Winsyk2
Joanna Winsyk

Kloszardzi, pijacy, złodzieje z siłą lwa wkroczyli do panteonu bohaterów utrwalanych na kartach polskiej prozy. Niezwykle często zdarzają się więc portrety alkoholików, przestępców lub przedstawicieli grup reprezentujących inne obszary patologi społecznych. Przykładowo przywołać można prozę Daniela Odiji czy Sławomira Shuty. Warstwy te, które w tradycji literatury polskiej zajmują silną pozycję, dziś ukazywane są jednak często w sposób pobieżny;przywoływane są by zaspokoić ciekawość, a nie uwidocznić problemy. W sięganiu po patologie jest ukryta także kolejna tajemnica, oprócz efektu zaciekawienia czytelnika, ludzie ci, nieznani przecież standardowemu odbiorcy literatury, są postaciami prostymi ?do napisania?. Autor nie musi natrudzić się przy tworzeniu ich portretu, cokolwiek napisze, i tak będzie to dla modelowego czytelnika pociągające, bo obce. Praktyka pisarska koncentrująca się dziś na sferach patologicznych naznaczona jest skłonnością do uproszczania i wyjaławiania bohaterów czy problemów.

Nie mam nic przeciwko kloszardom w prozie, a i owszem, ich obecność nadać może smaczku, czy ubarwić opowieść. Nie sprzeciwiam się poświęcaniu całości książki tym warstwom naszego społeczeństwa. Stanowczo mówię jednak ,,nie? książkom opartym na upraszczającym portretowaniu owych delikwentów i to w sposób powtarzalny, i schematyczny. Mówię więc ?nie? książce Andrzeja Stasiuka Jadąc do Babadag, w której to autor w powierzchowny sposób ukazał całą Europę Środkową ?na wzór i podobieństwo? swojej Dukli.

Książka Jadąc do Babadag (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2004) określana jest mianem prozy podróżniczej. Autor relacjonuje w niej swoje wrażenia z pielgrzymki do ?zapomnianych? zakątków Europy ? swoistych relikwii socjalizmu. Przemieszczając się autostopem, pociągiem lub samochodem nawiedza Rumunię, Węgry, Albanię, Słowenię. Zagląda jednak do zakątków pomijanych w przewodnikach. Zamiast miast są wsie, peryferia, zamiast zabytków ? rozpadające się chałupy i przydrożne bary, w miejscu hoteli ? tanie motele i peryferyjne noclegownie. Stasiuk zaproponował więc czytelnikowi przewrotną wersję pisarstwa podróżniczego, skoncentrował się bowiem na obszarach zazwyczaj pomijanych przez turystów.

Wrażenia z podróży do miejsc zapomnianych budzą zainteresowanie czytelnika. Znany, eseistyczny, atrakcyjny styl pisania autora tylko podsyca apetyt na tą lekturę. Jak Stasiuk widzi te tereny? Jakie one są? Czym go do siebie przyciągnęły? Ciekawość, jaką książka rozbudza jest więc zwielokrotniona ? nieznane obszary i zderzenie z nimi intelektualisty outsidera w jednym.

Apetyt jest ogromy, ale konsumpcja książki już nie tak przyjemna. Pierwszy kęs smakuje, drugi jest do przełknięcia, ale mniej więcej od 1/3 książki kolejny nie przechodzi już przez gardło. Tekst ten bowiem okazuje się mdły i, okrutnie rzecz ujmując, nudny. Niezależnie, czy z autorem jesteśmy w Rumunii, czy na Węgrzech, wszędzie jest tak samo. Powtarzalne krajobrazy, powtarzalni ludzie zamieszkujący powtarzalne wsie, zaspana atmosfera miejsc. Postaciom poznawanym przez narratora brakuje indywidualności, charakteru, cech odróżniających mieszkańca peryferii Słoweńskich od Rumuńskich. Nawet tubylcy służący pomocą przy kupnie biletu, wymianie waluty czy znalezieniu hotelu, z którymi narrator wchodzi w interakcje, ma więc możliwość zakreślenia choć odrobinę ich indywidualności, wpisują się
w jeden schemat. Niezależnie bowiem czy to Węgier czy Albańczyk, zawsze z chęcią zadba o ?podróżnika?. Książka ta na pewno nie jest więc portretem społeczności zamieszkujących Europę Środkową.

Folklor przedstawiany przez autora wszędzie jest jednolity, tacy sami ludzie, takie same widoki, zmieniają się jedynie rodzaje papierosów i alkoholu. I w każdym miejscu ten sam, pachnący rozkładem klimat tęsknoty za komunistycznym światem. Jeśli serce Europy autora, zgodnie z deklaracją umieszczoną w książce, bije gdzieś w tych terenach, to miłość ta jest
powierzchowna i upraszczająca.

Stasiukowa Dukla opanowała więc całą Europę Środkową. Przedstawiane społeczności, miejsca, wiejskie krajobrazy wyglądają jakby wyciągnięte z wcześniejszej prozy autora. ?Egzotyczne? kraje wydają się rozwinięciem, ale jedynie przestrzennym, małej beskidzkiej wioski. Odarte z indywidualizmu i własnej kultury na rzecz stworzenia literackiego rezerwatu zabytków socjalizmu.

Powtarzalność reportażu wrażeniowego Andrzej Stasiuka jest jednak dwupoziomowa. Odczuje ją ten, kto zna choć kilka przykładów jego pisarstwa. Omawiany tekst wydaje się bowiem być rozwinięciem wcześniejszych jego książek. Postaci z Jadąc do Babadag wzorowane są choćby na bohaterach Opowieści galicyjskich, pewna nostalgia i stagnacja przedstawianego świata przypomina zaspaną atmosferę opowiadań z tomu Przez rzekę. A nie są to jedyne tego typu przykłady. Autor przekracza jednak granice swoistego stylu pisarskiego i popada we wtórność. Praktyka pisarska autora przypomina więc odcinanie kuponów od kilku przyzwoicie skrojonych tomów prozy, bez próby stworzenia dzieła nowego. Nie oczekuję szalonej nowatorskości czy oryginalności ? Andrzej Stasiuk pisze ?po swojemu? i ?o swoim? ale chciałabym jednak, by kolejne książki autora nie były po protu zmianą okładek i tytułów.

Jadąc do Babadag jest więc książką tautologiczną. Oprócz nadmiernej powtarzalności krajobrazów, ludzi i pozostałego inwentarza wypełniającego zapomniane kraje, razi także, stworzona przez Stasiuka, atmosfera tekstu. Książkę wypełniają bowiem refleksyjne komentarze odautorskie, przepełnione nostalgią i tęsknotą za konającym postkomunistycznym światem, doświadczaniem samotności i męskimi uniesieniami. Część z nich jest celnym komentarzem do rzeczywistości, część, lekko ironizująca, ożywia prozę, w większości jednak cechuje je sztuczna podniosłość. Patos wśród błota i ruiny tworzy efekt niezamierzonej groteski, który jest gwoździem do trumny tej książki.

Tym razem Stasiuk nie trafił do mnie. 300 stron powtarzalności, obraz męskiego świata, płaczki nad grobem komunizmu, wzniosłość komentarzy odnosząca się do wściekle nijakiej rzeczywistości nie przekonało mnie. Jadąc do Babadag niewiele wniosło do świata moich doświadczeń literackich, a wrażenia po lekturze najchętniej pogrzebałabym w ogródku i zanuciła pod nosem ?ale to już było…?

Joanna Winsyk

Andrzej Stasiuk, Jadąc do Babadag, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2004.