http://iwdrm.tumblr.com

http://iwdrm.tumblr.com

ZIMA

(sent from Lviv, L’vivs’ka oblast’, Ukraine)



Cześć.

Cześć.

…Ale zimno.

No.

Za każdym razem, gdy spotykam teraz ludzi, tuż po sakramentalnym ?cześć? zaczyna się wyścig, kto pierwszy powie, że jest zimno. Oświadczenie stanu niskiej temperatury daje ulgę, pozwala lepiej znieść sytuację, ponadto nieuniknione przytaknięcie dyskutantów nadaje rangę autorytetu społecznego. Tym razem miałem rację, ludzie się ze mną zgadzają bez mruczenia ? chyba czas zostać guru, może rozważyć szanse na papiestwo. Strona druga w tej konwersacji, strona słuchająca, skazana jest na cierpienie ? bo jak tu słuchać kwestii tak oklepanej, w dodatku narzekającej, zabarwionej negatywnie. To najgorsze kwestie do słuchania. Według Ardena i Tracy’ego, autorów książki Potęga uroku osobistego: Jak przekonać do siebie każdego w każdej sytuacji, tych cech należy zdecydowanie unikać, skupiając się na pozytywnej i oryginalnej stronie życia. Nie mogę tego jednak powiedzieć rozmówcy. To jest banał i marudztwo, co ty mówisz, pierdoło ty, tępa i nieoryginalna! Ale prawda!, powie on. Mieć będzie rację. Prawdziwa jest jego nawijka. Choć oczywista i smutna. Może tak zawsze jest z prawdą.

Ty zawsze masz rację, mówi babcia. A nie masz. W dupie byłeś, gówno przeżyłeś. Nie wiesz, jak ludzie cierpieli.

Ale babcia też zawsze ma rację.

Bo ja już przeżyłam życie. Już wszystko za mną. Widziałam, jak rodzice płakali za Lwowem. Tam było całe życie. Zabrali. Wypędzili. Na dworcu Nadodrze wysadzili, bo tylko on działał jeszcze, wozem na Bielany zawieźli. Dom podług łaski sobie wybrać dali. We trzy rodziny żeśmy mieszkali w jednym. Kto miał krowę ? mleko dawał, się dzielił. Kto inny ? co mu się znaleźć udało. Bo nic nie było kupić. Wszystko samemu. Pieśni patriotycznych śpiewać nie pozwalali, bo komuna. Tak było. Potem papież, prawda, papież… Jedyny taki. Już takiego papieża nie będzie. Teraz już koniec świata będzie, taka jest przepowiednia papieska, Malachiasza. Jak Bozia da, to ja już nie dożyję, ale ty się módl, dziecko, módl, bo będą trąby anielskie i sąd, kto dobry, kto niedobry, i będzie płacz i zgrzytanie. A z tobą, dziecko, to nie wiem, gdzie ty pójdziesz. Bo już takiego papieża nie będzie. Chociaż ten Franciszek też piękny człowiek, taki skromny. Tyle języków zna, a stare buty nosi, metrem jeździ, prawa jazdy nawet nie ma, bo po co to człowiekowi. Piękną on jest istotą. No ale takiego jak nasz, że przez tyle lat był, tyle języków znał, do każdego mówił po jego, i kochał każdego, jak matka niemal, to takiego to już nie będzie. U mnie już zima życia, dziecko, zimę przeżywam, nie jesień nawet, bo z domu już nie wychodzę. Tyle, co do kościoła, jak sił starczy. Czasem w lecie, nad Odrę się przejść, wybrzeże Wyspiańskiego, albo na Ołbin, co tam ten kościół taki piękny, wysoki, to tak, czasami. Ale już co miałam przeżyć, przeżyłam. Stąd wyjechalam… tam żylam… kochalam… cierpialam.

(W momentach nostalgii za Lwowem babcia przypomina sobie, jak bardzo potrafi zmiękczyć swoje ?ł?. Rozmawiam teraz z Gustawem Holoubkiem.)

Dzieci już w Londynie, odwiedzają czasem, Mareczkowi twojemu w kuchni kreskę raz na rok narysuję, jak rośnie, to tak. Ale na co dzień, to nie, w Anglii siedzicie. No a ty jeszcze tak bardzo nie przeżyłeś, nie kochałeś, nie cierpiałeś, no gówno wiesz i niech ci się w dupie nie przewraca, jak to młodzieży dzisiaj, że już wszystko wiedzą, starzy im niepotrzebni. Słuchaj babci. Bo później skończysz jak twój kuzyn, też miał tyle lat, co ty, ale już nie ma, już się zabił, w maju dwa lata będzie. Kobieta go nie odwzajemniła i się zabił, na klamce powiesił w pokoju, matka wołała na obiad, nikt nie odpowiada, dopiero wyszła na górę i ojca woła, żeby drzwi otworzyć, bo sama nie dała rady, i dopiero wtedy zobaczyli. Bo go kobieta nie odwzajemniła i się powiesił. Tak kochać…

Pozostaję sceptyczny. Nie daję temu wyrazu z szacunku dla starszych.

I teraz obco tutaj, prawda?

Obco.

Wszystko w bukwach wypisane. Jeden mały papież na rynku na katedrze, poza tym same flagi antypolskie…

Flagi antypolskie, UPA, słucham z rosnącym dystansem. Banderowcy, dystansem tak wielkim, jak można osiągnąć tylko przez pięćdziesiąt lat obsesyjnego myślenia o sprawie. Powstania kozackie, to wręcz obojętność, jestem tylko tutaj, babciu. Jakkolwiek mnie nie uświadomisz, nigdy nie będę tam. W dupie byłem, nie znam się, moje życie jest ciasne i przytulne, wyściełane gąbką.

Babcina nawijka schodzi do rangi muzyki tła dla mych myśli. Muzyka jak śpiewy podlwowskich chłopów ukraińskich, którzy śpiewali co niedziela tak pięknie, a potem cholera wie co zrobili z wujkiem Antonim, zapewne go do lasu wzięli i skończyli. Myśli błądzą. Mój poziom absorpcji smutku został wyczerpany, gąbka jest zupełnie mokra. Spływa po mnie, że ta krowa też im potem zdechła, że umarła siostrzyczka z niedożywienia, że inni też, że każdy. Miliony polskich śmierci, miliony rosyjskich śmierci, miliony chłopskich ukraińskich śmierci, miliony żydowskich śmierci. Jak miliony afrykańskich dzieci. Wszystko już po mnie spływa, jak miliony nienarodzonych dzieci rurami akademików, kiedy tysiące młodych mężczyzn uprawiają substytut miłości. Ostatecznie umrą samotni, jak każdy. Czy czujesz powagę sytuacji?

Wyobrażam ją sobie jako kogoś, kto mógłby mnie obchodzić, z kim miałbym coś wspólnego, kogo umiałbym chcieć rozumieć. Dylematy młodej, czarnowłosej dziewczyny. Włosy gęste i piękne, wbrew awitaminozie organizmu. Miliony młodych, czarnowłosych dziewczyn. Szukam w fejsbukowym banku pokemonów znajomej, która wygląda możliwie podobnie, jak babcia na zdjęciach. Czy czujesz? Ona jest moją babcią, która tyle poświęciła. Jej cierpienie boli, dotyka. Mam ochotę przytulić. Powstania kozackie, banderowcy, UPA, flagi antypolskie.

Idę spać, dziecko. Pochowaj mnie we Lwowie.

Wtulam się w gruby sweter babci. Brzydki to sweter, chyba go jej sobaka po pijaku dziergała, ale gruby, wełniany. Dobry na zimę. Babcia powoli stygnie.



Paweł Mizgalewicz



Fragment książki Dopamina, która nadejdzie niedługo.