Wachlarz z żaru .

Ślina lśni na chodniku.
toaleta rektoratu.

Jeszcze nie skończyła papierosa,
a już skończyła mówić.

drży kwit
plamki potu

Myśl zaciska organizm
jak obręcz beczkę.

Z huku wyłania się jasny,
czysty głos żula.

Do moich tępych uszu
docierał stukot łbów o stoły,
gdy próbowałem
się skoncentrować
na jednym słowie,
które docierało
jakby z daleka, zza
morza, krystaliczne,
odcedzone
z obowiązków,
bezwarunkowe,

a całe podwórze usłane jest
czaszkami arbitrów, których
zawiodła logika.

po koleinach dojść do wniosku

Mit już tak wędruje, odkąd rozpoczął wędrówkę.

życie
wypoczywa, oddychając
w tempie pływów

Punktem wyjścia dla
myśl
i,
pomyślał Mit.

to zwilgotnienie rogówki

pod wodą myśli o sobie,
w strefie przydennej, gdy
turlało nas ku sobie
niespokojne
morze języka w
jęzor zatoki, jęzor
cypla, gdy ciała zmniejszały objętość
trzymając w równowadze proporcjonalność
wody

do masy ciała
mowy, gdy wydychaliśmy
więcej niż wdychaliśmy,
zmieniając się w jamochłony
z wypuszczonymi w głąb wody,
mowy wody,
parzydełkami,

a każde Twoje słowo
było jak wznosząca fala.

Wtedy nieśmiało
wypełznąłem na ląd.

Nie można przestać wątpić
w ludzi, gdy jesteś Ty.

(BOJĄ SIĘ
wszystkiego, utraty
kontroli, żeby tylko mieć
kontrolę nad
czymkolwiek, nic
kolwiek.
Poezja
jest matematyką
niedostępnego
rzędu. Życie
zawiera się
w kosmosie ?
– a wcześniej jeszcze
tętniące serce
słońca, które pompuje
krew nowego tygodnia,
odżywioną
i lśniącą.

A
wcześniej jeszcze
Ty.)



Robert Rybicki