Spójnia
jechałem z żoną na szpery przy wodzie
zbierającej śledzie i puszki po śledziach
miałem tylko przeczucie graniczące z pewnością
a dziś właściwie pewność pozbawioną przeczuć
że skończył się sezon na letnią szmaciankę
a zaczął na wylewy jak conocne wachty
bo zaczęło lanie wody afrykańskiej ropy
wczoraj było lato czas odrywał strupy
miałem tylko słowo i drobne na coś-tam
sklejałem szmatolotnię, żeby się wypuścić
by mieć jakiś widok, niech nawet na przyszłość:
Co jest taka jak włosy, By znów się ułożyć – – –
git
mam zimno na ustach i buty na zimę
raz dwa idę puknąć jaram się jak młody
młody ma sikora ja paczkę od swoich
tanie draże piraty tanią lalę w ramówie
gdzie idzie mój kanał i jadę po rajdach
jak zwykle młodemu co już nie podklepie
na żadną bajerę przynajmniej nie do mnie
ja mam jutro widzenie i wagę pojutrze
to sam się przekonam ile wyhaczyłem
plus że żona mnie zdradza a gwiazdka
za pasem więc będę mógł tylko albo
nie mógł wcale wpierdalać makowca
z klawymi pod celą rozpruty i słaby
jak świnie które idą na kojo i harem
zanim wróci wowa i rzuci se słowem
w to ciało co ma duszę i duszy już dosyć
Sezon
sen tu nie pomoże a może zaszkodzić.
mam dla ciebie miasto do opowiedzenia
W snach wiele pytań, odpowiedzi krótkie.
własnych wnętrz się brzydzi wyświechtany lombard.
własne światło przygasa w pokoju sąsiada.
Nie ma czego dopić, nic nie warto dopalić.
Mam dwie propozycję w których coś się skończy.
Nie masz w oknie sukienki sięgającej ramion
tak było na balu gdzie chwiały się stoły
Od początku do końca przeczuwałem rozpacz.
dziś noc nawet trochę nie należy do nas – – –
stare kocię liże siebie wśród opitych pluskiew
Filip Wyszyński
Podoba mi się zwłaszcza „Sezon”. Gorzkie, ale prawdziwe.
to ten co go biuro wydało, bo kupował książki w ich księgarni? Przewidywalnie i nudno jak zawsze