List do redaktorki
Odebrałem rękopis z pani uwagami:
„Między trzecim a czwartym wersem potrzebny przeszczep klimatyzatora”,
„W dziesiątym wersie koniecznie otworzyć na oścież elektryczne szyby w oknach”,
„Na końcu tomu kolumny zamilkły
a opony wiersza wyłysiały”.
Szukam obok resztek jajka i plamy z margaryny
uwag na marginesie w rodzaju:
„Wiersze tchną nowym życiem,
pewnie zmienią kierunek obrotów kuli ziemskiej,
lepiej niech Bóg się strzeże konkurencji”.
Pamięć
Lubiłem, kiedy pani Jadwiga
zajmowała się zhebraizowanymi pączkami
i robiła hebrajskie błędy
(Nie mam czasu, gotuję się),
jakie wychodziły przez otwarte drzwi,
wędrując przez kraj,
aż znajdowały poprawkę.
Wyleguję się na wznak,
wpatruję w moje niebo,
nastawiam uszu, może posłyszę.
Bywało, że pączki przelatywały
jak meteoryty,
które ktoś ciskał
z powrotem w niebo.
Wyznaczam im trasę,
żeby się w czasie
nie rozproszyły.
Rasza
W domu starców odwiedza mnie nasza córka, Rasza.
Zdradziłaś jej, że ma krew rasowo neutralną,
że ta krew w jej żyłach
jest miłością.
Z jej twarzy przeziera uśmiech twoich sarnich oczu.
Tato ? głaszcze mnie,
a czas cofa się rakiem.
Pamiętasz, jak szeptałem:
Kiedy na starość zacznę drżeć,
będę twoim wibratorem.
A ty spoważniałaś:
Już teraz nieustannie trzęsiesz
moją duszą.
Rasza, twoja i moja córka nienarodzona,
wyciąga dłoń,
jej ciepło ściele się na mych chłodnych żyłach,
na bezwolnych tętnicach.