ffffound.com

ffffound.com

Krytycy spoza szkół ? Kisielewski i Sandauer

Ma się rozumieć, na twórcach z kręgu krakowskiej szkole Kazimierza Wyki aktywność literacka krytyków po 1945 roku, się nie kończyła, lecz z racji oczywistych ograniczeń związanych z określonym limitem liczby znaków, i takimi tam, wymówkami, przystąpimy do krótkiego omówienia tylko części z nich. Na początek skoncentrujmy się na osobach Stefana Kisielewskiego oraz Adama Sandauera, którzy są o tyle interesujący, że reprezentują podobną, by tak rzec, linię ideową, a na przykładzie ?Kisiela? będziemy mogli również przekonać się o aurze skandalu[1], która została przez niego wywołana.  Wybrałem publicystów zajmujących się społeczeństwem i polityką oraz literaturą (także od strony krytycznoliterackiej), decydentów z ramienia PZPR, redaktorów aktywnie działających w polskim życiu literackim PRL, którzy jednak są o tyle symptomatyczni dla ówczesnego środowiska polityków-literatów, że ich poetyka zorientowana była mniej na wartości artystyczne, a raczej na zwrócenie uwagi na problematykę społeczną. Poza tym będzie to kontekst do dalszych refleksji przy okazji postkomunistycznego okresu, gdzie pokrótce omówimy prozę i poezję publicystów i polityków po transformacji przybierających rolę pisarzy, a także przypadki pisarzy i krytyków, którzy występowali w roli pisarzy. Biorąc pod uwagę, że będą to postacie niejednokrotnie wypowiadające się o literaturze i dokonujące omówień krytycznych z perspektywy społeczno-politycznej, ten kontekst okaże się przydatny dla prezentacji zagadnienia zmienności ról społecznych w nowym świetle.


Stefan Kisielewski

Stefan Kisielewski jako krytyk już od 1934 był obecny na łamach pism: ?Zet?, ?Bunt Młodych?, ?Polityka?, ?Pion? czy ?Muzyka Polska?[2]. Macierzystym czasopismem po 1945 roku okazał się jednak ?Tygodnik Powszechny?, gdzie ?Kisiel? otrzymał dział stały[3] i długo był stałym współpracownikiem. W momencie publikacji Sprzysiężenia, swojej najgłośniejszej powieści, krakowskie pismo znalazło się w ogniu krytyki (a sam autor na trzy miesiące zawieszony jako felietonista), jako że Kisielewski – jako stały współpracownik katolickiego czasopisma – dopuścił się w opinii czytelników skandalu obyczajowego[4]. Antoni Gołubiew na łamach ?TP? w 1947 r. pisał: ?Kisielewski odciął się programowo od dwu źródeł wartości: od Boga i od natury?, a co więcej ?poświęca sprawom seksualnym wiele stron swej powieści, a jego opisy przygód Zygmunta, perwersyjnych pieszczot z Tamarą, obrzydliwego włóczenia się od jednego domu publicznego do drugiego robią wrażenie wyjątkowo przykre?. Konkluzja Gołubiewa jest wobec tego jednoznaczna: ?ze względów społecznych książka jest zdecydowanie szkodliwa[5]?. Fala reperkusji w polskim życiu utrzymywała się długo, a powieści został poświęcony również wiersz satyryczny Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego ?Sprzysiężenie?, gdzie poeta pisze m.in.: ?A jak to ?Sprzysiężenie? / kupił pewien zboczeniec, / to w tramwaju z książką zemdlał / włosy mu stanęły dęba / i zaraz się nawrócił[6]?. Problematykę utworu trafnie opisuje Stanisław Gawliński:

Istnieje kilka powodów, dla których egotyczna, na wskroś indywidualistyczna narracja Kisielewskiego, gdzie wypadki zewnętrzne są tylko dopełnieniem konceptów rozumowych ma niekwestionowaną do dziś wartość poznawczą. Jej walorem głównym jest rzetelność w docieraniu do prawdy. Nawet wtedy, gdy dążenie to przy-odziewa się w barwy ekshibicjonizmu. Kiedy po półwieczu, które wiele razy dało rywalom literackim ?Kisiela? okazję do odmiany światopoglądów, badamy intelektualne osnowy jego pierwszej powieści, odnajdujemy tutaj cały zestaw idei regulatywnych, przy których obstaje niezmiennie przez dziesięciolecia.

I jeszcze:

Osobliwość tej powieści polega na tym, że przełomowy moment w dziejach pojedynczego człowieka oraz narodu polskiego przedstawił autor w kostiumie psychologiczno-kryminalno-żołnierskim. Wszystko co II wojnę światową poprzedza, a potem koszmarnie spełnia, jest właściwie tłem procesów psychicznych; przełamywania duchowo-fizycznej impotencji fikcyjnego bohatera. Jakby ważniejszy wydaje się Kisielewskiemu dramat duchowy człowieka przytłoczonego przez rzeczywistość niż zguba całego państwa. Nie jest to przecież książka wydumana przy biurku, ani reminiscencja głęboko przeżytych lektur autora urzeczonego stylem i myślą Stendhala, etyką Conrada i niedogodnym dziedzictwem polskiego romantyzmu[7].

Kisielewski, jak można się przekonać w powyższym opisie, skupiał się na punktach zapalnych i miejscach wstydliwych polskiej tożsamości narodowej, nie unikając gwałtownych zestawień, odważnych analogii, bezpośrednich opisów, prztyczków w nosek obyczajowych purystów. Nawet za cenę przypisywanego mu ekshibicjonizmu. Zauważyć tu można zbieżność z  publicystyką i metodą tekstów krytycznych Kisielewskiego, które zorientowane były zazwyczaj polemicznie do przedmiotu wypowiedzi, nastawienie ideologiczne autora nie budziło wątpliwości, podkreślanie autonomii światopoglądowej i odrębności własnego zdania (Kisielewski przyznawał się do fascynacji Karolem Irzykowskim) były stale obecne, a utwory publicystyczne były często nacechowane pamfletowo. Warto dodać, że książka Kisielewskiego została zaliczona do ścisłej czołówki literatury obrachunkowej, o której szerzej przy okazji Adama Sandauera.

ffffound.com

ffffound.com

Artur Sandauer

Interesującą analizę Śmierci liberała Sandauera sformułował właśnie Stefan Kisielewski, wobec czego po raz kolejny możemy się przekonać o dziwacznych komplikacjach jednoczesności, w którą obfituje zmienność ról krytyka oraz pisarza. Głos ?Kisiela?, jako autora ?dwuręcznego?, aktywnie funkcjonującego w obu wcieleniach w ramach jednej przestrzeni życia literackiego, brzmi wobec tego nader wiarygodnie:

Nie tylko szersze perspektywy umysłowe, nie tylko wyrafinowane sposoby intelektualne, gdy autor z imponującą swobodą posługuje się makabryczną groteską, mądrym paradoksem i symboliczną a przecież realną antynomicznością, stanowią o wartości tej tak niesłusznie zapomnianej książki. Jej wartością specjalnie cenną jest temperatura moralna: to książka gorąca; wyraża niezafałszowane żadną obiektywizującą pozą oburzenie, a wszelkie jej intelektualistyczne sposoby owego świeżego, rzekłby ktoś, naiwnego oburzenia ani nie przytępiają, ani nie przysłaniają. Ten intelektualista i pisarz nie ma zamiaru niczego, w imię swego intelektualizmu i pisarstwa, rozgrzeszać: on nie tylko się oburza, lecz również nie zgadza się. Wie, na co się nie zgadza ? i to jest cenne[8].

Frapujące jest samo zestawienie Kisielewskiego z Sandauerem ? dwóch charyzmatycznych krytyków-pisarzy, których absorbują podobne problemy społeczne i pokrewne trudności egzystencjalne, z jakimi borykać się musi jednostka jako element historii; swego rodzaju Witkiewiczowskie ?istnienie poszczególne?. Powyższy opis świadczy zaś o skali wspomnianych komplikacji i utrudnień. To wszystko znajdziemy o Sandauerze w tekście ?Kisiela?, krytyka-pisarza, który reprezentuje zbieżny profil powieściowy, mimo że jako krytycy obaj funkcjonowali w zupełnie odrębnych rejestrach ? Kisielewski miał zdecydowanie większe poczucie dystansu względem własnej metody krytycznej i publicystycznej, w sytuacji gdy autor Bez taryfy ulgowej był niejako ?samowystarczalny? czy wręcz ? w opinii środowiska ? narcystyczny[9] i , co za tym idzie, bezkrytyczny wobec obu typów swojego pisarstwa[10].

W odróżnieniu od Sprzysiężenia, powieść Sandauera nie zdobyła rozgłosu: ?(?) bez większego pecha przeminął zbiór opowiadań krytyka, tłumacza, tłumacza, poety i prozaika wreszcie ? Artura Sandauera Śmierć liberała. Niesłusznie! Bo wśród  wielu książek traktujących doświadczenie narodu żydowskiego za okupacji, tom Sandauera węzłowe punkty tego doświadczenia określił pierwszy, a pod wieloma względami określił najtrafniej[11]?. Doświadczenia inteligencji żydowskiej związane z Shoah, ale i relacje od wewnątrz prześladowanego narodu określały tematykę także innych książek krytyka, lecz w Śmierci? nabrały najpełniejszego wydźwięku: ?Sprawy, o jakich Sandauer opowiada, tylko od wnętrza środowiska objętego tym doświadczeniem mogły zostać napisane, jak on to czyni. Podoba opowieść przez świadka z boku byłaby zgrzytem lub okrucieństwem[12]?. Szkic Wyki to tylko jedna z prób omówienia prozy Sandauera, zwracając uwagę na jego osobiste związki z tematyką, której się podjął. Najbardziej jednak niezwykłą ? spośród wszystkich o jego książkach wypowiedzi ? napisał? sam Sandauer[13].

W książce O sytuacji pisarza polskiego pochodzenia żydowskiego XX wieku ? która posiada charakterystyczny podtytuł: ?Rzecz, którą nie ja powinienem był napisać? ? położony jest nacisk na coś pozornie zdumiewającego: na pochodzenie rodzimych Żydów. Sam autor  o założeniach tej publikacji pisał tak:

Nie jest to historia wkładu Żydów we współczesną kulturę polską; ma to być ? na tle dziejów powstałej w XX wieku grupy społecznej Żydów-Polaków ? opis warunków, w jakich ich asymilacja się dokonywała oraz reakcyj psychicznych na te warunki. Nie obowiązuje więc żadna kompletność, jeśli chodzi o nazwiska jednostek twórczych; jedyne, co obowiązuje, to kompletność w opisie sytuacji[14].

A następnie broni się przed ewentualnymi krytykami:

Znajdą się zapewne tacy, którzy samo postawienie problemu uznają za shocking. Niniejsza książka ? powiedzą ? już w samym swym tytule stawia zagadnienie pochodzenia. Jest to jednak założenie rasistowskie; nie można w nikogo wmuszać przynależności, której przyjąć nie chce. I jakże w ogóle ją ustalić? Czyżby wrócić do niesławnej pamięci badań pochodzeniowych? A przecież jedynym czynnikiem, który winien tu decydować, jest samookreślenie jednostki[15].

Dokonuje wszakże w tej książce Sandauer prezentacji polskich pisarzy pochodzenia żydowskiego (przy całej komplikacji statusu narodowościowego, która narzuca się przy tej okazji) lub polskich twórców literatury, którzy podejmowali tematykę żydowską w szerszej skali. Są więc wśród nich: Tuwim, Słonimski, Schulz, Andrzejewski, Miłosz, Jastrun, Stryjkowski, jest również przedstawienie sylwetek m.in. środowiska ?wściekłych czerwonych encyklopedystów?. Całość zostaje zwieńczona jednak rozdziałem ?Autor! Autor!?, w którym Sandauer omawia własną twórczość prozatorską:

Zajmijmy się trzecim z kolei pisarzem, z rzadka tylko prozę uprawiającym: jak na prozaika jest zbyt ? abstrakcyjny, zbyt mało przywiązuje wagi do konkretu. Jego opowiadania ? okupacyjne i przedwojenne ? nie wywołały też spontanicznego odzewu, jaki towarzyszył tamtym. Największe zainteresowanie budził krytyk o tematyce ? zasadniczo polskiej.

Mowa, oczywiście, o Arturze Sandauerze, którego ? mimo dość intymnych z nim kontaktów – nie możemy tu pominąć. Jest to osobowość wyraźnie pęknięta, o czym świadczy chociażby wspomniana dwoistość twórczości, skoncentrowanej ? jeśli o biografię chodzi ? na tematyce żydowskiej, jeśli o krytykę ? na kulturze polskiej (choć i ten podział zatarty przez wydaną ostatnio książkę o Biblii)[16].

Wymowa tego fragmentu, mimo ironicznych wtrętów i miejscowego zdystansowania, może wprawiać w osłupienie. Zauważalna jest z pewnością potrzeba odautorskiego komentarza-glosy do własnej twórczości, z drugiej strony jednak stosowana trzecioosobowa narracja, która wskazywałaby na próbę zobiektywizowania wywodu, może konsternować. Wydaje się jednak, że nacisk zostaje o tożsamości tego krytyka-pisarza i osobowościowych jego uwarunkowaniach, aniżeli na dowartościowanie publikacji sygnowanych nazwiskiem Sandauera. Rzuca się w tym kontekście zwłaszcza to, że dwoistość krytyka-pisarza współbrzmi tutaj z dwoistością Żyda-Polaka:

Dwoistości tej Sandauer nigdy nie przezwyciężył, problemu samookreślenia nie załatwił. W ogóle ? sprzeczności swoich nie rozstrzyga; poddaje je tylko analizie. Nie rozstrzygnięć można też po nim oczekiwać, lecz jedynie ? wyjaśnień. Jest zawieszony zawsze w wahliwej równowadze. Stąd też obce mu są ? przełomy duchowe, właściwe jego kolegom. Wnioski ma za niego wyciągać czytelnik; on ? znajdzie zawsze manewr, by uniknąć decyzji, by zachować konsekwencję w nieokreśloności, stanowisko ? jedno i żadne[17].

Tą ? osobistą ? perspektywę Sandauer przenosi do kontekstu judaistycznego jako takiego, wskazując niejako na kontynuację, a przynajmniej własną reprezentację rozbicia tożsamości, ? a jednocześnie próby jej zrekonstruowania ? które przypisywane jest Żydom jako społeczeństwu:

Czyżby i ta niechęć do przełomów miała w sobie coś żydowskiego? Wszystkie inne narody europejskie przeżyły nawrócenie na chrześcijaństwo, które pogrążało przeważnie dotychczasową ich kulturę w niepamięci. Tylko Żydzi na nic się nie nawracali, niczego nie zapominali[18].

?Nie nawracanie się?, czyli brak umiejętności dokonywania rewizji i krytycznych rekapitulacji własnych stanowisk, tak często wytykany Sandauerowi, który ? co pokazuje powyższy wyimek ? mógł zdawać sobie ten fakt uzmysławiać, wiązałoby się z wyniesioną z judaizmu przez niego tożsamością. Tym samym wracamy do punktu wyjściowego, by w tej osobliwej książce tak naprawdę odczytywać historię nie żydowskich związków z kulturą i literaturą, a ukrytą opowieść o samym Sandauerze. Przy okazji warto odnotować, że z całą pewnością jest to jedna z najbardziej niespotykanych opowieści krytyka-pisarza w całej powojennej historii polskiej (czy jakby chciał ów autor: polsko-żydowskiej) literatury ? oraz krytyki.

Grzegorz Czekański

ffffound.com

ffffound.com


[1] Było to spowodowane w dużej mierze społecznie wymierzoną krytyką społeczną, obecną w powieściach Sprzysiężenie Kisielewskiego oraz Śmierć liberała Sandauera, przez co obie stały się czołowymi reprezentacjami tzw. literatury obrachunków inteligenckich. Co prawda przy tej drugiej pozycji nie była to do końca jasna kwestia (Śmierć nie została wzięta pod uwagę w założycielskim dla ?literatury rozrachunków?? tekście Kazimierza Wyki), jednak późniejsi badacze (m.in. Grzegorz Gazda) zgodnie zaliczyli tę prozę do wspomnianego nurtu.

[2] Sytuacja po wojnie miała się następująco: ?Po wojnie 99 % mojej ?produkcji? zamieściłem w krakowskim ?Tygodniku Powszechnym?, resztę w ?Tygodniku Warszawskim?, ?Ruchu Muzycznym? i niewielu innych. Pisywałem artykuły, felietony, reportaże, powieści i nowele, recenzję muzyczne i literackie, noty polemiczne, impresje. Zebrało się tego w sumie co najmniej 2000 pozycji ? ani ich już nie zliczę, ani nie spamiętam?. Zob. S, Kisielewski, Z literackiego lamusa, Kraków 1979, s.5.

[3] Łącznie Kisielewski przez wszystkie lata był autorem sześciu cyklów.

[4] Swoją drogą już w 1945 roku, zatem niedługo po założeniu ?Tygodnika? redakcja pisma ? obawiając się o reakcje czytelników ? opatrzyła jeden z jego artykułów adnotacją: ?Redakcja nie podziela wszystkich poglądów autora?. Zob. T. Sobolewski, recenzja książki Mariusza Urbanka Kisielewscy, ?Gazeta Wyborcza?, 2006-10-16, ostatnia aktualizacja 2006-10-17 10:16 .

[5] A. Gołubiew, ?Tygodnik Powszechny? 1947, nr 2.

[6] Cyt. za: K. I. Gałczyński, Dzieła wybrane, Warszawa 2002, s.257.

[7] S. Gawliński, Finały Września (1). 17 IX 1939 w powieści Stefana Kisielewskiego, ?Dekada Literacka? 1991, nr 29.

[8] S. Kisielewski, op. cit., s.66-67.

[9] Najpełniej unaoczniło się to w jego własnej wypowiedzi w roku 1989 (która dobrze oddaje wewnętrzne uwarunkowania jednoczesności krytyczno-literackiej) : ?Różnię się od Błońskiego, Pieszczachowicza, Mętraka na pewno. Jestem nie krytyk, ale pisarz. Bo mnie czytać można, a ich nie można. Jestem mieszanką krytyka i pisarza. Nie piszę dla kolegów, jak IBL-owcy, a dla szerokiej publiczności (?) Gdyby nie ja, nie byłoby Schulza ani Gombrowicza (?) Jestem teraz człowiekiem kultury światowej, na pewno ponad poziom. Moim wzorem humanisty jest Erazm z Rotterdamu. Jestem typem humanisty, jaki się już bodaj w Polsce nie zrodzi?. Zob. ?Literatura?, 1989 nr 4. Cyt. za: P. Czapliński, M. Leciński, E. Szybowicz, Błażej Warkocki, Kalendarium życia literackiego 1976-2000, s.298. Podkr. moje ? G.C.

[10] ?Sandauer, który z walki o ?całą bezkompromisową prawdę? schodzi czasem pełen autouwielbienia i animuszu do czepiania się słówek. Sandauer nie ma absolutnego słuchu literackiego, to krytyk-twórca, koncepcjonista jak Irzykowski, dla którego utwór literacki jest tylko kanwą, okazją?. Zob. S. Kisielewski, op. cit., s.213.

[11] K. Wyka, Pogranicze powieści, op. cit., s.129.

[12] Tamże.

[13] Stanowi to najbardziej dobitny argument osób krytykujących Sandauera za przesadną skłonność do autoprezentacji. ?Rzecz, którą nie ja powinienem był napisać? jako podtytuł książki może tylko spotęgować to wrażenie ? możliwa interpretacja: skoro do tej pory twórczość prozatorska Sandauera nie została satysfakcjonująco skomentowana i omówiona, krytyk i pisarz zarazem, uczynił to samodzielnie i dowartościował własną twórczość oraz wskazał należyte dla niej miejsce.

[14] A. Sandauer, O sytuacji pisarza polskiego pochodzenia żydowskiego w XX wieku, Warszawa 1982, s. 5.

[15] Tamże.

[16] Tamże, s. 94.

[17] Tamże, s.95.

[18] Tamże.