Przemysław Witkowski zamieścił w ?Przekroju? (nr 12/2012) tekst, w którym wieszczy koniec rzekomej dominacji tzw. poetów ?brulionu?, dokonujący się rzekomo na naszych oczach za sprawą grupy młodych, społecznie zaangażowanych poetów. Dominacji, dodajmy, trwającej od bez mała 20 lat i jego zdaniem polegającej na tym, że koło roku 1989 poeci ?brulionu? zawłaszczyli teren wierszoklectwa na zasadzie: kto pierwszy, ten lepszy (ponoć przykład ?akumulacji pierwotnej?); szerząc od tamtego momentu prywatność, indywidualizm, obojętność na sprawy publiczne, ewentualnie kultywując na eskapistyczną modłę tereny językowej narzędziówki. To tak w skrócie. Tekstowi towarzyszą zdjęcia trzech spośród młodych zaangażowanych ? Szczepana Kopyta, Konrada Góry i Tomasza Pułki. W roli konserwy powtarzają się również trzy nazwiska: Świetlicki, Sendecki i Sosnowski (choć ten ostatni tylko raz, ale za to opisy ?chorej? poezji wskazują na to, że chodzi o jego ?wzorzec?). Nie wiadomo czemu Witkowski nie namaszcza innych spośród młodych ? np. Kira Pietrek pojawia się tylko w kontekście otrzymanej przez nią nagrody literackiej. A spośród tzw. pokolenia ?brulionu? nie wymienia choćby Darka Foksa, Miłosza Biedrzyckiego czy Grzegorza Wróblewskiego. Widać jakoś nie pasowali mu do wzoru, który Witkowskiemu unaocznił się czy może wykalkulował. Bo gdyby rozszerzyć grono winowajców, to wzór ów nie byłby tak rewolucyjnie prosty? Na te pytania są odpowiedzi w odpowiednich książkach, a też we właściwych siedzibach rozumu.
Ważniejsze jest jednak prześledzenie, jak Witkowski postrzega ?przebicie się? kilku młodych poetów w kontekście zaangażowania społecznego. Pisze on, że ?świadczą o tym…? ? i tu wymienia nominacje do nagród (oraz nagrodę) Gdynia, Paszport ?Polityki?, Silesius, wARTo oraz ?szeroką recepcję krytyczną ich książek?. Chyba inaczej postrzegałem i rozumiałem wynik zaangażowania społecznego, także w literaturze. W moim pojęciu wiąże się ono, przynajmniej na wstępie, z ?przebiciem się? treści tej literatury do świadomości społecznej (nie dla ?tekstu hermetycznego dla nieobeznanego w postmodernistycznych kodach, zabawach i grach czytelnika?!). Tymczasem nominacji do nagród i samych nagród literackich, jak sądzę, przeciętny czytelnik, przeciętnie świadomy przedstawiciel społeczeństwa neoliberalnego, raczej nie dostrzega i ?się nie orientuje? (tylko ?Nike? i to z numerem jeden ma jakiekolwiek szanse). A już ?szeroką recepcję krytyczną ich książek? to nie powiem gdzie ma społeczeństwo (w którego sprawy trzeba się zaangażować). Chociaż tak naprawdę społeczeństwo nigdzie nie ma recepcji krytycznej, ponieważ nawet nie wie o jej istnieniu. Co najwyżej spotyka się z receptami dla czytelnika, w rodzaju: co czytać, by fajnym być w gronie tym lub innym.
Jednak najbardziej dobitny akord znajduje się na samym końcu tekstu Witkowskiego. Cytuję: ?(?) po jednej stronie są syci i zadowoleni z życia poeci ?brulionu?, po drugiej coraz bardziej wściekła prekariacka młodzież (?)?. Pomyślałem przez chwilę o tej sytości. Ale też o zadowoleniu z życia pomyślałem. Trudno mi było myśleć o wszystkich, może głównie z powodu trudności z dopasowaniem sytości i zadowolenia z życia do poszczególnych postaci, ale i same kategorie w swej bezkształtności rozłaziły się na wszystkie strony i nie wiadomo było, nie tylko kogo, ale i czego która z nich dotyka.
I już chciałem dać sobie z tym spokój, kiedy nagle znalazłem kogoś, komu kategorie sytości i zadowolenia z życia musiały, zwłaszcza w ostatnim czasie, dać się we znaki. W dodatku był to jeden z głównych bohaterów artykułu Witkowskiego. Mianowicie przypomniałem sobie, że trzy, może cztery miesiące temu, Marcin Sendecki, jak i spora część zespołu redakcyjnego, został zwolniony z ?Przekroju? wskutek działań właściciela, który jako wizjoner działający na polskim rynku medialnym, postanowił zmienić ideowy profil pisma i sprawić sobie lewicową przeciwwagę dla mocno już prawicowego stanu posiadania. Teraz, na łamach tego samego pisma, już bezrobotny Marcin Sendecki jest postrzegany jako syty i zadowolony z życia. W tym momencie zrozumiałem ? chodzi przecież o rewolucyjne spojrzenie, takie, jakiego jeszcze nie było. I faktycznie jest to rewolucyjne spojrzenie, trzeba tylko wyzbyć się różnych uprzedzeń, takich jak przyzwoitość czy brak oporów przed stosowaniem radykalnych i prowadzących za wszelką cenę do celu uogólnień. Spojrzenie może nawet bardziej rewolucyjne niż jakakolwiek poezja, mająca szansę powstać w tym kraju. Chciałem jeszcze pomyśleć o innych, także młodych ofiarach tego artykułu, ale sił mi już nie starczyło. Przyszło mi tylko do głowy, że oto kolejne ofiary tzw. rynku poezji w Polsce.
Nie chodzi o to, że w ostatnich latach nie pojawili ciekawi młodzi poeci i młode poetki, u których motyw zaangażowania społecznego jest w różnym stopniu obecny i ważny ? bo się pojawili i od dawna już o tym dobrze wiemy (tutaj Witkowski przejmuje rolę niemal odkrywcy, którym nie jest, a jego działanie jest w tym przypadku tylko koniunkturalne; tekst brzmi chwilami niczym produkcyjniak). Kopyt, Góra, Pietrek, Rybicki są świetni (choć jeszcze nie słynni) i zaangażowanie społeczne jest ważnym składnikiem ich poezji, tyle że anonsowanie ich obecności wszem i wobec w duchu ideologicznych uogólnień najgorszego sortu wyrządza krzywdę wszystkim ? i ?sytym?, i ?głodnym?, choć każdemu w odmienny sposób.
Cezary Domarus
Młodą ofiarą tego artykułu jest z pewnością Tomasz Pułka, który został tak zacytowany, że prędzej czytelnik pomyśli, że ma do czynienia z kretynem niż ze zdolnym, istotnym poetą. Na dodatek wypowiedź Pułki pojawia się na końcu tekstu, podczas gdy otwiera go cytat z samego „Pana Tadeusza”. Zważywszy kontrast jest to klamra zaiste akrobatyczna. Również zdanie opisujące przekonania Konrada Góry zakrawa na kpinę: „Dla Konrada Góry anarchizm to głównie wyzbycie się złudzeń co do ludzkiej natury bez chęci zaakceptowania jej”. Wyzbycie się bez chęci – jest to niechętne wyzbycie.;-)
O Szczepanie Kopycie natomiast autor wypowiada się nonszalancko: „Kopyt coś tam napisał o nagim społeczeństwie”, ale następnie z nim polemizuje „ja bym mógł to zripostować chęcią życia nagim życiem”. Nie tylko „ja bym mógł” tylko „mogłem i napisałem coś od siebie”. I tak autor, przy okazji prezentowania wybijających się kolegów, znajduje poletko dla własnych pomysłów, którymi ripostuje.
A cała trójka postawiona jest w straszliwej opozycji do starych poetów. Chyba niektórzy nie będą już sobie podawać rąk;-), bo konflikt jest potężny. Chodzi o życie i śmierć gdyż „trzeba zabić starych poetów”. Tak artykuł zatytułowała redakcja. Przemysław Witkowski nie miał z tym nic wspólnego. Też jest więc młodą ofiarą jakiejś niskiej manipulacji. Bo o co chodziło Przekrojowi? O tandetną sensację i sprowokowanie oburzenia? Przecież nie o zainteresowanie poezją. Dlatego ? bez oburzenia, ale żal.
Tak, nie warto chyba milczeć wobec takiej ignorancji, arogancji, podłości, prostackiej i nieudolnej indoktrynacji i zwyczajnej głupoty. A ta w iście dialektyczny sposób nagięta diagnoza o „sytości” jest tak wykoncypowana, że to nawet nie jest śmieszne. To jest żenujące. Jak i prymitywna, chorobliwa potrzeba autopromocji i jednocześnie taplania się w najgorszych emocjach. A także niezachwiane przekonanie, że zastany świat temu panu wszystko zabrał.
Szkoda Przekroju. Był taki sobie, ale w dziale „Książki” działo się bardzo dobrze.
Czarku, świetny tekst, zwłaszcza kawałek o Sendeckim. Sama ciężko zniosłam artykuł Witkowskiego – nic, tylko intensywna produkcja złej karmy: wprowadzenie agresji do systemu, w którym wszyscy jadą na tym samym wózku. Podobnie jak Justyna, uważam, że tekst wyrządza większą krzywdę „młodym” (wszystkich bez wyjątku lubię, ba, lubiłam nawet samego Witkowskiego!) niż „starym”, bo uwagi dotyczące „starych” (o posadkach w redakcjach, etc) są tak kuriozalne, że nikt się nimi nie przejmie.
Czy nie przydałaby się solidna krytyka poetyckiej dominacji Sosnowskiego? Ależ przydałaby się (swoją drogą, to śmieszne, że nazwisko Andrzeja pada tylko raz – trochę jakby w tym miejscu jednak zabrakło „odwagi”). Czy nie przydałby się dobry, lewicowy tekst o poezji zaangażowanej? Oczywiście, że przydałby się. Ale ten tekst składa się z resentymentów: wróg jest wyobrażony (syty Sendecki na ciepłej posadce, syty Sosnowski dzierżący intratny stołek w „Literaturze na Świecie” – jak wiadomo, „Literatura na Świecie” to największy wróg ludu w Polsce!!!”). Cholera, ja sama jestem lewicowa i zaangażowana – ale teraz nagle wstyd mi o tym mówić.
No trudno. Za feministki też mi czasem wstyd. Żyje się dalej i robi swoje. Tylko pytanie – czy wolno teraz pisać do „Przekroju”?
A jeszcze Przemek daje na FB wpis, że dzwonią do niego oburzeni brulionowcy – i jakie to żenujące. I cała facebookowa gawiedź klika, że lubi!!! Wojtek Brzoska (przepraszam Cię Wojtku, jeśli to czytasz) przyłącza się do gawiedzi – jak to, on też uważa, że Świetlicki, to trup? Ale w takim razie wszyscy, którzy się do tego trupa zbiegli, to chyba hieny?
Justyno, z tego co wiem, w artykule Przemka redakcja dorobiła swoje, przede wszystkim pogasiła kursywy, przez co ciągi wypowiedzi są niejasne co do ich autorstwa; wypowiedź „?Kopyt coś tam napisał o nagim społeczeństwie i dalej ?ja bym mógł to zripostować chęcią życia nagim życiem? – pochodzą z moich ust, podobnie z moich słów składa się wypowiedź o anarchizmie; rozumiem, że irytująca, miała być irytująca, także dla Przemka (skrótowo: nie mam ani potrzeby wiary w potencjał dobra w człowieku, ani potrzeby akceptacji tego braku; taka definicja pozwala mi separować się od wychowawczych i stricte lewicowych odłamów myśli wolnościowej, której jednakowoż jestem wyznawcą).
Artykuł Przemka Witkowskiego jawi mi się w tej chwili jako bardzo nieudana próba otwarcia dyskusji o nie najmłodszej w zasadzie generacji poetyckiej polskiego, i w tym sensie można go ratować: że to rozróba dla rozróby, resztę można przemilczeć.
Na pewno ostatecznie irytujące dla, było nie było, autsajderów tamtego pokolenia (czy wspólnoty niezależnych w swoim czasie)jest stawianie ich w roli dozgonnych zwycięzców układu, który i przez nich jest kontestowany: to typowe dla polityki i ruchów młodzieżowych używanie odszczepieńców z poprzedniego pokolenia do wywołania konfliktu generacyjnego z odszczepieńcami pokolenia kolejnego, kiedy mainstreamy obu generacji z szyderstwem patrzą z boku na tę w niczym ich nie dotyczącą, amatorską kurzawę.
Świetlicki – tak samo Wojaczek – będzie czytany jako poeta polityczny, tym ważniejszy, że nieposiadający i niedokonujący jednoznacznej deklaracji ideowej; ja będę czytany jako metafizyk, tym ważniejszy, że nie wsparty jakąkolwiek wiarą: inaczej te przygody nie miałyby żadnego sensu.
Nie ma się co tak napinać, tekst skrojony na miarę tytułu, w którym się ukazał, wcale zresztą zabawny, może nawet bardziej niż smutny. Poeci „brulionu” powinni być wdzięczni, że ktoś w 2012 (po dwudziestu latach) na poważnie przywołuje ich jako realny kontekst dla „młodej” polskiej poezji („Dziś wywrotowy, często anarchizujący charakter poezji okołobruLionowej gdzieś się zatracił”; Dziś – po dwudziestu latach).
Nadal uważam, że artykuł jest niesprawiedliwie otagowany. I serio, to też o czymś świadczy. Tagi pod tym tekstem są potwierdzeniem niektórych tez w obu artykułach i zanegowaniem innych. Proszę, oto kwintesencja dyskusji w sześciu tagach. Jak wiele to o „zaangażowaniu”, „mainstreamie”, „undergroundzie”, „buncie”, „sytości” a co najważniejsze o wykorzystywaniu jednych do celów drugich, nam mówi. Taaa..
OK, wszystko zgoda, ale też nie wieszajmy psów na całym „Przekroju”, który pod wieloma względami (felietony Ostolskiego, Gill-Piątek, artykuły Wielgosza, „Lewomyślnie” Kurkiewicza, etc.) jest w tej chwili najlepszym tygodnikiem w tym kraju. Czyli: nie znajdujmy kolejnych winnych tak łatwo, jak zrobił to Witkowski; szkoda, że redakcja to puściła (szczególnie w takiej postaci), ale wątpię, żeby w obecnej redakcji „Przekroju” było dużo osób zdolnych zweryfikować tezy autora.
Jacku B. – tak, wszystko straszne, skandaliczne, ale szczerze mówiąc, podobne odczucia towarzyszą wielu osobom, kiedy słuchają, choćby przypadkiem, „kuluarowych” wypowiedzi Twoich, Tomasza Majerana czy Marcina Sendeckiego na temat młodych i ich poglądów politycznych… I Sendecki (pomijając kwestię jego zwolnienia z redakcji, czego nikomu nie życzę) się, że tak powiem, wreszcie doczekał – po iluś sytuacjach zupełnie bezpodstawnego „jechania” ciekawych inicjatyw i dobrych wierszy z pozycji autorytetu usadzonego do tego w mainstreamowym tygodniku (zgoda, że nigdy na papierze, chyba że na zasadzie przemilczenia – ale umówmy się, że dzisiejsza poezja to sprawa środowiskowa). Serio – konia z rzędem temu, kto nigdy nie słyszał Sendeckiego w „nieoficjalnych” okolicznościach stwierdzającego, że np. ktoś mu podpadł i w związku z tym ten ktoś ma „bana” na „Przekrój”. W sensie nie wiem, może ktoś faktycznie nic takiego nie słyszał – ja słyszałam.
A inna sprawa, że barykady nie ma – szczególnie, kiedy (jak pisze Domarus) dodamy do grona wymienionych autorów paru pominiętych, z Sosnowskim na czele. Nie ma barykady, jest tylko indywidualne usposobienie niektórych autorów (Sendecki, Świetlicki) i niewyparzony język innych (Pułka), co powoduje utarczki, ale właśnie – utarczki, doraźne, osobiste sympatie i antypatie, a nie wielkie konflikty pokoleniowe. Zresztą jeśli zniesiemy kryterium biograficzne i zaczniemy doszukiwać się różnic w poetyce to cała konstrukcja okaże się niewarta nawet polemiki.
Jeśli trzeba walczyć z czyimś wpływem na odbiór poezji w tym kraju, to albo z Sosnowskim (wielkim skądinąd) – „merytorycznie”, nazwijmy to – albo „medialnie” z Zagajewskim, którego nadmiar akurat szkodzi nam wszystkim, o czym jestem mocno przekonana. Ale to materiał na artykuł zupełnie innego sortu.
dla mnie Witkowski potraktował Kopyta, Pułkę i Górę jak narzędzia służące do wykucia sobie pomnika „odkrywcy nowej literatury”
żenujące
Maciej Taranek – otagowanie wygląda teraz całkiem nie najgorzej, prawda? No a co do komentarzy i „dyskusji” pod tekstem Przemka, to klasyk gatunku – kolejna debatka o środowisku wśród ludzi środowiska lub przyglądających się w kuluarach środowisku. A bez klucza środowiskowego jak się okazuje nie da rady pogadać o tzw. różnicach międzypokoleniowych, tym bardziej że teksty Witkowskiego, i w sumie też Domarusa, traktuje te kwestie albo z precyzją rąbania siekierką na oślep, albo ostrożnie stąpając po powierzchni. A teza o zajebistości „Przekroju” jako najlepszego tygodnika w kraju to coś pięknego, zwłaszcza w sytuacji gdy spojrzy się na to – np. pod względem ideologicznej mobilizacji – jak lustrzane odbicie „Uważam Rze”. Plus felietony Anny Grodzkiej, hy hy.
Brawo Grzegorz! Właśnie zostałeś mistrzem małej, upupiającej złośliwości!:) Stary, stawiasz za to browara;) Heh.
Wieczna sromota nienagrodzona szkoda…
A wydaje się, że jest niezły moment i miejsce było nie głupie na zabranie głosu w sprawie, o czym świadczy spory odzew samych zainteresowanych.
Szkoda tylko, że w bardzo nieudolny sposób został głos zabrany. Ktoś inny powinien był zabrać się za porównania.
Kategoria zaangażowania jest na pewno słabym punktem wyjścia dla ogólnych ocen.
Na szczęście Donald Tusk przychodzi z pomocą i kiedy Marcin Świetlicki z Andrzejem Sosnowskim będą szli na emeryturę Konrad Góra, Szczepan Kopyt będą mieli więcej lat niż teraz Sosnowski i Świetlicki. I właściwie dla młodych poetów będą wszyscy oni dziadkami wrzucanymi do jednego worka, albo np. Górę wrzuci się do worka ze Świetlickim, a innych do worka z Sosnowskim, a innych do worka z Sendeckim… jako mniej lub bardziej zaangażowany mam tylko nadzieję, że worki będą ekologiczne. ehu ehu
W życiu nie byłem w kuluarach, pani oj, a jeśli już komuś udało się mnie tam podsłuchać, to proszę wziąć pod uwagę, że w życiu nie powiedziałbym ani słowa o poglądach politycznych młodych twórców, gdyby nie to, że sami w kółko o tym gadają, mając zazwyczaj w kwestiach, w których się tak autorytarnie wypowiadają, dość blade pojęcie.
Komunizm, jak sądzę, najlepiej w polskiej literaturze (i w myśleniu o niej) zweryfikował Aleksander Wat. Nie ma sensu niczego więcej dodawać, bo Wat, jak i kilka innych, wyczerpał tę kwestię.
Natomiast artykuł, który tak oburza, nie oburza z powodów politycznych. I zupełnie, pani oj, nie ma tu podstaw, żeby mieszać te sprawy.
pozdrawiam
Nie ma sensu dodawać, bo Wat zweryfikował; nie ma sensu nic dodawać, bo Lenin już napisał. Albo Ojcowie Kościoła powiedzieli. W bardzo ładne schematy się wpisujecie, panie Jacku 😉 Nawiasem: a Ważyk, Broniewski, Jasieński? A Iwaszkiewicz? Oni nie mieli nic do powiedzenia? Poza tym, na czym ta „weryfikacja” w wykonaniu Wata polegała? Możemy liczyć na jakiś obszerniejszy tekst: „Jak Aleksander Wat zweryfikował komunizm w literaturze polskiej – na dobre i na zawsze”? Ja bym z chęcią przeczytała.
A że artykuł nie oburza z powodów politycznych, to się akurat zgodzę; chodzi mi tylko o to, że są w „środowisku literackim” (i pewnie zawsze będą) osoby, które do rozgrywania prywatnych sympatii i antypatii wykorzystują politykę, naukę, religię, tygodniki, miesięczniki, pokolenia, etc., etc. I że artykuł Witkowskiego może być przekłamany i szkodliwy, ale kuluarowe właśnie (bo się uprę, że Pan tam bywa jednak) wypowiedzi Sendeckiego, Majerana czy Pańskie o oczywistej dość lewicowości młodej poezji są zazwyczaj po prostu śmieszne. Jeżeli mam wybierać między wizją Witkowskiego a Pańską (Sendeckiego, Majerana, Świetlickiego) ostatnich stu lat polskiej literatury, to przepraszam, ale ja się wypisuję.
Do grze – nie mówię, że Przekrój jest jakoś szczególnie „zajebisty” (przytyk o Grodzkiej trafny, bo to wyjątkowo złe felietony są), ale że jest jednak najlepszy, jeśli chodzi o bieżącą publicystykę. No bo przepraszam, ale „Newsweek” i „Wprost” to nie są jednak poważne gazety, „Uważam Rze” nie da się czytać ze stu różnych powodów, a „Tygodnik Powszechny” nudzi coraz bardziej i czyta się go zwykle tylko dla działu kulturalnego i dodatków. Co zostaje? „Polityka”? Czy „Gazeta Polska”? Niech się Pan podzieli swoimi preferencjami 😉
Pani mnie, pani oj, namawia, żebym to tłumaczył? Proszę po prostu przeczytać Wata, jeśli to panią ciekawi. Namawiam zresztą.
Ważyk, Broniewski, Jasieński i Iwaszkiewicz to też bardzo dobrzy autorzy. Wat jednak sprawę komunistycznych manipulacji literaturą potraktował znacznie poważniej.
A że te „kuluarowe” wypowiedzi wydają się pani śmieszne, trudno, jakoś się z tym pogodzę. Podobnie zresztą było w czasach młodej Frondy. Wtedy także, jak ktoś powiedział coś rozsądnego, narażał się na śmieszność. Szczególnie jeśli był podsłuchiwany. W ogóle podsłuchiwanie z dobrymi intencjami występuje chyba dość rzadko. I zdaje się, że pewna formacja polityczna, o której tu wspomniałem, lubuje się w podsłuchach i relacjach z zebranego materiału.
Ale nie ma co żartować, bo temat podłości jakoś nie skłania mnie do śmiechu. Żeby skończyć ten niepotrzebny w tej rozmowie wątek. Bardzo cenię „młodych” autorów, pojawiających się w tej rozmowie. Kopyt, Górą, Pietrek sprawili mi swoimi książkami wiele przyjemności. Bo ja po prostu lubię dobrą literaturę. A oni napisali świetne książki nie dlatego, że są „lewicowi”. Polityka nie ma tu nic do rzeczy. I na szczęście tak kuriozalne ich wykorzystanie w niczym im nie zaszkodzi.
pozdrawiam jeszcze raz
Wypowiem się jako adwokacina wszystkich diabłów.
Ideowy konflikt między formacją okołobruLionową, a pewną, młodszą acz niejednolitą pokoleniowo (od Tomka Pułki jestem starszy 10 lat, od Tomka Bąka 13) formacją literacką istnieje i jest oczywisty; nerwem czy kręgosłupem tamtego pokolenia (pisarzy, poetów) jest antykomunizm, który u większości z nich nie przechodzi do tekstu, i który czyni z nich w jakiś sposób zaimpregnowanymi antysystemowcami; formacja o którą poszło w jakimś stopniu albo tęskni za skandynawskim socjalizmem, a więc łaknie systemu wszechogarniającego (ze skrupulatnie przestrzeganym prawem pracy i kolorami płotów włącznie), bądź też swoją antysystemowość opiera na uznawanym za lewicowe odcięciu się od zastanej masy większościowej, z góry (!) zakładając, że nie ma większości, której racja
nie opierała wyłącznie się na sile – np. gdybym mówił, że nie mam nic przeciw kapitalistom i prawu do strajku bez podania przyczyn, od kapitalistów usłyszałbym, że jestem antykapitalistą, od socjalistów, że jestem niekonsekwentny, bo prawo do strajku to prawo do zmiany sytuacji, po której strajk już będzie niepotrzebny; oczywiście, rzeczywistości, w której strajków nie będzie, nie będzie. Jest to odzwierciedlenie stosunków rzeczy w całej Polszcze, gdzie dla liberała prawicowiec to odważny radykał, a lewicowiec – człowiek, do którego nie dotarła rzeczywistość (i który z pewnością naczytał się Marksa, a nie wypił kilkaset hektolitrów różnych płynów z robotnikami, bo w ich knajpach i w krzakach wkoło budów jest to tańsze); na koniec wszyscy ci ideowcy anarchistów uważają za ludzi deklarujących się jako niezdeklarowani, a więc za samopozbawiających się prawa do uczestnictwa w poważnych dyskusjach.
Dalej – tekst Przemka w sposób oczywisty nie jest obliczony na skuteczną konfrontację z przeciwnikiem, o ujętych autorach podaje informacje w zasadzie hobbystyczne (recykler??? koneser substancji???), bardzo łatwe do zwykłego obśmiania, nazywa mnie, 34- letniego nieroba prekariacką młodzieżą, próbuje budować różnice w pojmowaniu funkcji literatury na różnicach biografii, a jak sądzę, od biografii takiego np. Jacka Podsiadły, moja odbija w co najwyżej takich szczegółach, że niosąc kiedyś w rękach fiata 126p wpadłem z nim do piwnicy, i co mnie najwięcej męczy, próbuje konfliktować ze sobą ludzi o identycznym rdzeniu, a odmiennych owocach, gdzie w takich sytuacjach jedyną słuszną taryfą racji jest użyteczność owocu, nie odmienność użytkowania
(rośliny trujące są, jak wiadomo, roślinami leczniczymi, kwestia dawkowania).
I po trzecie, larmo, jakie się nieomal podniosło i zmusza nawet mnie do udzielenia sobie głosu, jest ze wszechmiar hipokrytyczne; na jakimś idiotycznym blogu przeczytałem już, że wymienieni w ?Trzeba zabić…? młodzi poeci są niezdolni do wyartykułowania czegokolwiek konstruktywnego; otóż, Szanowni Państwo, formacje ideowa, artystyczna i życiowa, do których należę, znajdują się – toutees proportions gardees ? w sytuacji niekoniecznie prawicowych poetów Nowej Fali w początkach lat 70 XX wieku: żyjemy w obcym, skierowanym przeciw sobie światu, który oczekuje od nas nazywania kapitulacji pierwotnych zamierzeń kompromisami nie do obejścia; proszę sobie poczytać, jakie wiersze wówczas pisał Zagajewski (jeśli żyjesz w kraju w którym wszyscy noszą przy sobie swoją fotografię i imiona zmarłych; cytuję z pamięci) ? po prostu, części z Państwa nie odpowiada sam fakt istnienia zatruwaczy studni, którą chętnie uczyniliby Państwo niedostępna dla kogokolwiek prócz siebie.
Konradzie, to ta redakcja naprawdę celująco pracuje.;-)) Zdjęcie kursywy powoduje odczytanie zdania „Kopyt coś tam…” itd. jako odautorskiego. Natomiast zdanie o anarchizmie nie charakteryzuje Twoich poglądów szczęśliwie. Źle zostałeś zacytowany. Co więcej – jeżeli wiemy już, że są to cytowania, to jakoś ubogo ten artykuł Waszą trójkę przedstawia. Niewiele na Wasz temat, a dużo hałasu.
Ja bym chciała przeczytać tak mocne fragmenty Waszych wierszy, żeby buty pospadały ludności. To by było w porządku, ale wymagałoby solidnego opracowania.
Z tego co kojarzę nie tylko Sendeckiemu kategorie sytości i zadowolenia z życia dały się ostatnio we znaki. Gdyby Przemek Witkowski zamiast walić ogólnikami, które pasują mu pod tezę konflikt pokoleń=konflikt klasowy, trochę najpierw sprawdził fakty, z pewnością znalazłby informację, że Jacek Podsiadło został zwolniony z Radia Opole w 2008 roku, a pracował tam na jedną ze śmieciowych umów, umowę o dzieło (http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,11032200,Radio_Opole_zaplacilo_za__paranoiczne_zwolnienie_.html), znalazłby info, że Marcin Baran w październiku zeszłego roku przestał pracować w Dzienniku Polskim, o tym że Świetlicki od kilku lat nie jest korektorem w Tygodniku Powszechnym chyba nie trzeba przypominać. Ale fakt, że pisanie o sytym Sendeckim jest w kontekście tego, w jakim czasopiśmie ukazał się tekst Witkowskiego, najbardziej kuriozalne, że użyję eufemizmu.
W ogóle cały tekst oparty jest na tej demagogicznej retoryce, która wygłasza z mocą jako niepodważalne prawdy, zdania ogólne nie mające żadnego związku z rzeczywistością, Kiedy czytam zdanie : „Powódź dziejowa zmyła w niebyt autorów debiutujących w latach 80-tych”, mówię sprawdzam, kto taki debiutował w tych latach i został niesłusznie zapomniany? I w ogóle w latach 80-tych? Od 1981 roku mieliśmy stan wojenny, po zmianie ustawy o cenzurze w 1981 roku, po ogłoszeniu stanu wojennego powrócono do poprzednich praktyk, zwłaszcza cenzury prewencyjnej. Jakie to fantastyczne tomiki, a już zwłaszcza rewolucyjne w swej treści mogły zostać wtedy wydane? Akcent, w którym debiutował Świetlicki (no jeszcze był Radaru z 1978, ale raczej podaje się Akcent) a który zalegalizowane po sierpniu 80, po wprowadzeniu stanu wojennego był dwa razy zawieszany, świetna atmosfera na rewolucyjne debiuty. Być może Przemek Witkowski miał na myśli debiuty lat 70-tych, a zwłaszcza Polkowskiego czy Tomasza Jastruna, tylko czy to naprawdę powódź dziejowa zmyła ich w niebyt, czy po prostu nie byli dostatecznie interesujący ze swoimi propozycjami, żeby się ostać. Czy w ogóle Przemek zdaje sobie sprawę jak wyglądała rzeczywistość kulturalna w latach 80-tych i rzeczywistość w ogóle? Bo według mnie nie bardzo.
Kompletnie nie rozumiem zdania, w którym pojawia się hasło ?literatura menstruacyjna?. Na pierwszy rzut oka wychodzi na to, że stanowi ta literatura opozycję do tej prywatności i wzorca anglosaskiego, ale przecież tym mianem miał określić debiut Gretkowskiej w 1991 r. Prof. Jan Błoński. Gretkowska oczywiście żadnych związków z brulionem nie miała, prawda?
Dalej jakże zabawne są pewne niekonsekwencje w tekście np. ?Nowa rzeczywistość polityczna wymagała literatury dla liberalnie pojmowanej jednostki, literatury pozbawionej jakichkolwiek społecznych obowiązków, spełniającej się czy to w grach, czy to w eksploracji traum, stanów ducha i innych zdecydowanie prywatnych tematów i doświadczeń? i kolejne zdanie parę akapitów dalej ?Powstał wzorzec, jeżeli poezja, to anglosaska, jeżeli temat to język albo prywatność? i kolejne zdanie parę akapitów dalej ?Dzięki niestrudzonym działaniom (…) rewitalizowane są dykcje awangardowe, lingwizujące, dadaistyczne, poszukujące, liberatura.? Czyli temat języka ? zły temat, lingwizm ? dobry temat. Dalej jakże zabawne jest zdanie zaczynające się od słów ?Poezja zaczyna wychodzić z parnasistycznej niszy…? O yeah! Brulionowcy jako parnasiści. Swoją drogą chociaż mógłby Przemek zwrócić uwagę korektorom że brulion, a nie bruLion.
Dalej pisze Przemek ?Ta niewielka 20-letnia przerwa w polskiej poezji, gdzie sprawy wspólnotowe zostały z niej wyparte (…).? Szczerze, życzę Przemkowi, żeby jego działania poetyckie i krytyczne zaowocowały takimi społecznymi efektami jak Fundacja Nowoczesna Polska Lipszyca, wyobrażamy sobie dyskusję o ACTA bez głosu Lipszyca? Bez głosu Czerskiego? Może warto przypomnieć, że Manifest Neolingwistyczny został opublikowany na licencji GNU i być może bez takiego gestu, cały proces uwalniania kultury odbywałby się trochę inaczej.
Poza wszystkim, pokazałam tekst koledze (rocznik 80-ty, co ma pewne znaczenie) spoza niszy poetyckiej, potencjalnemu czytelnikowi Przekroju, po 3 akapitach stwierdził ?środowiskowa nuda?, po kilku kolejnych ?Napuszony niezrozumiały patetyzm, brakuje tylko zdania : W zeszłym roku staliśmy na krawędzi przepaści, w tym zrobiliśmy krok naprzód. I po co w to wszystko mieszać Mickiewicza?? Zgadza się, to odmienianie słowa establishment, bój, walka, zaangażowanie, ta fraza „powódź dziejowa”, szacowne grona, sytość, „za biurkami”, aktywiści, kojarzy się jednoznacznie i raczej źle.
Kompletnie nie rozumiem, po co wykorzystywać łamy ogólnopolskiego tygodnika na kreowanie konfliktu ideowego, za pomocą demagogicznych ogólników i operując błędami merytorycznymi. Jeżeli poezja Kopyta, Góry, Pułki jest tak istotna, to zamiast pisać o jej konfliktowaniu się z kimkolwiek należałoby napisać dobry tekst o tej poezji, a nie o jej miejscu w jakimś konflikcie. I pewnie taki tekst by powstał, gdyby faktyczną motywacją Przemka było pokazanie tej poezji poza niszą. Na zasadzie brzytwy Ockhama trzeba więc przyjąć, że faktyczna i skrywana motywacja była inna.
Ktoś, kto nie ma pojęcia o środowisku wyciągnie z tego tekstu : Aha młodzi nieustawieni zazdroszczą starszym ustawionym, nihil novi sub sole.
Ogólnie, tekst jest kompletną porażką, obraża starych, obraża młodych robiąc, w sposób kompletnie nieusprawiedliwiony z Pułki jakiegoś naćpanego błazna i jest pełen bzdur dla kogoś z niszy poetyckiej i jest kompletnie nieinteresujący dla kogoś spoza niszy poetyckiej. I tego nie zmieniłby ani inny tytuł, ani użycie kursywy. Ręce opadają.
wierszyk okolicznościowy;-)
do przeczytania
Szanowny Przekroju
zanim wydrukujesz tekst o poezji
nawet gdy wydaje się niezły
daj go komuś kompetentnemu do przeczytania
zanim nadasz mu swój własny tytuł
daj go komuś kompetentnemu do przeczytania
zwłaszcza gdy wymyślił go jakiś matoł
jeśli pozbawisz tekst kursywy
daj go komuś kompetentnemu do przeczytania
dowiesz się, że to błąd wstydliwy
jeśli głupim tekstem chcesz wywołać wrzenie
daj go komuś kompetentnemu do przeczytania
bo już tylko oświecenie może napchać ci kieszenie
nie było dawno i prędko nie będzie dobrego artu o poezji w ogólnopolskiej prasie.
Ale to, że nie było, nie oznacza, że każdy kolejny musi być zły i jeszcze gorszy.
Państwo wybaczą nagły powrót do nieszczęsnej dyskusji, ale okazało się, że mam ten wiersz Zagajewskiego, i proszę mi wierzyć, przepisuję go z zeszytu:
KOMUNIKAT
Jeśli żyjesz w kraju deficytowym,
w którym wielka ilość przemówień
równoważy wszystkie niedomówienia,
w którym ogrody botaniczne i zielniki
są wzorem poprawności językowej
a ulubioną potrawą ludności
są gołąbki pokoju, jeśli mieszkasz w kraju
w którym płoną róże, ulice są coraz szybsze,
miasto pochyla się jak słonecznik
i jednomyślnie rosną lasy,
gdzie każdy nosi przy sobie swoją fotografię
i imiona zmarłych, gdzie wyznaje się
ironiczną religię podwójnej wiary
napisz do mnie; zbieram widokówki,
interesuję się muzyką, malarstwem,
filatelistyką, sportem i poezją.
1970
[manifest altruistyczny ze szczerego serca dopierdalałby wszystkim]
Należałoby się przede wszystkim zastanowić, czy jakkolwiek rozumiana polityczność (albo: rozumiana tak, jak wynika to z tekstu Przemka) może być traktowana jako wartość autoteliczna. Teza najprawdopodobniej – dokładnie tak, jak zrobiłaby to sejmowa krowa – wypierdoli się sama, wyślizgana przez umiarkowaną poetycką wartość niektórych tekstów pisanych przez niektórych 'młodych z zaplecza’ (to by było dopiero prekariackie ujęcie sprawy!). Ponadto Ryba – jakkolwiek dobry nie miałby się stać, jakkolwiek dobry rzeczywiście JEST – młodym i wzwodzącym poetą już był. Nie żeby dziad, ale robienie z Roberta Krzysia Ibisza na tle własnego kaloryfera to przeginka.
A Świetlicki niech sobie żyje (odzieranie go z polityczności – i mam tu na myśli takiego małego, walczącego Świetliczka – jest drobnym niedopatrzeniem, żeby zachować pozór dyplomacji), nawet jeśli literacko od pewnego czasu jest martwy bądź w śpiączce i trzeba go karmić przez słomkę.
Ja nie wiem, czy jest o czym gadać. Przemek zadał mi kilka pytań przez fejsa, kontekst moich odpowiedzi miał być mi wyjawiony przed publikacją, ale nie został.
W kilku innych miejscach Przemek dawał znać, co myśli o formacji pokolenia „brulionu”. Zresztą nie on pierwszy. Kiedy Marecki był jeszcze w „Krytyce Politycznej” uczestniczyłem w spotkaniu (nie pamiętam tylko czy w jednym, czy w dwóch takich) prowadzonym też przez Igora Stokfiszewskiego, w którym bardzo chcieli mnie na siłę skonfliktować ze Świetlickim i Podsiadłą (mnie i może jeszcze kogoś, nie pamiętam dokładnie). Chodziło wtedy jeszcze o to ciągłe mówienie o „zaangażowaniu” (na fali dyskursu tożsamościowego, którym operował wtedy Stokfisz bardziej niż „hegemonią” – btw. jakie jest nowe ulubione słowo Igora:)?), żeby powiedzieć, że „oni jednak nie!”, a ja mówiłem, że oni jednak tak (oczywiście wiedząc na jakich – pi razy drzwi – pozycjach znajdują się poszczególni przedstawiciele tamtego młodego pokolenia „brulionu”); wiersze przeciw państwu, akslop i o doniosłości klasy robotniczej (MLB), …ska, mc donalds… Gest Przemka widzę jako proste powtórzenie nieudanej próby uszycia konfliktu na miarę romantycy vs. pozytywiści, jaki chcieli zainicjować Igor i Piotr. Nie wiem do czego miałby prowadzić, ale chyba do niczego dobrego. Zwarcie dla zwarcia? Tylko właściwie kogo z kim? Nas (zebranych do kupy, z pewnych względów, które może fajnie byłoby naświetlić czytelnikom…) z „brulionem” (jako całością? nadal?) i całymi 90s (!), czy Przemka z całym światem? Nie sugeruję odpowiedzi.
Tyle o tekście. (Użycie zdjęć z jednej sesji sprawia wrażenie, że Konrad, ja i Tomek wiedzieliśmy o nim i jego treści – tak nie było).
Co do realnie odmiennego nastawienia do rzeczywistości (zwłaszcza społeczno-politycznej) warto byłoby pociągnąć za język teksty (wiersze) i mam szczerą nadzieję, że ktoś to zrobi, bo, tak jak pisze Czarek, robienie wielkiego wow! reklamą-wydmuszką wpisuje się w kontekst rzeczywistości kontestowanej (nie wiem, czy da się tego uniknąć obecnie w ogóle, ale posługiwanie się właśnie estetyką pudelkową – z całym szacunkiem dla „Pudelka” – rozmywa przekaz, nie widzę niestety owej delikatnej strategi wymiany).
—
Jacku, blade pojęcie? serio?
—
Odchodząc dalej od tekstu bazowego zastanawiam się jak powinno się pisać teksty o poezji w prasie cotygodniowej czy codziennej. Posługując się podejściem śledzenia myśli i rewolucji w myślach? – w myśl burżuazyjnego podejścia do historii, jako ścieraniu się idei samych na wolnym rynku/ringu?
Zaczynając tekst od: „w sumie nikt tego nie czyta, ale skromne grono piszących i czytających wytworzyło takie a takie wartości i one mówią nam, że X, Y i Z to zajebiste poetki a A, B i C to przeżytek”?
A może raz na miesiąc „Przekrój” mógłby pokusić się o rozkładówkę z wierszami?
Bo szczerze mówiąc w dupę możemy sobie wsadzić takie i bardziej świętojebliwe teksty o poetach (i poetkach), nawet w dyskursywnej gumce, jak obok nie będzie nawet próbki. [Już gdzieś o tym pisałem, ale może raz jeszcze: po cholerę zamawiać od poety felieton? Chcę w „Polityce” zobaczyć wiersz Jacka(!), albo Siwego, zamiast wyrabiania przez nich normy (lepiej lub gorzej, ale nigdy mową wiązaną). Sądzę, że będzie to sto razy bardziej rewolucyjne niż cytowanie Tomka Pułki, któremu w smutnym przedstawieniu została maska socjalisty i narkonauty.] Co na to, wreszcie, krytycy? Piotr Śliwiński nieustannie domaga się jeszcze więcej poezji na łamach „Tygodnika Powszechnego”, a gdzie tu (w krytyce, recenzjach) pokoleniowa zmiana warty?
Także rozumiem zaangażowanie (nie mam już siły na to słowo) w takim znaczeniu w jakim rozumie je Czarek – jako jakąś tam formę trafienia pod czachy/strzechy. Mam wrażenie, że i ciemne okulary, i decki didżejskie, granie poety w czarno-białym filmie, publiczne strzyżenie się i dandysowski przyodziewek służyły tym celom. Jednak strukturalnie nie dały rady: asystowały rzeczywistości porozumień koleżeńsko-telewizyjnych, funkcji poezji jako dodatku, poety jako mieszkańca bunkrów za miastem. Jeśli istnieje jakiś zarzut, to oczywiście oprócz sfery odmiennych wartości politycznych i społecznych (także ekonomicznych – patrz choćby anarchizm lat 90 a dzisiejszy (nie mam na myśli jednorodności, a ogólne tendencje i praktyki)), byłby to zarzut, że świetni poeci nie przebili się z wierszami do prasy codziennej ( ijak rozumiem skrót myślowy Przemka – syci i palą cygara w redakcjach tej prasy:).
Czyli co teraz, jak z tym zaangażowaniem? Jeśli każdemu twórcy bez względu na opcję światopoglądową i tożsamość kosmiczną należałoby przypisywać dążność do zaangażowania jako trafienia do ludzi, czy nie tego należało oczekiwać od poetów „brulionu”? Jak sądzę tylko Marcin Świetlicki funkcjonuje nieco szerzej, ale właśnie dlatego, że obrał inny, społecznie łatwiejszy w użyciu nośnik niż papier.
Jednak, oczywiście, sądzę że nie tylko o to chodzi w „zaangażowoaniu” (boże!) i nie głównie o to (zwłaszcza, że rzeczywistość jaka została nam dana i przekazana przez poprzednich poetów pozbawia nas poezję w ogóle możliwości wyjścia poza ogród koncentracyjny).
Jeżeli (w jakimś stopniu) zaangażowanie to próba trafienia pod strzechy to wiersze Pułki i Góry nie mają szans, przeciętny czytelnik nic z nich po prostu nie zrozumie. Zresztą kuriozum jest tym większe, że Pułka w wywiadzie w „Odrze” nie wiem czy żartobliwie czy nie, stwierdził, że on nie wie o czym są jego wiersze, że może wie, że myśli. Tak czy owak, coś w tych słowach autora jest.
Szczepanie,
jeśli już ta rozmowa musi schodzić z kwestii merytorycznych i etycznych na polityczne i światopoglądowe, spróbuję wytłumaczyć. Napisałem w tamtym zdaniu, które mi słusznie wytknąłeś, „zazwyczaj” (czyli niektórzy zdeklarowani „lewicowcy” nie wywołują u mnie takiego wrażenia:). To był szybko pisany komentarz i nie uściśliłem, myśląc wówczas, że to oczywiste. Chodziło mi w nim głównie o różne wypowiedzi dotyczące ekonomii, finansów (przede wszystkim publicznych), rozwiązań gospodarczych, podatkowych i monetarnych, a także w sprawie „własności”. Niestety, zauważam, że literaci sami siebie sytuujący w publicznie deklarowanej „lewicowości” mają wiedzę w tych dziedzinach dość (nazwijmy to delikatnie) niesystematyczną. Ja, oczywiście, również nie jestem w nich ekspertem, ale wiedza, którą jednak mam, sprawia, że słysząc niektóre sądy, czuję niepokój, lub raczej powątpiewanie, bo wiem, że wprowadzenie ich w życie przyniosłoby skutki odwrotne od oczekiwanych. W sumie równie dobrze mogę spokojnie milczeć w tej sprawie, wiedząc, że to tylko gadanie.
Masz rację w najważniejszym. Konrad również to zauważa. Konflikty czasami daje się wywoływać, ale jest to trudne i wymaga mnóstwa złej woli, jeśli nie mają podstaw rzeczywistych. A tu ich nie ma. Pokolenie, które dorosło w latach osiemdziesiątych, raczej powinno i czasami musi, z racji przykrego doświadczenia, ostrożnie podchodzić do języka dzisiejszych „lewicowców” (czasami mówiących o sobie wprost marksiści bądź komuniści), ale to nie znaczy, że jest to pokolenie zakutych pał, które nie widzą, co się dzieje, i w ogóle wszystko poza własną „prywatnością” i „sytością” mają w dupie. Różnica, która jest rzeczywista, wyraźna i oczywista, polega na różnym pojęciu i wyczuciu czegoś, co kiedyś nazywano obciachem (słyszałem dziś z ust gimnazjalisty świetne współczesne określenie tego czegoś, ale nie będę propagował, bo jeszcze się przyjmie). Dlatego obecność w wierszach spraw, o które ma się niby toczyć ta nieistniejąca batalia, odbywa się tu zupełnie inaczej. I tu można dać mnóstwo przykładów, choćby Krzyśka Śliwkę, którego właśnie z przyjemnością ponownie przeczytałem. Albo Andrzeja Niewiadomskiego lub nawet Krzysztofa Koehlera (!), których po nim czytam.
A jak czytam intencje tekstu, o którym Czarek tu tak uczciwie napisał, i wszyscy komentujący tekst Czarka tak dobrze go uściślili, to wydaje mi się, że chodzi w nim nie o żadną rewolucję, tylko o niskie pobudki, o manipulację, o czyszczenie przedpola, jako przygotowanie do zajęcia niby zajętych miejsc. Tyle, że (jeśli rzeczywiście są zajęte – raczej jestem skłonny sądzić, że ich w ogóle nie ma, poza głowami tej niewielkiej garstki ludzi, którzy potrafią czytać poezję i w dodatku to robią) w momencie wydania każdej nowej książki poetyckiej, wszystkie te miejsca są puste (choć posiadają odniesienia) i można je bez problemu zająć, liczy się tylko to, co jest między okładkami (pod warunkiem, że ktoś łebski akurat tam zagląda). Wiem, że ten mój sąd również może okazać się niezrozumiały, ale chyba tak właśnie jest. Przynajmniej ja w ten sposób czytam książki. A jakakolwiek inna walka o te miejsca wydaje (mi) się obciachowa właśnie.
Oj, już nie chce mi się o tym myśleć. Nie mógłby ktoś żądać zmiany pokoleniowej, żeby można było w nowy, bardziej cudowny sposób pisać o miłości i innych przyjemnościach lub nawet transcendencji :)? żartowałem.
pozdrawiam
Ja tylko nie rozumiem skąd ten głód poważania w poezji, to oczekiwanie że poezja będzie się wypowiadać (może nawet to robi) w sprawach społecznych. społecznych czyli jakich? Że to ona będzie rewolucyjna? Dlaczego nie proza, dlaczego nie rock, dlaczego nie plastyka, skąd to widmo lewicowości krążące nad bajorkiem poezji, krążące uparcie już od kilku lat, uparcie, bezskutecznie, bezgłośnie?
Coś w tej układance bez przerwy się rozsypuje, osuwa, okazuje się niekompletne, coś co ma być granatem w pięści objawia się jako garść orzeszków ziemnych z woreczka „fair trade”. Czasami zastanawiam się czy akademickie/okołoakademickie (no jednak to gdzieś tam się formują te ruchy, to jednak jacyś, czyiś doktoranci, doktorzy formułują tę myśl lewicową) środowiska nowej lewicy nie mają czego się chwycić, jak wynaleźć dostatecznie nośnego latawca dla idei (w liczbie pojedynczej lub mnogiej), że tak ciapną to tu, to tam? I nie wina to poezji, wierszy czy poetów (lepszych czy gorszych) ale pracownika z metkownicą w ręku.
Wojna futbolowa była.
Wojny poetyckiej nie będzie nigdy.
Teraz się wkurwiłem.
Głód poważania poezji a to, że będzie się wypowiadać w sprawach społecznych to dwie różne sprawy i lepiej jednak ich nie mieszać. Poza tym po czasie, tak sobie myślę, że cała ta dyskusja o poezji zaangażowanej miała swój sens, jako koło zamachowe do zmiany sposobu patrzenia na zaangażowanie społeczne. Przecież prywatność na początku nie wzięła się znikąd, tylko z okoliczności. Przecież do wyrzygu przed latami 90-tymi zaangażowanie społeczne i polityczne było słuszną linią w poezji i literaturze (ba nawet w podręczniku do prawa rzymskiego), oczywiście linią skierowaną w jednym kierunku. Po całej zmianie ustroju pewnie że pojawiło się pytanie jak rozmawiać o kwestiach społecznych, jak w ogóle można być zaangażowanym, czy w ogóle można czy to nie jest jednak literacka porażka odsyłająca do poprzedniego ustroju. Bez całej tej dyskusji teksy lewicowe i lewicujące, anarchistyczne i anarchizujące pewnie byłyby wysyłane na przemiał. W tej chwili chyba jest oczywiste, że istnieć może i poezja zaangażowana społecznie i politycznie i niezaangażowana i jest to istnienie równoprawne i co więcej pewnie u wielu brulionowców i późniejszych debiutantów jakieś teksty angażujące się przeciwko jakimś zjawiskom społecznym czy politycznym można znaleźć. Drażniące natomiast i irytujące jest ustawianie poezji zaangażowanej jako równiejszej niż reszta, co przecież też Przemek w swoim tekście uczynił.
Natomiast pytanie Szczepana: „jak powinno się pisać teksty o poezji w prasie cotygodniowej czy codziennej” warte porządnej dyskusji. Czytając tekst Przemka wyobrażałam sobie, że gdyby Przekrój zrobił internetową ankietę: brulion to: a) zeszyt b)bulion z brokułami c)czasopismo literackie funkcjonujące w latach 90-tych, odpowiedzi a i b wygrywałyby. I kiedy puszcza się tekst o poezji czy poetach w gazecie codziennej/cotygodniowej choćby wyniki takiej ankiety trzeba mieć z tyłu głowy.
Bulion z brokułami całkiem ładny – zresztą brulion właściwy w czasach świetności pewnie mógłby się sam tak określić.
Wypowiadając się tylko w wątkach pobocznych, kwestii właściwego tekstu w „Przekroju” już nie ruszając:
Jacku – nie mogę nie ulec wrażeniu, że Twoja taktyka w tej dyskusji opiera się na wysuwaniu bardzo mocnych zarzutów, a potem uciekaniu od własnych słów, kiedy ktoś Cię pociągnie za język. Nie zrozum mnie źle – to nie jest osobisty zarzut względem Ciebie, wydaje mi się raczej, że w konieczny sposób kończy się tak każda próba wyzucia literatury z idei (albo wiedzy) która w tej literaturze w sposób dość oczywisty jest.
Nie wiem, kim jest pani oj – ale, szczerze mówiąc, też chciałbym się dowiedzieć, w jaki sposób Wat zweryfikował komunizm w literaturze polskiej (na dobre i na zawsze). I co w takim razie z Jasieńskim albo Broniewskim (z ich komunizmem). Albo Kopytem. A idąc dalej – jak możesz wymienionych panów czytać z uznaniem (o ile tak robisz), jeśli podtrzymujesz słowa o Wacie? Bo o ile można czytać ze smakiem Kopyta, nie będąc komunistą i od lewicy w ogóle się odżegnując, o tyle nie można, uważam, docenić tych wierszy, jeśli sądzi się, że ich światopoglądowa podstawa została „zweryfikowana na dobre” kilkadziesiąt lat temu. Chyba, że sądzisz, że Kopyt nie ma z Marksem nic wspólnego – ale to też pozostaje nie do utrzymania.
A skoro bronisz się przed pytaniami Szczepana (o poetów, którzy mówiąc o polityce zachowują o niej „blade pojęcie”) stwierdzając, że nie masz na myśli akurat niego – to ja chciałbym się dowiedzieć, o kim mowa. Skoro obaj chcemy dyskusji merytorycznej (i etycznej! a co), to mówmy o konkretnych autorach. Nie, nie twierdzę, że „blefujesz” – chcę po prostu określić, w jakich rejonach się poruszamy i o których/jakich poetach mówimy.
Jeszcze jedna rzecz. Dyskusja o polityce (w pewnych ramach) jest jak najbardziej merytoryczną dyskusją o poezji. Rozmowa o komunizmie Wata jest tak samo rozmową o literaturze, jak rozmowa o anrchizmie Góry, marksizmie Kopyta czy katolicyzmie Bonowicza (a co – to zresztą zabawne, że nie spotkałem się nigdy z zarzutami o brak wykształcenia teologicznego czy religioznawczego – albo o nieznajomość historii Kościoła – u Bonowicza, Bargielskiej bądź Dyckiego, a zarzut nieznajomości historii politycznej jest względem młodych wysuwany cały czas 🙂 Ot, asymetria jakich w tym kraju wiele – ale to na marginesie; wymienioną trójkę szalenie lubię, cenię, chodzi mi tylko o mechanizm – w przeciwieństwie do Wencla czy Koehlera od „strzałów w Smoleńsku” katolicyzm tych poetów jest swoisty i nienachalny – choć przekonujący i wiarygodny – podobnie, jak lewicowość Pietrek, Pułki czy Kopyta. Mniejsza zresztą, przepraszam za długą dygresję.) Myślę, że Jacek wbrew sobie zwraca na to uwagę: że rozmowa o polityce będzie miała tu sens, gdy będzie rozmową o poezji – gdy uznamy, że polityczne deklaracje w literaturze bywają na wyrost, opierają się na niesystematycznej wiedzy, budzą wątpliwości, dystans, bywają niewiarygodne, etc.
Bo inaczej dochodzimy do kuriozalnych, moim zdaniem, wniosków. Kopyt, Pietrek, Góra, Pułka, etc. napisali dobre książki oczywiście nie (tylko) dlatego, że są „lewicowi”, ale sugerowanie, że można ocenić ich (w jakikolwiek sposób) po odłożeniu na bok kwestii światopoglądowych prowadzi do niebezpiecznego gdybania – zaczniemy od pytań, czy Kopyt mógłby „nie być lewicowy”, a skończymy na tym, czy Sosnowski mógłby nie czytać Amerykanów, Dycki – nie pisać o wsi, a Różewicz – nie używać rymów. Po co to komu? To dopiero marnotrawstwo czasu i energii.
Pawle, daj spokój, bo mi ręce opadają. Nie ma żadnej mojej taktyki w tej dyskusji. Niczego nie wyzuwałem i nie wyzuwam, a już szczególnie tego, co w czymś rzeczywiście jest. I nawet nie podejmuję żadnej dyskusji. Wyraziłem tylko swoje bardzo złe zdanie o tym „przekrojowym” tekście. Które podtrzymuję. Jest niemerytoryczny, napisany z niskich pobudek, prostacko indoktrynujący itd.
Zaczepiasz mnie o to zdanie w Wacie, ale go nie przeczytałeś i w pytaniu sugerujesz, że powiedziałem coś innego, niż rzeczywiście powiedziałem. A ja strasznie nie lubię rozmawiać w ten sposób. Nigdzie nie napisałem, że Wat zweryfikował komunizm w literaturze polskiej. Napisałem coś wręcz odwrotnego, że najlepiej w literaturze polskiej zweryfikował komunizm. Ostatnio coraz częściej zauważam, że w zmieniającym się szybko świecie takie proste umiejętności, jak podstawowa znajomość logiki i umiejętność korzystania z niej, stają się wadą, stwarzając problemy w komunikacji i wyrabiają ich posiadaczowi opinię człowieka, z którym nie da się rozmawiać.
I aż się dziwię, że mnie pytasz a Wata. Czyżbyś nie zauważył, że do śmierci żył w straszliwym poczuciu winy za swoją komunistyczną przeszłość i w wielu miejscach o tym pisał i mówił, tropił mechanizmy, za pomocą których komunizm manipulował literaturą i jej autorami? Te jego głosy, jak i jego biografia, są bardzo przejmujące. I w literaturze polskiej nikt lepiej tego nie zrobił. Nie będę tu o tym pisał, żeby tego nie trywializować w jakimś komentarzu. Ale gorąco zachęcam do lektury. Wiem, że Wat jest dość trudny i nie każdemu się będzie chciało, ale można spokojnie zacząć od tego, co opowiedział Miłoszowi, a Miłosz to nagrał, spisał i wydał pod własnym nazwiskiem.
W kolejnej kwestii (dotyczącej głównie Szczepana, to jak można itd) popełniasz w tym wynikającym toku myślenia kolejne błędy logiczne i merytoryczne. Już mi się nie chce tego tak pokazywać palcem, ale krótko odpowiem. Wartość literacka tekstu w niewielkim stopniu zależy od treści tego tekstu, a już szczególnie treści ideowej. Marksiści (komuniści) myślą, że jest odwrotnie, ale odbierają sobie takim podejściem niemal wszystko, co literatura może dać, przede wszystkim przyjemność, ale także estetyczne, mimetyczne i intelektualne przygody. Nie ma sensu tego tłumaczyć, bo jak ktoś tego nie poczuł, to tego nie zrozumie poprzez żadne tłumaczenia. Może na tym skończę i pominę Twój wywód wynikowy, bo trochę mnie obraża, trochę ciebie stawia w złym świetle, a tego przecież obaj nie chcemy.
Co do mojego rzekomego odżegnywania się od lewicy. Pokaże mi miejsce, w którym cokolwiek o tym napisałem? Nigdy nie zadeklarowałem się jako „lewicowiec”, „prawicowiec” lub w żadnym innym politycznym miejscu, bo źle bym się trochę czuł i byłoby mi trochę wstyd, nie mówiąc już o poczuciu obciachu. Wiem, że marksiście/komuniście to trudno zrozumieć, ale trudno.
„Blade pojęcie” wytłumaczyłem już wyżej.
Ostatnia kwestię podejmujesz bardzo ciekawie, ale według mnie znów się mylisz, odwracając porządki i biorąc skutki za przyczyny i odwrotnie. Najprościej mówiąc, coś jest warte zauważenia dlatego, że bardzo dobry poeta o tym pisze, czy jest się bardzo dobrym poetą, dlatego, że się pisze o czymś wartym zauważenia? Rozumiem, że można to w różny sposób rozstrzygać. Ja, oczywiście, tę drugą możliwość uważam za kaleką. Przepraszam, że tak skrótowo odpowiedziałem, ale nie mam teraz czasu i sił na taką rozmowę.
I już mi nie odpisuj, nie dlatego, żebym miał ostatnie słowo i wrażenie, że mam rację, tylko szkoda naszego czasu. I przede wszystkim w miejscu, w którym się mówi, że zło jest złem i jest złe, nie ma co mówić o niczym innym.
Cokolwiek.
tak to może ja podsumuję całą rzecz http://www.dwutygodnik.com/artykul/3779-od-gier-jezykowych-do-gier-wojennych.html