Prezentacja finalistów tegorocznej strzelińskiej Granitowej Strzały

Z cyklu ?Dzienniki?

Kwiecień ? czytanie, liceum, ekran

To jest zapewne pętla albo okrąg, spirala. No coś takiego.
Najpierw jest późna wiosna, za oknem liceum rośnie
bodaj octownik. Jest złamane, miękkie światło. Musi być
koło drugiej, trwa zapewne szósta lub siódma lekcja,
sala 109 w jedynce, wówczas przy ulicy wynalazcy
? Iwana Miczurina. Legenda głosiła, że Iwan zmarł,
bowiem skrzyżował sobie nogi i nie mógł oddać
moczu. Szczenięcość, w którą wiersz wchodzi jak w masło.
Kto czytał i dlaczego? I potem znowu ktoś czyta ten tren
? a jest to Herbert jak żywy na tym czarno-białym ekranie,
na lewo od ołtarza. Słabo widzę, bo nie jestem widzem.
Ileś lat po tym, kiedy niedaleko za rogiem kupowałem
szynkę, mortadelę, czasem coś wykwintnego jak salceson.
Wtedy miasto miało być moje. Teraz, gdy czyta Wisława,
namiętny trzask migawek. Komu uściśnie rękę, komu coś
szepnie na ucho, czy powie tylko ?Ohohoho?, po czym
zniknie. Gdy zejdziemy z ołtarza, podejdzie ta Pani
i wyrzeknie me imię, i że ja to chyba ja. Jak na to wpadła,
pytam. Tylko Pana w tym towarzystwie nie znam.
Tak może nawet zostać.



Z cyklu ?Dzienniki?

Sierpień ? warsztaty z patriotyzmu

to smutny kraj, w którym nie ma wartości
chrześcijańskich wpisanych do konstytucji
ponura to ziemia, która nie zna polityki
prorodzinnej, ta ziemia bezbożna, co nie
jest jak wuj, szwagier i rodzina zastępcza,
to zaledwie gleba, która bywa niczym pożar
na działkach, jak zaprószenie od piecyka,
jak konkubent matki podczas libacji alkoholowej,
jak pan z wami zamarznięty na chuj, jak bezdomny,
bezrobotne bydlę, jak wróć ty skurwysynu, wracaj,
mówię tutaj ty szmato, nie będziesz się kurwić. jałowa
to ziemia jak wszyscy kochankowie matki polski,
którą opuszczam nie trzaskając drzwiami, od której
odchodzę na palcach, cicho, cichuteńko tutaj jak w
stutthofie, jeszcze ciszej, żeby tylko nie obudzić
dziecka, które ona nosi w sobie, którym jestem.



Z cyklu ?Senniki?

Sen 13544 albo rozwodu zwiastowanie

Ona pali! Ona pali papierosa!
Ona pali papierosa w moim pokoju!
Ona, która nie paliła a wszystkich wywalała
do kuchni bez pardonu a potem nawet z kuchni
na korytarz a teraz śmie w tej sukience, czerwonej
i krwawej szmince kopcić ?Marlboro??! I żeby
to jeszcze się zaciągało, ale nie, po prostu kopci,
nabiera do ust i wypuszcza ten tłusty dym w pokój.
Wynocha mówię, pokazuję drzwi i sam wychodzę
w miasto. Na rogu Długiej i Mlecznej nie ma kamienicy.
Zaraz będą wyburzać ? mówi ktoś z boku ? dlatego tak
ściskają mury rusztowaniami, żeby sypało się do środka.
Widać bez ofiar to się nie obejdzie.




Z cyklu ?Senniki?

Sen 13510b albo jak dobrze być psałterzem

Widzę ? obroża, łańcuch i pies, trawnik ? to jest lato.
Ktoś szarpie ten łańcuch, obrożę, pies ma czerwoną
sierść. Myślę, co za skurwysyn go tak urządził, kopię
łańcuch i czuję, że nie od parady jest. Ktoś ciągnie za
łańcuch a pies potyka się, plącze krok, albowiem długi jest
łańcuch, ciągnie się po ziemi, a na jego drugim końcu
na czterech łapach, ale to nie pies. To człowiek udający
psa, przecież pies nie potrafi tak. Wiem, że zaraz mnie
zabije, tak jak na tych filmach na Youtube, gdzie byk
rzuca człowiekiem po ulicach Pampeluny. Łapię to coś
za łeb i przytrzymuję z całych sił, bo przecież jestem
nagi a wokół nikogo. I wtedy zaczyna zadawać pytania.
Kto nie wrócił z miasta? Dlaczego? Jak miał na imię?
A ja kurwa nie wiem, bo skąd mam to kurwa wiedzieć,
nie jestem twardym dyskiem, skąd mam to wiedzieć




Z cyklu ?Senniki?

Sen 13712 albo goin? back to Chocaltaya

Idziemy szlakiem przez lodowiec po zboczu góry, wielkiej
jak Cerro Illimani. Z boku, mówią, oberwała się lawina
i przechodząc w poprzek jęzora zerwała fragment lodu
odsłaniając katedrę. I teraz stoi wśród bieli wyjęta
sprzed kilkuset lat, jasny kamień, przypory, zdobienia,
rozety. Wchodzimy do środka, a tam lód odsłonił krypty.
Można powoli rozmrażać ludzi, bo nie umarli, ale nadal
świetnie się rozmnażają i żyją. Przebudzeni są obok,
ale strach puścić ich od razu w dolinę, przecież nie żyli
tyle lat. Zatem stoją w beżowych workach a wszyscy
mają po jednym oku w środku głowy. No co ?
mówię do dziewczyny obok ? jest inaczej niż przed
tamtą śmiercią?






Zenon Kałuża ? ur. 1973 w Lutyni, obserwator, dziejopis, poeta pogranicza, bywalec imprez Dolnego Śląska i okolic, weteran lokalnych inicjatyw literackich, obserwator życia społecznego w niewielkich ośrodkach miejskich. Ukończył Zawodową Szkołę Kroju i Szycia w Bolesławcu. Posiada liczne hobby oraz wszechstronne zainteresowania, m.in. gra na kobzie, dudach i cymbałach, jest znawcą malarstwa barokowego i historii rzemiosła oraz metalurgii w czasach wieków średnich na ziemiach polskich, inwestuje na giełdzie, jest miłośnikiem borsuków i innych zwierząt futerkowych. Autor wielu alterglobalistycznych wynalazków i patentów, w tym roweru na biomasę. Mieszka w Kiełczowie k. Wrocławia, pogranicze gminy Długołęka, ma widok z okna na krematorium miejskie. Nie publikował, ale jest autorem kilku niewydanych pozycji książkowych, m.in. ?Napór i wzmożenie ? poematy?, ?Popatrz na mnie bałwanku ? piosenki dla dzieci?, ?Odnawiaj się chłopcze ? poradnik o tym jak dożyć sędziwego wieku z pełnym uzębieniem?. Pracuje nad zbiorem prozy onirycznej pod tytułem ?Nie pal, nie pal?. Podwójnie rozwiedziony. Po udanym debiucie w sieci pracuje nad kolejnymi publikacjami popularnonaukowymi, m.in. ?Nynie w młynie ? podręcznik północnomazowieckiego Ars Amandi? z ilustracjami Felicjana Modrzewia, ?Gabinet figur wioskowych albo refleksje o polskiej polityce europejskiej początków XXI wieku? oraz zbiorem esejów poruszających problematykę nowych mediów w kryzysie greckim ?Anteny w Atenach?, a także ?Nie zagrzewaj miejsca ? przewodnik po miejskich szaletach Warszawy? czy być może jeszcze ?Woda z pomidorów kontra solanka ciechocińska czyli rozważania o prasłowiańskich tradycjach wyrobu napojów leczniczych?.