Maria wśród fatałaszków. Układa bluzki, prasuje spodnie, czyści podeszwy. Ani jeszcze nie ma, co zostało wcześniej zaplanowane; Ania musi spóźnić się dokładnie o godzinę, musi być ubrana jak Maria, musi łączyć je tylko to, co zewnętrzne, inaczej Maria zniknie na zawsze. Garsonka, biała bielizna, czarny bucik na obcasie, ani mniej, ani więcej. Cała Ania. Teraz Ania wśród fatałaszków. Układa bluzki, prasuje spodnie, czyści podeszwy. Marii jeszcze nie ma, co zostało wcześniej zaplanowane; Maria musi się spóźnić dokładnie o godzinę, musi być ubrana jak Ania, musi łączyć je tylko to, co zewnętrzne, inaczej Ania zniknie na zawsze. Garsonka, biała bielizna, czarny bucik na obcasie, ni mniej, ni więcej. Cała Maria, widzę co dzień ją z daleka, stoi w oknie aż do zmierzchu, nuci Ania. Maria ubiera się tylko dla niej. Nagość odczuwa dopiero oddalając się po skończonym akcie, będąc razem nigdy nie rozbierają się, porównują swoje majtki, bluzki, sukienki, wszystkie warstwy muszą przylegać do siebie, aż do najmniejszych elementów historii, zapinek, małej klamerki przy pasku na butach. Ubrane, poszukują wspólnego miejsca poprzez ukrycie, dotykają lepszej, markowej skóry, doskonałej dzięki oddaleniu. Zbliżają się odgradzając tysiącem zasłon. Maria wie, że każda, sztuczna, markowa Maria, dodatkowa warstwa Ani oddala śmierć, inaczej będą skazane na rozstanie. Spotykają się codziennie na poddaszu wynajętym przez X. Tam, otoczone stertą fatałaszków ciało napotykało ciało, wtedy moc afektów wyrównuje się poprzez kompozycję. Maria wchodzi palcem przez zamek w spodniach Ani, spoglądając ukradkiem na kolczyk w jej uchu i koncentrując uwagę na częstotliwości jego drgań, zastanawia się, czy jej kolczyki poruszają się w podobnym rytmie, ale o tym może wiedzieć tylko Ania, wbijająca właśnie język w ucho Marii. Zbędne dla współczesnych Japończyków maski, mają świadczyć o zachowaniu higieny, uwydatniają tylko obsesyjny pozór, jakby narodziny nie były spotkaniem stu tysięcy miliardów mikrobów, myśli Ania, kiedy Maria używa już trzeciego palca. Tymczasem przed oczami Marii pojawiają się same niezwykłe rzeczy, coś jak discover fashionable, glamorous girl’s T-shirts and jumpers from Young Versace. Aniu, szepcze dotykając łokciem otoczonego niebieskim materiałem kolana, jak widzisz dla ciebie jestem ubrana podobnie jak ty, skóro, żebyś chciała choć z daleka, choć przez chwilę spojrzeć na mnie. Za oknem rozciąga się niespodziewanie jasne niebo. 1982 r., wojna w Libanie. Strzępy ubrań rozrzucone w promieniu 3 km. Maria musi wyłączyć telewizor, nie znosi obrazu poskręcanych, nadpalonych, zniszczonych i brudnych ubrań, myśli wtedy o Ani. Sto procent ochrony przed przeciekaniem, super-delikatna powłoczka, Ania ogląda reklamy podpasek i myśli o Marii. Nie mam już nic do powiedzenia poza szelestem falbanek w ustach, myśli Maria. Nie mam nic poza warstwą wierzchną, ciepłym, różowym sweterkiem z nitkami, złotymi jak promienie słońca. Proszę. Mogę strząsnąć dłonią brokat z grzywki. Ciekawe w co ubrana była Maria Magdalena podczas męki, myśli Anna patrząc na krzyż. Anna Maria wciąż patrzy w dal, Anna Maria wciąż patrzy w dal, oczekując cudu, kiedy Ania zakwitnie czarną różą w Marii. Teraz żaboty, koronki, tiule, podwiązki, skórzane maski są Marią, jutro będą Anią, teraz kwiaty z krepy tworzą aureolę nad głową Ani, jej usta wypełnia kurewska czerwień szminki. Anna rząda od Marii tylko jednego, umoru. Maria sprzeciwia się racjom na pozór najszlachetniejszym. Anna Maria wciąż patrzy w dal, Anna Maria wciąż patrzy w dal. Przechodzą chwile, wszystko upada, gnije w zagłębieniu dłoni. Wyjątkiem są twoje sztuczne oczy Mario i twoje sztuczne rzęsy Aniu. Wyjątkowo podkreślone twarze na przecięciu wytartego materiału. Ty jesteś właśnie tym, makatką. Kiedy Maria sama zmywa Anna odpoczywa, i owszem, Anna Maria wciąż patrzy w dal, nic już nie zaskakuje, z wyjątkiem starej, zgranej nuty. Załóż to, Aniu. Położę cię na dywanie w kolorze oczu Marii.


Rafał Kwiatkowski