Jednym z ciekawszych i w pewien sposób założycielskich tekstów, na których zasadza się problem wymienności krytyczno-literackich ról, jest słynny utwór Oscara Wilde?a Krytyk jako artysta, w którym ? za pomocą formy dialogicznej ? ?rozpracowywana? jest strategia pisarska krytyków, których ? taka jest chyba intencja autora ? należy dowartościować w obowiązujących hierarchiach i kanonach.
(?) krytyka jest sama w sobie sztuką. I tak jak twórczość oznacza funkcjonowanie zmysłu krytycznego, bez którego nigdy by nie powstała, tak krytyka jest twórcza w najwyższym tego słowa znaczeniu. Krytyka jest w gruncie rzeczy twórcza i niezależna[1].
Obecnie takie sformułowania nie posiadają z pewnością siły oddziaływania, jaką można było odczuć w momencie publikacji tekstu, lecz mimo wszystko również robią wrażenie. Krytyka jako twórczość (czy ?krytyka twórcza?, jak Thomas Eliot opisywał technikę krytyczną Waltera Patera[2]?) to problem, którego nie unikniemy, rozpoczynając drugą dekadę XXI-wieku. Pozornie bowiem powinien być to dla literatury moment, w którym została już niejako ?oczyszczona? ze wszelkich złudzeń i pretensji. Wszakże, jak się można by spodziewać, wyzbyła się ona powyższych ?obciążeń? po postrukturalizmie i rozmaitych ?śmierciach? i ?końcach? instancji, które literaturę regulują (np. śmierć autora czy wieszczonego od dawna końca samej literatury, której szanse dalszego funkcjonowania również wielokrotnie były poddawane w wątpliwość[3]). Jednak sprawy mają się zgoła inaczej[4].
Wracając do Wilde?a, wprowadza on interesującą analogię pomiędzy literaturą a krytyką. Według niego (czy lepiej: według jego bohatera, spersonalizowanej figury retorycznej utworu) nie można mówić o wtórności krytyki, która uniezależniła się od omawianego dzieła, tak jak malarstwo rozwiązało pakt mimetyczny[5], który stanowił o jego bycie przez stulecia. W tym sensie usamodzielnienie się krytyki przywraca, a właściwie przynosi jej moc kreatywności, której właściwie dotąd nie posiadała ? a której metaliterackie wcielenia były widoczne w powieściach Cervantesa, Stern?a czy Diderota, a później w twórczości prozatorskiej Gide?a czy ? na naszym terytorium ? w ?Pałubie? Karola Irzykowskiego.
Pisze Wilde:
Tak samo nie wolno oceniać krytyki według płaskich kryteriów naśladownictwa czy podobieństwa do pierwowzoru, jak nie wolno na podstawie takich kryteriów oceniać dzieła poety czy rzeźbiarza. Stosunek krytyka do krytykowanego dzieła jest taki sam, jak stosunek artysty do widzialnego świata uczucia i myśli. Krytyk może osiągnąć perfekcję w swej sztuce niezależnie od wartości materiału, na którym pracuje. Wystarczy mu byle co. I podobnie jak Gustaw Flaubert potrafił stworzyć klasyczne dzieło, będące wzorem stylu, z nędznych, sentymentalnych miłostek niemądrej żony prowincjonalnego lekarza w ubogim miasteczku Yonville-l?Abbayye koło Rouen, tak krytyk z bożej łaski może ? jeśli mu przyjdzie ochota w ten sposób zużyć lub zmarnować swój zamysł kontemplacji ? stworzyć nieskazitelnie piękne, intelektualnie wyrafinowane dzieło, biorąc za punkt wyjścia dzieła mało wartościowe lub całkiem bezwartościowe (…)[6]
Autor ?Portretu Doriana Graya?, (nawet jeżeli założymy, że wymowa tego fragmentu jest częściowo ironiczna) jak widzimy, nie przebiera w środkach: odwraca dotychczasowe, utarte proporcje, z którymi wiązano działalność krytyczną, podkreślając jej służebność i ścisłe podyktowanie jej egzystencji czynnikami zależnymi od rzeczy nadrzędnej: literatury. To jakby negatywowa wersja aforyzmu Leca: ?Myśl autora zapładnia często krytyków do poronień?[7], który lapidarnie oddaje istotę sprawy.
Wilde przewartościowuje to pojęcie, a pisząc: ?Krytyk może osiągnąć perfekcję w swej sztuce niezależnie od wartości materiału, na którym pracuje. Wystarczy mu byle co? ? prócz prowokacyjnego tonu wypowiedzi, zupełnie nicuje schemat przebiegu procesów na linii krytyka/literatura. Mówi niejako tak: krytyk, owszem, może zająć się dziełami klasycznie literackimi, ale tak naprawdę od jego dyspozycji (?z bożej łaski?), inwencji, kreatywności, nastawienia (?jeśli mu przyjdzie ochota?) i odpowiedniego momentu zależy, czy ?zajmie się? określoną książką. W każdej możliwości może zrezygnować z jej omawiania, ponieważ to on decyduje o tym, co ? i jak ? jest przedmiotem jego uwagi.
Proces upodmiotowienia krytyka idzie jeszcze dalej:
Krytyka jest bardziej fascynująca od opowieści, gdyż zajmuje się po prostu sobą. Daje większą rozkosz niż filozofia, gdyż obiera konkretny, a nie nieokreślony temat. Jest jedyną cywilizowaną formą autobiografii, gdyż nie interesują ją wydarzenia z życia jednostki, lecz myśli ludzkie, nie fizyczny czyn czy okoliczności, lecz nastroje ducha i pełna polotu pasje umysłu[8].
Można więc założyć, że Oscar Wilde, o czym można sądzić z powyższego wyimka, niekoniecznie byłby skłonny zaliczyć w poczet krytyki wypowiedzi pomieszczone na przykład w dziennikach (na przykład Witold Gombrowicz czy Tadeusz Konwicki mieliby problem ze znalezieniem się na liście genialnego Irlandczyka), skoro dziennik ? z racji tego, że w jego ?polu zainteresowań? mieszczą się ?wydarzenia z życia jednostki?, nawet jeżeli jest to dziennik intelektualny ? nie jest już do końca ?cywilizowany? jako forma gatunkowa.
Innymi słowy Wilde twierdzi, że krytyka dorównuje, a czasami przewyższa literaturę, ponieważ jest bardziej twórcza, od samego dzieła. ?Dzieło sztuki nasuwa po prostu krytykowi pomysł innego, własnego dzieła, które niekoniecznie musi mieć oczywisty związek z dziełem krytykowanym? ? czytamy. Narzuca się pretekstowy stosunek krytyka do omawianego dzieła, co odpowiada intuicjom Richarda Rorty?ego i jego poglądom na ?filozofa macho?, czyli takiego, który na siłę kształtuje tekst w formę odpowiadającą jego celom. Podobnie Wilde ? utrzymuje, że to krytyka jest szansą i przykładem dla literatury: ?Artyści odtwarzają siebie samych lud jedni drugich z nużącą jednostajnością. Tylko krytyka jest stale w ruchu, a krytyk stale się rozwija?, można więc było już w jego czasach założyć, że jej wpływ na działalność literacką będzie znaczący.
Potwierdza to zresztą pozostający w innym kręgu kulturowym i ideologicznym (pomijając, że przynależny do innej epoki), działający w innych czasach i reprezentujący zgoła odmienne stanowisko ideologiczne Gy?rgy Luk?cs, który mówi nam coś takiego:
A zatem krytyka, esej ? lub nazwij to na razie, jak chcesz ? jako dzieło sztuki, jako gatunek sztuki. Wiem, ta kwestia Cię nudzi i czujesz, że wszystkie argumenty i kontrargumenty dawno już zostały wyczerpane, albowiem Wilde i Kerr tylko powszechnie spopularyzowali prawdę, znaną już w okresie niemieckiego Romantyzmu, której ostateczny sens zupełnie nieświadomie jako oczywisty odczuwali Grecy i Rzymianie, mianowicie te, iż krytyka jest sztuką, nie zaś nauką[9].
Pozostaje kwestią otwartą, na ile krytyka jest sztuką, jakie kryteria o tym mają decydować i za pomocą jakich narzędzi opisywać jej znaki szczególne (czyli: jak uprawiać krytykę o krytyce, która jest jednoczenie sztuką, a zatem literaturą). Mniej lub bardziej jednak przytoczone słowa kojarzyć się mogą z słynnymi słowami Irzykowskiego o tym, że krytyka jest ?poezją w innym stanie skupienia?, a zatem wymagać powinna omówień z wykorzystaniem narzędzi odpowiadających analizie tekstu literackiego.
Grzegorz Czekański
[1] O. Wilde, Krytyk jako artysta. W: Eseje; Opowiadania; Bajki;, Poematy prozą, Warszawa 1957, str. 51-52.
[2] René Wellek, op. cit., s. 446.
[3] Podobnie zresztą było w przypadku sztuk plastycznych, muzyki (ze sztandarowym hasłem Rock is dead) czy filmu, których dalsza egzystencja i możliwości rozwoju dla wielu osób stały pod znakiem zapytania, a właściwie specyficzne ?czarnowidztwo? przy omawianiu sztuki współczesnej było ? i wciąż jest ? nieodzowne. Co naturalne, wraz z nadzwyczajnym rozwojem mediów w ostatnim czasie i postępującą cyfryzacją właściwie każdej dziedziny sztuki, pesymistyczne założenia analityków zostały też przeniesione na sferę nośników treści ? by przywołać płyty winylowe CD czy kasety video jako niegdyś dominujące, a teraz znajdujące się w odwrocie i skazane na odejście do lamusa. Także książka w kontekście masowej produkcji e-czytników, oferujących zwłaszcza dla młodego odbiorcy o wiele atrakcyjniejsze możliwości, od dawna jest na celowniku publicystów branżowych, wieszczących rewolucyjną zmianę korzystania z druku i odejście tradycyjnych, dominujących nośników, jednak wciąż tradycyjne edycje książek wydają się nie do zastąpienia.. Zob. Łukasz Gołębiewski, Śmierć książki. No future book, Warszawa 2008. Zapowiedzią takiej zmiany może być w każdym razie historyczna zmiana: w 2009 roku w USA sprzedano za pomocą platformy Amazon więcej nośników cyfrowych książki, niż w wydaniu tradycyjnym, co uchodzić może za moment przełomowy, a bez wątpienia za znak czasu.
[4] Mimo wszystko jestem przekonany, że gdyby teraz, w 2010 roku rozpisać wśród literaturoznawców, pisarzy i zwykłych czytelników ankietę z konkretnym zapytaniem, czy krytyka jest mniej lub bardziej pochodną lub tożsamą z twórczością ? odpowiedzi skłaniałyby się ku temu, że wypowiedzi krytycznoliterackie zdecydowanie nie kwalifikują się w kontekście działalności literackiej. Odpowiedzią na takie przekonanie jest zmiana paradygmatu krytyki w ubiegłym stuleciu, która jeżeli po wojnie (za sprawą różnych wybitnych postaci ? od Karola Irzykowskiego po środowisko skoncentrowane wokół krakowskiej szkoły krytyki Kazimierza Wyki) posiadała szczególne predyspozycje i dystynkcje literaturotwórcze (opierając się często na literackim koncepcie strukturze, kompozycji, stylu, obrazowaniu etc.) i pozostawała na obrzeżach literatury i krytyki, to obecnie spełnia w większości funkcje użytkowe, porządkowe i koordynujące przebieg życia literackiego w Polsce, na boczne tory spychając jej aspiracje literackie.
[5] Określenie za Igorem Stokfiszewskim. Zob. tegoż Zwrot polityczny, Warszawa 2009.
[6] Oscar Wilde, op. cit.
[7] S. J. Lec, Myśli nieuczesane, Kraków 2006.
[8] Op. cit., str.53.
[9] Gy?rgy Luk?cs, O istocie i formie eseju: list do Leo Poppera. [w:] Pisma krytyczno-teoretyczne 1908-1932, Warszawa 1994.