OK, mieliśmy małą przerwę z tym cyklem, ale znów wracamy na orbitę, w przeciwieństwie do Łajki, która nigdy nie wylądowała jak Orzeł z Wisły w łonie Matki Polki Zakopanej.

Po poprzedniej, króciutkiej prezentacji poetów-krytyków (Jerzy Jarniewicz, Jacek Gutorow, Andrzej Sosnowski), odznaczających się publikacją swoich wypowiedzi krytycznoliterackich w osobnych tomach, przejdę teraz do przeglądu dwu innych przypadków. Na początek teksty krytyczne poetów zgrupowanych wokół formacji warszawskich neolingwistów[1], których utwory-manifesty literackie zostały pomieszczone we wspólnej antologii[2]. Na koniec wypowiedzi krytyczne wybranych, rozproszonych głosów kilku poetów uprawiających krytykę sporadycznie, ale z tzw. kopem.

Manifestyzm warszawski

?Zasadniczą intencją towarzyszącą pisaniu manifestu, przejawiającą się w zobowiązywaniu, jest zamiar stworzenia więzi z odbiorcą? ? pisze Przemysław Czapliński w pracy poświęconej zagadnieniu manifestu literackiego w latach 1918-39. I dalej: ?Jednak manifest nie przekazuje samych zobowiązań ? te gwarantują więź tylko w przypadku posłuchu bądź wiary ? lecz wiedzę o zobowiązaniach. To nie intencja zobligowania siebie, bądź kogokolwiek, do działań estetycznych stanowi powód takiej aktywności słownej, lecz chęć powiadomienia o chęciach, czyli, w ostateczności, chęć zobowiązania do przeczytania zobowiązań?[3]. Czapliński mówi tu zatem o motywacji twórców wypowiadających się w manifestach, które w jego przeświadczeniu służą raczej sygnalizacji pewnych potrzeb i możliwości wprowadzenia zmiany, niż rzeczywistego, dokładnego i co najważniejsze: poważnego przekucia tez w rzeczywistość tekstową[4]:

Cała  moc językowa deklaracji jest wówczas nakierowana na to, by ? wypowiedzią skandaliczną, prorocką, władczą ? zobowiązać odbiorcę do czytania. Tekst taki nie musi być przekształcony w jakiekolwiek dokonanie, ponieważ sam już jest pewnym dokonaniem ? realizacja reszty może być skutkiem ubocznym.[5]

Czy ? i jak ? rozpoznanie poznańskiego krytyka odnosi się do manifestów literackich neolingwistów?

Wydaje się, że tezy Czaplińskiego, artykułowane w kontekście międzywojennego życia literackiego ? kiedy to manifest stanowił nader popularną formę ekspresji programowej artysty ? wciąż pozostają w mocy. Okres powojenny, a w  szczególności czas po 1989 roku uzmysłowił nam dysproporcje pomiędzy programotwórczością okresu przedwojennego (nawet jeżeli przyjąć, że prawie wszystkie programy literackie międzywojnia zostały zaadaptowane z zagranicy, co starał się uzmysławiać Karol Irzykowski w trakcie przedwojennych batalii krytycznych) ? a rzeczywistością PRL, kiedy to programowaniem literatury zajęła się głównie nomenklatura kulturalna. Wreszcie ? dysproporcja ta najdobitniej przejawiała się po 1989 roku, kiedy pogramy literackie (może poza wypowiedziami ?brulionu?, które jednak raczej dotyczyły niepisanej zbieżności poetyk niż rzeczywistej deklaracji w manifeście; poza tekstami postmodernistycznymi w katowickim ?FA-arcie? czy Manifestem Poezji Cybernetycznej Romana Bromboszcza) ? jako forma ekspresji znalazły się w odwrocie[6]. Na tym tle neolingwistyczna seria manifestów przedstawia się wiec jako osobny fenomen, który właściwie jako pojedyncze zjawisko pozostaje w polskim życiu ostatnich lat unikalne niczym wąs Małysza (orzeł z Wisły jakoś wciąż tu przelatuje)[ 7].

Pisze Joanna Mueller:

O tym, że cała neolingwistyczna zawierucha była bajeczką, szczeniackim wygłupem, żartem, na który ? jak na nibyautobiografizm Kuczoka ? parę naiwniaczków dało się nabrać ? pisałam już wielokrotnie, więc nie będę się powtarzać. Oberwało się za to każdemu twórcy manifestu zarówno od innych, jak od siebie nawzajem.

I jeszcze:

Marzyłby każdy futurysta na taczkach w dwudziestoleciu wożony, by ktoś jego manifest jak święty dogmacie przeczytał. A nasz tak czytali, tak o nim dyskutowali, na konferencjach naukowych roztrząsali, aż wreszcie w podręczniku ponoć mu chlubnie pomnik zbudowali. Toż koncept zmyślny nam się udał, jaśnie panie Zagłobo. Czas się już zatem zwijać, jaśnie panie, panowie![8]

Współautorka neolingwistycznego manifestu po latach ? co charakterystyczne ? podkreśla w ten sposób umowność, a właściwie żartobliwe zasadzenie całej sprawy, która wg poetki została pomyślana w zasadzie jako młodociana, intuicyjna i niezobowiązująca zgrywa, a przyjęta została w charakterze poważnej wypowiedzi programowej młodej polskiej poezji. I tak też została zinterpretowana ? jako poważna (być może nawet pokoleniowa) inicjatywa. Zwróćmy uwagę na przyczynę takiego stanu rzecz cytując kilka sformułowań manifestu:

  • Ogłaszamy śmierć kartki papieru, ale nie boimy się grzebać w trupach. Wybieramy ekran, na którym słowa pojawiają się i gasną jakby ich nigdy nie było. Wybieramy zmianę, modyfikację i kolejne wersje systemu. Nic nie zostało powiedziane raz na zawsze. Należy skracać i dopisywać słowa Kochanowskim, Mickiewiczom, Miłoszom. Nie ma oryginału. Oryginały nie istnieją i nigdy nie istniały. Są tylko kopie. Każda inna. Wybieramy dialog zamiast dekalogu. Katalog zamiast nekrologu.

  • Informacja chce być wolna. Informacja chce się przytulać z innymi informacjami. Pragnie kontaktu i wymiany. Na słowa nie ma copyrightu. Używamy tych samych słów co wszyscy. Jesteśmy wtórni, jesteśmy po recyklingu, jesteśmy ponad.

  • Nie chcemy obnażać języka totalitaryzmu, reklamy, ulicy. Chcemy obnażać język. Zostawić w krótkich majteczkach. Istnieje tylko jeden gatunek literacki: twórczość słowna. Wiersze służą do niszczenia poezji. Zejdźcie z drogi. Będziecie z(a)bawieni .[9]

Językowe, stylistyczne, retoryczne i merytoryczne zaplecze Manifestu, nawiązujące w wielu momentach do manifestów przedwojennych, mogło być z powodzeniem uznane za wypowiedź programową wschodzącej grupy poetyckiej, zorientowanej wokół wspólnej idei uprawiania pokrewnego typu literatury. Niezrozumienie intencji Manifestu Neolingwistycznego (czyli przyjęcie go jako wiarygodnego, poważnego i miarodajnego tekstu programowego) według współautorki mogło być wobec tego wynikiem zapotrzebowania krytycznego czy projekcją wyobrażeń i oczekiwań reprezentantów życia literackiego (?parę naiwniaczków dało się nabrać?). Zwróćmy też uwagę, że styl tej wypowiedzi ? raczej nieironiczny i niezdystansowany ? mógł być sam w sobie mylący. Być może również sama formuła neolingwizmu nie pasowała do typu ironicznej, jajcarskiej deklaracji programowej, które znaliśmy z „brulionu”, więc przyjęto ją bez większych podejrzeń. W każdym razie Manifest Neolingwistyczny, jak rzadko który tekst po 1989 roku, miał na tyle programotwórczy potencjał ? mając nawet uwadze intencje autorów, ale kto by na to zwracał większą uwagę? [10] ? że trudno go przecenić.

Rozpoznanie pola walki ? Sadulski, Witkowski, Pułka

Przyjrzyjmy się na koniec tej części dwu wypowiedziom z ostatnich lat. Obie wykazują pewną zbieżność, o której za moment. Autorami pierwszej z nich są wrocławscy poeci i animatorzy kultury, Bartosz Sadulski oraz Przemysław Witkowski, którzy wspólnymi siłami powzięli próbę omówienia poezji tzw. roczników osiemdziesiątych. Już sam fakt podjęcia prób usystematyzowana i zsyntezowania najnowszej poezji wydaje się warty odnotowania, jednak tekst Rozpoznanie pola walki[11] nosi raczej znamiona szybkiego, nieusystematyzowanego przeglądu, aniżeli syntezy. Dobrze rokuje w tym kontekście już wstęp szkicu[12], a na dodatek w miarę lektury okazuje się, że dla autorów tekstu najważniejszą tendencją młodej polskiej poezji jest zmiana paradygmatu wiersza uwolnionego od wszelkich powinności (w duchu ?brulionu?), obowiązująca na początku la 90., na rzecz mniej lub bardziej wkroczenia polityczności[13] i zaangażowania[14], które ma często znamiona jednoznacznego akcesu poety. Jednocześnie byłoby to powiązane ? piszą autorzy Rozpoznania ? z rekonstrukcją awangardy.

Jak się jednak okazuje, jeżeli nawet rozpoznania i wstępne diagnozy Sadulskiego i Witkowskiego uznać za w pewnej mierze uzasadnione, o tyle dalsze partie tekstu wskazują na podporządkowanie wywodu intuicji i pochopnym oczekiwaniom. Sprawia to wrażenie raczej działania fantazmatu krytycznego i wyobrażeniowej projekcji na temat poetyckiej mapy młodej poezji, którą autorzy chcieli naszkicować, niż rzeczywistego przełożenia ich tez. Mimo to przez wzgląd na zamierzenia autorów tekstu (próba syntezy w sytuacji nieodzownej trudności w ustalaniu kondycji pisarstwa młodej polskiej literatury), jest to przedsięwzięcie, o którym mniej czy bardziej się pamięta.

W podobnym tonie ? oraz tematyce ? utrzymany był szkic Tomasza Pułki Pomysł na zaangażowanie, który ukazał się wpierw na niedoczytania.pl [15], a następnie został przedrukowany w 8. Arkuszu miesięcznika ?Odra?. Pułka koncentruje się tam na zagadnieniu zaangażowania w sposób charakterystyczny dla krytyków (czy poetów-krytyków), którzy się tym tematem zajmują. Jego wypowiedź nie tematyzuje problemu ani nie różnicuje go na poszczególne części składowe ? poeta realizuje swoje założenia poprzez przytoczenia pośpiesznego riserczu twórczości wybranych młodych poetów i pobieżne naszkicowanie całej sprawy. W tym sensie przypomina to metodę krytyczną Igora Stokfiszewskiego, który stał się głównym ideologiem problematyki zaangażowania w poezji, a zarazem funkcjonuje w roli autora stosującego siłową i ilościową (zamiast jakościowej) strategię lekturową, która aż prosi się o sparodiowanie albo potraktowanie z glana.

Tekst Pułki (wraz z wcześniejszą wypowiedzią Sadulskiego i Witkowskiego) wskazuje tym samym na doraźność i powierzchowność dokonywanych przez nich rozpoznań, przy jednoczesnych ambicjach syntetyzujących i całościowych, na które zwracali uwagę. W sytuacji zaniku postulatywnego modelu tekstu krytycznoliterackiego w okresie po transformacji ustrojowej, niniejsze wypowiedzi świadczą o pewnej dążności do tworzenia mniej lub bardziej diagnoz w pewnych kręgach poetów-krytyków w ciągu ostatnich 20 lat[16]. Mniejsza o to, czy pisane były na kolanie, czy na innej wykrzywiającej obraz płaszczyźnie.

Grzegorz Czekański


[1] Traktuję niniejszym te wypowiedzi jako teksty krytycznoliterackie o charakterze programowym, w których realizuje się krytyczny namysł nad uprawioną sztuką i widoczna jest intencja postulatywna. Wartość dodana w postaci poetyckiego języka, jakim ów tekst został napisany, świadczyć może o przeniknięciu się ról krytyka-programotwórcy, którym stają się pisarze-twórcy manifestu.

[2] Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu, pod red. M. Cyranowicz i P. Kozioła, Warszawa 2005.

[3] P. Czapliński, Poetyka manifestu literackiego 1918-1939, Warszawa 1997, s.56.

[4] Najbardziej oczywistą i immanentną cechą manifestu jakiego takiego (poza powyższym) byłoby ustawienie narracji jako wypowiedzi reprezentującej pewną zbiorowość, gdzie kluczową opozycją, na której zasadza się dyskurs zbiorowości byłaby relacja ?my/oni?. Przypomnijmy że wg Chantall Mouffe ?(?) tożsamości [zbiorowe ? przyp. G.C.] są wynikiem procesów identyfikacji i nie mogą być ostatecznie ustalone. Stąd nie mamy nigdy do czynienia z opozycją ?my/oni?, która wyrażałaby istotowe tożsamości poprzedzające proces identyfikacji. Co więcej (?) ?oni? należą do warunków możliwości ?nas? są naszym ?konstytutywnym zewnętrzem?. Oznacza to też, że ustanowienie konkretnego ?my? zawsze zależy od rodzaju ?ich?, od których się rozróżniamy. Ten punkt jest kluczowy, gdyż pozwala zrozumieć, że w zależności od sposobu konstruowania ?ich? możliwe są różne typy relacji my/oni?. Zob. C. Mouffe, Polityczność. Przewodnik Krytyki Politycznej, przeł. J. Erbel, Warszawa 2008, s.34.

[5] P. Czapliński, op. cit., s.56.

[6] Jako przyczynę takiego stanu rzeczy wypadałoby wskazać postępujące rozbicie formacji pisarskich po 1989 roku na rzecz działań indywidualnych i inicjatyw jednostkowych.

[7] O tym, że powyższe, wstępne ustalenia należałoby zróżnicować i zweryfikować, uzmysławia numer bytomskiego periodyku ?Format P? (nr 3, 2009), który w całości poświęcony został sztuce manifestu w XX wieku.

[8] J. Mueller, Neolog [Zamiast nekrologu], [w:] Gada !zabić? pa]n[tologiia neolingwizmu, op. cit., s.8.

[9] M. Cecko, M. Cyranowicz, M. Kasprzak, J. Lipszyc, J. Mueller, Manifest Neolingwistyczny, [w:] ibid., s. 158-159.

[10] Warto także odnotować, że manifest neolingwistów został bezprecedensowo sparodiowany i właściwie doprowadzony w swych intencjach do absurdu przez Kubę Głuszaka i Jasia Kapelę w prześmiewczym tekście Manifest protodupistyczny. Czytamy tam m.in.: ?Konstrukty kąsają, żołądki rządzą. Nie jesteśmy dupkami. Jesteśmy protodupistami. Po nas przyjdą inni: neodupiści, postdupiści, zwykli dupiści. Przydupiaki, przydupiacy i dupenci. Dupizm zawojuje świat, serca bić będą wspólnym rytmem: du-dup, du-dup, du-dup (?) Nie będziemy się gwałcić w imię wyższych racji. Przed dotknięciem dupy właścicielkę zapytamy o zgodę, a ojca o błogosławieństwo. Dupa jest wolna, więc należy jej się szacunek (?) Nie jesteśmy ekshibicjonistami. Bokserki zdejmujemy tylko w sypialni. Slipy, majtki, figi, stringi, kalesony, rajtuzy ? nie istnieją. Jest tylko bielizna. Co rymuje się z golizna, więc tak naprawdę to nic nie ma. Nie chcemy obnażać naszych dup. Chcemy się dupić?. Nie da się ukryć, że jest to jajcarska, ale wymowna i symptomatyczna forma recepcji, ponieważ dowodzi tego, jak obcy i niewłaściwy (czy lepiej: archaiczny) wydaje się manifest jako gatunek współcześnie. Zob. K. Głuszak, J. Kapela, Manifest protodupistyczny, ibid., s. 170-171.

[11] Tytuł nawiązujący debiutanckiej powieści Poszerzenie pola walki Michela Houellebecqa (przeł. E. Wieleżyńska, Warszawa 2005), wprowadza marszową, ofensywną optykę już od tytułu.

[12] ?Ze stanu pewnej ?magmowatości? sceny literackiej, jaki diagnozowały ?Tekstylia?, z tej republiki wolnych nisz, zauważamy wykluwanie się coraz wyraźniejszych trendów, tendencji i nurtów?. Zob. B. Sadulski, P. Witkowski, Rozpoznanie pola walki. O poezji roczników, ?Rita Baum? 2009, nr4.

[13] Rozumiem tu polityczność zarówno jako strategię pisarską, jak i w sensie presji ideologii funkcjonujących w przestrzeni publicznej tu: (kulturalnej). ?Każdy porządek jest (?) polityczny i opiera się na jakiejś formie wykluczenia. Zawsze istnieją alternatywne możliwości, które zostały wyparte, które można reaktywować. Praktyki artykulacji, przez które ustanawia się określony porządek i ustala znaczenie społecznych instytucji, są ?praktykami homogenicznymi??. Każdy zaś porządek hegemoniczny jest wrażliwy na działalność przeciwhomogeniczną, nastawioną na podważenie obowiązującego porządku społecznego i stworzenie w to miejsce nowej hegemonii?. Zob. C. Mouffe, op. cit., s. 33.

[14] O potrzebie namysłu nad pojęciem zaangażowania i polityczności, a właściwie konieczności zmiany modelu zaangażowanego trybu lektury pisałem w osobnym szkicu. Zob. Rymy męskie ? o czterech młodych poetach wrocławskich, ?Rita Baum? 2010, nr 2.

[15] T. Pułka, Pomysł na zaangażowanie. Tekst dostępny w internecie: http://niedoczytania.pl/?p=2450, dostęp z 17 sierpnia 2010.

[16]Warto postawić jednak pytanie, czy jest to charakterystyczne również dla wielu innych poetów-krytyków działających po roku 1989? Przykład Rafała Wawrzyńczyka, publikującego w portalach Cyc Gada czy Nieszuflada teksty o charakterze całościowym, dowodziłby takiej tezy, jednak spojrzenie na powszechnie występującą praktykę krytyczną poetów tego okresu wskazuje na to, że krytyka literacka zostaje tam sprowadzona zazwyczaj do uproszczonych form recenzenckich lub not krytycznych. Można by tu się posłużyć przykładami Tadeusza Dąbrowskiego, Jacka Dehnela, Jasia Kapeli, Macieja Roberta, Krzysztofa Siwczyka, Radosława Wiśniewskiego, Konrada Wojtyły czy Agnieszki Wolny-Hamkało. W tym sensie pozostaliby oni (wraz z dziesiątkami innych autorów) reprezentantami krytyki towarzyszącej, a zatem byliby autorami tekstów, ?które opisują bieżącą produkcję literacką. Spełniają one ? poza zwyczajowymi funkcjami krytyki literackiej ? rolę formotwórczą dla danego pokolenia twórców?. Zob. Krytyka towarzysząca. Hasło opracowane przez Michała  Tabaczyńskiego, [w:] Tekstylia bis. Słownik młodej polskiej kultury, pod red. P. Mareckiego, Kraków 2006, s.210.