Na śmierć Egona Bondy


Byliśmy skłonni uwierzyć, że nic się nie stało.
Tej nocy wiatr walił w falistą blachę.
Dzieci szukały schronienia w pościeli rodziców.


Klasa robotnicza wychodzi z podziemia,
A potem zasysa wszystkich smutnych łamistrajków
I ich sny o potędze

W takich momentach fikcja miesza się z rzeczywistością.
Po drugim blancie (podrasowany chemicznie skun)
Podrzucam na balkon sąsiadki niechciany prezent.
Potem dopijam wino, puszczam Sonny’s Lettah Lintona
I na spokojnie oceniam straty. Jutro przylecą gołębie,

Wydziobią co lepsze kawałki. Resztę przykryje śnieg
Lub zmyją kwaśne deszcze. I na powrót unormują się
Stosunki. Twarz sąsiadki ożywi szczery uśmiech.
Na grobie jej męża zapłonie znicz z wizerunkiem papieża.
Aż którejś nocy pojawi się miejscowy GG Allin

I zdemoluje pół cmentarza. Na murze kościoła
Wysmaruje sprayem: 666 ? KIERUNKOWY DO BOGA,
Czym rozwścieczy lokalną społeczność oraz pały
Z dochodzeniówki. Proboszcz wspomni na kazaniu
Coś o wybaczaniu i miłosierdziu. Agencje informacyjne

Podchwycą temat. Na moment przyćmi to sprawę
Sfałszowanych kart do głosowania i zakłócania ciszy
Wyborczej. Na ulice wyjdą tłumy z transparentami.
W ruch pójdą koktajle Mołotowa i brukowe kostki.
Wyborcy zamiast do urn ruszą do piwnych barów.

I zapanuje absolutna euforia. Na wszystkich kanałach.
Tym razem cel będzie ruchomy, łatwy do przewidzenia.
Jeśli spudłuję, powiadomcie mojego dilera. Na spokojnie
Rozważymy skład nowej receptury. Potem glebniemy się
W ubraniach do wyra. Przy włączonym świetle spłynie z nas błoto.



Wiersze pochodzą z książki Budda Show, która ukaże się wkrótce nakładem Wydawnictwa WBPiCAK w Poznaniu.


Krzysztof Śliwka