?Moglibyśmy spytać, czy w ogóle poeta jako poeta może być krytykiem? Czy poeta był kiedykolwiek dobrym krytykiem? Czy to, że był krytykiem, na dobre wyszło krytyce?
Można też odwrócić kierunek pytań: czy krytyka na dobre wyszła poecie?? ? docieka René Wellek ? i wydaje się to rzeczywiście, przynajmniej z naszej perspektywy, dość ważne pytanie. W odpowiedzi, oczywiście, moglibyśmy w tym momencie przytoczyć przykłady dziesiątek nazwisk, które mogłyby przynieść Wellekowi odpowiedź twierdzącą: tak, poeta z powodzeniem może być krytykiem, tak jak i może być nim prozaik, a także reprezentant każdej innej pochodnej twórczości literackiej (od diarysty po dramatopisarza), bowiem praktycznie pod każdą szerokością geograficzną zjawisko wymienności tych dwu ról odbywa się, rozwija, zmienia swoją postać[1]. Ale w każdym razie nie unieważni to postawionej przez Welleka kwestii ? przeciwnie, jego założeniami będziemy się dość obszernie posługiwać.
Nieprzypadkowo ? w ramach quasi odpowiedzi na postawiony przez siebie problem ? Wellek posługuje się Thomasem Eliotem w charakterze wzorcowego przykładu postaci, która realizuje model poety-krytyka w sposób niejako kanoniczny. Eliot poeta-krytyk funkcjonuje tu nadzwyczaj wszechstronnie, gdyż wiele z jego szkiców miało charakter wypowiedzi programowych lub wpisywało się w teoretyczny (czy lepiej: teoretyzujący) nurt mówienia o literaturze ? poprzez uprawianie czynnej praktyki poetyckiej. Dość powiedzieć, że Eliot jest ? przynajmniej wg samego Welleka ? ?bez wątpienia największym krytykiem XX wieku angielskiego obszaru językowego?[2]. Autor ?Czterech kwartetów? zasłużył sobie na to miano m.in. dlatego, że ?sprawował obowiązki i korzystał z praw krytyka, by określić i umotywować swój smak i praktykę poetycką, by spożytkować przeszłość na swą korzyść?. W ten sposób docieramy również do opisu możliwego pola inspiracji poetów-krytyków, bowiem można założyć, że wielu z nich uprawiało działalność krytyczną właśnie w celu ugruntowania swojego poetyckiego warsztatu.
Z drugiej jednak strony, jak pisze Jan Prokop ?[k]rytyka obrzydza autorowi jego dzieło i tym samym zmusza do szukania nowych rozwiązań?[3]. Krytyka ? podkreślimy: cudza ? w takim ujęciu staje się więc demotywująca, a zatem być może to swoiste ?wzięcie sprawy w swoje ręce?, jak można nazwać akt przejścia, wymiany warsztatowej na linii pisarz-krytyk, nawiązuje się niejako na zasadzie ? powiedzmy ? przejęcia inicjatywy, dowiedzenia wartości swojej metody pisarskiej (jeżeli została nadszarpnięta przez negatywną opinię ?obcej? krytyki), a także utwierdzenia się w swoich warsztatowych przekonaniach. Nie musi się to odbywać w kontekście twórczości własnej (jeżeli już, byłoby to możliwe np. w dziennikach bądź korespondencjach ? jak w przypadku np. Miłosza, Herlinga-Grudzińskiego, Mrożka czy Herberta), bowiem także sam dobór odpowiednich tematów czy omawianych książek (np. fantastyka ? jak w przypadku Stanisława Lema) może sprowokować do ? o czym pisał Prokop ? szukania nowych rozwiązań dla własnego warsztatu.
Przypadek Eliota jest szczególny i cenny, mimo że być może nie reprezentatywny dla ogółu pisarzy uprawiających krytykę czy eseistykę krytyczną. W każdym razie pod względem spójności idei, kompletności założeń, aspiracji i zaangażowania, które manifestowało się w jego tekstach, jest mu w stanie dorównać niewielu, nawet mając na uwadze takie autorytety jak Paul Valéry czy (w zdecydowanie mniejszej skali realizowania praktyki krytycznej) Wystan Hugh Auden. Można jednak sądzić, że obaj zgodziliby się z Eliotem, który pisze: ?poeta zawsze stara się ?bronić tego gatunku poezji, jaki sam uprawia[4]??, a w szkicu zatytułowanym O krytyku krytycznie nazywa tę dziedzinę własnej działalności jako uboczny efekt swej twórczości.
Efekt uboczny ? czy nie koresponduje ze wspomnianymi wcześniej opiniami filozofów o ich literackich debiutach, które traktowane były w charakterze ?błędów młodości?? Jak się wydaje, jest to dobry trop. Nie musiało to oznaczać, że ta ?zamierzchła?, zaniedbana jest to bez wpływu na ?główną? dziedzinę działalności filozofa, który ? przeciwnie ? z doświadczeń i początków pisarstwa może korzystać i przeistaczać dyskurs np. filozoficzny czy psychoanalityczny w wypowiedzi filozoficzne czy psychoanalityczne o intensywnym nasyceniu walorami literackimi, co przekładać się może na ogólną eseizację takich tekstów. Język filozofów, parających się niegdyś ?wprawkami? literackimi, nie musiał bowiem być (i w zasadzie nigdy nie jest) transparentny. Przeciwnie, mógł stać się nośnikiem uprzednich doświadczeń danej postaci, emanacją jej niegdysiejszych prób artystycznych, młodzieńczych założeń, dowodem ugruntowywania się jego światopoglądu i słownika, którym się posługuje obecnie. Słowem: funkcjonował jako wypadkowa pewnych czynników, które odpowiednio długo dojrzewały, by stworzyć w końcu dojrzały konglomerat użytecznych umiejętności dla filozofa, który niegdyś terminował w charakterze ?pisarza?.
Wracając do Eliota, cenna okaże się jeszcze jedna myśl:
pierwszorzędna rola, jaką odgrywa krytyka w samym procesie twórczym. Przypuszczalnie większa część pracy, jaką autor wkłada w budowę swego dzieła, to praca krytyczna: przesiewanie, scalanie, budowanie, wykreślanie, poprawianie, sprawdzanie, cały ten straszny trud jest w równej mierze tak krytyczny, jak twórczy. Upierałbym się nawet, że najbardziej żywotnym, najwyższym rodzajem krytyki jest krytyka w rękach wytrawnego, wyszkolonego pisarza w zastosowaniu do własnej twórczości[5]
Autor ?Mordu w katedrze? zwraca niniejszym uwagę na nie samo-, lecz autokrytyczną działalność pisarzy. Rzecz jasna, nie idzie tu o sporządzenie recenzji własnej publikacji[6] czy wspomnianą samokrytykę[7], lecz przeniesienie doświadczeń recenzenckich, eseistyczno-krytycznych czy stricte krytycznych do procesu powstawania pojedynczego utworu czy całej książki, której jest się autorem. Oczywiście, takie działanie wymagałoby określonego dystansu i umiejętności krytycznego namysłu nad własnymi poczynaniami pisarskimi ? co wydaje się szczególnie trudnym, lecz owocnym przedsięwzięciem.
Potwierdza to John Ashbery:
Poeci marzą, aby ich słowa wyrugowały wszelki dyskurs krytyczny, jako że poezja sama w sobie jest już rodzajem krytyki (…). Ale z drugiej strony, poezja jest w jakimś stopniu niekompletna bez czytelnika/krytyka, i stąd dylemat krytyka, który tak dalece identyfikuje się z poetą, że zaczyna przejmować jego zadania[8].
Pojmowanie twórczości poetyckiej jako zespół artefaktów słowa pisanego z ?wczytaną? w swój ?genotyp? świadomością krytyczną (nie do końca wiadomo, czy jednoznaczną ze świadomością krytycznoliteracką) wpisywałoby się w projekt nowoczesnej historii wiersza, który swą reprezentację zyskał w modernizmie, a sfinalizowany został w ?samo interpretujących się? tekstach postmodernistycznych. Szczególnie ciekawe jest tu podejście samego Ashbery?ego, który ? jak pisze we wstępie do edycji jego utworów krytycznych Grzegorz Jankowicz ? ?czytanie innych poetów traktuje jako działanie na rzecz własnego wiersza. W utworach ulubionych pisarzy poszukuje nie wiedzy na temat świata, nie wzruszenia czy estetycznej przyjemności, lecz przede wszystkim impulsu do pisania?[9]. Działalność krytyczna ujawnia więc wpisaną niejako w projekt pisarski Ashbery?ego strategię poetyckiej reprodukcji znanych mu dzieł[10], które jednocześnie generują ruch w obrębie jego własnej twórczości[11]. Dają asumpt do rozważań nad własną techniką pisarską. Inspirują do weryfikacji czasem wieloletnich założeń.
Z drugiej strony, jak powiada John Barth, którego barwną wypowiedź Ashbery przywołuje z ich korespondencji: ?Nie powinniśmy przywiązywać większego znaczenia do tego, co mówią pisarze. Nie wiedzą, czemu robią to, co robią. Przypominają w tym dobrych tenisistów lub dobrych malarzy, którzy ledwo otworzą usta, a mówią rzeczy absurdalne, pompatyczne lub żenujące albo po prostu fałszywe?[12]. Jak widać, amerykański pisarz nie miał najlepszego zdania na temat metaliterackich (i metakrytycznych) epizodów w praktyce kolegów po piórze. Dobijamy powoli tym samym do punktu docelowego. Właśnie o tym, że wypowiedzi ? a właściwie ich próby ? krytyczne autorstwa pisarzy niekoniecznie bywają odkrywcze, innowacyjne czy po prostu potrzebne, będziemy mogli się wkrótce przekonać, przy okazji przejścia do zasadniczego punktu tej rozprawy: wstępnego przedstawienia sytuacji zmienności ról na linii pisarz/krytyk w polskim życiu literackim w ubiegłym wieku. A właściwie po transformacji.
Borem, lasem!
Grzegorz Czekański
[1] Zobrazuje to prowizoryczny przegląd działalności krytycznoliterackiej wśród pisarzy na podstawie tekstów umieszczanych w ?Literaturze na Świecie? za ostatni rok. Okazuje się ? począwszy od numeru 09-10/2009 ? że obecność pisarzy, których możemy tu skrótowo nazwać ?wymiennymi?, jest widoczna. Oto zatem we wspomnianym numerze pojawia się m.in. Oscar Wilde, Wallace Stevens, Robert Lowell, Allen Ginsberg, a z polskich autorów Jerzy Jarniewicz, Andrzej Sosnowski czy Piotr Sommer. Przy okazji uwidacznia się kwestia bliskości szkiców krytycznych z esejem. Upodmiotowienie i nasycenie tekstów krytycznych przez widoczną ekspresję ja krytyka-poety, który przenosi tu swoje doświadczenia pisarskie, zbliża taką krytykę do eseistyki ? podobnie jak eseistyka ?grawituje? w kierunku krytyki i koresponduje z nią. Uświadamia nam ten fakt Roma Sendyka, która mówi o ?krytyczności? eseju jako kategorii, za pomocą której możemy go zdefiniować: ?Krytyczność eseju jest wiec funkcją genotypu nowożytnej kultury, z której się narodził. Sendyka pisze wprost: termin ?krytyczny? odnosi się do sposobu funkcjonowania gatunku: zadaniem eseju jest ?krytykować??. Czyli ? tu autorka przytacza słowa Maxa Bensego ? ?wypróbowywać przedmiot, sprawdzać, sprawdzać jego słabości?: nie chodzi bowiem o właściwości polemiczne, odrzucenie, negatywizm, raczej o Benjaminowską ?pełnię skupionej pozytywności, albowiem jak pisze Rohner eseista to ?suwerenny, p o z y t y w n y k r y t y k??. Zob. Roma Sendyka, Nowoczesny esej, Kraków 2006, s.72-73, podkreślenie autorki.
[2] R. Wellek, T.S. Eliot jako krytyk [w:] tegoż Pojęcia i problemy nauki o literaturze, Warszawa 1979 (s.464).
[3] Jan Prokop, Krytyka jako nierozumienie dzieła [w:] Badania nad krytyką literacką, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1974, s. 29.
[4] R. Wellek, op. cit.
[5] T.S. Eliot Szkice krytyczne, Warszawa 1972, s.298.
[6] Publikowanie recenzji własnych książek zdarza się tyle przy tytułach literatury, co przy okazji twórców publikacji naukowych. Przykładem może być tu Franciszek Nowak ? językoznawca z bydgoskiego uniwersytetu, o którego sprawie było głośno prawie dekadę temu. Został on oskarżony o spreparowanie recenzji tytułu swojego autorstwa, a jego sprawa pociągnęła za sobą falę komentarzy i wypowiedzi na temat fingowania omówień książek. Zob. http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34317,651396.html.
[7] Samokrytyka pisarzy jako specyficzna forma wypowiedzi krytycznej wprawdzie mogłaby zostać przy tej okazji omówiona, nie pozwalają na to jednak rozmiary tego tekstu. Dla porządku, z racji pokrewieństwa tego zjawiska, zarysujmy jednak kilka kwestii. Dla przypomnienia, autorami samokrytyk byli m.in.: J. Tuwim (Z notesu, ?Odrodzenie?, 1949 nr 4), J. Andrzejewski (Notatki…, ?Odrodzenie 1950 nr 5), K. Gałczyński (O sobie, ?Odrodzenie? 1950 nr 8). W ciągu kilku miesięcy ukazały się wówczas trzy samokrytyki tych wybitnych pisarzy. Samokrytykę jako formę ekspresji krytycznoliterackiej cechowałyby w moim przekonaniu tyleż ? jak pisze Grzegorz Wołowiec ? ?typowe dla tych tekstów rozdwojenie podmiotu mówiącego, specyficzna dla nich ambiwalencja pomiędzy ?samokrytycznym ja?, konsekwentnie usytuowanym w czasie przeszłym (?błądziłem?), a równie konsekwentnie teraźniejszym ?ogólnopartyjnym my??, jak i próby skrajnie zideologizowanego (najczęściej wymuszonego okolicznościami, ale przypadek np. Tadeusza Borowskiego każe sądzić inaczej) analizowania i interpretowania w ł a s n e j twórczości, które posiadały swą odrębną strukturę, zasady organizacji tekstu i realizowały własną poetykę, charakterystyczną dla tego typu tekstów. Zob. Grzegorz Wołowiec, Samokrytyka pisarza jako gatunek wypowiedzi. W: Genologia dzisiaj, pod red. W. Boleckiego i I. Opackiego, Warszawa 2000, s.213.
[8] John Ashbery, Inne tradycje, Kraków 2008, s.122.
[9] Tamże, s.13.
[10] Dotyczyć to może także prób teoretycznego namysłu nad poetykami, o czym pisał m.in. William Hazzlit, cytujący wyimek z Coleridge?a (fragment jego Biographia Literaria): ?Ostatecznym celem krytyki jest raczej ustalenie zasad pisania niż ocena cudzej twórczości?. Zob. William Hazzlit, O krytyce. W: Teoria badań literackich za granicą, t. 1, pod red. S. Skwarczyńskiej, Kraków 1965, s.224.
[11] Cennych spostrzeżeń i passusów w tej książce jest na tyle dużo, że szkoda przechodzić nad nimi do porządku dziennego. O motywacji poetów autor Self-Portrait in a Convex Mirror pisze w ten sposób: ?Kiedy poeci piszą o innych poetach ? nieraz o tym mówiono ? mają skłonność do pisania o sobie samych, do tego stopnia, że poczytują sobie za zalety to, co u innych uznają za wady?. Tamże, s.86. Mówi to dość dobitnie o w pewnej mierze osobistym, by nie powiedzieć: intymnym stosunku Ashbery?ego do otaczającej go literatury, w której twórcy-krytycy przeglądają się jak w gabinecie luster.
[12] Tamże, s.19.
Poprzednie sety tutaj.