Siedziałyśmy z Jolą przy stole, kiedy weszła Madonna z jakimś swoim nowym menadżerem. Przyszli zobaczyć teledyski i piosenki na nową płytę, które miała im zrobić Jola. Tylko że Jola wcale ich nie miała. Była zajęta jakąś robotą na boku i w końcu się nie wyrobiła. Tamci chcieli zaoszczędzić, dowiedzieli się od kogoś, że w Polsce wszystko jest takie tanie i specjalnie się tu przywlekli. Siedzieli teraz przed nami w nowych spodniach, a Jola powiedziała do mnie po polsku: słuchaj, muszę coś szybko wykombinować, bo mi pieniążki odfruną i wyszła do drugiego pokoju.

Madonna lubi każde ekstremum, więc kiedy Jola wróciła z kilkoma kartkami zapisanymi po romsku i po łacinie, bardzo cię podnieciła, bo to była na rynku muzycznym nowość. Równolegle do tekstów po romsku miały też powstać podobne teksty po angielsku, ale na to był przecież czas. Madonna klaskała w ręce z upojenia. Była tak szczęśliwa, że nadepnęła łapę psu, który teraz zaczął wściekle ujadać. Jola odczekała i pokazała nowe teledyski. Tylko że to nie były żadne teledyski, ale symultanicznie puszczone pliki video jeszcze z czasów studiów w komunie. Madonna oczom nie wierzyła. Cały ten pomysł wydał jej się wszechmocną kreacją na wiosnę. Tego do końca z Jolą nie rozumiałyśmy, ale w sumie cieszyłyśmy się, że z gwiazdami można tak szybko wszystko załatwić.

Agnieszka Kłos