Chrystus to mój ziom

Od niedawna jestem tym, który się przyznał.
Od niedawna wierzę, że jesteś moim Zbawicielem, ziom.
Od niedawna mieszkasz tylko kilka pięter wyżej, ziom,
pomiędzy zapachem raju, a bluzgami Kowalskich.
Od niedawna chcę żyć tak jak ty, ziom.

Od niedawna w twojej bohemie jestem, wylęgarni charyzmatyków, ziom.
Znalazłeś mnie, choć próbowałem skryć się przed tobą w ciemnościach,
skryć się próbowałem między cennymi a bezcennymi, pomiędzy lewuchami a prawuchami,
wśród nich, owieczek bożych, skryć się próbowałem, zaprawdę, ziom,
skryć się próbowałem między czarnymi a czerwonymi,

a ty znalazłeś mnie między skurwysynami nachlapanymi miastem w dresie,
pomiędzy matkojebcami z bram, gotowymi wypić ostatnią kwartę mojej krwi,
gotowymi jebnąć z dresa, tam znalazłeś mnie, ziom.
Wierzę w ciebie, Zbawicielu, a to wyznanie wiary wyryłem sobie na ręku,
by przypominało mi, że mam chronić się przed moim gniewem,

silnym jak golenie Chaldejczyków. Dziękuję ci, że mogę być w twojej bandzie, ziom.
Uważam, że wiara w ciebie zostanie poddana próbie. I przetrwa. Trudno, ziom,
by wiara w ciebie nie miała być poddana próbie w miejscu, w którym mieszkam,
w miejscu, które cudem pominęło Luftwaffe i radziecka artyleria.
Nazywasz się Jezus Chrystus, nazywasz się Jehoszua Hamaszijach.

Nazywasz się Jezus i jesteś zajebisty, światło wychodzi z twoich dłoni.
Masz też twarz, nie straciłeś jej, ziom. Chodzi o to, żeby ona pozostała we mnie do końca.
Mimo, że mam małą wyobraźnię i nie wierzę w twoją twarz z obrazków,
to nie rezygnuję, dźwigam ten jeden sposób, na jaki można być w twojej bohemie.
Wierzę, ziom, że przejmiesz wpływy w mieście.

Przejmiesz zdruzgotanego, stojącego pod ?Kapselkiem?,
przejmiesz go zbierającego na kielicha rojsa, sztuka za zeta,
pod ciebie podlegać będzie każda kropla deszczu, która spadnie na Wschodniej,
a na Rewolucji dzięki tobie jedyny upadek, jaki zobaczę,
to upadek płatków śniegu na pęknięcia między płytami szarego chodnika.

Przeciwstawisz się dresom szukającym rozlewu krwi, strachu bliźniego,
łupieżcom i starym babom, żabom kropielniczym,
które mniemają, iż jesteś ich własnością. Im to przeciwstawisz się.
Ziemia łódzka wysuszona od łapówek,
a gdy przyjdziesz, synowie zatracenia nazwą cię świętym barbarzyńcą,

synowie obłudy ? rewolucjonistą.
Słowo twoje jest twarde i oczy niemające względu na nikogo.
Zaprawdę, miasto złoży ci hołd, ugnie kark, albo go sobie złamie.
Tak więc miasto swe złorzeczenie może mieć za bliskie końca,
gdyż przybywa woda ocalenia, pokarm dla zmęczonych patrzeniem na niemoc miasta.

Oto jesteś Chryste, ziom, jak Prozac, a cień twój to olbrzym,
w nim łodzianin skryje swe stopy.


Szymon Domagała-Jakuć


Wiersz pochodzi z tomu Hotel Jahwe, który na dniach ukaże się w serii poetyckiej czasopisma ?Arterie?.