ffffound.com

ffffound.com

(Mieszkanie wynajmowane przez Wadima, Julię i Pawła. Julia umalowana i ubrana, układa włosy suszarką. Wadim, w samych majtkach, całuje Julię w ramię. Julia delikatnie się odsuwa. Wadim obejmuje ją).

JULIA: Umm… (uwalnia się z objęć) Jesteś taki nienasycony, Wadim.

WADIM: To źle?

JULIA: Czasem… Nie gniewaj się.

WADIM: A ty chociaż coś poczytałaś, czy tylko przed lustrem się mizdrzysz (zakłada spodnie) cały dzień.

JULIA: Poczytałam… (uśmiecha się do swojego odbicia)

WADIM: Nie zapomnij indeksu!

JULIA: Już wzięłam.

WADIM: Aj… Po co ja się ubieram? Przecież miałem się kąpać… I nie idź ostatnia, nie czekaj, nie siedź, idź pierwsza. Będą wtedy myśleć, że wszystko umiesz. Nie widziałaś gdzieś mojego kodeksu karnego?

JULIA: Pawlik bierze go zwykle do toalety.

WADIM: Skąd… Sam już nie wiem. Jaki z niego będzie prawnik? Potem właśnie tacy specjaliści, kurwa i… Eh… (wychodzi z pokoju)


(Robotnik wchodzi po schodach, otwiera kluczem drzwi do mieszkania, przechodzi przez korytarz do pokoju, w którym Julia układa włosy suszarką).

ROBOTNIK: Khe, khe, ja…

JULIA: Oj, dzień dobry, nie słyszałam jak pan wchodził…

ROBOTNIK: Przyszedłem… Chcę wziąć rzeczy, muszę. (podchodzi do szafy, bierze bieliznę żony i upycha ją po kieszeniach).

(Julia jest skrępowana obecnością Robotnika, czeka aż sobie pójdzie).

ROBOTNIK: I tam, do łazienki chcę wejść. Mydło żonie się skończyło, nie ma się czym myć.

JULIA: Oczywiście, rozumiem, zaraz. Wadim się myje. (głośno) Wadim! (przechodzi przez pokój)

ROBOTNIK: I… (łapie się Julii) Jeśli mogę dostać drugą połowę.

JULIA: Tak, oczywiście.

ROBOTNIK: Bo już dwa tygodnie minęły.

JULIA: Oczywiście, nie ma sprawy. Zaraz powiem Wadimowi, on panu zapłaci.

(Wychodzi z pokoju).

(Robotnik ogląda pokój, zatrzymuje wzrok na wspólnej fotografii z żoną, na której jest w mundurze ratownika. Chce usiąść na nie zasłanym łóżku, ale powstrzymuje się).

WADIM: (wchodzi do pokoju, owinięty w ręcznik) Zaraz, dzień dobry. Można w białoruskich?

ROBOTNIK: Nawet lepiej niż ruskie. Wezmą je albo nie wezmą. I chodź sobie z nimi…

JULIA: Idę. (całuje Wadima)

WADIM: (wyciąga z dżinsów portfel, odlicza pieniądze) Poczekaj.

JULIA: Idę, Wadim, nie mam czasu… Do widzenia! (wychodzi z pokoju)

ROBOTNIK: Yhy. (bierze pieniądze) No to, mieszkajcie tu, gospodarzcie.

WADIM: Dziękuję.

ROBOTNIK: Tak jak się dogadywaliśmy. Może jeszcze kiedyś.

WADIM: Tak, możliwe, dziękuję. Może na następną sesję.

ROBOTNIK: No dobrze. (wychodzi z pokoju) Zamknę tam swoim kluczem.

WADIM: Dobrze.

(Za Robotnikiem zatrzaskują się drzwi, Wadim stoi, myśli, po czym, powziąwszy postanowienie, zaczyna grzebać w osobistych rzeczach Pawła i Julii).



(kilka lat wcześniej. Robotnik siedzi na łóżku. Nina obok, w płaszczu, zbiera się do wyjścia. Trzyma w ręce kilka banknotów).

NINA: (głośno) To wszystko co ci dali?

ROBOTNIK: Matko, przestań męczyć.

NINA: Jak ty masz zamiar żyć! Moja matka ma większą emeryturę niż… (rzuca pieniądze)

ROBOTNIK: Nie męcz, mówię.

NINA: Co, nie męcz?! Wyjaśnij mi, jak będziemy żyć?! To żadna pensja, rozumiesz?! Moja mama dostaje więcej niż ty!

ROBOTNIK: Dobrze, skończmy to już.

NINA: Za kogo oni cię tam mają?

ROBOTNIK: Aj, nic im nie mówiłem, co ja mam im udowadniać.

NINA: Prawidłowo, prawidłowo!

ROBOTNIK: Ninon, oni przecież wszystko tam wiedzą beze mnie!

NINA: Nie wiem, ja już nic nie wiem. Zima za pasem – nie mam ani zimowych butów, ani ciepłego płaszcza…

ROBOTNIK: Poradzimy sobie, nie denerwuj się. W ostateczności, pójdę do fabryki. Mogę jako elektryk albo spawacz. Może coś z Miszą…

NINA: Przestań. Idę do Ludy. (szybko przechodzi przez pokój, trzaska wejściowymi drzwiami)

(czas teraźniejszy. Toaleta oddziału wewnętrznego drugiego. Nina pali przy odkrytym okienku. Stuk w drzwi toalety).

ŻEŃSKI GŁOS: Nin, idziemy na podwieczorek.

NINA: Idę, idę. (chowa niedopałek, wychodzi z toalety)

(pokój, który wynajmuje Władysław. Na łóżku polowym siedzi Paweł i Władysław, trzy taborety są zastawione butelkami piwa. Władysław ma spore limo, twarz Pawła jest nienaruszona. W pokoju jest gęsto od dymu).

WŁADSŁAW: (wypiwszy odstawia butelkę) Wszystko jest pozbawione sensu, Pawlik. Ty, ja, ta bójka!…

PAWEŁ: A po co ci zawsze sens?

WŁADYSŁAW: Tak, Pawlik, co byś nie mówił, człowiek jest samotny z natury.

PAWEŁ: To filozofia XX wieku, zapomnij o niej, przestarzała, wszystko to stek bzdur…

WŁADYSŁAW: Nie, Pawlik.

PAWEŁ: Tak, Władik… (krzywi się) Ja żyję bez sensu, ty też, żyj i rób co chcesz!

ffffound.com

ffffound.com

WŁADYSŁAW: Jak zwierzę, co?

PAWEŁ: Dlaczego jak zwierzę? A jeśli nawet jak zwierzę? Kto powiedział, że zwierzęta żyją źle?

WŁADYSŁAW: Nie, Pawlik, zwierzęta żyją beznadziejnie. To oczywiste.

PAWEŁ: Jak to było w Biblii, co tam Chrystus powiedział?

WŁADYSŁAW: Nie wiem.

PAWEŁ: Czyżby kwiaty o czymś myślały? Żyjcie jak te kwiaty, to wszystko będzie zajebiście. Ty i ja to kwiaty, Władik, więc nie upieraj się.

WŁADYSŁAW: A ja nie chcę, Pawlik.

PAWEŁ: (patrzy na zegarek) Wszystko to chujnia! (wstaje) Nie chcę o tym myśleć, lepiej od razu zdechnąć.

WŁADYSŁAW: O tym właśnie mówię.

PAWEŁ: To jesteśmy umówieni, tak, Wład?

WŁADYSŁAW: Yhy.

PAWEŁ: Poczekasz, pójdę jeszcze do kibla?

WŁADYSŁAW: A gdzie mam iść…

(Paweł wchodzi do toalety połączonej z łazienką. Załatwia się, myje ręce, patrzy na swoje odbicie. Bierze żyletkę z paczki żyletek „Sputnik”. Wkłada ją do kieszeni, wchodzi do pokoju Władysława. Władysław śpi na łóżku polowym. Paweł bierze butelkę piwa i wychodzi. Władysław wstaje, bierze butelkę piwa, staje przy oknie, patrzy na ulicę i pije piwo).


(Julia siedzi na ławce przy skwerze, patrzy na zegarek. Podchodzi do niej Paweł z butelką piwa w ręce)

PAWEŁ: Spóźniłem się?

JULIA: Nie, to ja przyszłam za wcześnie.

PAWEŁ: Yhy… (siada)

JULIA: (figlarnie) No więc co chciałeś?

PAWEŁ: Nic, tak po prostu.

JULIA: No to co mi powiesz?

PAWEŁ: Jul, pojedź ze mną, co?

JULIA: (uśmiecha się) Dokąd?

PAWEŁ: Wynajmę hotel, pojedziesz ze mną?

JULIA: Nie.

PAWEŁ: Dlaczego?

JULIA: Dlatego, że nikt tak nie robi.

PAWEŁ: Racja, pieniędzy to ja nie mam.

(Julia milczy).

PAWEŁ: Jakbym miał kasę, samochód, pojechałabyś?

JULIA: (uśmiecha się) Nie.

PAWEŁ: Pojechałabyś. (zapala) Widzisz tego papierosa?

JULIA: Widzę i co z tego?

PAWEŁ: Kiedy skończę go palić, będzie miał orgazm.

JULIA: Aha… Orgazm, no, no…

PAWEŁ: Dlaczego nie chcesz jechać? Nie podobam ci się?

JULIA: Już ci powiedziałam…

PAWEŁ: Przez Wadima?

JULIA: Nie, Wadim nie ma tu nic do rzeczy. Już ci powiedziałam.

PAWEŁ: To dlaczego? Bo nie mam kasy?

JULIA: Nie, po prostu nie chcę.

PAWEŁ: Yhy… Siedzę tak przed tobą… Wysilam się…

JULIA: Co robisz?

PAWEŁ: Wysilam się.

JULIA: Aha…

PAWEŁ: (patrzy na włosy Julii) Fryzurkę se, widzę, trzasnęłaś?

JULIA: Co … Będziesz mnie teraz obrażał?

PAWEŁ: Nie… Widzisz, ten kierowca i autobus są jak kochanek i kochanka.

JULIA: Bardzo oryginalne.

PAWEŁ: Tak. Kierowca wchodzi do autobusu, a autobus go przyjmuje. Kierowca pieści autobus, prowadzi go i kiedy tak jadą mają stosunek. A kiedy kierowca zatrzymuje się, autobus szczytuje.

JULIA: Aha!

PAWEŁ: Tak. Autobus przeżywa orgazm.

JULIA: No dobra. Coś mi się zdaje, że nie mamy o czym dłużej rozmawiać. Cześć.

PAWEŁ: Jul!

JULIA: No co jeszcze?

PAWEŁ: Dlaczego nie chcesz jechać ze mną do hotelu?

JULIA: (wzdycha) Dlatego, że nie chcę. Nie chcę! Nie rozumiesz?

PAWEŁ: Nie.

JULIA: Aj, skoro nie rozumiesz, to siedź tu i pij piwo! (wstaje)

PAWEŁ: Jaki masz piękny manicure.

JULIA: Tak. (rozgląda się, zastanawia się w którą stronę iść)

PAWEŁ: A jednak, dlaczego nie chcesz jechać ze mną do hotelu?

JULIA: Wystarczy, Paszyk. Dziękuję ci za wieczór. Za mrożoną kawę, za mińską dyskotekę. Wspaniale się bawiłam! (odchodzi)

PAWEŁ: (za nią) Jul! Jul!

(Julia nie ogląda się).


(Trochę wcześniej. Mieszkanie wynajmowane przez Wadima, Julię i Pawła. Nina wpycha do torby rzeczy porozkładane na łóżku. Wybiera się do szpitala)

ROBOTNIK: Dogadałem się z Miszą co do samochodu, naprawdę.

NINA: Bóg z nim.

ROBOTNIK: On się nie wycofa, jeśli dał słowo.

NINA: Bóg z nim, mówię przecież. Tak czy siak z dojazdem dam sobie radę sama. Trolejbusem dojadę bez przesiadek.

ROBOTNIK: Tyle, że dźwigać będziesz.

(Nina milcząc pakuje się).

ROBOTNIK: Słuchaj, matko, a co powiesz na wyjazd po tym wszystkim do Lidii?

NINA: Yhy. Wszędzie możemy pojechać za pensję spawacza.

ROBOTNIK: Ech ty!…

NINA: Do Lidii, Szmidii samolotem polecimy.

ROBOTNIK: Nie, ja serio, zobaczysz! Jak cię wypiszą, od razu wiozę na południe!

NINA: Yhy.

ROBOTNIK: Nin!…

NINA: Co?

ffffound.com

ffffound.com

ROBOTNIK: Może nie trzeba wszystkiego… wycinać?

NINA: (krzyczy) A co ty chcesz? Żeby mnie potem po kawałku cięli, kiedy zaczną się przerzuty?

ROBOTNIK: (chmurzy się) Nie.

NINA: Ja… (nie kończy, zbiera ostatnie rzeczy)

ROBOTNIK: Aj, popatrz sama tak ogólnie. (bierze od niej torbę)

NINA: (zapina torbę) Ja sama.

ROBOTNIK: (delikatnie odsuwa Ninę i bierze torbę) Torbę donieść zdołam, nie przesadzaj.

(Przechodzą przez pokój).

NINA: Jeśli może coś zapomniałam, przywieziesz potem.

ROBOTNIK: Dobrze, matko… Nie denerwuj się.

(Czas teraźniejszy. Teren prywatny na obrzeżach miasta, budynki przeznaczone do rozbiórki. Robotnik myje słoiki, które oddała mu Nina. Po umyciu ich idzie w kierunku na wpół rozwalonego domu, z którego wysiedlili mieszkańców. Wchodzi do zrujnowanego pokoju, w którym na ognisku, w garnku gotuje się mięso. Robotnik podnosi pokrywkę, próbuje rosołu, sprawdza nożem czy mięso jest już gotowe, dosypuje soli, przykrywa garnek pokrywką. Kroi warzywa na surówkę. Na podartym materacu leżą trzy pomarańcze).


(Paweł z butelką piwa w ręce przechodzi koło bloku. Zauważa otwarte drzwi, wchodzi, jedzie windą na piąte piętro. Wychodzi z windy, zauważa, że zsyp na śmieci jest zatrzaśnięty, zjeżdża piętro niżej, otwiera pokrywę zsypu i załatwia się do niego. Na klatkę schodową wychodzi mężczyzna koło czterdziestki, w kapciach, bokserkach i podartym podkoszulku).

MĘŻCZYZNA: (krzyczy na Paszę) Co ty, kurwa, ocipiałeś, szczylu jebany?! (rzuca się na Paszę)

PAWEŁ: Dobra już, dobra, przepraszam. (zapina rozporek)

MĘŻCZYZNA: (uderza Pawła dłonią w tył głowy) Pederaści, kurwa, zaszczali całą klatkę.

PAWEŁ: Przepraszam.

MĘŻCZYZNA: Kurwa! (chwyta Paszę) Pedały pieprzone, kurwa!

PAWEŁ: Myślisz, że jak mam kolczyk w uchu, to jestem gejem?

MĘŻCZYZNA: A może nie?

PAWEŁ: Nie. Nie jestem gejem. Jestem muzykiem rockowym, mam swój zespół, Korn, słyszałeś?

MĘŻCZYZNA: Chuj mnie obchodzi kim jesteś? Uważaj, kurwa, bo… Zaszczali w chuj całą klatkę, zwierzęta, kurwa!

PAWEŁ: Nie myśl, że jestem gejem. Geje noszą kolczyk w prawym uchu, a ja mam w lewym. Jestem muzykiem rockowym.

MĘŻCZYZNA: Chuj się połapie! Pieniądze jakieś masz?

PAWEŁ: Drobniaki mi tylko zostały!

MĘŻCZYZNA: Wyciągaj wszystko, do chuja!

PAWEŁ: Masz. (wyciąga pieniądze)

MĘŻCZYZNA: A lewa kieszeń?

PAWEŁ: W lewej nic nie mam, już ci wszystko dałem! Piwo zabierz, jeśli chcesz!

MĘŻCZYZNA: Dawaj, do chuja! Spierdalaj, kurwa, żebym cię tu więcej nie widział, bo zobaczysz, kurwa!

(Pcha Paszę. Pasza zbiega po schodach. Mężczyzna dopiwszy piwo, zwraca. Właśnie z tego powodu wyszedł na klatkę schodową. Zapala papierosa).


(Pasza wychodzi z bloku, skręca za rogiem, ogląda się. Upewniwszy się, że mężczyzna za nim nie idzie, wyjmuje z kieszeni pieniądze, przelicza, podchodzi do budki na przystanku).

PAWEŁ: Zimne piwo, proszę.

SPRZEDAWCZYNI Z BUDKI: Jakie, proszę konkretniej!

PAWEŁ: Przecież powiedziałem: zimne piwo, proszę. Jak można konkretniej?!

SPRZEDAWCZYNI: (ze złością) Trzy tysiące. (podaje Paszy puszkę piwa)

(Paweł płaci i zabiera swoje piwo).


(Lekarz dyżurny siedzi przy stole w sali przyjęć, spisuje dane analizy ze zniszczonego blankietu na nowy. Do pokoju wchodzi pielęgniarka. Lekarz od razu chowa zniszczony formularz)

PIELĘGNIARKA: (zauważyła jego zmieszanie, ale nie zrozumiała o co chodzi) A ja myślałam, że ty już w domu!

LEKARZ: Nie.

PIELĘGNIARKA: Poszedłbyś już, Pietrowicz, do domu odpocząć.

LEKARZ: Nie. Później pójdę… Znalazłem analizę.

PIELĘGNIARKA: Tak?

LEKARZ: Tak, mam ją.

PIELĘGNIARKA: I gdzie była?

LEKARZ: (ignoruje pytanie) Otrucie środkiem z grupy benzodiazepinów.

PIELĘGNIARKA: Relanium?

LEKARZ: Elenium.

PIELĘGNIARKA: No chwała bogu. W dzienniku tak właśnie zapisałam.

(Oszołomiony lekarz patrzy na pielęgniarkę).

PIELĘGNIARKA: Idź już do domu, Pietrowicz, odpocznij.

LEKARZ: W jakim… dzienniku?

PIELĘGNIARKA: W jakim?… Przecież my wszystko zapisujemy w dzienniku, wszystkie dane przyjmowanych chorych… (uśmiecha się) Nic się nie stało, nauczysz się, Pietrowicz. (wychodzi)

LEKARZ: Za dziesięć minut idę, Michajłowna! (po wyjściu pielęgniarki, zgniata zniszczony blankiet i z wściekłością wyrzuca go do śmieci)

(Noc wcześniej. Wykładowca i Dziewczyna, objęci, idą w stronę wspaniałego domu w ekskluzywnej dzielnicy).

WYKŁADOWCA: Pożegnamy się, Lala?

DZIEWCZYNA: Tak… Nie trzeba jej dziś smucić, więc…

WYKŁADOWCA: Wszyscy się już wystarczająco nadenerwowaliśmy… (głaszcze Dziewczynę po włosach)

DZIEWCZYNA: (płaczliwie) Nie chcę cię stracić.

WYKŁADOWCA: (bierze jej twarz w dłonie) No coś ty, moja droga…

DZIEWCZYNA: Mój kochany. Wszystko będzie dobrze, prawda?

WYKŁADOWCA: Oczywiście.

DZIEWCZYNA: Nie będziesz już więcej kłamał?

WYKŁADOWCA: (uśmiecha się) Nigdy.

DZIEWCZYNA: Hmm… Nie chcę cię stracić. A może jednak dzisiaj powiemy?

WYKŁADOWCA: Ulituj się nad nią.

DZIEWCZYNA: Dobrze, kochany. Będziemy ponad to wszystko.

WYKŁADOWCA: Moja maleńka.

DZIEWCZYNA: Idę… Pocałuj mnie na pożegnanie.

(Całują się).


(Ta sama noc. Wykładowca i Dziewczyna jadą samochodem).

WYKŁADOWCA: A może przejedziemy przez most?

DZIEWCZYNA: Jest nieukończony.

WYKŁADOWCA: Nieukończony, ale przecież nie jesteśmy tchórzami, prawda? Przecież jesteśmy zuchwali! Urodzeni mordercy, jak mówi młodzież.

(Skręca w stronę mostu).

DZIEWCZYNA: Jaka młodzież?

WYKŁADOWCA: Różna, różna młodzież! Inteligentna, wykształcona.

DZIEWCZYNA: Chcę do „Rostix” albo do McDonald’sa.

ffffound.com

ffffound.com

WYKŁADOWCA: Wybacz mi, ale nie lubię „Rostix”. To nie jest porządne miejsce.

DZIEWCZYNA: No nie wiem. Fajnie tam.

WYKŁADOWCA: Lepiej powiedzieć kulturalne, przyjemne miejsce: pociągające wnętrze, inteligentna atmosfera, kameralne…

DZIEWCZYNA: Co to jest? (w rękach trzyma czerwone damskie majtki. Schowek samochodowy jest otwarty)

WYKŁADOWCA: Kameralny, to znaczy…

DZIEWCZYNA: Co to za majtki?!

WYKŁADOWCA: (poważnie) Zaraz ci wyjaśnię.

DZIEWCZYNA: (krzyczy) Oleg, nie jarzę: dlaczego w twoim samochodzie są jej majtki, a nie moje?

WYKŁADOWCA: To nie są jej majtki.

DZIEWCZYNA: Ściemniasz, koleś! Znów zaczynasz?!

(Mówią jednocześnie).

WYKŁADOWCA: To nie są jej majtki.

DZIEWCZYNA: Myślisz, że nie znam jej majtek? Sama jej dałam ten komplet!

WYKŁADOWCA: To są majtki mojej mamy.

DZIEWCZYNA: Zatrzymaj się.

WYKŁADOWCA: Zaraz, tylko przejedziemy przez most.

DZIEWCZYNA: Zatrzymaj, kurwa! (chwyta za kierownicę, kręci nią)

(Na kilka sekund wykładowca traci kontrolę, co wystarcza, żeby samochód zjechał z głównej części mostu. Wykładowca zatrzymuje samochód, który zaczyna balansować nad przepaścią).


DZIEWCZYNA:  Palant! (przełazi na tylne siedzenie)

WYKŁADOWCA: Siedź, nie ruszaj się.

(Dziewczyna przełazi, samochód rozhuśtuje się).

WYKŁADOWCA: Na Boga, proszę cię, Laleczko, siądź tam i siedź.

DZIEWCZYNA: Idź do diabła, pieprzony lowelasie! (zręcznie wyskakuje z samochodu)

(Wykładowca siedzi w rozkołysanym samochodzie).


Z rosyjskiego przełożyła Katarzyna Kmiecińska

***

Zobacz i ogarnij pierwszą część dramatu