Oczy otworzyłem miesiąc po katastrofie. Zaalarmowany przez pielęgniarki dyrektor szpitala przybiegł, uścisnął mi dłoń i pocałował w czoło. Do pokoju wpadły media. Przydusiły mnie do poduszki mikrofonami i kamerami.
Zemdlałem.
Kilkanaście minut później przy drzwiach szpitalnej sali stanął funkcjonariusz. Uprzejmie, ale stanowczo przekonywał wszystkich, że nie warto na razie mnie odwiedzać. Mogłem w spokoju nadrobić zaległości informacyjne. Od firmy produkującej preparaty na łysienie, której produkty reklamowałem, dostałem w prezencie wypasionego laptopa z internetem wszędzie. W pudełku, razem z komputerem, zapakowano portret Ojca Świętego Jana Pawła II.
Przejrzałem Internet. Samolot rozbił się bez komplikacji. Media uznały więc wstępnie, że eksperyment zakończył się powodzeniem.
? Jeden ocalały nie wpłynie na wyniki badań ? uspokajał tłumacz międzynarodowych ekspertów. Sami międzynarodowi eksperci zajmowali się już odczytywaniem zgromadzonych danych.
Moment zderzenia samolotu z ziemią rejestrowały setki polskich i międzynarodowych kamer. Internet pękał w szwach od materiałów video z tego wydarzenia. Oprócz zwykłych nagrań telewizyjnych newsów znalazłem też teledyski. Samolot wybuchał, a z głośniczków laptopa leciały patriotyczne pieśni albo popularne hity krajowych i zachodnich wykonawców (w tym piosenki Bono). Korzystający z programów montażowych artyści majstrowali nie tylko przy dźwięku, ale i obrazie. Samolot rozbijał się więc w przyspieszonym i w zwolnionym tempie. Czasami robiono pauzę i dziób maszyny zawisał kilka metrów nad ziemią. Czasami puszczano całe wydarzenie od tyłu. Sterta rozrzuconego, pogiętego metalu, ciągnięta tajemną siłą koncentrowała się w jednym miejscu, a po chwili z błysku i wybuchu wyłaniał się lecący do tyłu samolot.
Ta wersja podobała mi się najbardziej.
Tupolew wracał do Polski.
W szpitalu odwiedziła mnie żona. Była wyraźnie skrępowana całą sytuacją. Stała obok łóżka. W rękach miętosiła papierową chusteczkę higieniczną. Przyszedł z nią Robert. Stał przy ścianie i wyglądał przez okno.
Spodziewałem się zobaczyć żonę w takim stanie. Trzy dni po tym jak się obudziłem, na portalu społecznościowym zmieniła swój status z ?w związku? na ?to skomplikowane?.
? Dobrze wyglądasz ? powiedziała.
? Cieszę się, że żyjesz ? powiedziała.
? Przynieśliśmy ci pomarańczy ? powiedziała.
W siatce były mandarynki.
Skłamała więc trzy razy.
Położyła owoce na stoliku i wyszła. W pokoju został Robert. Trudno mi było coś wyczytać z jego twarzy. On nie zmienił statusu na portalu. Ciągle był ?w związku?.
? Jak pan wyzdrowieje, to zapraszamy pana na obiad. Żona zrobi pana ulubione kotlety. Będzie okazja porozmawiać ? powiedział miło, podał mi dłoń i ruszył w stronę drzwi.
Leżałem w łóżku i przeglądałem Internet. Tępo klikałem gdzie popadnie. Zapukano i do pokoju wszedł pan funkcjonariusz. Przyniósł olbrzymi wiklinowy kosz pełny bombonierek i owoców.
? To prezent dla pana ? wyjaśnił stawiając kosz na stoliku obok łóżka. Nic nie powiedziałem. Oglądałem właśnie dowcipny filmik z kotkami. Jeden skakał na drugiego. Dowcipne. Pan funkcjonariusz stał obok łóżka i czekał. Spauzowałem video i popatrzyłem na niego.
? To od mojej mamy ? wyjaśnił wyraźnie skrępowany. ? Moja mama bardzo chciała pana spotkać. Pan jest dla narodu? bohaterem. Ja codziennie zawracam sprzed pana drzwi kilkadziesiąt osób, ale moja mama?
? Z przyjemnością spotkam pana mamę ? powiedziałem ze zrozumieniem. Też kiedyś miałem mamę.
Strażnik uśmiechnął się, wybiegł z pokoju i po kilku sekundach wrócił prowadząc za rękę bardzo starą, bardzo zgarbioną kobietę. Ściągnął jej płaszcz i beret. Podsunął krzesełko. Usiadła po prawej stronie łóżka. Funkcjonariusz pocałował ją w czoło i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Kobieta musiała mieć naprawdę dużo lat. Z morza zmarszczek wyłaniały się nos, usta i oczy. Oczy były szkliste, źrenice rozedrgane. Starowinka sięgnęła do wiklinowego koszyka, otworzyła bombonierkę i podała mi czekoladkę.
Zjadłem ją.
Wyciągnęła następną czekoladkę.
Tą też zjadłem.
Nic nie mówiła. Podawała mi kolejne czekoladki. Ze szklistych oczu popłynęły łzy.
? Już wystarczy proszę pani, już się najadłem ? powiedziałem. Zaczynało mi się robić niedobrze.
? Zjedz jeszcze synku, syneczku. Taka tragedia cię spotkała. Zjedz na osłodę ? powiedziała starowinka.
? Już wystarczy proszę pani, już się najadłem ? powiedziałem raz jeszcze ale bardziej stanowczo.
Odłożyła bombonierkę do koszyka. Płakała coraz bardziej.
? Co się stało proszę pani? ? zapytałem najczulej jak potrafiłem.
Kobieta jakby na to czekała. Wstała z krzesełka i drżącymi palcami zaczęła rozpinać swój wełniany sweter. Przerażony własnymi domysłami zasłoniłem oczy dłonią. Po chwili spojrzałem spomiędzy palców. Starowinka stała obok łóżka z rozpiętym swetrem i podciągniętą do połowy bluzką. Pokazywała mi swój okrągły, sflaczały brzuch. Palcem przejechała po bliźnie.
? Tu mnie boli. Ratuj, dobrodzieju, ratuj ? zapłakała.
? Ja? przecież ja nie jestem lekarzem? ja się nie znam? – zacząłem się tłumaczyć.
? Dotknij dobrodzieju. Tylko dotknij.
Czułem się bardzo, bardzo głupio.
Dotknąłem.
Telewizja podawała, że analiza danych z wraku drugiego Tupolewa przebiega sprawnie. Naród słuchał relacji z kolejnych konferencji z niesłabnącym zainteresowaniem. Żadna komisja w Wolnej Polsce nie osiągnęła takiej popularności. 87 % respondentów uznało, że w skład międzynarodowej komisji badania wypadku wchodzą osoby najprzystojniejsze i potrafiące się najlepiej ubrać. Na drugim miejscu znaleźli się członkowie komisji badającej śmierć posłanki Blidy (61%), na trzecim członkowie komisji hazardowej (42%).
W przypływie patriotycznych uczuć połamano nagrobki straconego premiera i prezydenta oraz nasikano do zniczy. Roztrzaskano drewniany krzyż na świeżym grobie syna premiera. Przez przypadek poleciały też kamienie w stronę mojego domu. Bojówkarze przeprosili za ten incydent. Złożyli kwiaty na grobie mojej mamy.
Wychodzącą ze szpitala mamę strażnika najprawdopodobniej obsiadły media, bo dwa dni później widziałem ją pielgrzymującą od talk show do talk show wszystkich ważniejszych stacji.
? Dotknął i już nie boli ? mówiła uradowana staruszka prezentując przed kamerami starczy brzuch. Tego wieczora pod szpitalem po raz pierwszy zebrał się naród.
Zapalono gromnice, wyciągnięto sztandary, zaintonowano pieśni.
Ludzie czekali żebym pozdrowił ich z okna.
Marcin Pluskota