanta o ?niepoznawalności rzeczy samej w sobie?, która zakłada m.in., że:
Nie poznajemy (…) rzeczy samych w sobie. Poznajemy rzeczy takimi, jakimi są dla nas, takimi jakimi się jawią. Sposób, w jaki się nam jawią zależy w dużym stopniu od nas samych. Od tego, jakie pytania zadajemy rzeczywistości zależy w dużym stopniu odpowiedź, jaką uzyskujemy. Przedmiot i metoda poznania są ze sobą nierozerwalnie związane[2].
Jest rzeczą prawdopodobną, że powyższy fragment mógłby bez większych trudności posłużyć jako filozoficzny kontekst czy podbudowa do fenomenologicznego sposobu na uprawianie krytyki literackiej, samej w sobie mocno w filozofii zakorzenionej i z nią nierozerwalnie sprzężonej. Z drugiej strony, koncepcja ?niepoznawalności rzeczy samej w sobie? wpisywałaby się antyesencjalistyczny nurt literaturoznawstwa, reprezentowany na przykład przez pragmatyzm. W odniesieniu do samego aktu krytycznego znaczyłoby to więc, że wypowiedź krytyczna niekiedy może zarówno na ów specyficzny sposób omawiać dany tekst (czyli opisywać go takim, ?jakim się jawi?), jak i być matrycą poszczególnych konkretyzacji badacza, unaocznieniem jego interpretacyjnego indywidualizmu. Niekiedy taka wypowiedź może posiadać na tyle przesunięty akcent, że mówi raczej o metodzie i preferencjach językowych, stylistycznych czy ideologicznych k r y t y k a, spychając strukturę i wewnętrzne uwarunkowania samego tekstu (jeżeli założyć istnienie s a m e g o tekstu) na dalszy plan.
Warto odnotować, że podobnym stylu wypowiadał się swego czasu również Martin Heidegger, na którego powoływało i wciąż powołuje się wielu dwudziestowiecznych literaturoznawców:
Oszacowanie czegoś jako wartości sprawia, że to, co wartościowe, staje się wyłącznie przedmiotem ludzkiej oceny. Ale przedmiotowość nie wyczerpuje tego, czym coś jest w swym byciu, i to tym bardziej, jeśli przedmiotowość ma charakter wartości. Wszelkie wartościowanie, nawet wtedy, gdy wartościuje pozytywnie, stanowi subiektywizację. Nie pozwala bytowi ? być. Pozwala jedynie na to, by byt miał ważność jako przedmiot. Dziwne usiłowanie, by wykazać, że wartości są obiektywne, samo nie wie, co robi[3].
Subiektywizacja aktu krytycznego może prowadzić do odnoszenia się do tekstu jako partytury, którą krytyk na nowo ? i na własny sposób ? odgrywa. Szczytowym osiągnięciem takiego usamodzielnienia (powiązanym ze samoświadomością krytyka), byłaby tutaj strategia dekonstrukcjonistyczna w krytyce literackiej. W tym ujęciu, jak pisze Richard Rorty: ?krytyk zarówno odnajduje, jak i tworzy, i że dystynkcji: tworzenie-odnajdywanie oraz tekst-interpretacja nie można tak po prostu uchylić w imię pragmatycznej otwartości[4]?. Z drugiej strony, krytyka dekonstrukcjonistyczna, o czym pisał Jonathan Culler, przywoływany przez Rorty?ego: ?wprowadza nas do wnętrza tekstu, czego nie czyni krytyka marksistowska ani freudowska?[5], zatem takie przedsięwzięcie miałoby poniekąd na celu dotarcie do tekstu ?takiego, jakim się jawi?, a zatem w pewnym sensie poznanie jego ?prawdy?[6].
Nie jest to rzecz odosobniona, kwestia prawdy dla krytyki pozostaje bowiem bynajmniej nieobojętna, a niekiedy konstytuuję jej motywację i kościec metodologiczny, jak w przypadku Karola Irzykowskiego, którego:
Stosunek do problematyki poznania wpisuje się w (…) postawę modernistyczną, bowiem charakteryzuje go zarówno samo przyjęcie poznania prawdy, przynajmniej jako założenia, uzasadniającego działalność epistemologiczną człowieka, jak i uznanie wagi ? i powagi ? poznawczego aspektu twórczości[7].
W tym sensie:
Prawda jako proces realizuje się wedle Irzykowskiego przede wszystkim dzięki rozpoznaniu przed podmiot poznający własnej sytuacji poznawczej, głównie zniekształcających rezultaty poznania ?nawyków? i schematów myślenia (…) oraz dzięki stopniowej demaskacji konkretnych efektów poznania, będących jedynie tymczasowymi i nieadekwatnymi wobec świata próbami sformułowania doświadczenia[8].
Epistemologiczny aspekt prawdy stał się jednym z głównych kontekstów i narzędzi krytycznych nie tylko Karola Irzykowskiego, ale i innych wybitnych literackiego świata, o czym będzie mowa później.
Grzegorz Czekański
[1] Filozofia to wypchany ptak. Z Haroldem Bloomem rozmawia Robert Moynihan, ?Literatura na świecie, nr 9-10 2003, s. 366.
[2] A. Pietrzak, Być krytycznym. Co oznacza dzisiaj Kantowska teza o niepoznawalności rzeczy samej w sobie?, ?Czasopismo Filozoficzne? ? nr 2/2007, s.16.
[3] Cezary Woźniak, Martina Heideggera myślenie sztuki, Kraków 2004, s. 278.
[4] Richard Rorty, Dekonstrukcja, ?Teksty drugie?, 1997 nr 3, s.215.
[5] Tamże s.214.
[6] Czy ? i jak ? objaśniać prawdę tekstu? Być może na sprawę światło rzucą ? mocno Heideggerowskie ? słowa H. G. Gadamera, wyrażającego ?prawdę jako odpowiedź?. Sprawa jest jednak mocno skomplikowana. ?Otóż, chociaż podawanie tego, co dane, j e s t p r a w d z i w e [podkreślenie moje ? G.C], to znaczy pokazuje, jak jest, to jednocześnie określa z góry, o co w ogóle można dalej sensownie pytać i co w kolejnych czynnościach poznawczych ukazywać, każdy dalszy krok w poznaniu oznacza jakąś utratę prawdy?. Bowiem czy ?sposób, w jaki poznajemy prawdę, nie powoduje z konieczności, że każdy krok do przodu oddala nas od założeń, z których wyszliśmy, pogrąża je w mroku oczywistości, skrajnie utrudnia wyjście poza te założenia, wypróbowanie nowych założeń, a tym samym uzyskanie rzeczywiście nowej wiedzy??. Kwestię orzeczenia faktyczności prawdy, jak sądzę, należy tedy pozostawić nierozstrzygniętą, a samą prawdę tekstu zdefiniować nader skromnie ? jako pójście za p i e r w s z ą i n t u i c j ą krytyka. Zob. H.G. Gadamer, Rozum, słowo dzieje, Warszawa 1979, s. 39-40.
[7] Sylwia Panek, Krytyk w przestrzeniach literatury i filozofii, Poznań 2006, s.44.
[8] Tamże, s.45.
pisarz jako brzuchomówca:) świetna metafora, śmieję się
W ogóle z brzuchómstwem jest jakaś szalenie ciekawa historia, szukam monografii brzuchomóstwa i nie mogę znaleźć, może coś wiecie? 😉
fizyka, akustyka może. albo na wydziałach lalkarskich
albo na wydziałach jąkających się
Kurczę, właściwie nie zastanawiałem się chyba nad pokrewieństwem jakąnia z brzuchomówieniem, ale coś w tym jest. Głos zatyka w gardle.
Coś takiego jeno:
http://pl.wikisource.org/wiki/Brzuchom%C3%B3wstwo
no właśnie, tylko jak teraz wybrnąć z tej klątwy, żeby nie bratać się z wypchanym ptakiem? jakieś wnioski na przyszłość?
wynika z tego, że z brzuchem ma to niewiele wspólnego
pewnie mięśnie brzucha muszą tylko wykonać większą pracę-a strumień powietrza rezonuje sobie w sposób trad, tylko bez udziału ust
To może tak jak grą na didgeridoo albo śpiewem alikwotowym – to się jakoś opiera na wtórnym oddechu i zatrzymywaniu powietrza w przeponie, tak że praktycnzie wydobywać się może bez przerwy.
A z wypchanych ptaków najstraszniejsze są chyba sowy.
Grzegorz, to my tu zaraz ten traktat-monografię o brzuchomóstwie napiszemy:)
No jasne, to jest konieczność, bo zauważ, że to temat nieodkryty. Napiszesz wiersz o brzuchu, ja recenzję o mówieniu – i gitara 😉
To się nie uda. Serce jest między brzuchem a mówieniem, ale nie ma go między wierszem a recenzją.
Ależ to nie do końca tak, proszę ja Ciebie, bo bywają recenzje o erotycznej wręcz więzi z opisywaną książką. Ale spróbować można, na przykład trzasnąć tekścik o jednym z bardziej brzuchatych tekstów chyba: Nuż w bżuhu. To, jasne, nie wiersz co prawda, bo jest to wiersza przekroczenie.
Ale na serio, lubię taką krytykę, która jest literacka (literatura o literaturze) i wtedy krytyk ma w sobie coś z brzuchomówcy, bo przeinacza literaturę na swój sposób i często robi tak, żeby nie było widać 😉
wiersze z brzuszkiem, przy piwku, to przecież codzienność;)
Grzechu, ach wiem, że tak bywa i dodam, że zdecydowanie częściej powinieneś pisać recenzje 😉
Ale przy piwku, a właściwie przez piwko, to poetom rośnie mięsień brzuszny, a nie wiersze 😉
I aż żem się normalnie zarumienił, że hej!
Brzuch i piwko – antologia poezji nie tylko czeskiej – kto przygotuje wybór?
Piwo i brzuch – antologia poezji nie tylko czeskiej – kto robi wybór?
Stawiam, że piwo!
Konrad Góra zna się trochę na ważeniu alko