Maksymilian Nałęcz: Adam Kaczanowski Co jest nie tak z tymi ludźmi? [recenzja]

Co jest nie tak z tymi ludźmi? to zbiór czterech nowych wierszy urodzonego w Poznaniu poety/ performera Adama Kaczanowskiego. Dwadzieścia dwie strony tekstu ozdobionego okładką przedstawiającą rozczłonkowywanego i wybebeszanego przez zwierzęta trupa mężczyzny. Z rzeczonych zwłok jelita wyciąga małpa o nieadekwatnie małych, ludzkich raczej genitaliach. Wewnętrzna strona przedniej okładki przedstawia spółkujące na nagrobku białe króliki, zaraz pod blurbem autorstwa Dawida Kujawy. Zawartość tomiku to skrupulatne studium macierzystej rzeczywistości, bijące na głowę popularne dziś napuszone próby wytykania społeczeństwu jego patologii, protekcjonalnego edukowania tzw. ciemnego motłochu. Poetycko jest to jedna z najlepszych tegorocznych pozycji na rynku literackim.

Spoiwem łączącym ten kwadryptyk są otwierające wiersze cytaty z wyklętego modernisty Ezry Pounda. Klarowna i wydajna poetyka Kaczanowskiego z pewnością nosi znamiona twórczości Amerykanina, konkretnie tej z okresu Straconej Generacji (czyli długo przed etapem fascynacji Mussolinim i Hitlerem). Niemniej chorobliwie stropiony, balansujący na skraju obłędu i faszyzujący Pound znakomicie wpisałby się w krajobraz świata sportretowanego w Co jest nie tak z tymi ludźmi?. Jego Lamentacyjne proklamacje równie dobrze mogłyby być głosem pierwszoplanowych aktorów inscenizacji Kaczanowskiego ? neurotyków okupujących centra handlowe i kartkujących oferty biur turystycznych. Kolejnym produktem cywilizacji, która wydała sfrustrowane ekspedientki sklepów nocnych, rozpasane z nudów sprzątaczki i chłonących pornografię małolatów.

Pośród tej histerycznej masy błąka się alter ego poety. W poprzednich zbiorach przybierał on groteskowe role klaunów, zwierząt i komiksowych postaci, bądź też oglądał rzeczywistość przenikliwym wzrokiem rozstającego się z niewinnością dziecka. W Co jest nie tak z tymi ludźmi? jest po prostu everymanem, jakby świadomym elementem bezwiednej masy, samorzutnie poruszającej się między klaustrofobicznymi apartamentami, miejscami mozolnej pracy i restauracjami z fast-foodem. Poetyckie protezy Kaczanowskiego integrują się z tym tłumem, wchodzą z nim w dialog, absorbują i imitują jego wściekłość i wrzask.

Godnym podziwu zabiegiem jest to, że wszyscy oddelegowani przez autora aktorzy wstrzymują się od moralizatorstwa. Ich monologi nie są wściekłymi diatrybami, raczej ubranymi w wulgarny żart i fantasmagoryczny symbolizm majakami nieszczęśnika, nad którym górę wzięła nonsensowność jego otoczenia. W wyniku tego, pozornie zdezelowana, przeżarta konsumpcjonizmem rzeczywistość staje się anormalnie fascynującą ekspozycją okropności. Kaczanowski, być może odrobinę ? rebours, staje się adwokatem tej codzienności, jej żałosności i pospolitości. Trawiący ją absurd przetworzony przez język poety jest w tej obnażanej farsowości konsternująco powabny. Przyznam, że jest to wyjątkowo dyskusyjna przyjemność, do której przyznaję się z trudem; bardzo dosłowne guilty pleasure.

W samej warstwie estetycznej przejrzysty w formie tomik Kaczanowskiego nie pozostawia dużego pola do analizy, co jest ciosem dla łaknącego artystycznej wiwisekcji krytyka. Jednocześnie Co jest nie tak z tymi ludźmi? to przysługa wyświadczona czytelnikowi. Czytelnikowi osieroconemu przez rodzimą poezję, zaniedbanemu kosztem egzaltowanych eksperymentów i estetycznego harakiri twórców, których pochłonęły odmęty sterylnej awangardy. Kaczanowski uwodzi beztroską zabawą lingwistyczną, napędzaną znakomitą rytmiką, wpasowującą się w charakterystyczny sposób melodeklamacji poety, znanej z jego performansów. Jego humor jest bezwstydnie klozetowy, ale też bezpretensjonalny, wolny od wymuszonego, prowokacyjnego wulgaryzmu.

Ostatnimi czasy popularne stało się w rodzimej literaturze pisarstwo metodyczne. Twórcy promujący swoje wydawnictwa zwierzają się z poświęceń, jakie poczynili, wdrążając się dla dobra sztuki w imprezowe życie stolicy, udręczone sfery prekariatu, hipsterskie piekła dużych ośrodków czy też inne mitologiczne krainy pojawiające się ostatnio w okołoliterackim dyskursie. Estradowe usposobienie poety i nieodłączna od dekad performatywność jego twórczości wyręczają go w konieczności wikłania się w pogmatwane i dyskusyjne eksperymenty społeczne. Przenikliwość, spostrzegawczość i zdolność utrzymania odpowiedniego dystansu czynią Kaczanowskiego jednym z najlepszych obserwatorów społeczeństwa ? wciela się w sprawozdawcę, nie wieszcza. Gdyby autor miał jakiekolwiek moralizatorsko-kaznodziejskie zapędy, postawiłby na końcu tytułu kropkę, nie znak zapytania.

Świat w tomiku Kaczanowskiego to Polska AD 2016, tylko tyle i aż tyle, i jest to jeden z najciekawszych portretów naszych realiów; bestiariusz dobrowolnych ofiar materializmu i przypadkowych współczesnego kulturkampfu.

Maksymilian Nałęcz