Warszawa

Szewczykowi

 

Wszystkimi kanałami, jak batalion ?Zośka?, dam, bo pożałuję.

Spotkanie z tym, co poprzednio się spóźniało, a teraz umyka nad browarem
w ?Pracowni?, gdy zapamiętale peroruję. Tomek rozkłada nam łóżko,
kiedy składamy wizytę: ?Ta poduszka jest świeża,
ale śpię w niej.?
Śpiewniej.

We śnie składam wizytę nowej siatce ulic, obok każdej jednej, druga ulica widmo,
trochę siewnej, jakiś Dom pewnej Kultury.
W gąbce snu mam tu wszystko, nawet naj-
mniejsze, najcieńsze etniczne i religijne mniejszości, sen sobie natychmiast
skrzętnie zapominam.
Cygan w przejściu podziemnym nagabuje do zakupu żyletek.
Nowa siatka, pewne ręce, sprawne nadgarstki. Śni mi się potem, jakby oddawał przysługę.
Czarnymi oczyma pyta: ?To twoje??.
Cięcie. Rano domofon budzi wysoko w pustej

kawalerce na Żoliborzu Tomka.
Nie odbieram; bo to ja dziś
na Żoliborzu udaję, że mnie nie ma.
Chwilę później idę w słońcu wzdłuż rzeki:
jako wieczny partyzant śpię w niej (z wiosłem). Nawet jeśli w poprzek,
przez most, na Pragę, to i tak w podróży
do morza, wraz z włosem dobrodusznie
spłukanym wcześniej przez kogoś po kimś
z umywalki, w kawalerce, wysoko. I nagle
spotkanie z tym, co poprzednio się spóźniało:
agrafkę ze stolika IKEA w kawalerce Tomka
bezwiednie chowasz do tylnej kieszeni,
by na Placu Zbawiciela ukłuła cię w dupę.

To twoje?


Kuba Niklasiński