skazany na wiersz
A.N
byłem z tobą w podziemiach szpitala.
to tak jakbyśmy udawali złodziei
chowających się w leśnym dołku.
nie mogę spokojnie kruszyć liści
na jasny proszek owijany folią.
wyobrażenia same biegną w twoim
kierunku. nie pamiętasz jak wspólnie
tańczyliśmy walca w rytmie ciszy
pokoju bez drzwi? na ścianach wirował
tylko jeden cień. jako moja schizofrenia
stałaś przede mną z twarzą skrytą
pod koronką toczka. wtedy soczewki
wyostrzyły obraz na twoich tak
chudych rękach. gryzło mnie sumienie
by więcej nie opróżniać ich
z odurzającego zapachu
wprowadzanego w wąskie korytarze nosa.
dziś zrozumiałem że moja biała dama
jest jedyną z kobiet dających mi
rozkosz z poczucia w sobie tego
co tylko pożądam ? moment
narodzin sezonu głodowego.
Wspiąć się po wysokim drzewie, by dosięgnąć nowej wiary
Kilka typowych wiar urosło w niewyzwolonej głowie,
nierówne półkule ściskają tętniaka w fazie ostatecznej.
Nie idę po białe światełko w rozlanych tęczówkach,
po Cztery Prawdy przy skrzyżowanych płomieniach.
Szklana igła uciekła mi spod rozedrganych palców
przez ucho do szczelin między płatami, wszyła cierń pod
kokon guza, gnijący od przelania myśli z różnych mitologii.
Odessane resztki praw wiary, w postaci mięsa,
wysmażę nad dziko tańczącym ogniem, chwytającym się kija.
Będzie dobrym narzędziem do wypalenia na plecach
litanii o przypowieściach Kien-mu ? Wyniosłego Drzewa.
Bogowie naznaczą mnie za nerwowy bieg do środka nieba i ziemi.
Słońce kuli się ciągle w zenicie, drzewo nie rzuca cienia
na żadną myśl o wspinaczce: nie ma gałęzi, echo Boga Fu-hi
może schodzić po dziewięciu odrostach. Zapomniałam wyrzec się
ostatnich nabożeństw ? sklejonymi palcami zdrady przesuwam
zgniłe paciorki ustawione w korowodzie do rzeki.
Promienie naświetlają moje mięśnie. Trudno zgnieść nimi niecierpliwość,
pragnienie ujścia w chmurach, by choć agrafką przypiąć do nich nową wiarę.
Patrycja Wojkowska