Prezentujemy zwycięski tekst w konkursie na pracę – poetycką, prozatorską czy eseistyczną – poświęconą wybranemu – istniejącemu czy nie – wierszowi Tymoteusza Karpowicza. Konkurs związany był z niedawną publikacją książki Joanny Roszak „W cztery strony naraz. Portrety Karpowicza”. Laureatem został Rafał Kwiatkowski. Gratulujemy.
Karpowicz odnaleziony i nie
Paradoks nasz wygląda tak: reguła nie może wyznaczać sposobu działania, gdyż każdy sposób działania daje się z nią uzgodnić.
– Wittgenstein, ?Dociekania filozoficzne?.
Nieziemska umowność sprawia, że lądujemy na strychu pełnym słów znalezionych, och, jakie to górnolotne, ale trzeba się tam od czasu do czasu wybrać.
Na jednym z takich strychów znalazłem kiedyś zapomniany wiersz Tymoteusza Karpowicza pt. ?Ziemista?. Zaczyna się jak każdy inny, na dodatek nie znalazłem daty, więc trudno określić położenie w przedziale –
ziemi uczczona ość o kubeł na śmieci, o
itd. co pozostaje zagadką. Tekst uległ drobnym uszkodzeniom, ktoś poplamił kartkę kawą, część pokryta została tuszem z odbitym na papierze liściem, na dodatek jakieś dziecko narysowało na niej pararadio.
To dziwne miejsce. Pomijając strych. Od początku mojego pomieszkiwania tutaj zadaję sobie pytanie, właściwie po co osiadłem, poddałem się zakorzenieniu wśród nikogo? Zagląda tu tylko listonosz, reszta jest/nie jest nieobecnością. Tylko ja, rękopis Karpowicza, poza tym/niczym nic.
No i listonosz, od czasu do czasu.
W pewnym sensie zostałem skazany na odnalezienie. Schody przyczyn i skutków prowadzą na strych.
Wysyłam trochę jagód po listonosza, który czasami ze mną rozmawia jako nie-listonosz. Negatywnie rzecz ujmując, nie zagląda tu nawet sam listonosz. Z trudem odczytuję rękopis. Zdany wyłącznie na siebie, za oknem las i bezludzie, znajduję się w punkcie wejścia. Mam tylko tytuł – ?Ziemista?, no i pierwszy wers. Piszę list do listonosza z prośbą o pomoc.
Dalej następuje przerysowany dialog.
Listonosz: Zawsze interesowałem się poezją tego pana. Nawet bardziej niż Różewicza, Białoszewskiego…
Ja: A to dlaczego?
Listonosz: Zawsze interesowałem się poezją tego pana, bez gadania zbędnych rzeczy. Zawsze interesowałem się poezją tego pana, bo zmierza ku niemożliwemu. (Kolejne nie.)
Nie-ja: Coś jak synteza nonsensu, sensu i rupieci.
Listonosz: N-setletni las. Mój dziadek miał talent do przeobrażania wszystkiego w poezję, więc został drwalem.
Ja: Słyszy pan? Bąk.
Nie-listonosz: Bzyk i tyle.
Ja: Nie myślałem o Karpowiczu, a tu
„obecny!”, bąk swoje.
Listonosz: Ani ja, ale teraz myślę o dziadku.
Nie-ja: Odwrócone światło, widzi pan?
Listonosz: Co pan powie, na razpaszku? O! Tutaj jest napisane
przenośne brody.
Tymczasem za oknem pnie się góra niebotyczna i, jak dotąd, nie powiedzieliśmy nic ciekawego.
Tak mija czas i nie. Listonosz uległ zasiedzeniu, a przesyłki poszły bokiem. Rozwiązywanie przestrzeni złapało martwy punkt i zostaliśmy sami sobie z tekstem, jakby w punkcie wejścia, albo pomiędzy tym i owym, co zapisane.
Ruchomy żywopłot za oknem zmienia kąt nachylenia.
Rysunek może być przydatny – nabazgrane, pożółkłe
liście, tyle dalej.
Rafał Kwiatkowski