ffffound.com

ffffound.com

Z kraju kwitnącego Łukaszenki  przywieźliśmy ichniejszy dramat młodego, jak się zdaje, brutalisty, co to nie szczędzi białoruskiej łaciny. Bynajmniej.

Tym samym pierwszą częścią Tęczy w moim domu Pawła Priażki w tłumaczeniu Katarzyny Kmiecińskiej otwieramy dział dramatyczny u Karpowicza.

Czyli, w tłumaczeniu na język dramatu: (Scena wodowania. Rozwalamy butelkę o kadłub łajby. Chłopczyk z goździkami. W tle leci kawałek Gosi Andrzejewicz. Kobiety ronią łzy. Mężczyźni udają, że nie).

Słowem: zaprasza się.




(Wiosna, piąta rano. Most. Paweł, Wadim, Julia. Paweł wchodzi na poręcz mostu)

JULIA: Mówię coś do ciebie!

(Paweł chwyta się Julii)

JULIA: Puść mnie! (wyrywa się)

(Pasza staje na poręczy mostu i zaczyna po niej iść)

WADIM: Upadniesz, idioto!

(Julia wyrywa się i wchodzi na poręcz)

PASZA: Mam to gdzieś, Wadim!… (odwraca się w stronę Julii) Złaź, Julka, upadniesz, ja mam wprawę!

JULIA: (staje na poręczy, idzie ledwo utrzymując równowagę) Zejdę, jak ty zejdziesz!

(Wadim przygląda się im zmieszany)

PASZA: Ja nie zejdę, dla mnie to normalka, potrafię, a ty złaź!

JULIA: Zejdę, jak ty zejdziesz! (stąpa ostrożnie)

PASZA: Ręce chociaż rozłóż dla równowagi (rozkłada ręce) i nie patrz w dół! (dalej idzie po poręczy)

WADIM: (podbiega do Paszy, zrzuca go z mostu) Złaź, co ty, kurwa, robisz?!

JULIA: (krzyczy) Wadim, przestań, sama chciałam!

(Pasza nie stawia oporu, uśmiecha się)

WADIM: (szarpie Paszę) To moja kobieta! Chcesz mi ją odbić?!… Kurwa! (przykłada dłoń do oka)

JULIA: Puść go, już schodzę! (schodzi z poręczy)

WADIM: Zgubiłem szkło!… Kurwa mać!

JULIA: (podchodzi do Wadima, obejmuje go) Chodźmy, Wadim.

WADIM: Dokąd? Szkło kontaktowe zgubiłem, kurwa mać!

JULIA: Chodźmy! (odciąga Wadima) Już nie ma sensu…

(Pasza wchodzi na poręcz mostu i spokojnie po niej idzie na spotkanie wschodzącemu słońcu).

(Sklep na stacji benzynowej. Ochroniarz rozmawia ze sprzedającą Dziewczyną. Dziewczyna śmieje się. Do sklepu wchodzi Paweł. Dziewczyna i Ochroniarz przyglądają mu się podejrzliwie).

PASZA: Czy dostanę tanie wino?

DZIEWCZYNA: Nie, nie prowadzimy.

PASZA: A mogę… do toalety?

(Ochroniarz i Dziewczyna milczą)

PASZA: Zapłacę. (wyciąga pieniądze, rozsypuje je)

OCHRONIARZ: (do Dziewczyny) To co? Puścimy go?

(Dziewczyna wzrusza ramionami)

OCHRONIARZ: A nie wyrzygasz mi się tam przypadkiem?

PASZA: Nie, już dawno nie rzy… rzygam. (zbiera pieniądze)

DZIEWCZYNA: Niech idzie.

OCHRONIARZ: No idź!

PASZA: W którą stronę?

OCHRONIARZ: Tam, prosto. (pokazuje)

(Pasza, próbując utrzymać pion, podchodzi do toalety, nie może otworzyć drzwi)

(Dziewczyna i Ochroniarz uśmiechają się)

OCHRONIARZ: Do siebie!… Ciągnij do siebie!

(Pasza wchodzi do toalety)

OCHRONIARZ: Gnój pijany.

DZIEWCZYNA: A Ty, można pomyśleć nigdy…

OCHRONIARZ: W każdym razie, o tej porze już śpię. Piąta rano!

DZIEWCZYNA: Można by jeszcze pomyśleć, że z żoną…

OCHRONIARZ: Prawda, chrapię strasznie i ręce wtedy ? o tak. (rozkłada ręce, dotykając piersi Dziewczyny)

DZIEWCZYNA: Zabieraj łapy!

(Dziewczyna i Ochroniarz śmieją się)

(drzwi toalety otwierają się. Ochroniarz zagląda do środka)

OCHRONIARZ: Kurwa mać! (wchodzi do toalety)

DZIEWCZYNA: Co się stało?

OCHRONIARZ: Kurwa mać! (wyciąga Paszę z toalety. Pasza ma rozpięty rozporek) Co ty, ocipiałeś!

DZIEWCZYNA: Ja nie będę tego wycierać!

OCHRONIARZ: Bierz, koleś, szmatę w łapy i wycieraj. (potrząsa Paszą)

PASZA: Przepraszam, nie chcia…

DZIEWCZYNA: Nie będę za niego wycierać tych rzygów.

OCHRONIARZ: Po prostu obsikał się, Lien, daj mu jakąś szmatę. Zaraz powyciera.

PASZA: Ja wszystko wytrę…

OCHRONIARZ: Pewnie, że wytrzesz, a gdzie masz zwiać!?

DZIEWCZYNA: (podaje Ochroniarzowi paczkę chusteczek) Niech tym wytrze.

OCHRONIARZ: (trąca Paszę) Masz! Wycieraj te swoje szczyny.

PASZA: Dobrze, już dobrze, tylko nie krzycz!

DZIEWCZYNA: Fuj…

(Pasza wyciera chusteczkami muszlę klozetową)

OCHRONIARZ: Porządnie wytrzyj, kur…

DZIEWCZYNA: Już całkiem…

PASZA: Wszystko już wytarłem…

OCHRONIARZ: Wytarłeś, to…(wypycha Paszę ze sklepu) spierdalaj.

(Przystanek. Pasza kładzie się na ławce, kuli, zasypia. Do ławki podchodzi mężczyzna, sądząc po wyglądzie ? robotnik).

ROBOTNIK: (szturcha Paszę) Ej! Pobudka!…

PASZA: Co? (otwiera oczy)

ROBOTNIK: Wstawaj.

PASZA: A gdzie mam iść?

ROBOTNIK: Do domu idź, dzieciaku, a dokąd?! Idź się połóż do domu.

PASZA: Chcesz się napić?

ROBOTNIK: (ostro) Nie.

PASZA: Gdzie jesteśmy?

ROBOTNIK: Na Kazinca.

PASZA: A dojadę stąd na pogotowie?

ROBOTNIK: Stąd nie. Musisz iść tam. (pokazuje) Na tamten przystanek.

PASZA: Aha… A ty do pracy?

ROBOTNIK: (krzyczy) Idę z pracy do pracy, do pracy, kurwa mać! A co? Może ty mi dasz pieniądze?

PASZA: Przepraszam… (siada)

(Robotnik grzebie w śmietniku, zbiera niedopałki)

PASZA: (dotyka pleców Robotnika) Przepraszam. (odchodzi we wskazanym kierunku)

(Izba przyjęć na pogotowiu)

PASZA: (zwraca się do Pielęgniarki) Może mi pani coś dać? Co pani ma: elenium, relanium?

PIELĘGNIARKA: Narkoman?

PASZA: Nie… Po prostu źle się czuję…

PIELĘGNIARKA: Poczekaj… (odchodzi)

(Pasza czeka siedząc na kozetce, ogląda izbę przyjęć)

PIELĘGNIARKA: (pojawia się razem z Lekarzem dyżurnym) To on…

LEKARZ: Co jest?

PASZA: Czy może mi pan dać relanium albo elenium?

LEKARZ: Narkoman?

PASZA: Nie, źle się czuję, głowa mnie boli!

LEKARZ: A skąd znasz takie tabletki?

PASZA: Znikąd. Proszę mi dać i pójdę.

LEKARZ: Narkoman? Pokaż ręce.

PASZA: Nie.

LEKARZ: A skąd znasz takie tabletki?

PASZA: Mama ma nadciśnienie, od niej wiem.

LEKARZ: Piłeś dzisiaj, ile żeś wypił?

PASZA: Tak.

LEKARZ: Póki co, rozbierz się, zaraz przyjdę. (wychodzi)

(Pasza nagle wybiega)

PIELĘGNIARKA: (krzyczy za nim) Dokąd to, ej!

(Lekarz pojawia się w izbie przyjęć)

PIELĘGNIARKA: Pietrowicz, uciekł chłopak!

LEKARZ: Ech… (macha ręką) To znaczy, że nic mu nie było. Mamy go z głowy. Chodźmy…

ffffound.com

ffffound.com

(Kawalerka, którą wynajmują we trójkę: Wadim, Pasza i Julia. Julia i Wadim leżą w łóżku. Po stronie Wadima stoi litrowa butelka z wodą. Wadim zwala się na Julię).

JULIA: Dopiero co skończyłeś, Wadim.

WADIM: Wcale nie skończyłem.

JULIA: Wystarczy, Wadim, wszystko mnie już tam boli… Otarło się…

WADIM: Yhy… (odchyla się na poduszkę)

JULIA: (wodzi palcem po nosie Wadima) Wadim…

WADIM: Hm…(opędza się)

JULIA: Coś nie tak?

WADIM: Co?

JULIA: Bądź wyrozumiały, proszę.

WADIM: Chodźmy spać. Starczy mi jak na jedną noc. (odwraca się) Ty też śpij.

(Do pokoju wchodzi Pasza, ściąga trampki. Zobaczywszy go, Wadim szybko zamyka oczy)

PASZA: Kończcie to spanie.

JULIA: (uśmiecha się) Dopiero co się położyliśmy.

WADIM: Szkło tylko przez ciebie zgubiłem. (pije wodę z butelki)

PASZA: Popatrz, jaką mam brudną kurtkę.

WADIM: Wypierzesz. (leży z zamkniętymi oczami)

PASZA: (rozbiera się) Idziesz na uniwerek?

JULIA: A mnie to nie zapytasz!

WADIM: Oczywiście, że idę! Ty też pójdziesz.

PASZA: Mam zamiar iść, tylko muszę choć godzinkę przekimać. Mogę się położyć z wami?

WADIM: Gdzie?! Na podłodze się połóż!… I zamknijcie się, śpijmy już.

PASZA: Będzie mi zimno. Mogę się z wami położyć?

WADIM: Aj, Julkę pytaj. Ja…

JULIA: Kładź się, co z tobą zrobić.

PASZA: Na waleta się położę.

JULIA: Kładź się, kładź. (rzuca Paszy poduszkę)

(Pasza kładzie się do łóżka. Wadim odwraca się niezadowolony)

WADIM: Zabieraj, prosto pod nos mi podstawił.

(Pasza podkurcza nogi. Julia uśmiecha się, zamyka oczy).

(Nina, koło pięćdziesiątki, w szpitalnym szlafroku, spod kołnierza wystają bandaże; szurając przechodzi przez izbę przyjęć na pogotowiu, w ręce ma reklamówkę).

PIELĘGNIARKA: Gdzie pani idzie?

NINA: Mąż na mnie czeka na ulicy.

PIELĘGNIARKA: Jest jeszcze cisza nocna.

NINA: Mąż nie może później.

PIELĘGNIARKA: Dla odwiedzających są określone godziny, a nie cisza nocna.

NINA: Mąż pracuje na dwie zmiany, nie może w tym czasie. Proszę mnie puścić, przez oddział nie pozwalają.

PIELĘGNIARKA: Proszę iść, ostatni raz. (ustawia słoiki)

(Nina wychodzi na ulicę. Wieje silny wiatr. Nina otula się szlafrokiem. Na ulicy czeka na nią mąż ? Robotnik, który budził Pawła. Pali, chowając papieros między palcami)

NINA: (podaje mu reklamówkę) Słoiki, nie myte, umyjesz…

ROBOTNIK: Oczywiście, wszystko sam umyję w domu!

(Nina odchodzi)

ROBOTNIK: Ninon!

(Nina odwraca się)

ROBOTNIK: Ty… Może nie chodź za dużo! Leż…

NINA: Już mnie nie boli.

ROBOTNIK: Nie boli?

(Nina odchodzi)

ROBOTNIK: (za nią) Jutro pomarańczy przyniosę. Powiedz, może coś jeszcze przynieść?

(Nina nie odpowiada, wchodzi do izby przyjęć. Koło pielęgniarki stoi Lekarz dyżurny)

PIELĘGNIARKA: Pietrowicz, może ona się zgubiła?

LEKARZ: Nie, szukaj… (odprowadza Ninę wzrokiem) Z którego jest pani oddziału?

NINA: Wewnętrzny drugi. Mąż u mnie był.

LEKARZ: Proszę iść! Potem skarżą się na lekarzy!… To przecież przede wszystkim pani powinno zależeć na powrocie do zdrowia! Właśnie pani!… Patrzyłaś w szufladach? (wyciąga szuflady z biurka, szpera w nich)

PIELĘGNIARKA: Wszędzie już patrzyłam. Nie wiem już, gdzie szukać. Pietrowicz, może ona się zgubiła?

LEKARZ: Nie, szukaj, będzie bieda jeśli nie znajdziemy tej cholernej analizy… Rozumiesz?

(Niewykończony parking pod mostem. Mnóstwo jednorazowych kubków i innych śmieci. Robotnik wchodzi pod most, przeskakuje ludzkie fekalia, podchodzi do stołu zaimprowizowanego z rozbitego telewizora i dwóch siedzeń samochodowych z porwanym pokryciem. Siada na telewizorze, wyciąga zza pazuchy butelkę taniego wina, korek podgrzewa zapalniczką. Korek topi się, robotnik podważa go kluczem, wyciąga i pije wino. Stawia butelkę na telewizorze, przechadza się pod mostem, kopie kubki, szuka niedopałków. Znajduje odpowiedni, zapala).

(Lekarz dyżurny wchodzi do sali reanimacyjnej. W sali, podłączona do aparatu sztucznego oddychania, leży dziewczyna. Obejrzawszy się, Lekarz podchodzi do szafki nocnej, szuka w niej między papierami blankietu analizy).

(Audytorium w instytucie. Wadim odpowiada na pytania wykładowcy. Władysław i Paweł przygotowują się).

WYKŁADOWCA: Dobrze… Ostatnie pytanie: pojęcie władzy sądowniczej.

WADIM: Władza sądownicza, to cały system wymiaru sprawiedliwości, to znaczy, ogół niezawisłych sądów, realizujących…

WYKŁADOWCA: Yhy

WADIM: Realizujących w imieniu państwa działalność jurysdykcyjną, rozstrzygając sprawy sporne ? konflikty.

(Wykładowca notuje coś w indeksie Wadima)

WADIM: A także inne, przewidziane prawem pełnomocnictwa, związane z wymierzaniem sprawiedliwości… Są jeszcze dwa pojęcia, opowiedzieć?

WYKŁADOWCA: Wystarczy… (podaje indeks)

WADIM: Dziękuję.

WYKŁADOWCA: Wszystkiego dobrego.

(Wadim zbiera swoje rzeczy)

WYKŁADOWCA: No, kto następny?

WADIM: Przepraszam… (do Pawła) Poczekam na korytarzu.

PAWEŁ: Ok… Mogę ja?

WYKŁADOWCA: Tak, proszę.

(Paweł siada ławkę od wykładowcy)

WYKŁADOWCA: Proszę siąść bliżej.

PAWEŁ: Tu mi wygodnie. (żuje gumę)

WYKŁADOWCA: Usiądź bliżej.

(Paweł przesiada się)

WYKŁADOWCA: Nazwisko? Gdzie pański indeks?

PAWEŁ: Tu. (pokazuje indeks leżący na stole wykładowcy. Z indeksu wystaje róg banknotu dolarowego. Wykładowca bierze indeks, Paweł podskakuje)

WYKŁADOWCA: Siadaj, nie wierć się. (kartkuje indeks)

PAWEŁ: (siada) Po prostu…

WYKŁADOWCA: (zauważa pieniądze, gwałtownie zamyka indeks) Co to jest?

PAWEŁ: To… za to, że nie chodziłem, a może źle pana zrozumiałem, przepraszam.

WYKŁADOWCA: Wyjdźmy (bierze indeks Pawła, zwraca się do Władysława) A pan się tymczasem przygotowuje!

ffffound.com

ffffound.com

(Wychodzą na korytarz.

WYKŁADOWCA: Po pierwsze: dlaczego jesteś pijany?

PAWEŁ: Nie jestem pijany.

WYKŁADOWCA: Dlaczego jesteś pijany? Przecież czuję zapach, wypluj tę gumę!

PAWEŁ: (wypluwa gumę do ręki) No bo przyjechali tam, pracuję w ASO… Przyjechali tam mafiozi, robiłem im samochód, jak mogłem odmówić? Sam pan rozumie…

WYKŁADOWCA: Co ty robisz w ASO?

PAWEŁ: No… Głównie silniki. Jeśli może, za pozwoleniem…

WYKŁADOWCA: Nie. Nie mam samochodu. Już nie mam. Dobrze… Po drugie: dolary swoje zabierz; a następnym razem przyjdź trzeźwy na zaliczenie. A jeśli chcesz po ludzku: przyjdź dziś o siódmej, będę jeszcze w instytucie. Dyktafonu gdzieś tam nie chowasz?

PAWEŁ: (uśmiecha się) Ależ nie, co pan. Gdzie mam przyjść?

WYKŁADOWCA: Do tego gabinetu, mam jeszcze zaliczenia w trzysta szóstej grupie.

PAWEL: Aha.

WYKŁADOWCA: Przyjdź koło siódmej, myślę, że już będę wolny.

PAWEŁ: Przyjdę, dziękuję.

WYKŁADOWCA: (podaje indeks Pawłowi) Nikt z nas nie jest bogaty, w takim kraju żyjemy, sam wiesz, dlatego buteleczkę szampana ?Kniaź Galicyn?; a na przyszłość mam dla ciebie radę: łapówek mi nie proponuj. Lepiej przyjdź wcześniej.

(Mówią jednocześnie).

PAWEŁ: Rozumiem, przepraszam.

WYKŁADOWCA: Powiedz tak i tak. Pracuję, brak czasu, na terminy ustalone w sesji chodzić nie mogę.

PAWEŁ: Rozumiem, dziękuję.

WYKŁADOWCA: Nie mam zamiaru iść do więzienia z powodu dziesięciu-piętnastu baksów. Trzymaj.

PAWEŁ: Rozumiem, dziękuję. (zabiera indeks)

WYKŁADOWCA: Na wiele mi się nie zdadzą… Pracujesz – dobrze; poukładaj swoje sprawy.

PAWEŁ: To co mam zrobić?!

WYKŁADOWCA: Swój chłop z ciebie, nie mów nikomu.

PAWEŁ: Oczywiście.

WYKŁADOWCA: Ja ci… Jak masz na imię?

PAWEŁ: Paweł.

WYKŁADOWCA: Idę ci na rękę, Paweł, w ramach wyjątku… Z indeksem o siódmej.

PAWEŁ: Dobrze, rozumiem, dziękuję.

WYKŁADOWCA: Idę następnego pytać. (zamyka za sobą drzwi do audytorium)

(Paweł przykleja do drzwi gumę do żucia).

(Noc wcześniej. Dziewczyna, leżąca teraz na oddziale intensywnej terapii, balansuje na poręczy mostu. Trzyma w ręce damskie majtki).

WYKŁADOWCA: Lialia, to zwykły szantaż, zejdź, proszę. (trzęsie się)

DZIEWCZYNA: (krzyczy) Po co cały czas ściemniasz, Oleg?

WYKŁADOWCA: Proszę cię.

DZIEWCZYNA: Nie możesz jej wyjaśnić? Co za bzdura! To znaczy, że ją kochasz!

WYKŁADOWCA: (wyciąga ręce) Daj rękę!

DZIEWCZYNA: (krzyczy) Powiedz teraz! Dosyć namęczyłeś nas obie!

WYKŁADOWCA: Boże…

DZIEWCZYNA: Albo ja, albo ona, Oleg! Wybieraj!

WYKŁADOWCA: Dobrze.

DZIEWCZYNA: Nie jarzę ? co dobrze, Oleg?

WYKŁADOWCA: Ty ? dobrze, ona ? źle. Złaź.

DZIEWCZYNA: (wyrzuca majtki) Zdejmij mnie. (skacze w objęcia Wykładowcy)

(Podbity samochód wykładowcy zaraz spadnie z mostu. Kołysze się raz i drugi, i spada, wyprzedza szybujące majtki i rozbija się na asfalcie. Wykładowca i Dziewczyna patrzą na rozbity samochód).

(Lekarz dyżurny chodzi po izbie przyjęć na pogotowiu, je sucharek, popijając kefirem ze szklanki).

PIELĘGNIARKA: Usiadłbyś, Pietrowicz. Jak twój żołądek?

LEKARZ: Nie. (chodzi) Z żołądkiem dobrze.

PIELĘGNIARKA: (wstaje) Zostaniesz? Pójdę do domu po chlorki.

(Lekarz, zakrztusiwszy się, stawia szklankę na stół, przykrywa sucharkiem)

PIELĘGNIARKA: Znów chwyciło?

LEKARZ: Zaraz wracam. (biegnie przez korytarz)

(Noc wcześniej. Przykrytą prześcieradłem Lalę wiozą korytarzem izby przyjęć).

LEKARZ: (krzyczy do Pielęgniarki) Gdzie analiza krwi, szybko!

PIELĘGNIARKA: Tutaj. (podaje blankiet analizy)

(Lekarz dyżurny wkłada blankiet do kieszeni fartucha).

ffffound.cpm

ffffound.cpm

(Czas teraźniejszy. Lekarz dyżurny wbiega do toalety, rzuca się w kierunku śmietnika, grzebie w makulaturze. Znajduje blankiet analizy. Ostrożnie go składa i, trzymając w ręce, wychodzi z toalety).

(Budka telefoniczna. Paweł rozmawia przez telefon, zasłaniając dłonią słuchawkę. Wadim i Władysław stoją z boku, czekają na niego. Władysław zrywa folię z butelki wina).

PAWEŁ: Niech będzie o piątej, będę na ciebie czekać na skwerze… Nie, bliżej przystanku, tak… Na razie…

(Pasza podchodzi do Władysława i Wadima).

WŁADYSŁAW: Co ci powiedział? (wyciąga korek)

PAWEŁ: Tak jak wtedy, żeby przyjść o siódmej.

WŁADYSŁAW: Czyli idziemy razem… (do Wadima) Chcesz?

PAWEŁ: Dziwne pytanie.

WADIM: (do Paszy) To coś ty mu powiedział? Ciekawi mnie, jak można dostać zaliczenie gówno się ucząc!

WŁADYSŁAW: Wadim, pytam, czy będziesz pić?

WADIM: Starczy, nie chcę. Nie mogę tak jak wy, kurwa. Zdam egzaminy, wtedy ok. A teraz…

WŁADYSŁAW: No, Pawlik… Żłop. (podaje Paszy butelkę)

(Pasza pije i oddaje butelkę Władysławowi. Władysław pije).

WADIM: (do Paszy) Przyznaj się, coś ty mu powiedział?

PAWEŁ: (uśmiecha się) Wcisnąłem mu kit, że pracuję…

WADIM: No jasne.

PAWEŁ: Że nie mam czasu i dlatego nie chodziłem…

WADIM: Jasne. (do Władysława) A ty?

WŁADYSŁAW: Ja z nim na siódmą.

PAWEŁ: Jaką chciał łapówkę?

WŁADYSŁAW: Bukiet kwiatów, wyobrażasz sobie?

PAWEŁ: A po chuja?!

WŁADYSŁAW: Bo ja wiem? Może do kochanki pójdzie?

WADIM: Dobra chłopaki…

PAWEŁ: Idziesz?

WADIM: Tak. Chcę poczytać coś jeszcze na jutro. Na razie. (podaje rękę Władysławowi, odchodzi)

WŁADYSŁAW: Co, pożarliście się, Pawlik?

PAWEŁ: Chuj z nim, Władik. Lepiej byśmy we dwójkę jakąś chatę wynajęli.

WŁADYSŁAW: Mówiłem ci.

PAWEŁ: A on tylko, kurwa… Do Mińska przyjechał, ja pierdolę! Połaziłby, kurwa, po mieście, pohulał z kumplami, do kina poszedł. A on, kurwa, przyjedzie do swoich Baranowicz i co poza instytutem widział?! Taki z niego prawnik będzie jak ze mnie…

WŁADYSŁAW: Jak na Baranowicze wystarczy… (zapala papierosa)

PAWEŁ: (pluje na ławkę) Co, idziemy?

WŁADYSŁAW: Idziemy.

(Idą skwerem, milczą. Zbliżają się do grupy wyrostków, którzy okrążyli ławkę)

PAWEŁ: O kurwa!

(mocno pijany chłopak podbiega do Władysława)

CHŁOPAK: Masz fajki? (uderza Władysława pięścią w twarz)

(Władysław łapie się za twarz. Banda wyrostków okrąża Władysława i z krzykiem zaczynają go bić. Paweł stoi z boku)

PAWEŁ: Ej! Kończcie, idioci!

JEDEN Z WYROSTKÓW: (uderza Pawła w ramię) Zamknij się, kurwa!

(Chuligani rozstępują się, troje z nich naskakuje na tego, który zaczepił Władysława).

JEDEN Z WYROSTKÓW: Spadajcie stąd! Wybaczcie mu, zapomnijcie o wszystkim! Jak wypije, zachowuje się jak idiota!

(Twarz Władysława spuchła, ale krwi nie widać).

WŁADYSŁAW: Chodźmy, Pawlik.

(Chłopak, który zaatakował Władysława, krzyczy) Idź do chuja! (śmieje się)

(Chuligani obstępują go).

(Władysław i Pasza idą w stronę przystanku przez skwer).

WŁADYSŁAW: Zawodówka, kurwa, skończone małolaty, żeby chociaż bili normalnie, nie?

PAWEŁ: Pokaż oko, Władik!

WŁADYSŁAW: Daj spokój, Pawlik, nie ma na co patrzeć! Zawsze tak mam.

PAWEŁ: Ja też dostałem. (dotyka swojej twarzy)

WŁADYSŁAW: Nic się nie martw, Pawlik, odpowiedzą za to oko. Załatwimy ich. Co to za buda?

PAWEŁ: Niby medyczna.

WŁADYSŁAW: No proszę…

PAWEŁ: Ochujeć można, kurwa, ni z tego, ni z owego.

WŁADYSŁAW: Patrz. (pokazuje trzech wyrostków stojących na przystanku) W sumie jeszcze szczeniaki…

PAWEŁ: W sumie tak.

(Małolaty z przystanku idą w stronę Paszy i Władysława).

WŁADYSŁAW: Jesteście z tej bandy?

1 WYROSTEK: To nie my was biliśmy.

WŁADYSŁAW: Chuj mnie to obchodzi. Odpowiecie za to oko.

2 WYROSTEK: (trąca Władysława) Co ty, kurwa, byk niby jesteś? (we dwójkę odciągają Władysława od Pawła) Co się stawiasz, kurwa! Byk, kurwa…

(1 Wyrostek chwyta Pawła za ubranie, próbuje go kopnąć. Paweł też go chwyta próbując trzymać go na dystans).

1 WYROSTEK: No nie bój się, nie będę cię, kurwa, bić! Chcę żebyś do niego nie podchodził.

PAWEŁ: Ja też cię nie będę bić.

(Władysław i dwóch wyrostków wyjaśniają sytuację na stronie).

WYROSTKI: My cię biliśmy? Kto cię bił?

WŁADYSŁAW: Nie wiem kto, jebie mnie to, ale wy macie przesrane.

WYROSTKI: My cię biliśmy?

WŁADYSŁAW: Chuj wie kto, jesteście z ich paczki.

WYROSTKI: Nawet cię palcem nie tknęliśmy!

(Paweł i Wyrostek szamoczą się. Inna grupa biegnie w ich stronę ze skweru).

1 WYROSTEK: (do Paszy) No to z wami chuj.

(koło przystanku zatrzymuje się taksówka)

TAKSÓWKARZ: (otwiera drzwi) Wskakujcie chłopaki!

PAWEŁ: (wyrwawszy się krzyczy) Władik, jedźmy stąd w pizdu.

(Obaj biegną do samochodu, wsiadają. Taksówka odjeżdża).

Z rosyjskiego przełożyła Katarzyna Kmiecińska

Paweł Priażko (ur. 1975) – dramaturg, związany z Wolnym Teatrem W Mińsku. Zaczął pisać dramaty w 2004 roku. W tym samym roku zdobył nagrodę specjalną na Międzynarodowym Konkursie Dramatycznym za sztukę „Serpentyna”. W 2005 roku wygrał Międzynarodowy Festiwal Sztuki Dramatycznej „Panorama” w Mińsku sztuką „Podaruj mi bilet”. W tym samym roku jego teksty „Dinozaur” i „Fioletowe” wykorzystano w czasie czytań podczas seminarium poświęconym białoruskiemu dramatowi (Moskwa) oraz w Teatrze Yanka Kupaly (Mińsk). W drugiej połowie 2005 roku zdobył drugą nagrodę oraz nagrodę specjalną podczas Pierwszego Międzynarodowego Konkursu na Współczesny Dramat. Jego sztuki wystawiono na Białorusi, Łotwie, w Rosji, Finlandii, Polsce, Szwecji, Niemczech.

(Skwer. Władysław i Pasza stoją koło ławki. Władysław zrywa folię z butelki wina)

PASZA: Wziąłeś z korkiem…

WŁADYSŁAW: Yhy… Tfu… (wypluwa folię)

PASZA: Jak otworzymy?

WŁADYSŁAW: Otworzymy, Pawlik (zrywa folię)

PASZA: Krótko mówiąc, nie pamiętam, Władik, ni chuja… Jak szedłem, gdzie szedłem… Pamiętam, że obudziłem się na przystanku naprzeciw instytutu…

WLADYSŁAW: (uśmiecha się) Hmm… Pióro by się przydało. Masz pióro?

PASZA: Tak, gdzieś mam, o, masz. Piórem będziesz wpychać?

WŁADYSŁAW: No, spróbuję przepchać. (bierze od Paszy pióro, wpycha korek do środka) Opowiadaj…

PASZA: Nie wiem, co się ze mną działo… Dobrze, że facet mnie obudził. A mógł, kurwa, rektor przechodzić, albo dziekan…

WŁADYSŁAW: No, ktokolwiek… Ciągnij. (podaje Paszy butelkę) No to budź zdaroł!

PASZA: (uśmiecha się) Yhy… (pije) Całkiem, całkiem. (podaje butelkę Władikowi)

WŁADYSŁAW: (bierze butelkę) No pewnie, osiem tysięcy. (pije)

(Pasza odwraca się, żeby nie widzieć jak pije Władysław. Władysław dopija i wyrzuca butelkę do śmietnika)

PASZA: Za trzy punkty… Idziemy?

WŁADYSŁAW: Idziemy.

PASZA: Zapal sobie, Władik.

(Władysław zapala)

(idą wzdłuż skweru)

PASZA: A!… I jeszcze pamiętam jak Julia wlazła na most… Pijana była w trzy dupy…

WŁADYSŁAW: He, he… A ja się zastanawiam, Pawlik, jak dostaniemy zaliczenie…

PASZA: Zaliczymy, nie pękaj! (kopie butelkę po pepsi-coli)

(Audytorium w instytucie. Wadim odpowiada na pytania wykładowcy. Władysław i Paweł przygotowują się).

WYKŁADOWCA: Dobrze… Ostatnie pytanie: pojęcie władzy sądowniczej.

WADIM: Władza sądownicza, to cały system wymiaru sprawiedliwości, to znaczy, ogół niezawisłych sądów, realizujących…

WYKŁADOWCA: Yhy

WADIM: Realizujących w imieniu państwa działalność jurysdykcyjną, rozstrzygając sprawy sporne ? konflikty.

(Wykładowca notuje coś w indeksie Wadima)

WADIM: A także inne, przewidziane prawem pełnomocnictwa, związane z wymierzaniem sprawiedliwości… Są jeszcze dwa pojęcia, opowiedzieć?

WYKŁADOWCA: Wystarczy… (podaje indeks)

WADIM: Dziękuję.

WYKŁADOWCA: Wszystkiego dobrego.

(Wadim zbiera swoje rzeczy)

WYKŁADOWCA: No, kto następny?

WADIM: Przepraszam… (do Pawła) Poczekam na korytarzu.

PAWEŁ: Ok… Mogę ja?

WYKŁADOWCA: Tak, proszę.

(Paweł siada ławkę od wykładowcy)

WYKŁADOWCA: Proszę siąść bliżej.

PAWEŁ: Tu mi wygodnie. (żuje gumę)

WYKŁADOWCA: Usiądź bliżej.

(Paweł przesiada się)

WYKŁADOWCA: Nazwisko? Gdzie pański indeks?

PAWEŁ: Tu. (pokazuje indeks leżący na stole wykładowcy. Z indeksu wystaje róg banknotu dolarowego. Wykładowca bierze indeks, Paweł podskakuje)

WYKŁADOWCA: Siadaj, nie wierć się. (kartkuje indeks)

PAWEŁ: (siada) Po prostu…

WYKŁADOWCA: (zauważa pieniądze, gwałtownie zamyka indeks) Co to jest?

PAWEŁ: To… za to, że nie chodziłem, a może źle pana zrozumiałem, przepraszam.

WYKŁADOWCA: Wyjdźmy (bierze indeks Pawła, zwraca się do Władysława) A pan się tymczasem przygotowuje!

(wychodzą na korytarz)

WYKŁADOWCA: Po pierwsze: dlaczego jesteś pijany?

PAWEŁ: Nie jestem pijany.

WYKŁADOWCA: Dlaczego jesteś pijany? Przecież słyszę zapach, wypluj tę gumę!

PAWEŁ: (wypluwa gumę do ręki) No bo przyjechali tam, pracuję w ASO… Przyjechali tam mafiozi, robiłem im samochód, jak mogłem odmówić? Sam pan rozumie…

WYKŁADOWCA: Co ty robisz w ASO?

PAWEŁ: No… Głównie silniki. Jeśli może, za pozwoleniem…

WYKŁADOWCA: Nie. Nie mam samochodu. Już nie mam. Dobrze… Po drugie: dolary swoje zabierz; a następnym razem przyjdź trzeźwy na zaliczenie. A jeśli chcesz po ludzku: przyjdź dziś o siódmej, będę jeszcze w instytucie. Dyktafonu gdzieś tam nie chowasz?

PAWEŁ: (uśmiecha się) Ależ nie, co pan. Gdzie mam przyjść?

WYKŁADOWCA: Do tego gabinetu, mam jeszcze zaliczenia w trzysta szóstej grupie.

PAWEL: Aha.

WYKŁADOWCA: Przyjdź koło siódmej, myślę, że już będę wolny.

PAWEŁ: Przyjdę, dziękuję.

WYKŁADOWCA: (podaje indeks Pawłowi) Nikt z nas nie jest bogaty, w takim kraju żyjemy, sam wiesz, dlatego buteleczkę szampana ?Kniaź Galicyn?; a na przyszłość mam dla ciebie radę: łapówek mi nie proponuj. Lepiej przyjdź wcześniej.

(mówią jednocześnie)

PAWEŁ: Rozumiem, przepraszam.

WYKŁADOWCA: Powiedz tak i tak. Pracuję, brak czasu, na terminy ustalone w sesji chodzić nie mogę.

PAWEŁ: Rozumiem, dziękuję.

WYKŁADOWCA: Nie mam zamiaru iść do więzienia z powodu dziesięciu-piętnastu baksów. Trzymaj.

PAWEŁ: Rozumiem, dziękuję. (zabiera indeks)

WYKŁADOWCA: Na wiele mi się nie zdadzą… Pracujesz – dobrze; poukładaj swoje sprawy.

PAWEŁ: To co mam zrobić?!

WYKŁADOWCA: Swój chłop z ciebie, nie mów nikomu.

PAWEŁ: Oczywiście.

WYKŁADOWCA: Ja ci… Jak masz na imię?

PAWEŁ: Paweł.

WYKŁADOWCA: Idę ci na rękę, Paweł, w ramach wyjątku… Z indeksem o siódmej.

PAWEŁ: Dobrze, rozumiem, dziękuję.

WYKŁADOWCA: Idę następnego pytać. (zamyka za sobą drzwi do audytorium)

(Paweł przykleja do drzwi gumę do żucia).

(Noc wcześniej. Dziewczyna, leżąca teraz na oddziale intensywnej terapii, balansuje na poręczy mostu. Trzyma w ręce damskie majtki).

WYKŁADOWCA: Lialia, to zwykły szantaż, zejdź, proszę. (trzęsie się)

DZIEWCZYNA: (krzyczy) Po co cały czas ściemniasz, Oleg?

WYKŁADOWCA: Proszę cię.

DZIEWCZYNA: Nie możesz jej wyjaśnić? Co za bzdura! To znaczy, że ją kochasz!

WYKŁADOWCA: (wyciąga ręce) Daj rękę!

DZIEWCZYNA: (krzyczy) Powiedz teraz! Dosyć namęczyłeś nas obie!

WYKŁADOWCA: Boże…

DZIEWCZYNA: Albo ja, albo ona, Oleg! Wybieraj!

WYKŁADOWCA: Dobrze.

DZIEWCZYNA: Nie jarzę ? co dobrze, Oleg?

WYKŁADOWCA: Ty ? dobrze, ona ? źle. Złaź.

DZIEWCZYNA: (wyrzuca majtki) Zdejmij mnie. (skacze w objęcia Wykładowcy)

(Podbity samochód wykładowcy zaraz spadnie z mostu. Kołysze się raz i drugi, i spada, wyprzedza szybujące majtki i rozbija się na asfalcie. Wykładowca i Dziewczyna patrzą na rozbity samochód).