http://www.behance.net/

Adolfie, twoje milczenie należy do mnie, nawet nie wyobrażasz sobie, jak wiele mi dałeś, choć nic nie łączy mnie z nami. Dworzec nauczył mnie wiele o pasażerach, ty na temat człowieka, przynajmniej jakim bywa – jakim jest, to za dużo powiedziane. Pamiętam pewien obraz z muzeum w Amsterdamie: przez uchylone drzwi dzbanek, kawałek chleba, kosz z owocami, na stole leży list. Nie czytałam go. Tyle pozostaje z relacji międzyludzkich, żarcie i rzeczy. Czekam od lat oddana samemu czekaniu, wiem, że list nigdy nie został i nie zostanie wysłany. Czekanie jest niepokojem, a niepokój  – wreszcie czymś trwałym, bo zawdzięczam go Tobie. Różni się od strachu, który gwałtowny, ma zawsze konkretną formę na celu, jest pożarem, chorobą, nędznym obrazem końca w lustrze, mija, niepokój trwa nieznośnie jak drzazga, której nie można wyssać. Niepokój przypomina uczucie matki, tak to sobie przynajmniej wyobrażam, w której łonie płód właśnie zaczyna się masturbować. Kto nie odczuwał choć raz tego mrowienia w podbrzuszu! Śmiem sądzić, że przydarza się nawet prostackim pasażerom. Nawiedza mnie natrętna scena. Adolf zastanawia się właśnie co zyskał przez lata, kim jest, ani duchem, ani autorytetem, ani piszącym do mnie Adolfem. Nie znajduje nic „do bycia” z wyjątkiem otchłani. Wtedy spogląda w dół, pod nogi (a właściwie przed), widzi małą, nie większą od innych mrówkę, która porusza się zygzakiem w niewiadomym celu, gdzieś pomiędzy kępą trawy a psim gównem. Zataczające się, małe, nie większe od innych życie. Natychmiast ją rozdeptuje. Disiecta membra*, napisał martwy poeta. Jestem tą mrówką, nikim więcej. Mrówką w zamieszkiwanej przestrzeni, gdzie od lat nic się nie zmienia, pozostaje mi tylko przemarsz od ściany do ściany, ocieranie się o przedmioty, gapienie w sufit lub okno, bez różnicy w co, byłam mrówką, kiedy pracowałam na zapyziałym dworcu, byłam nią nie tylko dla Adolfa, również dla pasażerów, zawsze opryskliwych, o roszczeniowej postawie, nieprzyjemnym zapachu z ust i pewnych swoich racji. Wolałam czytać niż słuchać ich wywodów. Książki, które gromadziłam przez lata, straciły treść. Tylko czekanie nie jest stratą. Książki wypełniają dziś twarze, których nie rozpoznaję, imiona, które mieszają się z krajobrazem, coś odeszło. Sama radość gromadzenia doświadczeń złuszczyła się i odpadła jak lakier na paznokciach palców odciętej ręki. Owszem, mogłabym pogrążyć się w lekturze długiej jak sen, ale nie mam ochoty, nie potrafię już być kimś innym, dlatego przestałam czytać, raz na zawsze. Sny innych kończą się znudzeniem, rosnącym pragnieniem wyjścia na zewnątrz, gdzie nie ma nic poza narzuconym przez nikogo koszmarem, gdzie nikt na nikogo nie czeka, zajęty poszukiwaniem kogoś, kto będzie czekał. Najtrudniej znoszę chwile pomiędzy niepokojem i strachem. Czas nie upływa. Nic się nie zjawia i trwa. Szum za oknem. Wtedy przypominam sobie dzień w którym przestałam opiekować się dworcowymi kotami. Jedna kotka nazywała się Jesień. Ciągle w ruchu. Była wszędzie. Uwielbiałam na nią patrzeć. Pewnego dnia wpadła pod pociąg, taki był koniec Jesieni. Następnego dnia straciłam prawą rękę, lewa przez jakiś czas była mi obca, więc nie głaskałam kotów, nie przynosiłam im nic do żarcia. Po roku odeszły. Nie można im było zaufać, to zrozumiałe, nosiły w sobie czas, który nie należał do mnie. Nie mogłam się pogodzić z faktem, że czas Jesieni został mi podarowany i skończyło się na ręce. Myślę o tym często, wtedy mrowienie narasta, ale list nie przychodzi i mam ochotę tłuc głową w ścianę. Jednak stwierdzam, że pajęczyny są obrzydliwe i nie tłukę. Czekam na list. Myślę o liście do Adolfa. Zaczynam i natychmiast kończę. Za każdym razem, kiedy zaczynam pisać list do Adolfa, muszę udawać. Adresat oczekuje uwagi, wiem jak należy pisać, ale adresat nie może wiedzieć, ile uwagi potrzeba na pisanie. Ja nie wiem. Na tym polega wyzwanie i moja bezsilność.




Żaneta Żenada (Rafał Kwiatkowski) ? Miejsce zamieszkania Bialoblott, ur. 1951 r. Bez pretensji do sceny literackiej. Żyje na uboczu. Czasami wchodzi do pustego kościoła. Modli się o spokój, choć dawno straciła wiarę. Bezrobotna. Otrzymuje stałą rentę inwalidzką, straciła rękę przy pracy. Uprawia, zapomniany dziś, ogródek sztuki epistolarnej.