To był piątek trzynastego. Pamiętam, że miałem skoczyć na piwo do tej czarno-białej knajpy w kinie naprzeciwko, ale sprawy zbyt się skomplikowały i nikt już nie kupował bajek o agencji detektywistycznej. Za to tych towarzyskich namnożyło się w ostatnich dniach tak, że tylko czekać aż panienki będą chodzić po domach i roznosić ulotki, reklamować się na billboardach, przed seansem szukać partnerów.
Były u mnie wczoraj, chodziło o jakieś wyśnione morderstwo, o którym nie można zapomnieć. Pytały, czy mogą zająć chwilę. Przyjąłem je do siebie i wypuściłem z rąk, nim skończyły mówić. To były opowieści pełne dymu, czerwieni, a ja w tych dniach bałem się kolorowego kina i tych nowych kobiet, które zawsze miały przy sobie zapalniczkę i nigdy nie musiały prosić o ogień.
Zadzwoniłem do Beaty. Spytałem, ile jest stopni w cieniu, ale ona wróżyła z otwartych okien i drzwi, więc nie czuła tego nacisku, gryzącej potrzeby chwili, gdy jednym westchnieniem gasi się świece i wskrzesza wspomnienia dziewczyn, które kiedyś odwiedziło się w niemych filmach.
Rozłączyłem się i patrzyłem na wyrzeźbioną na szybie różę ? robotę tego samego mrozu, który przyjdzie do mnie we śnie pod postacią Afrodyty. Przyjdzie i poprosi o ciepły kąt, żeby się ogrzać i uciec przed sobą, przed tym wizerunkiem królowej śniegu z reklam perfum i bajek. Ona, jak każda, pragnie bliskości. Ja, jak każdy, pragnę sprawy, którą mógłbym zamknąć, ust, które mógłbym zamknąć i dłoni opartej o fortepian. Reszta symboli zbyt się ograła, a ja nie lubię się powtarzać. Stąd ten polot do kryminału ? mordercą zawsze okazuje się ktoś inny.
Jest już późno, a ja słyszę w korytarzu, jak ktoś wciąż dobija się do drzwi. Patrzę przez judasza, ale to tylko kupidyn pomylił piętra i teraz błąka się z tym swoim metalowym łukiem na zębach. Sprzedaje pamiątki z wakacji ? wieże Eiffla i Koloseum, pod którym rozstałem się z belgijską przemytniczką czarnych tulipanów. Nie potrafiłem jej wtedy aresztować tak na oczach wszystkich. Mogłem tylko przytulić się i powiedzieć, że więcej razy nie będziemy myć rąk w hotelowych pokojach, że to koniec marzeń o gorącej czekoladzie pod Fontanną Di Trevi?
Zapalam jeszcze jednego i myślę o okruchach pierników, coraz bardziej uświadamiając sobie, iż najtrudniej znaleźć własnego mordercę.
Szymon Stoczek