cerensek.com





Od jakiegoś czasu Jarek nie mógł spać. Z tej racji nie spał. W pewnym momencie dnia stawał się zmęczony i kładł do łóżka, by godzinami leżeć w stanie zawieszenia. Ten stan męczył go i frustrował. Równie mocno frustrowały go godziny poza łóżkiem, godziny tak zwanej aktywności, ale w tym opowiadaniu skupimy się na jego bezsenności.

Zjawisko to zaczęło się w listopadzie u dziewczyny. Jarek po odbytym akcie miłości nie zapadł natychmiast w objęcia snu, jak mężczyźnie przystoi. Długo wiercił się w pościeli z zamkniętymi oczami, udając, że niby to śpi, aby nie wyjść na dziwaka. Tego dnia łatwo było mu znaleźć wytłumaczenie, skąd mogło się to brać. Po pierwsze, mógł nie móc zasnąć, bo leżenie w łóżku z kobietą jest przyjemne. To nie przypadek, że zazwyczaj Jarek, chcąc spędzić noc z ładną, młodą, wykształconą kobietą, musiałby wydać kilka tysięcy złotych. Tego wieczora więc czuł się jak żebrak, który nagle awansował do wyższej klasy społecznej. Gdyby zasnął, przegapiłby wszelkie miłe odczucia płynące z tej sytuacji. To byłoby jak wyrzucenie w błoto kilku tysięcy złotych, a Jarka nauczono być oszczędnym. Nie ma dla tej historii kompletnie znaczenia, skąd dokładnie pochodził Jarek, ale żeby nie było wątpliwości co do jego motywów, zaznaczmy, że Jarek pochodził z regionu, w którym według stereotypu ludzie są bardzo oszczędni. Tak więc, jako typowy obywatel tego właśnie regionu, nie lubił marnotrawstwa. Po drugie, Jarek mógł nie móc zasnąć, gdyż owej nocy bił się z myślami. Zastanawiał się, ilu facetów spało przed nim w tym łóżku. Dziewczyna zapewne nie była zbyt wybredna. Jarek żył w czasach mniej więcej współczesnych, w kulturze mniej więcej naszej, toteż tego wątku tłumaczyć raczej nie ma potrzeby. To oczywiście tylko przykład myśli, którą Jarek miętolił wtedy w głowie. Przez te długie godziny miał też wiele innych przemyśleń. Ale nie ma sensu wchodzić w tego typu dygresje i wymieniać je wszystkie. W każdym razie, Jarek uznał całość za wyjątkowy przypadek jednej bezsennej nocy. Tymczasem od tego momentu, każda kolejna noc kończyła się tak samo. Niemożnością snu, możnością niczego. Po kilku dniach, Jarek przestał spać w tym konkretnie łóżku z tą konkretnie kobietą. Byłoby niepotrzebną dygresją tłumaczyć dłużej, dlaczego. Jarek powrócił do własnego łóżka z Ikei. Czy było to łóżko duże? Całkiem duże jak na jedną osobę. Jarek nieraz widział, jak w łóżku tego rozmiaru śpi więcej niż jedna osoba i nawet wtedy nie było widać problemów związanych ze zbyt małym rozmiarem. Czy było to łóżko wygodne? Nie było to złe łóżko również w tym względzie. Czy były inne czynniki, które pozwalałaby łatwo wytłumaczyć, czemu Jarek nadal nie może zasnąć? Żadne nie przychodziły mu do głowy. W ten oto niepozorny sposób, z dnia na dzień, stosunkowo łatwa do wytłumaczenia bezsenność obcego łóżka stała się bezsennością niewytłumaczalną, stałym towarzyszem w jego życiu. Gdyby użyć słów niekoniecznie idealnie trafnych czy mądrych, lecz za to ładnych, porywających: sen był bohaterem, którego Jarek potrzebował, ale na którego w danym momencie nie zasługiwał. Gdyby użyć słów celnych, Jarek nie mógł spać.

Po kilku tygodniach Jarek zaczął mieć dość leżenia. Wstawał. Chodził po mieście. Właśnie o tym procederze chciałbym tutaj bliżej opowiedzieć. Jarek bowiem wychodził o godzinie drugiej, trzeciej czy czwartej na miasto, nie mogąc usiedzieć w swoim mieszkaniu ? chcąc spać, lecz nie mogąc. By rozprostować nogi, chodził nocami po mieście. Przydarzały mu się z tego powodu różne ciekawe historie. One właśnie są przedmiotem tego opowiadania. Gdy kto inny w tym czasie na przykład śpi, jak większość tak zwanych normalnych ludzi, tym nienormalnym zdarza się chodzić po mieście, gdy czasami w zasięgu wielu kilometrów nie ma żywego ducha. Zaznaczmy, że nie mówimy tu o jakimś Los Angeles ani Paryżu, gdzie być może jest inaczej. Jarek mieszkał w mieście o bardzo ubogiej ofercie nocnej ? mieście, gdzie w nocy nic się nie działo. Osób takich jak on, które nie spały, które chodziły, było bardzo niewiele. Nie było to bynajmniej spowodowane tym, żeby takie nocne szwendania były jakoś wyjątkowo niebezpieczne. Prawdopodobnie trzeba założyć, że były znacznie mniej niebezpieczne, niż wałęsanie się o tej samej porze w jakimś Los Angeles lub Paryżu. Gdy mówię o jakimś Los Angeles albo Paryżu, nie mówię oczywiście o własnych doświadczeniach, ale raczej o pewnym wizerunku życia nocnego w tych miastach, znanym mi głównie z książek. Być może popełniam w ten sposób głupotę, ale instynktownie zawierzam tym, którzy ukazują życie nocne w owych miastach, że ich obraz jest odzwierciedleniem rzeczywistości. Tak samo wy możecie teraz zaufać mi i, nie wychodząc wcale z domu, pośrednio dowiedzieć się o tym, jak wyglądało życie nocne w mieście, po którym szwendał się Jarek. Otóż w tym mieście w godzinach nocnych działo się zazwyczaj bardzo niewiele. Tacy ludzie jak Jarek, którzy chodzili, należeli do naprawdę bardzo, bardzo wąskiej mniejszości. I naprawdę nie chodzi o to, żeby było to wyjątkowo niebezpieczne czy niepokojące. Prawdopodobnie powodem pustki na ulicach było po prostu to, że większość w tym czasie spała.

Przypomnijmy dla pewności, że Jarek miał na imię Jarek. Jarek miał na nazwisko… Mikołajczak. To oczywiście nie jest prawdziwe nazwisko. W rzeczywistości nikt tak się nie nazywa. Jednak z punktu widzenia czytelnika, nie ma to właściwie znaczenia. Niniejszy tekst to fikcja ? dziedzina literatury zaludniona zmyślonymi ludźmi o zmyślonych nazwiskach. To nie reportaż. Myślę, że nie czas i miejsce na dalsze tłumaczenia, ponieważ powinno być to oczywiste. Tak więc, Jarek Mikołajczak. Jarek nie był zachwycony tym, jak się nazywa. Oczywiście, zachwycony tym, jak się Jarek nazywa, był jego ojciec. Jarosław to idealne imię dla mężczyzny, powtarzał małemu synowi. Jary… oraz sławny! Taki właśnie powinieneś być, synu, żeby być mężczyzną. Jary. Tu ojciec unosił ręce i zginał je w łokciach, demonstrując męską siłę swoich ramion, grubszych niż całe ciało małego Jarka. I sławny! Tutaj ojciec uśmiechał się pogodnie, kiwał głową, rozszerzał ręce ? jakby chciał pokazać, że cały ten świat, wszystko to dokoła ? to dobrzy przyjaciele starego Zygmunta Mikołajczaka. Wykonywał też inne ruchy, jednak aby nie zaburzać tempa zdań, muszę poprzestać na wymienieniu tych kilku i liczyć, że wyobraźnia czytelnika mimo to da sobie radę zwizualizować opisywaną scenę. Musisz być jary. Palec wskazujący wycelowany we własną skroń. I sławny! Ten sam palec, teraz wycelowany w Jarka. Taki musisz być. Jednakże Jarek taki nie był. Dlaczego ? w to nie ma teraz czasu wnikać. Potem ojciec Jarka umarł. Miał na imię Zygmunt. Kiedy konkretnie umarł? Tego typu szczegóły pobocznych wątków nie mają znaczenia w tej historii. Nie chcemy spowalniać i smęcić. W pewnym momencie, Zygmunt przestał żyć. Najważniejsze jest dla nas obecnie, że w danym momencie, kiedykolwiek by nie nastąpił, Jarek żył nadal. Toteż skupmy się na tym, co mu się przydarzyło, gdy chodził późną nocą po mieście, nie mogąc spać.

Jak już podkreślałem, dla tego opowiadania nie ma znaczenia, z jakich to konkretnie powodów Jarek któregoś dnia w listopadzie przestał spać w łóżku pewnej młodej, ładnej, wykształconej kobiety, a zaczął na powrót spać w swoim własnym łóżku. Ale przypomniało mi się, że nie wspomniałem o innej rzeczy: mianowicie to, dlaczego wcześniej w ogóle zaczął, również dla tej opowieści nie ma znaczenia. Tak więc zaznaczam niniejszym: o tym, dlaczego zaczął, także nie będę wspominał, bo to niezbyt ciekawe i dla naszego głównego wątku irrelewantne. Myślę, że warto było to uściślić.

W tym oto tekście chcę przekazać ciekawe historie, które przydarzyły się naszemu protagoniście, Jarkowi M., gdy chodził po mieście wieczorami. Czy byłoby ciekawie dowiedzieć się więcej na temat różnorakich szczegółów jego sytuacji? Któż wie. Być może. Jednakże ograniczona forma pozwala mi zmieścić tu jedynie najważniejsze, najbardziej spektakularne wydarzenia jednowątkowej fabuły, a fabuła w tym wypadku jest taka, że nasz bohater, Jarek M., chodził późną nocą po mieście. Wcześniej napisałem, że wieczorami. Niektórzy powiedzieliby nawet, że chodził wczesnym rankiem. Na przykład dla matki Jarka, która chodziła spać o godzinie dwudziestej drugiej, a wstawała z łóżka o godzinie piątej, pory tego typu były raczej wczesnym rankiem, niż późną nocą. Jednakże to nie matka Jarka jest osobą, która obecnie opowiada, lecz ja, próbując oddać punkt widzenia samego Jarka ? nie zaś jego matki. Ponieważ omawiane przeze mnie wałęsanie miało miejsce w listopadzie i w grudniu, była to pora zimowa. Tak więc w godzinach, o których szwendał się Jarek, bardzo daleko jeszcze było do wschodu słońca. W poprzednim etapie życia, gdy Jarek jeszcze sypiał, i tak do łóżka kładł się zazwyczaj grubo po północy. Dla niego więc, godziny tego typu nie były raczej wczesnym rankiem. Po przemyśleniu sprawy, przyznać muszę, że nietrafnie też pisałem, iż był to wieczór ? to było stwierdzenie równie mylące. Godzina druga, trzecia czy czwarta to nie wieczór. Bez dwóch zdań, była to noc. Czy późna noc? Kto wie, dla niego może była to nawet wczesna noc. Dlaczego piszę o naszym bohaterze w formie imienia i inicjału, chociaż poznaliśmy już jego pełne nazwisko? Niestety nie czas i miejsce na to, by wchodzić w długotrwałe tłumaczenia genezy takiego zabiegu. W skrócie mówiąc, musicie mi wierzyć, że proces ten był konieczny.

Podczas jednej ze swoich nocnych podróży Jarek zawędrował na północ, choć nadal niezbyt daleko. Można powiedzieć, że trzy kilometry od miejsca, w którym znajdował się przed rozpoczęciem danego odcinka swojej podróży. Znajdował się tam cmentarz. To przykład spaceru, który zapewne mógłbym relacjonować długo i wnikliwie, gdybym miał na to czas i miejsce. Jednakże nie mam, bo, jak się rzekło, skupię się tutaj na wydarzeniach najciekawszych, zaś podczas wizyty Jarka na cmentarzu nie wydarzyło się nic ciekawego. Powód tej sytuacji jest dość prosty. Nikogo poza Jarkiem na tym cmentarzu nie było. Być może gdybyśmy zaczęli prowadzić metafizyczne dysputy dotyczące życia pozagrobowego, byłoby sensowne zadać pytanie, czy na cmentarzu aby to na pewno nikogo nie było. Jednak opowieść, którą obecnie toczę, ma za zadanie skupić się na tym, co namacalne, a ponadto dynamiczne, emocjonujące i ogólnie ciekawe. Tak więc, w przypadku tej opowieści, odpowiedź na takie pytanie jest prosta: nie. Nie było tam żywych, poruszających się, robiących coś ludzi. Nie było tam nikogo. Czy Jarek stał przed grobem swojego ojca przez pewien czas? Tak, robił to, jednak przez cały czas stania nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Czy Jarek podczas swojej nocnej przechadzki przystanął też na pewien odcinek czasu przy kilku innych grobach? Jak najbardziej, natomiast żadna z tych sesji nie doprowadziła do jakiegokolwiek wydarzenia, a co dopiero do kawalkady fascynujących zwrotów akcji, które nas czekają w głównym wątku. Czyje były to groby? To przykład pytania, które zapewne dobrze byłoby zadać, opowiadając sagę danego rodu, albo wielu rodów, albo jakiejś innej grupy ludzi, których można by ująć w takim zestawieniu. W przypadku takiego gatunku, zapewne wymienianie nazwisk nieżywych ludzi może byłoby uznane za ciekawe. Nie jest to jednakże przykład pytania, które byłoby zasadne zadawać w trakcie dynamicznej, jednowątkowej opowieści o tym, co przydarzyło się mojemu bohaterowi podczas nocnych spacerów. Takiej jak ta, którą czytacie. Osobiście mogę wyznać, że trochę żałuję pominięcia tego wątku. Taka rozdęta ekspozycja byłaby, owszem, niezwykle nudna, ale dawałaby też szansę użyć słynnego cytatu filmowego: ?A kto umarł, ten nie żyje?. To zaś bez wątpienia dodałoby całemu tekstowi polotu. Wybór był trudny, jednak po przeanalizowaniu plusów i minusów, uznałem, że nie warto tym czytelnika przynudzać. Poza tym całej tej dygresji właściwie nie dałoby się wplątać do mojego opowiadania. Dlaczego? Ponieważ Jarek miał kontakt z grobami tych osób tylko podczas wizyty na cmentarzu, a podczas tej właśnie wizyty nic ciekawego się nie wydarzyło, toteż ją pominę.

Znacznie bardziej interesujące było to, co spotkało Jarka niedaleko dworca kolejowego. Nie był to największy dworzec kolejowy miasta, w którym żył Jarek, ale też nie najmniejszy. Detale tego typu właściwie nie wnoszą nic do samej historii ? równie dobrze dworzec mógł być budynkiem wyjątkowo wielkim i ważnym, albo wyjątkowo małym i lichym. Nie ma to związku z sednem akcji. Obok dworca znajdował się park i sklep 24h, a także inne budynki, którymi jednak nie warto teraz zaprzątać sobie głowy. Najważniejsze, że Jarkowi tego dnia, niedaleko dworca, przydarzyła się rzecz niezwykła. Musimy w każdym razie wierzyć, że tak było. Ja osobiście nie znajdowałem się na miejscu, więc niewiarygodne byłyby obietnice, że zdarzyło się to faktycznie. Gdybyśmy chcieli być wnikliwi, może wręcz upierdliwi, trzeba założyć z pewną dozą prawdopodobieństwa, że zjawiska te nie miały tak naprawdę miejsca, a Jarek jedynie je sobie wymyślił. W czasach, gdy dana historia miała miejsce, Jarek często zastanawiał się, czy wydarzenia, które przeżywa, rozgrywają się w świecie zewnętrznym, czy też wyłącznie wewnątrz jego głowy. Jako wykształcony człowiek, rozmiłowany w filozofii, zdawał sobie sprawę, że, w pewnym sensie, właściwie nie ma różnicy między tymi dwiema alternatywami. Żył więc, nie snując dociekań w tej kwestii. Z dnia na dzień. Kiedy jednak przychodzi mi opowiedzieć dane zdarzenia, muszę mieć to na uwadze i podkreślić wątpliwości w tym względzie. Być może wydarzenia te miały miejsce w tym, co uznalibyśmy za obiektywnie istniejący, realny świat. Być może jednak tylko wydawało się tak Jarkowi, podczas gdy realnie rzecz biorąc, w tym czasie robił coś innego. Być może spał i tylko miał wrażenie, że bezsennie kroczy po mieście i jest aktywnym uczestnikiem takich oto zjawisk. Być może nie spał i faktycznie somnambulicznie spacerował po ulicach, ale będąc uczestnikiem wydarzeń zupełnie innych, mniej niezwykłych, albo też nie będąc uczestnikiem żadnych wydarzeń. Prawdy w tej kwestii nigdy nie będziemy znać ? i właściwie mi, pisarzowi, ani wam, czytelnikom, nie powinno to robić różnicy, ponieważ historia jest, jaka jest. Niemniej, w ramach uczciwości, warto było, jak sądzę, o tym przypomnieć.

Po całej tej historii Jarek nigdy nie był już tym samym człowiekiem. Co się w nim zmieniło? Jaką był osobą, zanim wszystko to miało miejsce? Wreszcie, jakim człowiekiem stał się wskutek przeżycia wydarzeń tak niebagatelnej wagi? O tym można by mówić długo, ale nie mamy tutaj czasu i miejsca na tego typu dygresje.





Paweł Mizgalewicz