ffffound.com

ffffound.com

Mówić dziś, że dla literatury rok 1989 oznacza datę szczególnego, jasno określonego przełomu, to oczywiście zbyt wiele. Jednak utrzymywać, że nie zmieniło się nic, to ignorować żywy wymiar języka, drogi obiegu i przetwarzania literatury. Chociaż tzw. ?przełom? nie jest przewodnim tematem dyskusji rozpoczętej na łamach „Tygodnika Powszechnego” tekstem Anny Nasiłowskiej, warto chociaż na potrzebę chwili uczynić go punktem wyjścia. Nie tylko dlatego, że uczestnicy debaty posługują się w większości tą datą jako poręcznym narzędziem konstrukcji bądź dekonstrukcji pewnych pojęciowych struktur (jak wolność czy pamięć), ale również ze względu na paradygmaty funkcjonujące na pograniczu literatury, które rok 1989 nie tyle wprowadził, co umożliwił. Choć bowiem jestem skłonny zgodzić się z Piotrem Wojciechowskim, że ?literaturze nic nie grozi? i ?literatura sama się ocali?, to niepokój wzbudza problem, jaki mamy dziś z mówieniem o niej.

Nie chcę tymi słowami postawić zarzutów któremukolwiek z dyskutantów; nie wracam też do dyskusji o ?literaturce? i krytyce literackiej sprzed pięciu lat, którą do obecnej debaty przyrównał na stronie Fundacji Karpowicza Grzegorz Czekański. Problem powstaje bowiem w zbiorowym i wspólnotowym polu reprodukcji oraz interpretacji literatury, w najszerzej pojętej przestrzeni mówienia o tekście i intertekście. Chodzi o zwielokrotnioną (pomnożoną na zbiorowość, na cykl wydawniczy, na cykl krytyczny) lekturę tekstu i o sposób jego czytania, ale nie o zbiór narzędzi czytelniczych ? raczej o zespół kryteriów i paradygmatów płynących z peryferii literatury i z innych dyskursów; o te operacje dokonywane na książce, którym towarzyszą niekoniecznie literackie uprzedzenia. Innymi słowy ? rzecz nie w lekturze krytyka, pojedynczego czytelnika czy pisarza, nawet nie w dialogu między nimi. Problem stanowi czas, którego nie poświęca się lekturze; to, jak czas i przestrzeń poza książką (chociaż rzecz jasna nie poza-tekstem, wszak ?il n’y a pas de hors-texte?) wpływają na jej odkrycie, wybór, funkcję.

W tym kontekście rok 1989 wpłynął ? i to ujawnia dyskusja ?Tygodnika? – na paradygmat postrzegania związku między literaturą i życiem. Już Nasiłowska, stawiając kryterium ?pamięci historycznej? pisarzy (w tym wypadku pamięci wydarzeń sprzed ?przełomu?) wprowadziła do debaty niebezpieczne rozróżnienie na literaturę pamięci i niepamięci, a więc: życia (tego prawdziwego, ?pamiętliwego?) i nie-życia (które pamięć ma krótszą, młodszą, a więc życiem tak do końca nie jest). Nasiłowska ? nieświadomie, ulegając wspomnianemu paradygmatowi ? nie tylko postawiła kryteria oceny literatury, które nie wydają się z samej literatury wywodzić, ale i uruchomiła mechanizm służący do rugowania kolejnych dziedzin literackiej twórczości z ?życia? takiego, jakim je pojmuje czytelnik późnej nowoczesności.

W taki sposób z dzisiejszego myślenia o literaturze wykluczana jest przede wszystkim ?nieżyciowa? poezja (ta, która ? jak słusznie zauważył w dyskusji z kolei Dariusz Nowacki ? znacznie sprawniej tworzy w tej chwili kontrdyskursy, pracuje w języku z większym zaangażowaniem; można też dodać ? z lepszym skutkiem). Dość powiedzieć, że w wielogłosie ?Tygodnika? reprezentują ją wyłącznie Zagajewski i Świetlicki.

Oczywiście, pojęcie życia – częściowo skompromitowane przynajmniej w dyskursie krytycznym, o ile nieobarczone dodatkowymi przymiotnikami ? nie pojawia się w dyskusji wprost. A jednak kategorie takie jak pamięć, wolność i walka, kluczowe dla niej, odsyłają bezpośrednio do życia; życia ?tego, który mówi? i życia zbiorowości. To życie domaga się czytelnika, który założy jego obecność w tekście. Niezależnie od tego, czy sięga się po książkę ?zaangażowaną?, ?świadomą?, ?niełatwą? i ?walczącą o wolność?, na początku pozostaje zawsze to niemal liturgiczne ?tak?, które jest odpowiedzią na wołanie Innego. Ani sytuacja geopolityczna, ani historia najnowsza tego nie zmieni. Polski czytelnik ? podobnie jak Nasiłowska ? często nie chce założyć, że tekst, z którym się konfrontuje, dotyczy zarówno pamięci, wolności, odpowiedzialności, jak i szeregu innych, kluczowych kategorii; usiłuje sprowadzić literaturę do elastycznego, ale skończonego katalogu tematów, a ich wyliczenie staje się dla niego podstawowym narzędziem interpretacji.

Co ciekawe, błąd Nasiłowskiej wydaje się błędem, który legł u podstaw projektu krytycznego Igora Stokfiszewskiego. Próba stworzenia grupy autorów mających wyłączność na ?pełnię? życia, skazuje resztę na ?niepełność? – pamięci, świadomości, zaangażowania. Tworzy iluzoryczne kryterium oceny literatury, które swoje uzasadnienie znajduje nie w literaturze, nie w książce, ale ? paradoksalnie ? w dominującym, liberalnym dyskursie, który potrzebuje tego typu cezur do stałego poddawania w wątpliwość ?przydatności? literatury. Jednak tacy poeci, jak Kopyt, Mirahina, Szychowiak, Owczarek czy debiutujący Przemek Witkowski tworzą pewne perspektywy życia, w których żadnego wymiaru i żadnej daty nie można wysuwać na pierwszy plan. Rozliczenia w poezji dokonują się stale; nie potrzebują ? w formie figur ? ani kartek na mięso, ani czerwonych chust, ani solidarnościowych i postsolidarnościowych bohaterów. Może dlatego mniej słów o poezji w głosach dyskutantów ?Tygodnika?.

Dariusz Nowacki słusznie zauważa osobność, która jest ?sytuacją egzystencjalną pisarza?. Szkoda tylko, że nie eksponuje tej kwestii, uznając stan osobności za oczywisty i naturalny ? tymczasem warto pokusić się o pytanie, czy najmłodsi pisarze nie muszą sobie tej kondycji wywalczyć; czy ich wolność nie jest właśnie wolnością do pojedynczości. Jest to ? a przynajmniej może być, autorzy stwarzają taką perspektywę bycia ? pojedynczość pojmowana w pewnym sensie Agambenowsko, nie próbująca wyizolować wspólnych podstawy i fundamentów, ale w ich braku i w samej osobności dostrzegająca wspólnotowy wymiar języka, którym mówi.

Niestety, nie mogąc poradzić sobie ani z własnym stosunkiem do ?życia literatury?, ani z pojedynczością głosu-tekstu, coraz częściej żądamy od pisarzy, by określali swoją relację do społecznych przemian w porządku logicznych następstw. Czy podsumowują? Czy zmieniają? Czy walczą? Czy zwiastują? Kluczem do odświeżenia naszego myślenia o literaturze wydaje się zrozumienie, że literatura i życie zbiorowości ? jako sąsiadujące ze sobą teksty ? pozostają logicznie równoczesne. ?Opóźnienie? bądź ?wyprzedzenie? jednej poetyki wobec drugiej nie dotyczy rzeczywistego związku między tymi tekstami, jest pewnym idiomatycznym sposobem oceny literatury, jej hierarchizacji, określania tradycji czy nawet tworzenia przestrzeni estetyki i etyki. Warto w tym miejscu przypomnieć słowa Pounda: ?poetry is news that stays news?.

Nasuwa się z kolei pytanie, do czego prowadzi taki sposób ?obrony? literatury i dowodzenia jej wielogłosowości, jaki wybrała Inga Iwasiów; oparty na dostrzeżeniu różnorodności nurtów i kryteriów klasyfikacji. Wnioski ? o ?współprodukowaniu dezorientacji? spowodowanej żądaniem ?masowej słyszalności? i o tym, że katalog głosów i tekstów się nie zamyka ? są słuszne. A jednak nie przekonuje, gdy autorka reprodukuje postulat przenoszenia się na peryferia, w tym wypadku ? na literacką prowincję; to mimo wszystko nie wydaje się remedium na ?nierealne oczekiwania? wobec literatury. Brakuje nam bowiem nie tylko dialogu między ?wyroczniami? a ?widownią? życia literackiego, ale i między rzeczoną ?prowincją? a ?centrum? (niekoniecznie, jak u Iwasiów, w liczbie pojedynczej; szczególnie, gdy ma się na uwadze polską poezję). Różnica między pisarskimi peryferiami i ośrodkami jest nierzadko oparta na niechęci do tego, czym centrum się zajmuje lub co sobie właśnie przyswoiło (niemałą rolę gra tu zapewne zespolenie aspektów tzw. życia środowiskowego z samą pracą literacką). Efektem pozostaje często, niestety, zaściankowość literatury ?prowincjonalnej?. Prowincja ma, rzecz jasna, niejeden powód, by odrzucać dialog ? ale póki jej rozwiązaniem jest samoizolacja, póty przenoszenie się (kogo? pisarzy, czytelników, redaktorów, krytyków?) na peryferia będzie operacją zgoła jałową.

ffffound.com

ffffound.com

Na zakończenie warto wrócić do pytania o ?wolność pisarzy?. Tego, że pisarze ? prozaicy, poeci ? będą walczyć o słyszalność własnego głosu, nie należy traktować jako cyklu skazanych na niepowodzenie zabiegów ze strony zdezorientowanych, odosobnionych jednostek. Przede wszystkim nie należy przypisywać im egoizmu, patrzeć na ich walkę jak na ?nierealne oczekiwanie? zyskania większej liczby czytelników. Bowiem wbrew temu, co twierdzi Nasiłowska, literaturze pozostaje nie tylko ?wolność indywidualna?; wątpię, żeby wolność, która interesuje pisarzy dziś, była czymś istotowo różnym od wolności, która zajmowała ich przed ?przełomem?. To my, czytelnicy i krytycy dajemy się zwieść iluzji substancjalnej różnicy. Literatura domaga się cały czas zmian fundamentalnych, całościowych, a nie marginalnych przeobrażeń w ramach istniejącego dyskursu. Pisarze chcą nie tyle słyszalności własnego głosu i indywidualnej wolności, co takiego porządku, w którym usłyszany zostanie wielogłos, a wolność będzie nieustannie poddawana refleksji. To mówiący o literaturze ? przede wszystkim krytycy ? muszą wziąć na siebie obowiązek przedstawiania oczekiwań literatury w szerokim kontekście, bez przycinania ich do ram zastanej rzeczywistości.

Paweł Kaczmarski



Paweł Kaczmarski – ur. ’91, mieszka we Wrocławiu. Zajmuje się krytyką literacką, publikował m.in. w „Tyglu Kultury”, „Twórczości”, „Odrze”.

Wspomniany tekst Czekańskiego Pogrzebać literaturę. Teksty z „Tygodnika Powszechnego” – Co pisarzom po wolności