photos-h.ak.fbcdn.net

photos-h.ak.fbcdn.net

Przemysław Witkowski zamieścił w ?Przekroju? (nr 12/2012) tekst, w którym wieszczy koniec rzekomej dominacji tzw. poetów ?brulionu?, dokonujący się rzekomo na naszych oczach za sprawą grupy młodych, społecznie zaangażowanych poetów. Dominacji, dodajmy, trwającej od bez mała 20 lat i jego zdaniem polegającej na tym, że koło roku 1989 poeci ?brulionu? zawłaszczyli teren wierszoklectwa na zasadzie: kto pierwszy, ten lepszy (ponoć przykład ?akumulacji pierwotnej?); szerząc od tamtego momentu prywatność, indywidualizm, obojętność na sprawy publiczne, ewentualnie kultywując na eskapistyczną modłę tereny językowej narzędziówki. To tak w skrócie. Tekstowi towarzyszą zdjęcia trzech spośród młodych zaangażowanych ? Szczepana Kopyta, Konrada Góry i Tomasza Pułki. W roli konserwy powtarzają się również trzy nazwiska: Świetlicki, Sendecki i Sosnowski (choć ten ostatni tylko raz, ale za to opisy ?chorej? poezji wskazują na to, że chodzi o jego ?wzorzec?). Nie wiadomo czemu Witkowski nie namaszcza innych spośród młodych ? np. Kira Pietrek pojawia się tylko w kontekście otrzymanej przez nią nagrody literackiej. A spośród tzw. pokolenia ?brulionu? nie wymienia choćby Darka Foksa, Miłosza Biedrzyckiego czy Grzegorza Wróblewskiego. Widać jakoś nie pasowali mu do wzoru, który Witkowskiemu unaocznił się czy może wykalkulował. Bo gdyby rozszerzyć grono winowajców, to wzór ów nie byłby tak rewolucyjnie prosty? Na te pytania są odpowiedzi w odpowiednich książkach, a też we właściwych siedzibach rozumu.

Ważniejsze jest jednak prześledzenie, jak Witkowski postrzega ?przebicie się? kilku młodych poetów w kontekście zaangażowania społecznego. Pisze on, że ?świadczą o tym…? ? i tu wymienia nominacje do nagród (oraz nagrodę) Gdynia, Paszport ?Polityki?, Silesius, wARTo oraz ?szeroką recepcję krytyczną ich książek?. Chyba inaczej postrzegałem i rozumiałem wynik zaangażowania społecznego, także w literaturze. W moim pojęciu wiąże się ono, przynajmniej na wstępie, z ?przebiciem się? treści tej literatury do świadomości społecznej (nie dla ?tekstu hermetycznego dla nieobeznanego w postmodernistycznych kodach, zabawach i grach czytelnika?!). Tymczasem nominacji do nagród i samych nagród literackich, jak sądzę, przeciętny czytelnik, przeciętnie świadomy przedstawiciel społeczeństwa neoliberalnego, raczej nie dostrzega i ?się nie orientuje? (tylko ?Nike? i to z numerem jeden ma jakiekolwiek szanse). A już ?szeroką recepcję krytyczną ich książek? to nie powiem gdzie ma społeczeństwo (w którego sprawy trzeba się zaangażować). Chociaż tak naprawdę społeczeństwo nigdzie nie ma recepcji krytycznej, ponieważ nawet nie wie o jej istnieniu. Co najwyżej spotyka się z receptami dla czytelnika, w rodzaju: co czytać, by fajnym być w gronie tym lub innym.

Jednak najbardziej dobitny akord znajduje się na samym końcu tekstu Witkowskiego. Cytuję: ?(?) po jednej stronie są syci i zadowoleni z życia poeci ?brulionu?, po drugiej coraz bardziej wściekła prekariacka młodzież (?)?. Pomyślałem przez chwilę o tej sytości. Ale też o zadowoleniu z życia pomyślałem. Trudno mi było myśleć o wszystkich, może głównie z powodu trudności z dopasowaniem sytości i zadowolenia z życia do poszczególnych postaci, ale i same kategorie w swej bezkształtności rozłaziły się na wszystkie strony i nie wiadomo było, nie tylko kogo, ale i czego która z nich dotyka.

I już chciałem dać sobie z tym spokój, kiedy nagle znalazłem kogoś, komu kategorie sytości i zadowolenia z życia musiały, zwłaszcza w ostatnim czasie, dać się we znaki. W dodatku był to jeden z głównych bohaterów artykułu Witkowskiego. Mianowicie przypomniałem sobie, że trzy, może cztery miesiące temu, Marcin Sendecki, jak i spora część zespołu redakcyjnego, został zwolniony z ?Przekroju? wskutek działań właściciela, który jako wizjoner działający na polskim rynku medialnym, postanowił zmienić ideowy profil pisma i sprawić sobie lewicową przeciwwagę dla mocno już prawicowego stanu posiadania. Teraz, na łamach tego samego pisma, już bezrobotny Marcin Sendecki jest postrzegany jako syty i zadowolony z życia. W tym momencie zrozumiałem ? chodzi przecież o rewolucyjne spojrzenie, takie, jakiego jeszcze nie było. I faktycznie jest to rewolucyjne spojrzenie, trzeba tylko wyzbyć się różnych uprzedzeń, takich jak przyzwoitość czy brak oporów przed stosowaniem radykalnych i prowadzących za wszelką cenę do celu uogólnień. Spojrzenie może nawet bardziej rewolucyjne niż jakakolwiek poezja, mająca szansę powstać w tym kraju. Chciałem jeszcze pomyśleć o innych, także młodych ofiarach tego artykułu, ale sił mi już nie starczyło. Przyszło mi tylko do głowy, że oto kolejne ofiary tzw. rynku poezji w Polsce.

Nie chodzi o to, że w ostatnich latach nie pojawili ciekawi młodzi poeci i młode poetki, u których motyw zaangażowania społecznego jest w różnym stopniu obecny i ważny ? bo się pojawili i od dawna już o tym dobrze wiemy (tutaj Witkowski przejmuje rolę niemal odkrywcy, którym nie jest, a jego działanie jest w tym przypadku tylko koniunkturalne; tekst brzmi chwilami niczym produkcyjniak). Kopyt, Góra, Pietrek, Rybicki są świetni (choć jeszcze nie słynni) i zaangażowanie społeczne jest ważnym składnikiem ich poezji, tyle że anonsowanie ich obecności wszem i wobec w duchu ideologicznych uogólnień najgorszego sortu wyrządza krzywdę wszystkim ? i ?sytym?, i ?głodnym?, choć każdemu w odmienny sposób.



Cezary Domarus