marcin pluskota
Sucharki ? Pani mnie zabije?
Nawet nie musiałem go szukać.
Słońce grzało. Sołtys pocił się obficie, rustykalnie, ja bardziej powściągliwie, miejsko. Szliśmy skrajem drogi.
? Auuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!
Naród postanowił poradzić sobie bez tłumaczy. Wszyscy pilnie uczyli się angielskiego. Maglowano present simple, pamiętano, że ?apostrof es? i wkuwano słówka. Było sporo problemów z tabelą czasowników nieregularnych. Podobne formy myliły się narodowi. Naród cierpiał, ale dzielnie zaciskał zęby.
Pokazano w telewizji smutnego Bono, który ocierał płynącą po policzku łzę. Po słowach zdenerwowanego pana przerwano konferencję międzynarodowych ekspertów. Artysta nie mógł zaśpiewać swojej piosenki prosto z serca. Nie pokazał wszystkim swojego smutku.
W szpitalu poleżeć miałem jeszcze długo. Uroczysty obiad, o którym mówił Robert, zorganizowano więc w mojej sali. Po prawej stronie łóżka siedziała moja?, siedziała żona, po lewej Robert, obok niego moje dzieci. Reszta rodziny rozlokowała się w dalszej części pokoju. Jedliśmy rosół i kotlety schabowe z kwaszoną
Oczy otworzyłem miesiąc po katastrofie. Zaalarmowany przez pielęgniarki dyrektor szpitala przybiegł, uścisnął mi dłoń i pocałował w czoło. Do pokoju wpadły media. Przydusiły mnie do poduszki mikrofonami i kamerami.
Skazano ich na karę śmierci. Ludziom było jednak mało. W serwisach informacyjnych, mówiono o bezczeszczeniu grobów straconego premiera i prezydenta, o malowaniu swastyk na nagrobkach i sikaniu do zniczy. Uznano, że nastrój narodu był sprzyjający i warto nareszcie dojść prawdy. Przestraszyłem się nie na żarty. Międzynarodowi eksperci