-Widziałeś kiedyś śmierć człowieka? – Zapytała kręcąc wciąż i wciąż palcem kółka na jego skórze.
– To nie jest typowe pytanie – nastąpiła krótka cisza, myślał – dlaczego pytasz?
Nie wiedziała. Jest taki moment, i takie pytania, które są drogą do jakiegoś dalszego poznania osoby, która obok ciebie leży. Widzisz jej całe ciało. Nagie. Bezwzględnie odkryte. Jaśnie gołe i i bezwzględnie niedoskonałe. I czasem rodzą się pytania. Nie takie w stylu: ile łyżeczek cukru do kawy? Tylko te ocierające się o poszukiwanie sensacji. Poszukiwanie dziur w sercu.
Widział kiedyś śmierć człowieka. Nie taką jak w filmach. Tu nie ma umierania na rękach ojca. Tu jest często proste szybkie pozbawienie kupy mięsa podstawowych funkcji życiowych. Ostatnie drgawki. Czasami jest inaczej. Wtedy wszystko zahacza bardziej o naukę, a na naukę jest zazwyczaj mało miejsca w normalnym umieraniu. W normalnym? Nawet kury są zazwyczaj bardziej efektowne. Jak kurze obetniesz głowę, to przez kilkanaście sekund nie ma ona pojęcia o tym. Nie ma w niej faktu, że nie żyje. Jej układ przesyłu informacji jest na to po prostu nieprzygotowany. Nieprzygotowany na śmierć. Wynik jest prosty i znany. Jak puścisz kurę, to ona zaczyna biegać dookoła . Biegnie, ucieka, a głowa z daleka na to patrzy. Patrzy na to, jak reszta ciała się wykrwawia ku uciesze małych chłopców.
To nie czas. Nie ta kobieta. Nie to miejsce. Tu nie ma śmierci w nim i jego przeszłości. Tu jest jej niedogolone łono i całkiem przyjemne w dotyku piersi. Jutro będzie inaczej. Będzie inny dzień. Będzie śmierć w nim i jego przeszłości. Nie będzie jej. Nie będzie niedogolonego łona i całkiem przyjemnych w dotyku piersi.
To nie ma znaczenia. Nie teraz. Rano. Pokój był nieskazitelnie ciemny. Mimo tego mroku, mimo zmęczenia oboje nie spali.
-Wiesz? jest taki moment, i takie pytania, które są drogą do jakiegoś dalszego poznania osoby, która obok ciebie leży. Widzisz jej całe ciało. Nagie. Bezwzględnie odkryte. Jaśnie gołe i i bezwzględnie niedoskonałe. I czasem rodzą się pytania. Nie takie w stylu: ile łyżeczek cukru do kawy? Tylko te ocierające się o poszukiwanie sensacji. Poszukiwanie dziur w sercu – odpowiedziała
– Ładne.
-Tandetne.
-Nie? – Pocałował ją. Tak odruchowo i tak dziwnie jak dla niego, czule – Ładnie.
Ona się lekko od niego odsunęła.
– Jutro, jutro będzie Vegas, tak? – Zapytała jednak bez oczekiwania na odpowiedź – Wiesz, nie ta kobieta. Nie ten czas. Nie to miejsce. Ja rano wyjdę. Nie będę czekać na śniadanie. Wyjdę i od tego czasu będziemy myśleć o sobie tylko w momencie podliczania ilości partnerów seksualnych?
Nic nie mówił. Niewiele nawet oddychał.
?to w sumie naturalne.
– Możemy rozmawiać ? Lekko poprawił włosy i odpalił papierosa. Lubił palić w łóżku – Masz rację. Oboje o tym wiemy. Jutro już cię tu nie będzie. To tylko noc. To proste. Tak bywa i tak jest.
Palili.
– Co najbardziej lubisz w kobiecie?
– Wiem, że to banalna odpowiedź , ale wnętrze.
– To rzeczywiście banalne. Ale takie pytania zawsze wymagają banału. – Zrobiło się jej nieco zimno, więc przykryła się pościelą. – A tak fizycznie? Co lubisz fizycznie?
– Uda.
Palili dalej. Przyglądała mu się. Był nawet przystojny. Może nieco łysiał, ale jak na swój wiek trzymał się całkiem nieźle.
-Przydałby mi się drugi raz – pomyślała.
Zanim jednak zrobiła coś w tym celu, on był już w połowie drogi do kuchni.
– Będziesz mnie pamiętał? Sama zaskoczyła siebie tym pytaniem. Chciała, żeby tak było. Chciała, żeby pamiętał. Tym razem tak. On tak.
Obrócił się i lekko uśmiechnął.
-Zawsze pamiętam.
W lodówce była tylko butelka mleka. To, czego potrzebował. Wypił jednym haustem ćwierć tego, co zostało. Pomyślał, że musi zajrzeć do pracowni. Wiedział o tym od kilkunastu minut. Czuł jej głód . Głód swojej pracowni. Miejsca , z którego był dumny. Konstruował ją przez lata. Inni sadzili drzewa, płodzili dzieci. On tworzył pracownię. Zawsze kochana, zawsze piękna, ale niegotowa. Miał ją w głowie od lat. Miał ją skończoną.
Otworzył ostrożnie drzwi. Nie chciał, żeby słyszała. Lepiej niech spokojnie leży w łóżku, niż ma się kręcić po jego mieszkaniu. Lepiej niech leży. Czuł, jakby w środku oddychał pełniej. Nigdzie mu się tak nie oddychało jak tam.
Pomieszczenie było słabo oświetlone. Niewielkie i bardzo dobrze wygłuszone. Musiał wygłuszyć. Nie ma potrzeby ryzykować. W końcu jego zabawa jest dosyć głośna. Musi być głośna. Żaby nie były głośne. Jak był mały zabijał je tysiącami, ale żaba nie wyznaczy granic. Nie powie, co ją bardziej boli. Z człowiekiem jest inaczej. Człowiek dużo wytrzyma. Nie umiera tak od razu. Możesz go kroić płatami, a organizm będzie walczył. Poza tym człowiek jest bardziej ekonomiczny. Osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt kilo masy, z czego większość jadalna. Mógł dzięki temu rzadziej polować, a zabawy było tyle samo.
Wszystko wcześniej ładnie umył. Wszystko przygotował.
Zgłodniał.
Krzysztof Kapinos
<3