Żarcik barokowy

Uważam, że na miano krytycznoliterackiego żartu zasługują dwie recenzje książki Helikon sarmacki. Wątki i tematy polskiej poezji barokowej w opracowaniu Andrzeja Vincenza zamieszczone w podwójnym numerze brulionu 17-18. Oba teksty podpisane są nazwiskami barokowych poetów: Jakuba Teodora Trembeckiego oraz Sebastiana Artura Grabowieckiego.

Pierwsza recenzja jest litanią pochwał pod adresem Andrzeja Vincenza, który swoją antologią wskrzesił zainteresowanie poezją baroku, według recenzenta często pomijaną lub traktowaną po macoszemu w programach nauczania filologicznego. Za wielką zaletę uważa recenzent ułożenie wierszy w porządku tematycznym. Pozwala to bowiem na ?aktywną? lekturę, wolną od hierarchii wybitności poetów, ich miejsca w historii literatury polskiej.

Drugi tekst jest bardziej krytyczny, ale również drugi recenzent wysoko ocenia antologię poetów baroku. Autor polemizuje ze słowami Vincenza zamieszczonymi we wstępie do Helikonu…, nie zgadza się bowiem, że barok jest tak bardzo spychany poza szeroki odbiór literacki, zdaniem recenzenta barokowość bardziej przesyca literaturę (poezję) początku lat 90. niż romantyczność.

Obaj recenzenci twierdzą, że antologia poezji barokowej jest świetnym podręcznikiem dla dzisiejszych poetów (także tych in spe), podręcznikiem czytania wierszy, jak twierdzi krytyk podpisujący się nazwiskiem Grabowskiego.

Nie wiadomo, kto kryje się za tymi barokowymi pseudonimami. Jasne jest jednak, że są to osoby, którym nie obca jest wiedza filologiczna.

O’haryzacja wszystkiego

Oprócz specjalnych działów poświęconych różnym obliczom krytyki literackiej, teksty krytycznoliterackie pojawiały się w „brulionie” również w innych miejscach. Były to zwykle niedługie szkice poświęcone rzadziej konkretnym autorom czy dziełom, częściej zaś zjawiskom obecnym w literaturze. Czasem teksy te były publikowane w dziale hierarchie, czasem w rubryce zatytułowanej List z Londynu. Nie były to jednak działy pojawiające się regularnie i przez cały czas istnienia pisma.

Zdarzało się, że tekst opublikowany w krakowskim kwartalniku stawał się początkiem intensywnej polemiki toczącej się na różnych łamach. Jednym z takich tekstów był z pewnością artykuł Krzysztofa Koehlera zatytułowany O?Haryzm z numeru 14-15.

O’haryzmem nazywa Koehler gatunek poezji, którego cechą dystynktywną jest ?autentyzm?, czyli próba – zdaniem Koehlera bez wyjątku skazana na niepowodzenie -oddania w wierszu jednostkowego, autentycznego przeżycia. Poezja jest przecież ?skonwencjonalizowaną, ale i sfunkcjonalizowaną sztucznością?[1] dlatego nie ma w niej miejsca na autentyzm. Owa sztuczność wyznacza poezji cel, jakim jest dla Koehlera wartość estetyczna. W poezji Marcina Świetlickiego, którego wiersz Dla Jana Polkowskiego bierze na warsztat, twórca o’haryzmu widzi następujący paradoks: Świetlicki próbuje wydostać się poza sztuczność, którą jest poezja, pisząc wiersze. Koehler wyraźnie opowiada się przeciw takiej ?prywatyzacji? wiersza. On woli mówić Tomasz Mann, Biblia zamiast jestem głodny, samotny. Woli po prostu nadawać swoim przeżyciom znaczenie kulturowe i posługiwać się swoistym kulturowym kodem.

Jednak nie samo opowiedzenie się po którejś ze stron jest tu istotne. Koehler nazywa postawę Świetlickiego (i innych poetów lat 90.) o’haryzmem od nazwiska Franka O’Hary, amerykańskiego poety, przedstawiciela tzw. ?szkoły nowojorskiej?. Autor ani razu, poza tytułem, nie przywołuje nazwiska Franka O’Hary. W ogóle nie ma w artykule mowy o jego liryce. Dlaczego więc pozycję, jaką wobec twórczości poetyckiej przyjął Świetlicki, nazywa nazwiskiem nowojorczyka?

Hasło o?haryzm stało się w polskiej krytyce lat 90. synonimem barbaryzmu, personalizmu, autentyzmu, banalizmu, sytuacjonizmu, czyli pojęć-worków, nic niewyjaśniających etykietek nalepianych poezji określonych autorów. Bo trzeba pamiętać, że o’harystą nazywano nie tylko Świetlickiego. W polskiej poezji jest naprawdę wielu o’harystów (jeśli przyjmiemy, że jakiś o’haryzm w ogóle w polskiej poezji istniał), są to, w kolejności zupełnie przypadkowej: Jacek Podsiadło, Wojciech Wilczyk, Dariusz Sośnicki, Marcin Sendecki, Marcin Baran, Krzysztof Jaworski, Maciej Malicki, Krzysztof Siwczyk, Mariusz Grzebalski, Darek Foks, Krzysztof Śliwka, Paweł Marcinkiewicz, Miłosz Biedrzycki… Nota bene, zdecydowana większość wymienionych poetów to twórcy kojarzeni z tzw. pokoleniem brulionu.

W polemicznym artykule z numeru 16. zatytułowanym Koehleryzm Marcin Świetlicki pisze: ?(…) chętnie dowiedziałbym się, w jaki sposób jestem rzeczonym ?o’harystą? i co ów termin właściwie oznacza. Wprawdzie w kilku wierszach stworzyłem preteksty do podejrzeń, że przeczytałem wiersze Franka O’Hary, ale czy jest to dowód na cokolwiek? Bo może bardziej jestem ?brautiganizmem? przesiąknięty? A może jednak ?berrymanizmem?? A co K.K. [Krzysztof Koehler ? przypis mój A.N.] sądzi o ?pattenizmach???[2]. W artykule pojawiają się jeszcze zagajewszczakowie, rilkowcy i miłoszowcy. Świetlicki jest świadomy, że krytycznoliterackie ustalenia są w pewnej mierze systematyzującymi uproszczeniami. Jednak twierdzi, że nazwanie poety choćby miłoszowcem to uproszczenie zbyt daleko idące.

Oczywiście cała wypowiedź przesiąknięta jest ironią. Świetlicki nie przeczy, że amerykańscy poeci mogli mieć wpływ na jego twórczość, jednak sprzeciwia się twierdzeniu Koehlera, że to właśnie Frank O?Hara powinien tym wpływom patronować.

Rykoszetem w Herbiego

Numer 10 był też tym, w którym ukazała się rozmowa między X, Y, Marianem Stalą i Tadeuszem Komendantem zatytułowana Kamienny posąg Komandora. Pod pseudonimami X i Y kryli się Robert Tekieli i Krzysztod Koehler [3]. Rozmowa poświęcona jest Zbigniewowi Herbertowi i jego tomikowi Raport z oblężonego Miasta. Dyskutanci zastanawiają się nad wartością tomu Herberta i jego znaczeniem dla polskiej poezji lat 80. Redaktorzy brulionu próbują obalić tezę głoszącą, że tomik ten jest wymieniany jako jedna z najcenniejszych pozycji opublikowanych w drugim obiegu (obok Małej Apokalipsy Konwickiego). Sugerują, że to sytuacja polityczna, ?okoliczności historyczne wyniosły ?Raport? i poezję Herberta ponad jej rzeczywistą wartość?[4]. Marian Stala zwraca uwagę na demagogię, która się w przytoczonej tezie ukrywa. Pokazuje próbę manipulacji faktami (wyolbrzymienie powszechności uznania dla Herberta, które pozwoliło na wydzielenie ?nurtu antyherbertowskiego? w polskiej krytyce). Z kolei Tadeusz Komendant, który powołał Ligę Obrony Poezji Polskiej przed Herbertem, twierdzi stanowczo, że coś takiego jak ?nurt antyherbertowski? nie istnieje. Istnieje za to coś, co można by nazwać ?nurtem antyróżewiczowskim? i to ten nurt rykoszetem uderza w Herberta. Nie chodzi tu jednak o ideologię, warstwę tematyczną wierszy, ale o ich formę. Atak na Różewicza jest więc atakiem zastępczym, właściwy jest wymierzony w Herberta, a może nawet samą formę wierszową.

Komendant przyznaje, że uważa Raport z oblężonego Miasta za książkę niedobrą, ale nie jest to sąd tożsamy z tym, że Herbert jest miernym poetą. Stala zaś twierdzi, że w omawianym tonie Herbert utrzymał się na swoim wysokim poziomie, nie zaskoczył swoich czytelników, nie poszedł też dalej. Jak mówi krytyk: ?(?) jestem przekonany, że jest to wybitna poezja, natomiast nie mam przekonania, że jest to tom, który coś zaczyna, otwiera nowe perspektywy?[5].

Tekieli i Koehler usiłują nakłonić swoich rozmówców do przyznania, że Herbert jest niedobrym poetą, twórcą ?przecenionym?, że niektóre z jego fraz ocierają się o grafomanię (tak twierdzi Y). Ani Stala, ani Komendant na takie jednoznaczne, kategoryczne sądy nie przystają. Wydaje się, że takie ustawienie rozmowy jest kolejną prowokacją ze strony redaktorów krakowskiego pisma. Myślę, że jej charakter trafnie określa zdanie wypowiedziane w tej dyskusji przez Tadeusza Komendanta: ?Można atakować wartości podstawowe, ale nie dla samego atakowania?[6]. Zdaje się, że redaktorzy brulionu atakują dla samego atakowania. Również Stala nie zgadza się na taki sposób dyskusji: ?(?) ten wywód [teza o tym, że Herbert jest ?poetą środka? , czyli dobrym rzemieślnikiem, uznanym za jednego z dwóch najwybitniejszych poetów polskich? przypis mój A.N.] opiera się na nieporozumieniach i wmówieniach?[7]. Ponadto zauważa przypadkowość pól odniesienia, argumentów swoich rozmówców (poza Komendantem). Stala i Komandant zachowali dystans wobec zdania (prowokacji?) Tekielego i Koehlera, obaj krytycy podkreślali wieloaspektowość poezji Herberta i niemożność sprowadzenia jej li i jedynie do prostej kategorii zaangażowania.

Agata Nowak

thisisnthappiness.com


[1] K. Koehler, O?Haryzm, ?brulion? 1990, nr 14-15, s. 141.

[2] M. Świetlicki, Koehleryzm, ?brulion? 1991, nr 16, s. 40.

[3] Por. M. Wieczorek, BruLion…, op. cit., s. 15.

[4] Y, Kamienny posąg Komandora, ?brulion? 1989, nr 10, s. 119.[5] M. Stala, ibidem, s. 126.

[6] T. Komendant, ibidem, s. 123.

[7] M. Stala, ibidem, s. 129.


Tekst jest fragmentem książki Krytyka literacka na łamach ?brulionu?, która ukazała się ostatnio w wydawnictwie Ardius.

Poprzednie części.

Śródtytuły od redakcji.