Pijajko usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Jagody nie było. Tak jak mówiła, wyjechała do siostry do Starego Łomu. Wzięła ze sobą dwie reklamówki płoci i okoni, zniknęły także trzy szczupaki, które leżały na betonowej podłodze przedsionka. Tych zębatych, głębinowych szczupaków nie mógł odżałować. Żeby choćby jednego zostawiła! Miały takie apetyczne grzbiety, tylko się wgryźć zębami w jędrne mięso…, a potem popić wódką.
Podszedł do otwartego okna, wszystko się budziło, słońce po cichu zalewało świat. Oparł się łokciami o parapet, spojrzał na wzgórze Salomona. Na ganku drewnianego domu, zwanego ,,Eudajmonia?, wybudowanego na gruzach pałacu, stał brodaty Adalski i wpatrywał się w dym unoszący się nad lasem porastającym południowy stok. Była tam asfaltowa droga, więc może rzeczywiście Ciuciubabka się rozpierniczył ? pomyślał. Nie, złego cholera nie bierze, wszystko mu się udaje, bo niczym się nie przejmuje.
? Może dzieciaki rozpaliły ognisko ? powiedział do siebie z żalem.
Otworzył lodówkę z zamiarem wyjęcia z niej piwa, lecz go nie znalazł. Za to znalazł się
w kałuży wody. Jego stopy tkwiły w chłodnej cieczy wydobywającej się z lodówki.
? Jaka cholera?! ? zdziwił się.
Uchylił zamrażalnik, leszcze we wszystkich komorach były miękkie. Zamknął drzwiczki, sprawdził kabel pod urządzeniem, czy nie jest urwany. Wyjął stolnicę do wałkowania ciasta, którą zawsze Jagoda wtykała na siłę w szczelinę między lodówką a ścianą i przy tym gniotła złączkę. Jednak wszystko było nieuszkodzone. Pijajko nacisnął włącznik prądu, światła nie było. Tak go to zbulwersowało, że poczuł niezwykłą chęć do napicia się wódki. Lecz w domu można było znaleźć tylko puste butelki. Tej nocy, po udanym połowie wypili wszystko.
? Ryby trzeba zasolić, nawlec na szpagat i powiesić na strychu ? wymamrotał do siebie, ubierając się.
Był pewien, że kuracjusze doktora Gururu zza jeziora Okonek przeciążyli linię i padły korki w transformatorze. To się zdarzało kila razy w sezonie. Podgrzewają sobie wodę do kąpieli, włączają wentylatory, smażą, pieką, gotują.
Wziął płócienną torbę pełną butelek, wyszedł na drogę i ruszył w stronę Żyglinka. Pytał wszystkich napotkanych o prąd, nikt w domach go nie miał.
Zawsze chodził na skróty, przez las, ale tym razem dotarł jedynie do krawędzi kamieniołomu Kamieniaka. W dole ujrzał maszyny do mielenia skał i ciężarówki załadowane kruszywem, lecz plac zalegała cisza. Chciał iść dalej, skrajem nad przepaścią, ale nie był w stanie, gdyż coś go odpychało. Miał przed sobą drogę prowadzącą w dół i wysunął nogę, odchylił się, aby zrównoważyć przechył, lecz napotkał opór. Nie można iść dalej, a nie widać żadnej przeszkody ? dziwił się. To musi być jakieś pole siłowe wytworzone przez magnesy. Widział coś takiego w telewizji. Ale kto zamontował na drodze między kamieniołomem a lasem to cholerstwo ? zastanawiał się, wchodząc w łąkę. Próbował przebić się w innym miejscu, nie dał rady. Rozpędzał się, taranował niewidzialną przeszkodę barkiem, czołgał się próbując wpełznąć na drogę tamtej strony, gdzie nagle dojrzał błyszczącą skulicę wielkości ziarenka grochu, która przetoczyła się przez kurtynę i umykała do lasu. Widząc ją uświadomił sobie, że musiał tędy ktoś przejeżdżać, i to niedawno, gdyż skulice żyją w lesie i ona musiała spaść z roweru lub z samochodu.
Raptem uświadomił sobie, że robią sobie z niego żarty. Pewnie teraz go filmują i pękają ze śmiechu. I pójdzie to na cały świat, i będą oglądali leżącego na drodze faceta, który nie wie z czym się zetknął. A oni wiedzą. Wystarczy nacisnąć przycisk i kurtyna się podniesie, wyjdą z kamerami na ramionach i wlepią obiektywy w jego twarz. I głupią minę ciemnego faceta całe to mrowie ludzi zobaczy, i będą się śmiali, śmiali…
? Wyłączcie to! ? krzyknął. ? Nie można tak, bez zgody!
Nikt mu nie odpowiedział. Bacznie zlustrował całą okolicę, nikogo w zasięgu jego wzroku nie było.
Podniósł otoczaka i stanął nad przepaścią. Zamachnął się i cisnął nim przed siebie, na wschód. Kamień poszybował wysoko, lecz nagle spadł, jak postrzelony ptak. O, to coś większego ? pomyślał. Obszedł całe dwuhektarowe pole i ci-skał w stronę lasu kamieniami. Wszystkie odbiły się od niewidzialnej kurtyny i ześlizgnęły się jak kartofle we wnętrzu wklęsłego garnka.
Postanowił zrealizować jeszcze jeden eksperyment. Złapał pasikonika, ale zbyt mocno ściskając go palcami pozbawił życia. Próbował go przepchnąć na drugą stronę myśląc, że jeżeli skulica przeszła to i on przejdzie. Niestety, pasikonikowi odpadła główka, gdyż zbyt mocno napierał nią na kurtynę.
Pijajko uniósł głowę, bo oblał go na chwilę cień chmury. Aaaa! Chmury dryfują i przechodzą, więc można przelecieć! Samolotem! To odkrycie wprawiło go w zachwyt nad swoim rozumem. Ale po chwili oklapł, samolotem po piwo? To się nie opłaca.
Półkolem wracał do Zawistowa. Ciekawie teraz będzie wyglądał świat ? pomyślał. Ludzie wydeptają naokoło nową drogę i będzie ona szła przez wytyczone pola i łąki i każdemu ciachnie po kawałku. I nic się nie da zrobić. Żaden sąd tej niesprawiedliwości nie poukłada, każdy coś straci. Wąską ścieżką zszedł do stawu, lecz tam, gdzie jeszcze wczoraj lśniła czarna woda zaścielona kobiercem z rzęsy, widniała błotnista niecka z więdnącym tatarakiem. Za to poza niewidzialną kurtyną staw był cały, więc niczym kropla rtęci przeszedł na tamtą stronę? Przy nim, na kocu, rozłożyła się rodzinka, tata, mama, dwoje dzieci. Mama otworzyła przewodnik do rozpoznawania roślin i zwierząt.
? Halo! Proszę pani! ? zawołał Pijajko.
Kobieta nie usłyszała. Pokazywała dziecku kolorowe zdjęcie chabru łąkowego, porównując je z rośliną zerwaną nieopodal.
Mężczyzna w okularach jednak spojrzał na niego, więc Pijajko pomachał mu ręką.
? Tu jestem! Widzicie mnie?! ? krzyknął.
Okularnik wrócił do studiowania mapy.
? Pójdziemy na wschód, niedaleko stąd leży miasto Cieciorka ? powiedział, wskazując ręką kierunek marszu.
W Pijajkę wstąpiła nadzieja, mężczyzna wyraźnie pokazał, jaką drogą pójdą ? muszą przejść obok niego i wszystko się wyjaśni. Być może od tamtej strony można wchodzić, tak samo jak wchodzi głos. Poczuł w sobie niezwykłe podniecenie. Cóż to będzie za spotkanie, gdy jako pierwszy pokaże im to niezwykłe zjawisko. Będą rzucać kamieniami, próbować przepchać poza kurtynę pasikoniki.
Rodzinka pozbierała się i ruszyła za ojcem w stronę Pijajki. Gdy zbliżyli się na tyle, że mógł odróżnić kolor ich oczu, wyciągnął do nich ręce, jakby chciał ich wciągnąć, lecz oni zniknęli. Pijajce zwiotczały nogi, przysiadł na ziemi. Przecież wyraźnie widział ? szli na niego, nie mogli go minąć. Stracił ich z oczu w momencie, gdy okularnik niemal nadepnął mu na nogę. Pijajko teraz przypomniał sobie, że ustąpił mu drogi, bo tamten na pewno zmiażdżyłby mu buciorem palce.
? Co ja zrobiłem? Co zrobiłem? ? pytał siebie drżąc.
Ale, czy gdyby nie ustąpił, tamci weszliby na tę ścieżkę? Nie, nie ? pokręcił głową. Bliski obłędu jednak myślał logicznie. Wtem, w głowie zakołatały słowa, które usłyszał niedawno: …niedaleko stąd leży miasto Cieciorka, niedaleko stąd… Słabość w sercu powaliła go na ziemię. Już wszystko wiedział. Miasto Cieciorka leży za Zawistowem, dwa kilometry stąd, więc Zawistowa nie ma! Nawet na mapach!
Strach poderwał go do biegu. Gnał przez łąki przed siebie, aby tylko zobaczyć drugiego człowieka, bo zwariuje. Mijając rozległy ogrodzony szrot Oporka kątem oka zauważył jego żonę, Tarninę, która z wypiętym zadem myła stary samochód.
? Tarnina!!! ? krzyknął.
Nie zareagowała, więc była po tamtej stronie. Także krowa Łupiny, żony Kamieniaka zaryczała smętnie, nie odwracając do niego łba. Stała przed kurtyną i spoglądała smętnymi oczyskami na niedawno ocielonego byczka, który szedł ku przepaści kamieniołomu. To rozdzielenie przywiodło mu na myśl słowa z Biblii:
? Ten będzie zabrany, tamten zostawiony ? wyrecytował z trwogą.
(?)