Długa podróż
pamięci mojej babki, Felicji Libudy
zastałem ją w kuchni z drewnianą kopyścią w dłoni
w tym roku zaraza wykończyła wszystkie króliki
pokazałem jej łuski karabinu znalezione w piachu
*
pamięta z dzieciństwa na wsi pod łuckiem
jej ojciec wychodzi przed chałupę ślini palec sprawdzając wiatr
daleko w mroku
ciemne postacie obwiązują nogi szmatami
z siekierami zbliżają się do gospodarstw
*
diabeł w nich chłeptał krew
całowaliśmy niebo całowaliśmy bożą głowę
*
wołali na niego Marek Szczurza Śmierć
potrafił porozumiewać się językiem braci i wrogów
nasz wzrok spotykał się czasem na chwilę
ale nie na tak długo
by mógł mnie poznać
*
jedynymi zwierzętami były szczury
biegające wśród mokrych śmieci
*
z głodu jedliśmy śnieg
mój żołądek był coraz większy
*
świst kończył się w gałęziach
chrzanowe liście miały kształt ryb
jeszcze nigdy moje usta nie były tak blisko ziemi
*
ojciec karcił nie mówcie tak dzieci bo bóg patrzy
my mu na to niech się wpatruje
niech dobrze zapamięta nasze oczy
*
podniosłam czaszkę do oka
i popatrzyłam przez otwór na chmury
*
mieli wielką piękną maszynę
do mielenia kości
*
uporczywie pracował w nich alkohol
siedzieliśmy za murem koło spalonej bóżnicy
widzieliśmy jak rozkładają talerze na obrusach
*
ojciec w końcu dał się namówić na podróż
wieczorem gdy się rozebrał zobaczyłam
że strasznie się postarzał
*
na kolację przygotowali upolowanego zająca
nakarmili nas
i wskazali drogę
*
historie były tchórzliwe
pochowały się w twarzach
*
łąka szumi w płucach
zostaw już we mnie to
gotowa jestem do tego co mógłbyś powiedzieć
zobacz
w górze wiatr
szarpie głowy moich słoneczników
Łukasz Jarosz ? ur.1978, poeta, muzyk. Web: www.lesersbend.com, www.chaoticsplutter.com.