Mój tytuł obiecuje szklankę wody. Kilkoro z was uwierzyło temu tytułowi i przyszło. Jedynie kilkoro, bo wielu utraciło już wiarę w literaturę. Ci akurat, to prawda, mają coś na swoje usprawiedliwienie. Inni jeszcze w nią nie uwierzyli. Nie mają pojęcia, co to jest. A więc przyszło was kilkoro. Dlaczego? Może po to, żeby odnaleźć  s w o j ą szklankę wody? Akurat wy macie szansę ją odnaleźć. Ach! Dobrze to wiedzieliście, zawierzając mojemu nazwisku. Tak więc przyszliście i nie mogę was zawieść. Czym jednak jest szklanka wody, którą chcę zaproponować?

Przede wszystkim co oznacza z mojej strony chęć, czy wola, zaproponowania tej szklanki? Co oznacza z mojej strony ta propozycja?

Chcę was napoić. Odświeżyć. Zaproponować wam jedną z najwyklejszych przyjemności, porównywalną jedynie z tym, że się otwiera okno, wkłada czystą koszulę, myje ręce, rozpala ogień, zapala lampę, dostaje list albo dłoń do uściśnięcia, albo zwykłe pozdrowienie, albo uśmiech, że się przerywa marsz albo pracę, myśli się przez minutę, albo z tym, że dziecko dostało dobrą ocenę, że kamyk błyszczy w morzu, a źdzbło słomy w słońcu i tra ta ta ta, tra ta ta ta.




Francis Ponge, Szklanka wody, przeł. Anna Kozak [w:] „Literatura na Świecie” 2006, nr 9/10.