Kotwiczka
Białą flagę parkuję w garażu, chyżo! obśmiewam eskapizm
wyparty do śródmieścia przez polski walczący.
To są moje roots, bloody roots ? w międzyzębiu szczęka
palm muting, gdy przybrzeżna dżdża dżdży. Gdy.
Rozpłatam nerw: trzcina na wietrze szeleści
w tętent cza-czy. Naprawdę, niewiele mam
do stracenia: cały dobytek to niecałe siedem mega.
Odpływam więc, i kotwicę przeciągam pod kilem
– żądam odebrania zakonserwiu prawa
do opieki nad Chrystusem nowonarodzonym –
chcę porno w Iranie i zakazu w Stanach,
czystej digitalizacji wraz z deratyzacją.
Przyszłość jest już i wymaga krwi, gdy
teraźniejszość nie może zawrzeć się w ucieczce
– śnię co większe, nadziane na drut kolczasty,
ponad czarnym workiem historii. Daleko stąd,
jak daleko, od czego?
Shoegaze
Opuszczam wzrok i drepczę w miejscu; pod stopami
mgławice kontrolek. Kolejny fuzz ciska gruzem,
wyburza meblościanki. Z tego wszystkiego
nocą pocą się samochody, na wolnym ogniu
strumienie powietrza. [mam kamerę w rynnie],
śledzę papieros odbity od zawilgoconego parapetu.
Niebo zadymione jest bardziej niż korytarz w akademiku,
i jeśli miałbym tłumaczyć globalne ocieplenie, to tylko
w ten sposób: smugi odrzutowców to tak naprawdę nitki
ogrzewania na tylnej szybie merca Janis Joplin. Z tego wszystkiego
lider Hell’s Angels przesiada się na Segway?a, by rozpocząć walkę
o prawa kobiet; jak kompresor na białym koniu tnie górne pasmo,
by rozdawać biednym. Dobry Boże święci noise na pożyczonym Thurstonie:
z Jazzmasterem w dłoni wychodzi na scenę, uprzedzony
energooszczędną zapowiedzią. Państwo pozwolą ? mein Gott, Jazzgot.
Tomasz Bąk