Oczekuję listu, który będzie pierwszym i ostatnim. Wpatrując się w sufit dostrzegam muchy, pająki i myślę o życiu w górze, na dole – wcale nie jestem w dołku, czuję spokój przemieszany z niepokojem – po drugiej stronie ulicy mieszka Adolf Rudzki, którego nie widziałam od dawna; czekam na list od niego, którego nigdy nie otrzymam. Mdli mnie na myśl o abstrakcjach, nigdy nie napiszę nic odsłaniającego, więc nie będę zagłębiać się w myśl, która zawsze przychodzi z zewnątrz. Ponieważ nie jestem już kobietą w oczach kobiet z dołu, one muszą podkreślać swoją kobiecość każdego dnia, inaczej nie byłby zauważalne dla stada, nie mam nic do zaoferowania przypadkowemu mężczyźnie. Fizyczność nie odgrywa dla mnie żadnej roli poza sferą wyobraźni, każdy gest jest gwałtem na tajemnicy. Jeżeli Adolf miał coś do powiedzenia, wcześniej ktoś wypowiedział to za niego. Nie interesuje mnie jego gestykulacja, słowa, działanie, czekam na list, który może być pustą kartką, byle został wysłany, wtedy będzie czymś ulotnym i nagłym, wydarzeniem, częścią natury bez celu, przelatującym ptakiem i niczym więcej. Wiatr za oknem niesie strzępy zdań. Przysłuchuję się mowie fragmentów. Najważniejsze to nie popadać w skrajność i nie zajmować, przykładowo, malarstwem jak Churchill. Zawsze irytowali mnie ci pacykarze, którzy pod wpływem konieczności życiowych zaczynają chlapać farbą. Stare baby malujące kwiatki na łące, politycy w depresji, to wszystko ucieczka, poszukiwanie czegoś ważnego z punktu widzenia innych w już skreślonym życiu. W najgorszym wypadku po odłożeniu akwarelek, bez względu na konsekwencje, maluje się układ sił w Europie, który przynosi tyle szczęścia innym, co wartości estetycznej w namalowanych wcześniej landszaftach z koziej dupy. Nagle słyszę kroki za drzwiami i wpadam w panikę. Coś łupnęło. Oby nie jakiś trup, zawał może dopaść każdego, a trupy śmierdzą nudą. Podchodzę do drzwi i nasłuchuję. Cisza. Uchylam lekko. Skandal ! Gazeta na progu. Nigdy nie stoczyłam się do poziomu wielbicieli dzienników i plotek, więc skąd to nagłe wtargnięcie, wypraszam sobie. Nie znoszę dziennikarzy. Pamiętam, że w pierwszej poprawce do amerykańskiej konstytucji widnieje wzmianka o świętości dziennikarstwa. Każda konstytucja opiera się na fundamencie jakim jest absurd. Pulitzer kasuje konkurencję do świętości a władza koncernów, mafii, klechów samo dziennikarstwo. Owiń się w gazetę i śpij naiwny pismaku. Kto ma kasę produkuje tyle prawdy, że wystarczy na stworzenie kolejnych poprawek do konstytucji, które nie mają nic wspólnego z konstytucją człowieka, władzą samolubnych genów. W przypadku dziennikarstwa strach o reputację bierze górę nad idealizmem gaduł. Albo taka poezja. Dziś to wytwór dziennikarski. Przestrzeń wiersza może zmieścić każdą treść, jej brak, nadużycia. Wyjątkowo pojemna to przestrzeń, właściwie białe pole służące za podstawę do gry z czytelnikiem. Piszący rozstawia swoje figury i toczy pojedynek na mniej lub bardziej jasnych zasadach. Raczej nie zastanawia się, czy ktoś ma w ogóle ochotę grać, wielu piszących twierdzi, że musi pisać, jednych utwierdza w tym przekonaniu mgliste bóstwo opiekuńcze, innych rozum, jeszcze innych dziwny twór o nazwie „serce”, albo poczucie misji, są też przypadki naiwniaków, którzy myślą o sukcesie. Gra trwa od lat. Wyobrażam sobie początek listu Adolfa, który brzmiałby mniej więcej tak „śmiertelne znużenie literaturą wywrotową, która niczego nie wywraca budując sztuczny obraz rzeczy. Mam wrażenie, że bełkot nie może już otworzyć nowych drzwi. To właśnie zamknięcie jest jego strategią. Obraża mnie skazując na domysły. Z drugiej strony, co to za lektura, jeśli po jej zakończeniu nie pamięta się zupełnie nic, pozostaje tylko zamęt w głowie. Może jestem ślepy. Nigdy jednak nie wychodzę w lekturze od jakiegoś punktu, który musi wiązać się z koniecznością zrozumienia. Czasami wystarczy obraz, zdanie, które wprawia czytelnika w stan zakłopotania lub ekstazy. Tutaj nic z tego”. I zapewne miałbyś trochę racji Adolfie. Dla mnie wszystko jest proste. Filozofowie piszą rozwlekle, bo nie wiedzą, o czym piszą; to właśnie filozofia. Poeci piszą zwięźle, bo nie mają nic do powiedzenia, to właśnie poezja. Dość myślenia o niczym. Czekam na list od Adolfa, który nigdy nie nadejdzie. Czuję się oszukana, ale to mija. Każdy oszukuje, jednak niektórzy bardziej humanitarnie, co jest najpodlejszym z oszustw. Patrzę w okno. Promień słońca pada na podłogę i urywa się, wszystko ma swoje granice. Może gdybym przestała pisać do siebie, Adolf napisałby wreszcie do mnie, ale nie mogę nic wiedzieć o przyszłym liście jak ten promień, który nie wie dokąd sięga. Lubię wyobrażać sobie pustą scenę w ciemności. Kurtyna opada. Proszę o światło.
Żaneta Żenada (Rafał Kwiatkowski) ? Miejsce zamieszkania Bialoblott, ur. 1951 r. Bez pretensji do sceny literackiej. Żyje na uboczu. Czasami wchodzi do pustego kościoła. Modli się o spokój, choć dawno straciła wiarę. Bezrobotna. Otrzymuje stałą rentę inwalidzką, straciła rękę przy pracy. Uprawia, zapomniany dziś, ogródek sztuki epistolarnej.