www.lanciatrendvisions.com

Jeszcze trochę i nas już nie będzie, pozostaną okoliczności sprzyjające zanikaniu. Żadnych listów od Adolfa i moich, żadnej refleksji, pozostanie oczekiwanie innych, oczekiwanie na listy od wszystkich pozostałych Adolfów i Żanet. Byłam już wcześniej. Teraz, poprzez pismo przeciągam strunę, byłam tym nic nie znaczącym fragmentem, kiedy pracowałam na dworcu. Pasażerowie nic o mnie nie wiedzieli, nie miałam nic do zaoferowania, poza obrazem za szybą i kasowaniem, ja nie wiedziałam nic o nich, poza wyobrażeniem na ich temat w gruncie rzeczy nie mieli nic do zaoferowania z wyjątkiem paru słów znaczących tyle samo, co konieczność wypowiadania byle czego. Jedynie Adolf ujawnił swoją obecność poprzez uciekający gdzieś dalej wzrok, pewną nieśmiałość wobec kobiety zajmującej niską pozycję społeczną. Dotarło do mnie, że ma coś do ukrycia, ale dzisiaj nie obchodzą mnie już urojone tajemnice, wystarczy list w którym znajdę choć jedno słowo świadczące o tym, że przeszłość nie jest snem, czekam. Czekanie to w jakimś sensie śmiertelna powaga, dlatego może nudzić jak nużący bywa pochód dnia za dniem, nocy za nocą, ot tak, bez celu, zwyczajny spływ czasu, który odznacza się postępującą degrengoladą, bo kiedyś jeszcze coś mogło wydarzyć się w czasie, dziś nic już nie ma, wystarczy otworzyć oczy i zapada zmrok. Po zmroku nie warto nigdzie wychodzić. Zmrok wpadł mi w oko; nie powiem, wolę ciemnotę, nie znoszę napuszonych, wyrazistych obiektów pożądania. Tyle jest pięknych określeń wyrażających pojęcie zmroku, już wspomniana „ciemnota, zamroczyć, odmroczyć,ciemnieje, mrok, zmoczyć się po zmroku”, aż pojawi się zbawienne „że tak powiem” i „prawie”, które przywraca nadzieję, teraz można czekać. Poza murem dzielącym mnie od Dojeżdżających istnieją tylko przeszkody, tutaj, w otoczeniu samego upływu, kiedy czas rozkłada się niepodzielnie wśród resztek jedzenia na stole, starych płyt nigdy nie odsłuchanych (brakowało czasu!), piasku przyniesionego dawno temu pod buciorami, szafy ze sknoconymi w przeszłości drzwiami, cieknącego od lat kranu, tylko tu trwa powrót przejrzystości. Oddalenie przeszkody staje się możliwe dzięki oczekiwaniu. Na ułamek sekundy w żółwim wyścigu z Achillesem dopada mnie obraz nieistniejącego listu. Biały prostokąt na czarnym, kwadratowym tle, more geometrico, rzekłby policjant. A jeśli list już tu jest, myślę sobie, leży na stole przywalony górą śmieci, dlatego nie można go zauważyć, jak nie widać mojej straconej ręki, lub mnie, kiedy nigdzie nie wychodzę ? Następuje odwrócenie. List dotarł, tylko adresat jest nieobecny, czuję się jak po liście. Czasami wydaje mi się, że jestem zanikającym wspomnieniem mało interesującego wspomnienia i wcale się w nim nie rozpoznaję. List w końcu znika, pozostaje oczekiwanie. Było sobie raz miasto. Był sobie Adolf. Listu nie było. Wszystko się powtarza. Oczekuję listu, który będzie pierwszym i ostatnim. Adolfie, twoje milczenie należy do mnie, nawet nie wyobrażasz sobie jak wiele mi dałeś, choć nic nie łączy mnie z nami. Kiedy zamykam powieki, widzę tyle światła, że prowadzi na zewnątrz, gdzie zupełny mrok gwarantuje odrobinę kataru. Postanowiłam zasnąć i jak zwykle, życie za oknem daje znać o swoim istnieniu, jakiś pajac nawierca kostkę brukową, ktoś drze się na niego, szczekają psy, ryczą samochody i bachory w samochodach, już nie zasnę cała w oczekiwaniu na list od Adolfa. Nagle ocknęłam się i drzemka przeszła w stan skupienia. Jakie życie poza zużyciem ? Przecież od wielu lat mieszkam między polami, z dala od cywilizacji, samotnie, tylko wiatr, pajęczyny, kurz i złuszczony naskórek. Phi. Tu już na pewno nie dotrze żaden list, dlatego czekam.





Żaneta Żenada (Rafał Kwiatkowski) ? Miejsce zamieszkania Bialoblott, ur. 1951 r. Bez pretensji do sceny literackiej. Żyje na uboczu. Czasami wchodzi do pustego kościoła. Modli się o spokój, choć dawno straciła wiarę. Bezrobotna. Otrzymuje stałą rentę inwalidzką, straciła rękę przy pracy. Uprawia, zapomniany dziś, ogródek sztuki epistolarnej.