ffffound.com

ffffound.com

Przeglądanie i podczytywanie wydanego przez Biuro Literackie tomu Oddam wiersze w dobre ręce, zawierającego wszystkie opublikowane do tej pory tomiki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, wywołuje nadrzędną myśl: cały Dycki. Dycki taki jak zawsze. W drugim odruchu zaś odkrywa przed czytelnikiem zadanie: nauczyć się wreszcie przyjmować ? w dobre ręce ? to samo, w tym samym dostrzegać różnicę, to samo ? pokornie ? czytać, komentować, przetrawiać.

Cóż można dzisiaj napisać o Dyckim? Pewnie niewiele nowego. Bo też i nie o nowe, nie o stare, nie o zmianę tu chodzi. Na Dyckiego warto patrzeć jako na poetę ruchu; kiedy powtarza swoje gesty, powtórzyć je musi i czytelnik. Zmuszony zaś do tego, zastanawia się nie tyle nad ich znaczeniem (to myśl także przecież nienowa), a bardziej nad sobą w ruchu zaprojektowanym przez autora Nenii.

Zacznijmy jednak od samych tekstów, a dokładniej od tytułu przedostatniego tomiku. Zależności i uzależnienia to to, co łączy człowieka ze światem i innymi, sieć, w której musi być centralnym punktem zaczepienia. Zależności i uzależnienia tyleż zatem ubezwłasnowolniają, co zwyczajnie mocują w rzeczywistości, przypisując jednostce miejsce i czas, dając jej zadania i nie pozwalając dryfować w próżni. Tak jak w pierwszym wierszu tomu:

daj mi słowa abym kres
nazwał umiejętnie kresem
i w nim tańczył (żebym
z radością zatoczył koła

które będą kołami nicości
i moimi kresami) i abym pojął
abym szalony nie wybiegł
z domu bo i dokąd zawiedzie mnie

natchnienie jak nie do Pana Boga

Opuszczenie sieci (domu) jawi się jako ryzykowny krok w nieznane, nieswoje, podejrzane; Pan Bóg bowiem istnieje u Dyckiego jako podejrzanie, niebezpiecznie pewny (jako ?Pan Bóg? właśnie ? dziecinny, potoczny, utarty). Określanie własnej przestrzeni, tej, która odciska na mówiącym piętno (rozżarzonym żelazem, nie oszukujmy się), ale i tej, która po prostu daruje mu siebie jako ?miejsce na ziemi?, staje się niemającą końca czynnością poezji. Niekończącą się ? a więc dającą pewność samego ruchu, nie zaś rezultatu. Cel (kres) pozostaje niewypowiadalny, ale uruchamia machinę powtórzeń umożliwiających istnienie: jestem, o ile powtarzam; powtarzam, dopóki jestem. To ruch zapowiedziany już na samym początku: ?jaki jestem jaki będę jeżeli pokonam tę śmieszną przestrzeń/ między jednym a drugim niejasnym słowem?[IV, Nenia]. Droga do pokonania ciągle trwa w zapowiedzi i pytaniu. Niejasność słów nie pozwala uczynić z nich punktów wyjścia i dojścia, zostaje ruch pomiędzy. Zdecydowanie jest to forma tańca ? nie swobodnego jednak, a transowego. Takiego, w którym możliwe są drobne, regularne przesunięcia: ?a my tam i z powrotem tak tak/ tam i z powrotem nie nie? [XLV, Piosenka].

Bohater wierszy Dyckiego bezustannie wplata się w sieć, której kluczowymi węzłami są ludzie, których już nie ma, przyjaciele, matka ? postaci, które nigdy nie opuściły przestrzeni tych wierszy. Ich nieustępliwość jednak sprawia, że ujawnia się nieusuwalny czynnościowy charakter pamięci ? pamiętania, rozpamiętywania, przypominania. Kiedy poeta pisze: ?niechaj ci się przyśni/ Lubaczówka której wody obejmą// twoje i moje kości i póki piszę/ wiersze nie będzie temu końca? [XXI. Kołysanka, Piosenka], przeciwko śmierci i nietrwałości wystawia ciągłość intencjonalnego, pracowitego pamiętania ? zapisywania, utrwalania. Czasowniki te nie zmieniają jednak aspektu na dokonany. Wiersze, od pierwszego do ostatniego, również stanowią sieć zależności ? zazębiają się refrenowymi frazami, proponują po dwa, trzy warianty jednej opowieści; ciągle uzupełniają i modyfikują osiągnięty obraz. Uniwersum Dyckiego jest zatem stabilne, ale dynamiczne ? obserwujemy coś w rodzaju drgań wewnętrznych, drobnych wybuchów, które nie zmieniają struktury całości, choć delikatnie ? przez pracę ironii ? podważają jej hermetyczność. Materiał wybuchowy może stanowić obcy rejestr, nagłe wtargnięcie anonimowego głosu, jak w wierszu XLIII. Zaczepka z Piosenki:

niepotrzebnie wziąłem to do siebie
kiedy usłyszałem na ulicy ?ty butu
zboczony? choć przed chwilą wyszedłem
z hotelu i nie zdążyłem się obłocić

nie była to wszak zaczepka homofoba
i dresiarza lecz rozmowa telefoniczna
do której się włączyłem: ?ty butu
zboczony każdy poeta jest zbokiem

pisząc wiersze z Bogiem i mimo Boga?

Ujawnia się tu jednak obłędna zasada, wedle której wszystko może zostać włączone do układu, którego centrum stanowi bohater; zaczepić się o niego ? jeśli wolno tak odczytać tytuł. A zatem: repetycja (rozumiana tu też jako powtórzenie po kimś, cytat) okazuje się przedłużaniem drogi, oczekiwaniem, które jednocześnie chce i nie chce zostać spełnione. Ale, ale ? to przecież wszyscy wiemy?

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki to poeta złośliwy. Złośliwy złośliwością czysto Gombrowiczowską: ?Pani denerwuje, rozumie pani, pani jest jak płachta, pani prowokuje. (?) Ach, jak pani milczy! Jak pani milczy!?, IWONA (milczy), IWONA (milczy), IWONA (milczy). Choć Dycki nie milczy, jest w istocie niczym Iwona ? prowokuje niezmiennością (repetycyjność okazuje się nie prowadzić do żadnego zakończenia). Od 1990 roku pisze jeden, jednako melancholijny i jednako ironiczny wiersz o kresie, który nie następuje, oddala go bowiem sama nieustanna czynność pisania. Reszta jest milczeniem? Nie. Reszta jest naszym, czytelniczym, wysiłkiem przyjmowania wciąż od nowa tego, co nie chce się zestarzeć, co umyka logice rozwoju i zmiany. Możemy się pieklić (?cóż mam z tym znowu zrobić??), możemy pobłażać (?Dyciu, jak zawsze, ten sam ? nic do odkrycia?), możemy trwać w bezpiecznym zachwycie (?Dyciu, jak zawsze, ten sam ? stały ląd?), etc. A jednak ? każda kolejna książka wzmaga poczucie zagrożenia. To, co przyjęte już do wiadomości, nie chce odejść; praca interpretacji ciągle odsyłana jest do swojego początku. ?[I]nnej rozpierduchy bracia i siostry// nie będzie? [XII, Dzieje]. Czytelnik musi się mierzyć z tym samym: schizofrenią, alkoholizmem, odrzuceniem, innością. Uznać, że inność bardziej inna już nie będzie, ale bardziej oswojona też nie ? nie zmieni się dzięki ciągłym próbom zawłaszczenia we własny, krytyczny dyskurs. I dlatego właśnie tak ważne okazują się ręce przyjmujące poezję. Tom Oddam wiersze w dobre ręce wciąga w grę przybliżeń i odepchnięć. Jeśli ktoś wybierze drugi gest, niech skończy na takim prowokacyjnym wezwaniu:

??odtenteguj się do jasnej anielki
ode mnie i od mojej rodzicielki
od przyjaciółki również się odtenteguj
z kim innym się prześpij zakoleguj??

[XXVII, Piosenka]

Jeśli jednak ktoś zechce wybrać przekornie gest zbliżania, pozostanie mu ciągle nowe doczytywanie bardziej niż odczytywanie, ?bo w innym razie ustanie praca// nad sobą w którą tak bardzo wierzę? [XXXIV, Piosenka]. Nie dajmy się sprowokować. ?Ustawanie? jest wszak bardzo niedyckie.

Marta Koronkiewicz



Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Oddam wiersze w dobre ręce (1988-2010), Biuro Literackie, Wrocław 2010, s. 452. W skład książki weszły tomy: Nenia i inne wiersze (1990), Peregrynarz (1992), Młodzieniec o wzorowych obyczajach (1994), Liber mortuorum (1997), Kamień pełen pokarmu (1999), Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania (2000), Daleko stąd zostawiłem swoje dawne i niedawne ciało (2003), Przyczynek do nauki o nieistnieniu (2003), Dzieje rodzin polskich (2005), Piosenka o zależnościach i uzależnieniach (2008), Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem. 111 wierszy (2009).

ffffound.com

ffffound.com